ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (266) / 2015

Ewelina Suszek,

POWOLI, PO ŚLADACH (ANDRZEJ ZAWADZKI: 'OBRAZ I ŚLAD')

A A A
Andrzej Zawadzki w swojej najnowszej książce spokojnie, bez pośpiechu kroczy drogą badawczą, która była mu już bliska w pracy „Literatura a myśl słaba” (Kraków 2009). Operując sprawdzonym słownikiem oraz poruszając się w podobnym kręgu tematów, nie unika powtórzeń. W „Obrazie i śladzie” także podejmuje trop, wyznaczony między innymi przez refleksję Martina Heideggera, Emmanuela Lèvinasa, Jeana-Luca Nancy’ego, Gianniego Vattima czy – w mniejszym stopniu – Constanitina Noiki. Ważne już we wcześniejszym studium pojęcie śladu w najnowszej publikacji stanowi wciąż podstawowy termin, a kluczową problematyką jest jego tytułowa relacja z obrazem.

W analizie śladu w kontekście przedstawienia przychodzą z pomocą – zwłaszcza jako punkt wyjścia – prace Vattima. Od autora „Końca nowoczesności” (książki, której autorem wstępu do polskiego wydania był Zawadzki) zaczerpnięto rozróżnienie na ontologie mocne, zakładające substancjalność, esencjonalność, obecność, trwałość i niezmienność bytu, oraz ontologie słabe, w ramach których byt jest zaledwie śladem. Opozycja ta staje się podstawą analogicznego, bez wątpienia wartego przemyślenia, podziału na reprezentację mocną i słabą. „Moc” tej pierwszej polegać ma na umiejętności pełnego, wieloaspektowego ujęcia rzeczywistości w kategoriach narzucanych przez nowożytny podmiot. Klasyczne mimesis oznacza tutaj uobecnianie bytu, a imitacja (imitatio) – „kopiowanie, odtwarzanie, dublowanie, reprezentowanie rzeczywistości” (s. 9). Chociaż tradycyjnie naśladowanie było traktowane jako  synonim tych pojęć, Zawadzki zbacza z utartych ścieżek i proponuje pojmować je antagonistycznie, w duchu słabej reprezentacji. Naśladowanie jawi się jako skromne i w pozytywnym sensie słabe, ponieważ: „»Zadowala« się rzeczywistością kruchą, ułomną, wybrakowaną, daną – by odwołać się do różnych odcieni znaczeniowych słowa ślad zachowanych w grece – jako resztka, odcisk, znak; zakłada więc swoistą ontologię śladowości, a nie obecności i rezygnuje ze swej przedstawieniowej mocy, z podporządkowania rzeczywistości i scalającej sile obrazu” (s. 9).

Żeby uporządkować współczesne dyskusje na temat obrazowości, komparatysta dokonuje odważnego, niepozbawionego ryzyka manewru – adaptuje słownik stosowany w debatach o obrazach w Bizancjum oraz w sporach z okresu reformacji. Idolatria, ikonoklazm, ikonofilia – to wokół tych pojęć zogniskowane są kolejne części książki. Pierwsza – „Idolatria: obraz bez śladu” – dotyka problemu obrazów pustych, pozbawionych referencyjności. Kultura późnej nowoczesności nie kontynuuje idolatrii tradycyjnej, ale – w tym miejscu Zawadzki posiłkuje się rozróżnieniem Hansa Beltinga – uprawia idolatrię ślepą (anonimową), wynikającą z zaniku dychotomii prawdy i fałszu oraz związaną z redukcją świata do konsumpcyjnej sfery wizualności. Dzisiejsi bałwochwalcy wciąż tańczą wokół złotego cielca, lecz czczą jedynie „piękno pozoru” (s. 39). Takie ujęcie pozwala skonstruować „czteroczłonowe równanie: nihilizm – symulakryzacja – estetyzacja – idolatria” (s. 39). Jego poszczególne elementy i wzajemne relacje autor precyzyjnie analizuje w oparciu o „rachunki” Vattima, Jeana Baudrillarda i Gillesa Deleuze’a oraz z wykorzystaniem „ilustracji”, zaczerpniętych z „Mapy i terytorium” Michela Houellebecqa. W krajobrazie po symulakrycznym kryzysie dostrzega dwie ścieżki: pierwszą wyznaczyli radykalnie odrzucający przedstawienie miłośnicy śladu, ikonoklaści, neologicznie określani także jako „ichnofile” (s. 43), drugą natomiast wydeptali ci, którzy, wykorzystując pojęcie śladu, podjęli próbę „naprawienia obrazu”. Obydwóm drogom autor przygląda się bacznie w dalszych partiach książki.

