ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (262) / 2014

Przemysław Pawełek,

SEKS ZAWSZE SIĘ SPRZEDA (SEX-LETNIE UNIESIENIA)

A A A
Jaka czynność w największym stopniu mogłaby zaabsorbować superherosa, który postanowił zdjąć pelerynę i oddać się „zwykłemu życiu”? Za podpowiedź niech posłuży tytuł komiksowej serii Joe Caseya ilustrowanej przez Piotra Kowalskiego. Problem Simona Cooke’a polega na tym, że po latach „pracy” w kostiumie jest on co najmniej upośledzony społecznie i emocjonalnie. Nie wie jak postępować z kobietami, a tym większym wyzwaniem jest dla niego doprowadzenie do intymnej sytuacji z interesującą go damą. Przyjmowanie tożsamości Świętego w Pancerzu odcisnęło się piętnem na psychice bohatera, który w cywilu czuje się wprost nienaturalnie. Jakby tego było mało, zaniedbywana przez lata (odziedziczona po rodzicach) korporacja czeka, aż Cooke przejmie w końcu inicjatywę, zaś dwuznaczne relacje z dawną przeciwniczką o ksywce Mroczna Kotka aż proszę się o wyklarowanie. Tyle do zrobienia, ale jak się za to zabrać?

Wszystko to brzmi intrygująco, niczym alternatywna historia Bruce’a Wayne’a, który zdecydował się na dobre przejść do cywila. Niestety, po intrygującym początku opowieść szybko pogrąża się w fabularnych mieliznach i banałach. Scenarzysta Joe Casey stawia ciekawe pytania, ale nie ma pomysłu na dobre odpowiedzi. W jaki sposób wpływa na życie erotyczne przesiadywanie co wieczór na gzymsach mrocznych kamienic i wypatrywanie złoczyńców? Takowe działania umożliwiają zarówno złapanie przestępcy, jak i wilka, ale można założyć, że odbijają się raczej negatywnie na kwestii ewentualnego pożycia. Cóż jednak więcej z tego wynika? Kolejne pytanie: co przez ten czas działo się z libido bohatera? Wypierał je? A może to właśnie tłumienie popędów popychało Simona do jeszcze agresywniejszej i bardziej ryzykownej walki z ulicznymi zbirami? Niestety, Casey niemal nic na ten temat nie mówi. Opowieść wlecze się leniwie w równie bezcelowy sposób co sam Cooke, dryfujący między pracą a Mroczną Kotką, „prywatnie” prowadzącą luksusowy dom publiczny.

W pierwszych ośmiu zeszytach serii składających się na premierowy tom „Seksu” trudno odnaleźć klasyczną fabułę. To bardziej zbiór pretekstów do (umiarkowanie uzasadnionych) scen miłosnych, dawkowanych ze zmienną regularnością. Na erotyczny kalejdoskop składają się między innymi ujęcia seksu lesbijskiego, regularne orgie, przygodne fellatio w toalecie czy homoseksualny gwałt. Nie jestem purytaninem, ale sekwencje, które miały mnie – jak przypuszczam – „pobudzić”, wywoływały raczej niesmak. Być może o to właśnie chodziło, bo sprawiają wrażenie obliczonych na szokowanie odbiorcy i to w dość niewyszukany sposób. Trudno je nawet porównywać z pamiętną sceną zbliżenia Nocnego Puchacza oraz Jedwabnej Zjawy w „Strażnikach” Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa. Autorzy wyszli daleko poza zwykłe epatowanie erotyzmem, a ukazując fizyczność bohaterów sporo mówili o ich psychice oraz kierujących nimi pobudkach. Próżno takiej metafory szukać w recenzowanym tytule. Nie odnajdziemy także perwersyjnej i przewrotnej pomysłowości charakterystycznej dla dorobku Guido Crepaxa – zamiast niej dominuje dosadna wymiana fluidów połączona z ruchami frykcyjnymi. Mówiąc szczerze, w połowie albumu zacząłem z lekkiego znudzenia kartkować strony, zastanawiając się, jakież to jeszcze „kombinacje” przewidział scenarzysta. Odnoszę wrażenie, że Joe Casey – poza chęcią zaszokowania czytelnika paroma dekadenckimi scenami – nie ma dużo więcej do zaproponowania.  

Na tle ciągnącej się fabuły i mdłych bohaterów nader dobrze prezentuje się strona wizualna komiksu autorstwa Piotra Kowalskiego, współpracującego z najważniejszymi wydawnictwami w Europie i Stanach Zjednoczonych. Cieszę się z sukcesu Polaka i kibicuję mu w następnych przedsięwzięciach, jednak w „Seksie” nie znalazłem zbytnich powodów do zachwytu. To solidna, zagraniczna klasa średnia – nieco toporne rzemiosło odarte z charakteru. Być może dość chłodne przyjęcie przeze mnie prac autora wynika z frankofońskiego zacięcia, które widać w jego kresce, a za którym nie przepadam. Niewykluczone, że owa estetyka jest efektem tempa pracy na amerykańskim rynku, bo dużo lepiej wspominam odbiór strony wizualnej „Wydziału Lincoln” rysowanego dla belgijskiego wydawcy. Pewną krzywdę wyrządziły grafice zastosowane w albumie kolory: pstrokate, chwilami zbyt kontrastowe, innym razem słabo wykorzystujące plany i przestrzenie, jakie wydzieliła im kreska.

Komiks niewątpliwie posiada parę mocnych punktów (przypadek głównego bohatera, motyw intymności superherosów, igranie z mitologią Mrocznego Rycerza), jednak całość w dużej mierze oddaje charakter Simona, który snuje się bez celu oraz pomysłu na siebie. Liczyłem na to, że podczas lektury doświadczę jakiejkolwiek satysfakcji, ale niestety odmówiono mi jej – podobnie jak (erotycznie) nieprzystającemu do rzeczywistości protagoniście serii. Być może kolejne tomy dostarczą czytelnikowi nieco więcej frajdy, a i Cooke w końcu da upust swemu stłamszonemu libido. Biorąc jednak pod uwagę rytm historii, równie dobrze może to nastąpić w najbliższych odcinkach lub wcale. Przestrzegam: pierwszy tom „Seksu” jest pozycją wyłącznie dla „pasjonatów”, których ukontentują liczne, lecz pozbawione większego sensu, sceny kopulacji. Więcej w komiksie duetu Casey-Kowalski raczej się nie znajdzie.
Joe Casey, Piotr Kowalski: „Sex. Letnie uniesienia” („Sex”). Tłumaczenie: Grzegorz Marczyk. Wydawnictwo Mucha Comics. Warszawa 2014.