ZAWSZE BYŁEM 'TYM INNYM'
A
A
A
PROZA IRAŃSKA
Mariam Hajdari: Przemieszczanie się pomiędzy językami: kurdyjskim, perskim, arabskim i szwedzkim; przekład z perskiego na kurdyjski i kurdyjskiego na perski... W jaki sposób doświadczasz wydarzenia podróży między językami?
Beroż Akreji: Podróż między językami od dawna nie jest dla mnie wydarzeniem. Nie doświadczam go również, gdyż już go doświadczyłem i teraz znajduję się w samym jego środku. Oczywiście, arabski należy tutaj wziąć w nawias, gdyż uczyłem się tego języka jedynie w szkole podstawowej i tylko przez trzy lata. Nie znam go na tyle, aby zagłębić się w literaturę czy pisać. Potem zaś zostałem wrzucony w tygiel innych światów i języków. Jeżeli natomiast chodzi o szwedzki, to muszę przyznać, że nigdy nie stał się on językiem mojego czucia i postrzegania, pozostając we mnie obcy. To, dlaczego tak się stało, wymaga przedyskutowania i wykracza poza ramy czasowe naszej rozmowy. Ja nie miałem specjalnego udziału w tych wędrówkach miejsc i języków. Po prostu życie i konieczność jego kontynuacji przywiodła mnie w różnorakie miejsca i języki i teraz widzę wyraźnie, że w każdym z nich stałem się i jestem kimś innym. W perskim jestem wnikliwy i stosunkowo ironiczny, w kurdyjskim niespokojny, w szwedzkim przygnębiony, natomiast w arabskim roztargniony. Czy wiesz, że w języku kurdyjskim zawsze byłem „tym innym”?
M.H.: Jak to? Co masz na myśli?...
B.A.: W języku kurdyjskim rozróżniamy dwa dialekty: kurmandżi (dialekt północnego Kurdystanu) i sorani (dialekt południowego Kurdystanu), które w niektórych miejscach znacznie się od siebie różnią [1]. Przyszedłem na świat i wychowałem się w rodzinie, w której mówiło się w kurmandżi, ale pisałem zawsze w sorani. Pisząc, zawsze znajdowałem się poza danym językiem, i dopiero akt pisania w danym języku lub dialekcie wprowadzał mnie do środka tego języka, by następnie zwrócić mnie sobie samemu.
M.H.: Podobno wiersze piszesz po kurdyjsku, a opowiadania po persku?
B.A.: No i...?
M.H.: O co w tym właściwie chodzi? Po prostu podjąłeś taką decyzję? Mógłbyś je zamienić miejscami i na przykład poezję tworzyć po persku, a prozę po kurdyjsku?
B.A.: Tutaj nie było mowy o żadnej decyzji. Ja sam dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że w jednym języku piszę poezję, a w drugim prozę. Pisanie wierszy w języku perskim wydaje mi się zupełnie bezcelowe, dlatego, iż w kontakcie w poezją mamy do czynienia przede wszystkim z odczuciami, rytmem i atmosferą wiersza, a dopiero w następnej ze znaczeniem konkretnych zdań czy zwrotów. To znaczy: słowa w wierszu niekiedy zabierają nas do miejsc, w których same nie posiadają już zewnętrznego bytu. W świat wyobraźni totalnej, absolutnej. Być może w miejsce powrotu do pierwszych słów, wypowiadanych przez matkę, który zostały wychwycone przez zmysł naszego słuchu. W kołysanki. W poezji jesteśmy całkowicie wolni, podczas gdy w opowiadaniu stopa narratora zawsze jest mocno oparta o ziemię. Może nie mam odwagi na totalnie wyzwolenie się w języku perskim? Nie dopuszczam też nigdy do siebie takiej pokusy. Ja myślę po persku, ale czuję po kurdyjsku. Sądzę, że w wierszu człowiek skierowany jest ku sobie, natomiast w opowiadaniu ku drugiemu człowiekowi. Być może ponieważ nie spędziłem wielu lat, żyjąc wśród Kurdów, nie miałem zbyt wielu okazji, aby zobaczyć z bliska, jak się zachowują, co robią i jakie mają odczucia. Dlatego nie mogę wprowadzić ich do świata prozy i przedstawiać ich w opowiadaniach. Kiedy mieszkałem w Szwecji, większość moich przyjaciół to byli Irańczycy i ja pisałem jakby o sobie i o nich – dla nich. Ale wiersze pisałem sam dla siebie. Wiersz jest dla mnie jak nucenie półszeptem w ciemności melodii, może po to, aby pokonać strach. Albo po to, aby powiedzieć do cienia lub zjawy, która choć nie istnieje, daje się czasem odczuć: Ja także tak jak Ty, przechodzę tą drogą.