„Ichnofilom” Zawadzki poświęca część następną – „Ikonoklazm: ślad contra obraz”. Wśród czołowych współczesnych ikonoklastów wymienia Martina Heideggera, Zygmunta Freuda, Emmanuela Lèvinasa oraz – jak nie trudno się domyśleć – Jacquesa Derridę. W odczytaniu Zawadzkiego trzej pierwsi ikonoklaści są „nostalgikami śladu” (s. 86), ponieważ skrycie marzą o źródle, praprzyczynie, jedynym śladzie, do którego wszystko można by sprowadzić, a przejawia się to w tęsknocie za Byciem (Heidegger), Nieświadomością (Freud) lub Innością (Lèvinas). Piętno metafizyki obecności wypomina im Derrida – piewca nieobecności, „tropiciel ekstatyk” (s. 89), cieszący się na widok każdego następnego śladu. Bez względu na stopień entuzjazmu wszyscy wymienieni myśliciele uczyli jednak, jak inaczej odczytywać ślady, które – w ich interpretacjach – zyskują autonomią, mniej lub bardziej odrywając się zarówno od obecności, jak i początku.

Zawadzkiemu udaje się uchwycić ewolucję „ontologii śladu”, wyczulić na najistotniejsze momenty przeobrażeń oraz uwypuklić różnice. Najważniejsza opozycja ufundowana jest przez dwa podstawowe sposoby „lektury” śladu – pierwszy wyrasta z założenia, że ślad to „»skondensowana obecność«, która paradoksalnie właśnie poprzez fakt oddalenia, dystansu, zakrycia w śladzie i poprzez ślad jest obecna pełniej, bardziej intensywnie” (s. 213), drugi  traktuje ślad jako „»pustą« obecność, wytwór różnicy, który nieuchronnie wymazuje i zaciera wszelką postać obecności, będącą jedynie »ubocznym efektem« działania śladu” (s. 30). Czytelnik „Obrazu i śladu” z łatwością zauważy, jak bardzo dwudziestowieczne koncepcje kontrastują z klasycznymi. Co prawda, grecki czasownik ekmatto określa zarówno ślad, jak i jego wymazywanie, jednak Platon, a za nim Arystoteles operują „mocnym” znaczeniem pojęcia. Starożytni uznawali ślad za służebny obrazowi, a jego rolę widzieli w dość dokładnej reprezentacji przeszłości i wtórnym uobecnianiu. Podobny charakter miały bizantyjskie obrazy, które niczym antyczne tabliczki woskowe pełniły funkcje retrospektywną i prospektywną, pielęgnowały bowiem „to, co się zdarzyło w przeszłości” i jednocześnie były obietnicą „tego, co dopiero ma się zdarzyć w przyszłości (ponowne przyjście, Parousia Chrystusa)” (s. 50). Interdyscyplinarną analizę przednowoczesnej koncepcji mimesis, zwłaszcza w kontekście „obrazów prawdziwych” przeprowadzono w części „Ikonofilia: obraz jako ślad”. Autor nie tylko referuje w niej poglądy dawnych obrońców ikon (Pseudo-Dionizego Areopagity, Jana z Damaszku, Nikefora, Teodora Studyty), ale również zwraca uwagę na wzrastającą atrakcyjność tych „dziwnych obrazów” (s. 128) dla współczesnych artystów oraz badaczy (szczegółowo zaprezentowano zwłaszcza koncepcje Jeana-Luca Mariona oraz Georgesa Didiego-Hubermana).

W poruszaniu się po gąszczu terminów i tropów, jakimi nasycony jest rozdział „Obrazy i teologia”, zapewne pomoże zamieszczony na jego końcu słowniczek. Zawadzki poprzez jasno sformułowane założenia, tezy, wnioski oraz podsumowujące zestawienia zadbał o przejrzystość wywodu, co chroni przed zagubieniem się w meandrach złożonej problematyki książki. Walorem są również liczne odwołania do tekstów obcojęzycznych (Vattima, Beltinga, Mariona, Greischa, Lacana, Blanchota, Nancy’ego i szeregu innych), które wzmocniły panoramiczne ujęcie zagadnienia. Dziwi mnie natomiast zaledwie jednorazowe i marginalne odniesienie do pracy „Ślad i obecność” (s. 7) – tym bardziej, że sam autor przyznaje, iż rozważania Barbary Skargi mają na polskim gruncie założycielski charakter. Owszem, eseje te akcentują przede wszystkim egzystencjalno-etyczny wymiar śladów, jednak oscylowanie wokół podobnego kręgu tematów i nazwisk zbliża obie książki, a konserwatywne w gruncie rzeczy poglądy obrończyni obecności mogłyby okazać się ciekawym kontekstem dla omawianych kwestii.

