ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (266) / 2015

Maja Baczyńska, Kalina Świątnicka,

CHŁONĄĆ ŚWIAT

A A A
Maja Baczyńska: Polska – Francja. Czy to dwa różne muzyczne światy?

Kalina Świątnicka: Nie powiedziałabym, żeby świat muzyczny Polski i Francji bardzo różniły się od siebie. Oba kraje oparte są na kulturze europejskiej, więc mają wiele punktów wspólnych. Można jednak zauważyć różnice w doborze programów koncertów oraz proporcjach koncertów muzyki współczesnej i eksperymentalnej do koncertów z wcześniejszych epok. We Francji inwestuje się zarówno w sztukę nową: eksperymentalną i alternatywną, muzykę połączoną z innymi sztukami wizualnymi, jak i sztukę wielkich mistrzów. Kultura jest tam również szeroko dostępna. Są liczne miejsca: sale koncertowe, mediateki, teatry, a nawet kościoły otwarte dla wydarzeń kulturalnych. Dodatkowo w niektórych miastach Francji; jak np. w Strasbourgu, studenci mogą otrzymać tzw. Carte Culture, dzięki której większość wydarzeń kulturalnych jest dla nich dostępnych w przystępnej cenie pięciu euro. Dlatego też nie dziwi mnie, że sale koncertowe są prawie zawsze pełne, nawet gdy przedstawiana sztuka nie jest łatwa w odbiorze.

M.B.: Dlaczego warto wyjeżdżać za granicę, by szlifować swój warsztat? Czy jest to konieczne? Czy towarzyszył Ci „kompleks emigranta”, czy też byłaś witana z otwartymi ramionami? Jak to było?

K.Ś.: Myślę, że wyjazd za granicę jest jedną z możliwości rozwoju artystycznego i osobistego. Każda konfrontacja z nowym środowiskiem lub wyzwaniem, czy to za granicą, czy w kraju, daje taką możliwość. Dla mnie ważne jest, by wciąż poznawać i uczyć się; chłonąć świat, który nas otacza – od innych ludzi, od artystów, kompozytorów, poznawać ich sposób myślenia i tworzenia, słuchać i obserwować. Myślę, że największą pułapką pracy kompozytora jest zamknięcie się czy to w pokoju z „ołówkiem i pięciolinią”, czy w środowisku, w którym od wielu lat się żyje. Dlatego od czasu do czasu warto wyrwać się i wyjść naprzeciw czemuś nowemu. Oczywiście w innym środowisku zawsze będziemy się czuć obco. Ale jako kompozytorka nigdy nie spotkałam się z dyskryminacją ze względu na moje pochodzenie, a wręcz przeciwnie – ludzie są bardzo ciekawi tego, co się dzieje w polskiej muzyce i kulturze, chcą znać moje doświadczenie i moją twórczość. Nie witają mnie jednak z otwartymi ramionami tylko dlatego, że jestem z innego kraju. We Francji jest tylu imigrantów, że w pewnych kwestiach straciło to jakiekolwiek znaczenie, czy jest się stąd, czy stamtąd.

M.B.: Jak wspominasz współpracę z Markiem Andre?

K.Ś.: Marka Andre wspominam pozytywnie, tak jak cały ten rok, który spędziłam w Strasbourgu w ramach programu Erasmus. Jest to profesor niezwykle otwarty – mieliśmy z nim zajęcia z kompozycji grupowe oraz indywidualne. Podczas zajęć grupowych rozmawialiśmy na wiele tematów związanych z kompozycją lub bardzo jej odległych – nasze dyskusje przechodziły od partytur Grisey'a, po filozofię francuską, kończąc na czarnych dziurach w kosmosie. Z jednej strony można powiedzieć, że nie miało to ładu i składu, a z drugiej było bardzo inspirujące. Dodatkowo w naszej klasie na dwunastu kompozytorów było tylko dwóch Francuzów, pozostali pochodzili z Brazylii, Kolumbii, Austrii, Niemiec, Hiszpanii, Polski. Każdy posiadał inny bagaż muzycznych i kulturalnych doświadczeń, inny sposób i styl komponowania, chyba dlatego też było to tak bogate i rozwijające doświadczenie. Podczas tych lekcji pojawiała się prawdziwa wymiana myśli między studentami, a profesor był tylko impulsem do rozmów. Podobnie było podczas zajęć indywidualnych z kompozycji – Andre nie narzucał swoich opinii, nie oceniał, mówił jedynie te słowa, które popychały myślenie studenta i inspirowały do dalszych poszukiwań muzycznych.