M.H.: A oprócz tego wszystkiego w ciągu ostatnich lat mieszkałeś w wielu miejscach... Emigracja do Iranu, Rosji, potem do Szwecji, dwadzieścia lat życia w Europie, a teraz Kurdystan. Jakie znaczenie ma miejsce dla Ciebie i Twojej pamięci?
B.A.: Wydaje mi się, że kilka lat temu mówiłem na temat w którymś z wywiadów. Niezależnie od swojej woli i prawdopodobnie na skutek ciągłego przemieszczania się, nie czuję przynależności do żadnego konkretnego miejsca. Albo też straciłem tę przynależność. Moja pamięć przechowuje daty i miejsca jako pozytywne lub negatywne, jednak gdy w rzeczywistości powracam do konkretnych miejsc, spostrzegam, że różnią się one od miejsc i dat zapisanych w mojej pamięci. I to wywołuje we mnie nostalgię. Zdecydowanie bardziej tęsknię za czasami i miejscami, których nie przyszło mi doświadczyć w życiu. Lata czterdzieste w Iranie. Lata siedemdziesiąte w Europie. Wiek dziewiętnasty w Rosji. Istambuł za czasów Nazima Hikmeta i Orhana Velego. Bejrut z poezji Mahmuda Darwisza. Kurdystan z poezji klasycznej...
M.H.: Jak to wygląda w Twoich wierszach i opowiadaniach?
B.A.: Te dwie kategorie różnią się zarówno od siebie samych, jak i od pozostałych kwestii. W opowiadaniu, jak sama wiesz, nie możemy uciec od miejsca i czasu. A w poezji niekoniecznie tak jest. Kiedy będąc w Szwecji zacząłem pisać opowiadanie, chciałem stworzyć w nim dokładnie to miejsce i czas, w którym się znajdowałem, a następnie wprowadzić weń siebie samego i ludzi, którzy byli obok mnie. Widząc siebie chodzącego w kółko wokół nich i siebie, zastanawiałem się: A więc kto ma ich (nas) zapisać? Widziałem wielu kurdyjskich, arabskich, irańskich pisarzy.... piszących o czasach, w których sami nie żyli. Albo żyli i znajdowali się w nich kiedyś wcześniej. W poezji było jeszcze gorzej. W końcu wychodziło na to, że żyjąc tu i teraz opisywali swoje uczucia i obrazy należące do świata wokół, przenosząc je i łącząc następnie z obrazami i przeżyciami należącymi do świata przeszłości, aby na końcu móc powiedzieć: oj, my biedni, wyobcowani, emigranci... Było dla mnie interesujące zaobserwować, że ludzie cierpią w teraźniejszości, ale płaczą w przeszłości. Ale jeszcze bardziej interesujące było to, że wszyscy jednogłośnie uważali się za realistów. Nie podobał mi się ten nierzeczywisty realizm.
M.H.: Zarówno słuchając, jak i czytając tłumaczoną przez Ciebie kurdyjską poezję zorientowałam się, że Twoje przekłady w sposób niezwykle piękny i wnikliwy są wierne wewnętrznej melodii wiersza. Przez jakie etapy związane z estetyką, intuicją i ortografią przechodzisz w procesie tłumaczenia poezji?
