ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (261) / 2014

Marek Lyszczyna,

LUDZCY BOGOWIE

A A A
Tworzenie filmów z gatunku umownie określanego medycznym z pewnością nie należy do spraw prostych (o ile w ogóle produkcję filmu można tak określić). Podobnie rzecz ma się z pisaniem o nich. Zawiłość medycznych terminów i niezwykle duże ryzyko potencjalnych błędów merytorycznych odstraszają często twórców (i recenzentów), pozostawiając takie realizacje obszarom niszowym.

Tymczasem to właśnie w tym gatunku powstał ostatnio film niezwykle ważny, potrzebny i doskonale zrealizowany. „Bogowie” w reżyserii Łukasza Palkowskiego to historia z medycznym tłem. Wbrew pozorom bowiem nie kardiochirurdzy i ich środowisko są tu głównym tematem. Mamy tu do czynienia z teatrem jednego aktora – profesora Zbigniewa Religi, brawurowo odegranego przez Tomasza Kota. Zmagania z niewierzącymi w możliwość udanego przeszczepu serca lekarzami starszego pokolenia, dzierżącymi stery w kardiochirurgii czy też problemy z peerelowskimi urzędnikami, którzy nie chcą finansować takich badań, to jedynie pretekst do skonstruowania fabuły. Sedno filmu stanowi natomiast niesamowita osobowość Religi, jego siła i niewyczerpana wprost energia. Tytuł „Bogowie” nie odnosi się do roli lekarza jako tego, który w miejsce stwórcy decyduje o życiu lub śmierci pacjenta. Moim zdaniem, stanowi on raczej afirmację woli głównego bohatera – niezłomnego wobec niepowodzeń, trudności losu, niepokonanego, słowem – równego bogom. „Obejmuj tę klinikę. Będziesz mógł robić, co chcesz” – namawia bohatera jeden z przyjaciół. „I tak robię to, co chcę” – odpowiada Religa.

Film porusza wiele wątków. Źródłem nieporozumień z gronem polskich kardiochirurgów jest między innymi pobyt bohatera na stypendium w Stanach Zjednoczonych. Zafascynowany możliwością przeszczepu serca docent Religa bezskutecznie szuka poparcia wśród sceptycznie nastawionych kolegów. W sekwencjach tych można odnaleźć niezwykle aktualny, uniwersalny problem. Dziś także wykształceni na Zachodzie młodzi ludzie często mają kłopoty nie tylko ze znalezieniem pracy w kraju, ale wręcz ze zrozumieniem polskiej rzeczywistości. Palkowskiemu udało się niezwykle wyraziście sformułować ten problem. Reżyser zmaga się z polską mentalnością, ukazując także przesądy dotyczące roli serca w organizmie człowieka, które mieszają się z najgorszą ksenofobią: „Kim będzie dawca?” – pyta w jednej ze scen biorca organu. „Nie mam pojęcia” – mówi Zbigniew Religa. „Oby tylko nie był to jakiś pedał czy Żyd” – słyszy w odpowiedzi.

Poza wymiarem społecznej krytyki istnieje oczywiście warstwa obrazu jako dzieła filmowego. W kwestii formy twórcom „Bogów” należą się słowa uznania. Język filmu podąża za treścią. W miarę zawiązywania się akcji montaż staje się szybszy, bardziej dynamiczny. Sceny przedstawiające operacje zostały przekonująco zrealizowane. Trudno nie zwrócić także uwagi na ramę filmu, na którą składają się scena otwarcia oraz ostatni kadr, imitujący słynne zdjęcie profesora Religi siedzącego przy pacjencie po wyczerpującej, wielogodzinnej operacji. W rogu śpi skulony asystent. W pierwszej scenie widzimy natomiast samotnie podążającego nieskończenie długim korytarzem młodego docenta u progu kariery, jeszcze dalekiego od wykonania przełomowego zabiegu przeszczepu serca. Ciemne barwy i lodowata pustka przestrzeni są czytelnymi znakami samotności Religi. Początkowe kadry w pewnym sensie przywodzą na myśl estetykę horroru – samotny bohater zmierza obskurnym, mrocznym korytarzem w nieznanym kierunku. Potem robi się jeszcze straszniej. Oto bowiem na stole leży wciąż gorący trup, którego Religa rozcina jednym sprawnym ruchem skalpela niczym kurczaka.

