ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (263) / 2014

Marek Lyszczyna, Rafał Kosik,

KINO BUDOWANE OD ZERA

A A A
Marek Lyszczyna: Kino familijne w Polsce nie cieszy się jeszcze taką popularnością jak na przykład w Stanach Zjednoczonych, gdzie nie tylko powstaje o wiele więcej dzieł tego nurtu, lecz także są one obecne w innych gatunkach filmowych czy literackich, w postaci popkulturowych odniesień, na przykład w horrorach. Z czego wynika ta różnica?

Rafał Kosik: Rynek amerykański lub – szerzej – anglosaski jest rynkiem globalnym. Tam każdy gatunek filmowy będzie lepiej doinwestowany; dotyczy to również kina familijnego. Ta kultura stworzyła kody, które również dla Polaków są bardziej czytelne od własnych. To samonapędzająca się wielka machina. Poza tym kino familijne wcale nie jest takie łatwe do zrobienia – ma ono przecież zainteresować i nastolatków, i ich trzydziesto- lub czterdziestoletnich rodziców, a przy tym być strawne dla dzieci w wieku 6-10 lat. Na tę sytuację dodatkowo nakładają się ambicje artystów, którzy chcą tworzyć sztukę wyższą – cokolwiek ma to oznaczać – i nieważne, że do kina przyjdą trzy osoby, bo film jest niestrawny dla przeciętnego widza. Liczy się prestiż. W krajach skandynawskich czy w Holandii filmy dla młodego widza są doinwestowywane przez państwo. A u nas? W Polsce istnieje rachunek ekonomiczny, który w latach 90. i jeszcze potem jasno pokazywał, że przepisem na sukces komercyjny są głupawe komedie. Dziś stoimy przed sytuacją, w której kino familijne w Polsce trzeba budować od zera. Tu nie ma nawet czego naprawiać.

M.L.: Czytając „Trzecią Kuzynkę”, robiłem notatki i przygotowywałem listę pytań. W pewnym momencie jednak opowiadana historia wciągnęła mnie na tyle, że odłożyłem notatnik i zacząłem śledzić akcję. Czy seria „Felix, Net i Nika” to powieści także dla dorosłych?

R.K.: Staram się, żeby każda powieść była wielowarstwowa. Początkowo robiłem to z troski o rodziców, którzy czytając najmłodszym fanom, nie powinni się nudzić; potem zrozumiałem, że nie potrafię inaczej pisać. Dobra powieść powinna być interesująca dla każdego czytelnika. Znam wielu dorosłych, którzy czytają „Felixa, Neta i Nikę” dla siebie.

M.L.: Znalazłem w tej książce wiele odniesień zrozumiałych raczej dla starszych czytelników. Młodsi niekoniecznie dopatrzą się ironii w postaci kierowcy Janusza, a już na pewno nie zrozumieją kapitalnej anegdoty o ćmamutach – niestety, niezwykle wiernie oddającej bolączki akademickiego środowiska, w którym obecnie panuje kult punktów i publikacji.

R.K.: Wstawianie „smaczków” w pełni zrozumiałych dla „wybranych” sprawia mi sporą przyjemność. Jednak czytanie o nich nie może powodować „zgrzytu” u reszty czytelników, którzy powinni nad nimi przeskoczyć w sposób nieświadomy lub zaśmiać się w duchu, nawet nie znając konotacji.

M.L.: Akcja pańskiej powieści toczy się na Dolnym Śląsku – w regionie, w którym historia jest niezwykle żywa i wciąż bolesna. Nie osądzając, nie dramatyzując, uwrażliwia pan młodych czytelników na to, że historia niekoniecznie jest czarno-biała.