B.A.: Wiele lat ze swojego życia przeznaczyłem na rozpaczliwe wysiłki związane z przekładaniem poezji. Ponieważ jednak nigdy nie przebywałem w miejscach, które obfitowałyby w wydawnictwa kurdyjskie, w których miałbym możliwość publikacji swoich przekładów, byłem zmuszony pracować bez żadnego pośpiechu. To nieistnienie wydawnictw kurdyjskich i brak możliwości publikacji na różnych etapach mojego życia wyszedł mi bardzo na dobre. Doprowadził m.in. do tego, że ja przez dwadzieścia pięć lat swojego życia pracowałem nad przekładami poezji Ahmada Szamlu, zanim znalazłem jakieś wyjście, aby je wydać [2]. I właśnie ten długi okres czasu spowodował, że wciąż od nowa czytałem, tłumaczyłem, darłem na strzępy i wyrzucałem do śmieci. I te powtarzające się „wciąż od nowa” sprawiły, że zacząłem zwracać uwagę na najmniejsze drgnienie i ruch słowa w wierszu. Sprawiły, że wprowadzałem do swego wnętrza poetę i wiersz jako część własnego ja, by następnie stworzyć i wydostać ich z siebie w języku kurdyjskim. Wiesz, ja dopóki nie uchwycę i nie poczuję rytmu czy muzyki wiersza, nie jestem w stanie go zrozumieć. Stając naprzeciw każdego wiersza czy poety, stajemy twarzą w twarz z aurą i stylem tego wiersza i jego poety. I jeśli nie będziemy w stanie odtworzyć tej aury, tej atmosfery w procesie przekładu, to... czym my się właściwie zajmujemy? Wstawiamy słowo w miejsce słowa, a potem nazywamy to przekładem? Dokonując tłumaczenia, musimy dokładnie przyjrzeć się, któremu głosowi spośród poetów tworzących w języku, na który przekładamy, najbliższy jest głos poety, którego przekładamy. Jeżeli nie znajdziemy takiego podobieństwa w języku, na który tłumaczymy, trzeba nam dać z siebie wszystko, aby taki głos stworzyć. Ja, aby stworzyć język Szamlu w języku kurdyjskim zmęczyłem, a nawet zraniłem kurdyjski. Aby stworzyć język Foruq, zacząłem szukać języka kurdyjskiej kobiety [3]. Nie szukałem jednak języka współczesnych poetek, które są jednogłośne i, niestety, męskie. Aby zapoczątkować w kurdyjskim język Nimy, szukałem języka pełnego bólu, ale i dumy [4]. Proces przekładu poezji zaczyna się dla mnie od głosu, harmonii i pojedynczych słów danego wiersza, a kończy się na znaczeniu całokształtu słów i wyrażeń. W procesie przekładu doskonałej prozy (np. Golsziriego) sprawa wygląda bardzo podobnie [5]. W przekładzie najpierw trzeba nastroić instrument języka, na który tłumaczymy, a potem dopiero zacząć grać. To właśnie zrozumiałem bardzo późno, ale za to bardzo dobrze.
M.H.: Czy jesteś przekonany, że aby tłumaczyć poezję, trzeba być poetą?
B.A.: Chyba tak... pod warunkiem, że w tym: „przekonany” nie będzie jakiejś szczególnej przesady. Tak, trzeba być poetą, choć niekoniecznie takim, który sam pisze poezję i ją publikuje. Bardziej chodzi o pewien sposób postrzegania, rozumienia, wyczucia językowego. I trzeba umieć odkrywać niezwykle drobne i niezauważalne zdarzenia, które się w wierszu dokonują. Jeśli ktoś tego nie potrafi, nie sądzę, aby osiągnął dobre wyniki. Zrozumienie danego słowa w języku, z którego tłumaczymy poezję, a następnie znalezienie jego odpowiednika w języku, na który tłumaczymy poezję, nie jest niczym szczególnym. Można to zrobić nawet i z pomocą słownika. Sztuka tłumaczenia wierszy polega na odnalezieniu i przetłumaczeniu niezapisanych linijek danego wiersza. A do tego, aby te niezapisane linijki wyczuć i odczytać, trzeba być poetą.
M.H.: Twoja książka „My jesteśmy tutaj”, mimo swojej niewielkiej objętości posiada wiele aspektów proszących się o szczegółowe omówienie: począwszy od doświadczenia środowiska, w którym rozgrywają się opowiadania – mam na myśli zarówno doświadczenie subiektywne, jak i spojrzenie z dystansu, poprzez jej szczególną formę, zwięzłość tekstu, aż do ogromnej siły, z jaką trafia do czytelnika. Opowiedz o tym, jak pisałeś tę książkę.