Nie o grozę jednak twórcom chodzi. Po takim mocnym otwarciu zostajemy wprowadzeni w historię życia jednego z najwybitniejszych polskich lekarzy. Co istotne, nie mamy tu do czynienia z posągiem z marmuru. Zbigniew Religa w filmie Pałkowskiego jest wielki, ale normalny, posiada bardzo ludzkie nałogi i przywary. Za swoją „boską” niezłomność woli ratowania ludzkiego życia ponosi nieraz najwyższą cenę, poświęcając własne zdrowie oraz rodzinę. Bohater budzi wielką sympatię. Choć widzimy go, jak traci nad sobą kontrolę i w niewybrednych słowach poniża swój personel, to zaraz potem chylimy przed nim czoła, gdy z wielką delikatnością prosi rodziców tragicznie zmarłego syna o zgodę na pobranie serca.

Słowa uznania należą się aktorskiemu warsztatowi Tomasza Kota. Doświadczenie wyniesione z roli Ryszarda Riedla w filmie „Skazany na bluesa” pozwoliło mu precyzyjne oddać zmaganie się Religi z rozmaitymi nałogami. Równocześnie jednak aktor wciela się w niezwykle trzeźwego, racjonalnego i pewnego siebie do granic możliwości, apodyktycznego człowieka. Trudno zapewne pomieścić w sobie tak wiele skrajnych osobowości, a jeszcze trudniej jest przekonująco wydobyć je z siebie, kreując tak wymagającą rolę. Dominacja Religi-Kota na ekranie jest absolutna, zarówno w sensie opowiadanej historii, jak i filmowego rzemiosła. Symboliczna wydaje się w tym kontekście scena, w której jeden z asystentów ma „ogarnąć Religę”, co sprowadza się do odebrania mu kluczyków do samochodu w stanie nietrzeźwości. „Cichoń, dawajcie mi tu kluczki!” – krzyczy kardiochirurg, a operator podkreśla wagę tej sceny, symbolicznie wypełniając postacią profesora prawie cały kadr.

Komentarza wymagają również wspomniane już sekwencje prezentujące medyczne szczegóły operacji. Horror często fetyszyzuje ciało i dokonywane na nim zabiegi, krew oraz wnętrzności. Podejmowane działania oderwane są od ich funkcji, stając się celem samym w sobie. Innym razem operowanie może być estetyzowane czy wręcz sakryfikowane, jak to ma miejsce w przypadku skaryfikacji. Zupełnie inaczej rzecz ma się w „Bogach”. Zabiegi medyczne nie zostały tu ani wyestetyzowane, ani sfetyszyzowane, ani też sturpizowane. Są realistyczne, ale pozostają wciąż w obrębie poetyki filmu fabularnego.

Dlaczego uważam „Bogów” za jeden z najważniejszych polskich filmów ostatnich lat? Dlatego, że nawet gdyby posiadał braki warsztatowe (których nie posiada), w dalszym ciągu pozostałby dziełem niezwykle cennym i to nie tylko ze względu na przybliżenie sylwetki tak wybitnego człowieka, jakim był zmarły w 2009 roku Zbigniew Religa. „Bogowie” mają moc odbudowywania zaufania do transplantologii, które nie tak dawno zostało lekkomyślnie i wulgarnie podważone przez niektórych polityków, mentalnością żywcem przypominających swoich peerelowskich poprzedników. Tak samo jak partyjni aparatczycy i nieprzychylni lekarze w tamtym czasie, pewne środowiska wciąż podważają sens ratowania ludzkiego życia poprzez zabieg przeszczepu serca bądź innego organu.

„Bogowie” są zatem hołdem dla życiodajnej idei transplantologii, a zarazem doskonałym pomnikiem Zbigniewa Religi. Pomnikiem, warto dodać, który w nowoczesnej formie, w sposób niezwykle subtelny, nienachalny i delikatny przekazuje legendę i na długo pozostaje w pamięci. Widzowie obserwują historię, ale wnioski wyciągają sami. Łukasz Palkowski nie ocenia, nie moralizuje. Bo czyż ratowaniu ludzkiego życia powinny towarzyszyć moralne rozterki? Wielu etyków czy zwykłych zjadaczy chleba zaczęłoby pewnie ten problem roztrząsać. Profesor Religa bardzo szybko uciąłby takie dyskusje. Jego komentarz jednak niekoniecznie nadawałby się do przytoczenia.
„Bogowie”. Reżyseria: Łukasz Palkowski. Scenariusz: Krzysztof Rak. Obsada: Tomasz Kot, Piotr Głowacki, Magdalena Czerwińska, Rafał Zawierucha i in. Gatunek: dramat biograficzny. Produkcja: Polska 2014, 112 min.