M.B.: Masz na swoim koncie „Spotkanie z operą”. Jakie to było „spotkanie”?

K.Ś.: „Spotkanie z operą” to był projekt sfinansowany przez program europejski „Młodzież w działaniu”. Stworzyłyśmy go razem z moją przyjaciółką Adrianną Furmanik, gdy miałyśmy po siedemnaście lat. Miał on na celu przybliżenie dzieciom w wieku szkolnym opery (poprzez organizowane warsztaty teatralne, muzyczne i taneczne), a jednocześnie umożliwił nam wystawienie fragmentu, napisanej wspólnie z Adrianną w warszawskiej szkole muzycznej na Miodowej, opery „Phrenetizo”.

M.B.: Muzyka elektroakustyczna i spektralna to także Twoja pasja?

K.Ś.: O muzyce spektralnej pisałam pracę magisterską – zainteresowałam się tym tematem właśnie podczas mojego pobytu w Strasbourgu. Mimo to nigdy nie użyłam tej techniki w mojej twórczości. Muzyka elektroakustyczna i elektroniczna od zawsze mnie interesowały i w tej dziedzinie odczuwam najwięcej swobody artystycznej. Chyba najbardziej fascynuje mnie sam proces tworzenia takiej muzyki; poszukiwanie dźwięków z mikrofonem w ręku, spotkanie z innym człowiekiem – rozmowa werbalna czy muzyczna, następnie słuchanie, szukanie brzmień, tworzenie formy, ciągłe eksperymentowanie.

M.B.: Brzmi fantastycznie. Sporo też piszesz do filmów, w tym animacji, jak również do spektakli teatralnych. Z których projektów jesteś szczególnie dumna?

K.Ś.: Każdy projekt związany z muzyką do sztuk wizualnych jest wyjątkowy, ponieważ nie pracuje się w tym wypadku samemu, lecz z innymi artystami, co dla mnie jest bardzo rozwijające. Jednym z ciekawszych doświadczeń było stworzenie muzyki do spektaklu tańca współczesnego „Airmythe”. Dostałam do pracy scenariusz, „timming”, makietę sceny oraz projekty kostiumów i na podstawie tych informacji musiałam wyobrazić sobie atmosferę przedstawienia, taniec i ruch w muzyce.

M.B.: Coraz bardziej popularna staje się muzyka do gier. Ty również z tym gatunkiem się zetknęłaś, prawda? Czy było to dla Ciebie wyzwanie?

K.Ś.: Tak, zrobiłam muzykę do aplikacji dla strony muzykotekaszkolna.pl oraz do trailerów dwóch gier tworzonych przez studentów. We wszystkich tych projektach bardzo dobrze mi się współpracowało z twórcami.

M.B.: Chętnie angażujesz się w wolontariaty. Czy muzyka może być antidotum? Czy jest radością, którą trzeba się dzielić bez względu na standardowe założenia edukacji szkolnej? Dlaczego „muzyczne wolontariaty” są potrzebne?

K.Ś.: Jeśli nie dzielisz się z nikim swoją pasją, to nie możesz prawdziwie czerpać przyjemności z tego, co robisz. Jeśli robisz to tylko dla pieniędzy, to Twoja pasja staje się pracą i jak każda praca po kilku latach może Cię wypalić. Wolontariaty, które robiłam, związane były przeważnie z edukacją muzyczną dla dzieci i przybierały formę: warsztatów, zabaw, spotkań, itp. Myślę, że jest to jedna z lepszych form zarażania młodych ludzi własną pasją i budzenia w nich chęci poznania.

M.B.: Gdybyś miała napisać utwór na instrument solo, który byłby wykonany np. w Carnegie Hall, to jaki byłby to instrument?

K.Ś.: Gamelan.

M.B.: Nad czym aktualnie pracujesz?

K.Ś.: Prawdę mówiąc, nad wieloma rzeczami: podręcznikiem dla dzieci do gry na fortepianie, muzyką na gamelan, organizacją pokazów animacji z muzyką na żywo, robię również staż w studiu produkcji filmów dokumentalnych w Paryżu.

M.B.: Trzymam kciuki.
Fot. Dorota Niewęgłowska.