B.A.: Aby móc napisać tę książkę, zatrudniłem się w domu starców. Miałem znajomych, którzy tam pracowali i za każdym razem opowiadali mi o tych starszych ludziach różne rzeczy, których ja nigdy wcześniej nie słyszałem, ani też nie miałem okazji zobaczyć. Pomyślałem sobie, że to wygląda tak, jakby społeczeństwo najpierw wykorzystywało ludzi do pracy, wykrzesując z nich całą energię, a następnie wyrzucało ich na śmietnik. Albo w najlepszym razie, eliminowało tych ludzi z centrum życia, ekspatriując ich do mieszkań lub domów starców, aby tam powoli gaśli, aż do nagłego zniknięcia. Byłem nimi zaciekawiony i chciałem usłyszeć i zobaczyć na własne oczy tych życiowych ekspatriantów. A więc poszedłem do domu starców i zatrudniłem się tam na dziesięć lat. Musiały jednak minąć dwa lata, abym potrafił stopniowo zacząć ich zapisywać; dostrzec tych ludzi na ich ostatnim przystanku życia i zobrazować. Napisanie tej cienkiej książeczki zajęło rok z kawałkiem. Miałem też sześciomiesięczną przerwę w pisaniu, gdyż akcja opowiadań dzieje się w zimie, a zima właśnie się była skończyła. Nie mogłem, albo nie chciałem pisać o zimnie otaczającym narratora i bohaterów, sam nie doświadczając tej zimy wokół siebie. Praca nad tą książką była dla mnie poruszającym doświadczeniem. Dla przykładu, w książce znajduje się tylko jedno opowiadanie, w którym para staruszków żyje pod jednym dachem. Oni żyją razem, ale są sobie zupełnie obojętni, i starsza pani jedynie wypatruje chwili, w której zabiorą jej męża do szpitala albo przeniosą do domu starców. Pomyśl... Jakieś trzy cztery lata temu, kiedy wróciłem do Kurdystanu, pomiędzy książkami i zapiskami, które przywiozłem z powrotem ze sobą, niespodziewanie znalazłem rękopis tego właśnie opowiadania. Zdumiałem się, widząc datę i miejsce nakreślone na końcu. Zorientowałem się, że opowiadanie to napisałem, będąc wtedy po raz drugi w domu kobiety, w której wtenczas byłem bardzo zakochany. To znaczy, że co? Że ja przeżywając największe nasilenie uczuć opisałem kobietę i mężczyznę, którzy są sobą zmęczeni?! To odkrycie było dla mnie niezwykle dziwne i w zasadzie trudne do uwierzenia. I doświadczenie tego odkrycia było cenniejsze od samej nawet pracy nad opowiadaniem. Bardzo dziwna była ta sprawa dla mnie.
M.H.: Ciekawe... Czy oprócz tego zawarłeś w książce doświadczenie swojego własnego życia? A jeśli tak, to w jaki sposób i z którego okresu?
B.A.: Powiedziałem przecież... Aby opisać historię tych ludzi, poszedłem im usługiwać. Zaczynając od roku 2000, a kończąc w roku 2010. Teraz mogę się przyznać, że ten narrator, który zajęty jest jedynie obserwacją i wykonywaniem czynności; który nie zdradza ani słowa na temat tego, co myśli i czuje, to jestem ja sam – przeobrażony i zmieniony; ja, który choć odprowadzam innych do ich domów, sam nie znam drogi do swojego. Tak... dziesięć lat życia i jedna książka licząca dziewięćdziesiąt kilka stron...
M.H.: Jaki związek tworzą dla Ciebie fotografia, wiersze i opowiadania?
B.A.: Pojęcia nie mam, czy one jakiś związek tworzą, czy też go psują. Ale chcę myśleć, że przekazują mój punkt widzenia i moje odczucia. Nie uważam się za profesjonalnego fotografa, bardziej za amatora rozmiłowanego w fotografowaniu ludzkich twarzy i dłoni. Fotografia jest dla mnie przyjemnością artystyczną niemającą sobie równych. Zatrzymanie zmiennego stanu przebiegającego przez twarz człowieka. Albo bezradności jego rąk. Tak, lubię to bardzo... i tyle.
M.H.: Jakie etapy przeszła współczesna proza i poezja kurdyjska? Jakbyś określił jej miejsce teraz? Jacy są jej najwięksi pisarze i poeci?