Zgodnie z duchem większości koncepcji śladowości najciekawsze w książce Zawadzkiego są dla mnie resztka, dodatek, pozostałość, margines – tak bardzo doceniane przez poststrukturalną humanistykę. Na końcu pracy znajduje się to, co nawet jeśli nie najważniejsze, może okazać się najbardziej płodne. Inspirujące, warte przetestowania są tezy zawarte w „Apendyksie: Estetyce i poetyce śladu”. W pierwszym jego rozdziale („Ślad sztuki, sztuka śladu. Wokół estetycznych koncepcji Jeana-Luca Nancy’ego, Gianniego Vattima i Georgesa Didiego-Hubermana”) komparatysta zestawia te koncepcje, które stanowią próbę wykorzystania współczesnej filozofii śladu w refleksji estetycznej nad efemeryczną, nieuchwytną „sztuką-śladem” (art-vestige – s. 166), będącą resztką (w refleksji Nancy’ego) lub odciskiem (w analizach Didiego-Hubermana). Następnie w „Pękniętym obrazie. Od metafory do śladu”, opierając się na rozpoznaniach Heideggera, Derridy, Ricoeura, wychodzi od refleksji nad metaforą, zwłaszcza nad jej „ikonicznym momentem” (s. 193 i n.), by na ostatnich stronach zarysować autorski projekt „poetyki” czy raczej „poetyk śladu” (liczba mnoga jest zalecana ze względu na złożoność zjawiska, choć samemu badaczowi zabrakło konsekwencji w jej użyciu). Zawadzki uznaje, że nowoczesna literatura (obok dwudziestowiecznej myśli filozoficznej) najbardziej wyeksponowała ślad w jego rozmaitych kontekstach (bytu, statusu podmiotu, funkcji języka). Proponuje, by metaforyczną „poetykę śladu” traktować nie jako rodzaj poetyki immanentnej, dającej się scharakteryzować na podstawie konkretnych wyznaczników wypowiedzi literackiej, lecz jako „poetykę sformułowaną” – „model literackiej formy, ogólną koncepcję dzieła, sposób rozumienia tego, czym jest akt pisania literatury, wyraz pewnej pisarskiej samoświadomości” (s. 199).

Naszkicowany projekt sygnalizuje rozmaite, istotne kwestie (ślad – figura obecności autora w tekście, znak językowy jako ślad, opozycja metaforyczne-śladowe, enigma, czyli wiersz-ślad). Literaturoznawca uczciwie podkreśla, że jego artykuł ma znamiona rekonesansu. W tym rozpoznaniu pola badawczego utwory literackie funkcjonują jako klarowna ilustracja głównych tez lub – by użyć określenia samego autora – jako „leitmotiv” (s. 189). Nieco żal, że Zawadzki tylko w przypadku „Skóry” Witolda Wirpszy i „Paradygmatu” Szczepana Kopyta pokusił się o dokładniejszy rys interpretacyjny. Sporo zagadnień badacz poruszył już wcześniej – szkoda, że nie zawsze doczekało się to przypisu. Nie dostrzegam odwołania na przykład do dość szczegółowego omówienia liryku „Śnieg” Bolesława Leśmiana – wiersza, o którym i tym razem tropiący śladowość autor czyni wzmiankę. Pozostaje zatem pewien niedosyt. Maciej Sosnowski w recenzji studium „Literatura a myśl słaba” w odniesieniu do ostatniego rozdziału, który tyczył się metafory tańca, żałował, że „książka nie tańczy i tańczyć nie uczy”, bo nie ma w niej „pląsania, zabawy, lekkości”, a więc „nie jest to lektura »słaba«, choć o słabości traktuje” (Sosnowski 2011: 96). Niewykluczone, że w „Poetykach śladu”, ostatnim podrozdziale „Obrazu i śladu”, zastosowano inną taktykę – artykuł właśnie na zasadzie śladu sygnalizuje pewne kwestie, wpuszczając czytelnika w puszczę nader intrygujących tropów. Z pewnością zachęca to do dalszej, samodzielnej już wędrówki, ale muszę przyznać, że finalne, trochę niespodziewane przyśpieszenie w najbardziej frapującym momencie podróży nieco mnie rozczarowuje, bo naraża na przeoczenia i powierzchowność. Wolałam, kiedy Zawadzki (by skutecznie dotrzeć do celu) stąpał powoli, ostrożnie, pozostawiając trwałe i wyraziste ślady.
LITERATURA:    
A. Zawadzki: „Literatura a myśl słaba”. Kraków 2009.        
M. Sosnowski: „Dialektyka a myśl słaba”. „Teksty Drugie” 2011, nr 3.

Andrzej Zawadzki: „Obraz i ślad”. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kraków 2014.