ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (263) / 2014

Genowefa Jakubowska-Fijałkowska,

WIERSZE

A A A
Seryjni poeci w grudniu



wiążą pętle z biustonoszy specjalne niepowtarzalne

jak znaki papilarne jak genetyczny kod



z furią zabijają wiedeńskie kurwy



czasem wpadają do Miami albo do Pragi

obnażone zwłoki płyną w Wełtawie



seryjni udzielają wywiadów celebryci sadyści

przy wiedeńskiej kawie ze śmietanką do prasy telewizji na portale



kobiety szaleją kochają pragną szczytują

umierają dla nich



ja dla seryjnych: podtapiam się w wannie

i kończę biografię nad ranem



z koszulą nocną między nogami



zima to seryjny morderca



Mężczyzna i Bóg



Bóg jest moim mężczyzną w lipcu



w innych miesiącach:



odległością skalistą pustynią doliną śmierci

cudnym krajem astronomii



szamanką w stringach



mam swoje obserwatorium Boga i mężczyzny:

w średnicy Drogi Mlecznej



w paznokciu wrośniętym w duży palec stopy



w linii papilarnej do visy USA

w kasynie w Las Vegas



Podróż



niegrzeczny jesteś chłopczyku mama nie będzie ci śpiewać

co zrobisz dziewczynkom i mamie gdy nie będzie ci śpiewać



zwymiotujesz hamburgerem w pociągu na taty spodnie jego okulary

kanapkę z lodową sałatą i pomidorem



od urodzenia twojego tata nie znosił niemowlęcego ulewania na koszulę

na krawat marynarkę na twoją matkę



wszystko śmierdziało na matce i tata nie mógł dojść



nie masz brata ani siostry

tylko hamburger w pociągu Euro City



z Warszawy Wschodniej do Pragi



Ruletka z tobą



a co ci Ewko Żydówko?



a to indziej ci powiem co mi



ja poczekam zapalę świecznik z dziewięcioma ramionami

jako znak cudu w moim oknie i będę twoją Judytą



odetnę twojemu pijanemu kochankowi głowę gdy będzie spał

dla ciebie zrobię naleśniki z serem



kochana: zagrajmy w rosyjską ruletkę



będę strzelać do szóstej partii

i już nic mi nie powiesz potem Ewko Żydówko



Madagaskar



znalazłam kamień celestyn



jakie to cudne imię mężczyzny

który mógłby zostać moim planetarnym władcą



wibracje kamienia i tego mężczyzny zawieszę na szyi



będę wpadać w krater wulkanu

długo do środka ziemi do mężczyzny



Patrzyłeś na nią: umierała



miała otwarte oczy widziałeś w nich czwartek

była sobota prawie już niedziela ostatnia



powietrze widziałeś stało jak nóż który go przecinał (w jej oczach)

deszcz który skamieniał światło które nie gasło widziałeś (w jej oczach)



dzień się nie kończył noc się nie zaczynała świtu i zmierzchu nie było

kurewska zajebana jasność białe noce polarne białe dni



wariuje instynkt i głód za jasno:



ropieją oczy nadchodzi najdłuższy dzień w roku

blask zrównanie światła i światła do spirali



siekierezada



już nie patrzysz na nią:

tygrys bengalski w skoku załamuje światło