R.K.: To naprawdę zaskakujące, jak ludzie prosto i bezrefleksyjnie oceniają. Jest to doskonale widoczne w internetowych dyskusjach, a szczególnie w świecie mediów społecznościowych, gdzie w modzie są postawy skrajne, a standardem staje się zerojedynkowe ocenianie ludzi, bez choćby próby wczucia się w ich położenie. Staram się przekazać młodym czytelnikom narzędzia do rozumienia niuansów rządzących światem.

M.L.: W pańskim tekście można się również doszukać krytyki pewnych postaw i tendencji. Mam na myśli fragment o tym, że o naszej historii dowiadujemy się z zagranicznych kronik, a amerykańskie mapy nawigują nasze japońskie samochody. Zmusza pan młodych ludzi do myślenia?

R.K.: Staram się, choć nie mam złudzeń na przykład co do roli, jaką Polska odgrywa dziś na świecie. Nie będziemy na razie galaktycznym imperium, ale nie musimy też być zaściankiem. Dobra rada, znana od dawna, to: „zmienianie świata zacznij od siebie”. Staram się być jej wierny podczas zagranicznych podróży. Wszędzie zachowuję się tak, jakbym był ambasadorem Polski. Bardzo wiele zależy od tego, jak postrzegają nas obcokrajowcy. Kiedy w 1939 roku Niemcy napadli na Polskę, okazało się, że spora część decydentów naszego sojusznika, Wielkiej Brytanii, nie wiedziała nawet, co to jest Polska. Nie było to specjalnie dziwne, bo brytyjskie interesy rozciągały się na cały świat. Gorsze było to, że po przewertowaniu atlasów i encyklopedii często okazywało się, że według przestarzałych danych Polska to historyczna kraina nieistniejąca od ponad stu lat. Mam wrażenie, że i dziś gdzieś na świecie poziom wiedzy o naszym kraju jest niewiele lepszy.

M.L.: Pana ostatnia powieść, „Amelia i Kuba. Godzina Duchów”, to eksperyment z formą. Czy możemy się spodziewać również i jej ekranizacji? Byłby to ciekawy zabieg, którego nie widziało jeszcze polskie kino.

R.K.: Myśleliśmy o tym, ale to młoda seria. Chyba musi najpierw zdobyć większą popularność. Na razie z żoną Kasią, która jest również redaktorem moich książek, pracujemy nad projektem typowo filmowym i zdecydowanie familijnym pt. „Julka”. Jest to historia dla odmiany zupełnie niefantastyczna, o dziewczynie, która ucieka z domu, choć wydawałoby się, że nie ma ku temu powodów. Jeśli projekt się powiedzie, będzie realizowany być może w koprodukcji polsko-norweskiej.

M.L.: Bardzo dziękuję za rozmowę.

***

Rafał Kosik jest autorem licznych powieści science fiction oraz serii książek dla młodzieży zatytułowanych „Feliks, Net i Nika”. Jeden z tomów („Feliks, Net i Nika oraz teoretycznie możliwa katastrofa”) został w 2012 roku przeniesiony na ekran według scenariusza współautorstwa Rafała Kosika. Obecnie trwają przygotowania do ekranizacji kolejnej powieści z tej serii. Autor pracuje również nad zupełnie nowym projektem filmu familijnego „Julka”.

„Feliks Net i Nika oraz Trzecia Kuzynka” to wydawana w 2009 roku powieść, nad której filmową adaptacją trwają obecnie prace. Akcja powieści rozgrywa się podczas zimowych ferii, w czasie których trójka tytułowych bohaterów wyjeżdża do obóz narciarski do pensjonatu „Trzecia Kuzynka”, w którym zaczynają się dziać dziwne, momentami przerażające rzeczy.

Ważną cechą powieści, jak i całej twórczości Rafała Kosika, jest wielowarstwowość kodów kulturowych. W historii trójki nastolatków można odnaleźć m.in. aluzje do problemów świata akademickiego. Zdecydowanym walorem powieści jest również tło historyczne, które eksploruje trudną historię Dolnego Śląska w rzetelny, skłaniający do myślenia sposób.