B.A.: Bardzo się obawiałem, że w końcu zadasz to pytanie, no i zadałaś je....... Zarówno współczesna poezja, jak i proza kurdyjska rozwinęły się znacznie na różnych etapach. Mimo to, niespecjalnie za nimi przepadam. Współczesna literatura kurdyjska ma swoich wielkich poetów, jednak żaden z nich nie zaspokaja mojego literackiego głodu.
M.H.: Czy teraz, gdy w rejonie Kurdystanu dokonały się pewne zmiany i zwiększyły się kontakty z literaturami innych krajów, jesteś w stanie przewidzieć, jakie perspektywy ma przed sobą literatura kurdyjska? [6]
B.A.: Nie. Nie potrafię tego przewidzieć, ponieważ postrzegam w dosyć czarnych barwach literaturę publikowaną dziś przez kurdyjskich pisarzy i poetów. Pisarze i poeci, którzy myślą jedynie o produkcji dzieła literackiego i jak największym powiększeniu objętości swoich książek, nie mogą stanowić centrum mojego zainteresowania. W zdecydowanie większym stopniu oczekuję objawienia się młodego pokolenia, które w oparciu o znajomość literatury światowej odnajdzie swój własny, indywidualny język wypowiedzi. W przeciwnym razie, jeśli wszyscy będą pisać tak samo, niech pisze jedna osoba i sprawa się skończy... po co robić tyle szumu?... Ja, niestety, w kurdyjskim przeważnie szukam schronienia u klasyków. Czy to znaczy, że jestem współczesnym tradycjonalistą?... Sam nie wiem.
M.H.: Z twórczością jakich arabskich pisarzy jesteś zaznajomiony? Dzieła których z nich szczególnie Cię zainteresowały?
B.A.: Poznawanie literatury arabskiej zawsze odbywało się u mnie za pośrednictwem tłumaczeń, ponieważ język arabski znam i rozumiem w bardzo niewielkim stopniu, a jestem zdania, że aby w pełni poznać twórczość danego pisarza lub poety, należy przeczytać jego dzieła w języku, w którym powstały. Jest jednak pewna grupa arabskich pisarzy i poetów, który bardzo sobie cenię. Są to: Badr Szakil al-Sajab, Abd al-Wahab Al- Bajati, Mozafar Al- Nawab, Saadi Jusef, Salim Barakat, Mahmud Darwisz, Abdul Rahman Munif .... I jeszcze raz: Adunis, Barakat i Darwisz... i póki pamiętam: Mohammad Szukri... On jest niesamowity...
M.H.: Jak dobrze znasz twórczość Barakata? Opowiedz o spotkaniu z nim w Szwecji.
B.A.: Barakata poznałem za pośrednictwem przekładów jego twórczości na język kurdyjski, choć wiem, że były to niespecjalnie dobre tłumaczenia i ogólnie rzecz biorąc dobre przekłady z jego dzieł jeszcze nie powstały [7]. Dużo słyszałem o nim i dużo czytałem na jego temat. A potem w Szwecji, to była bodajże jesień roku 1999, spotkałem go w mieszkaniu Farhada Szakelego [8]. Stał na balkonie w mieszkaniu Farhada, a przed jego oczami roztaczał się widok na las i morze. Mocno uścisnął moją dłoń, a ja zacząłem do niego mówić w ichniejszym dialekcie kurmandżi. Strasznie się ucieszył; a gdy zdjął swoją kremową marynarkę, zobaczyłem jego ramiona. Miał na sobie podkoszulek, a jego twarz była piękna i bez skazy i tylko to sprawiło, że nie pomyślałem o nim jak o bokserze. Nie rozmawialiśmy wiele; więcej fotografowałem niż rozmawialiśmy. Przed moim obiektywem przybierał postawę obronną, z przesadą demonstrując swoją wysportowaną sylwetkę, jakby był młodym bokserem przymierzającym się do walki. Jego spojrzenie jednak wydało mi się takie samo jak i jego twórczość: niewinne, niespokojne i pełne smutku, który starał się ukryć, ale nie potrafił. Potem, po ukazaniu się jego wspomnień z lat dziecinnych, poszedłem do siedziby wydawnictwa, które wydało jego książkę, na wieczór autorski. Mocno uścisnął mi dłoń, mówiąc w swoim słabym kurdyjskim słowa powitania. Podpisując mi autograf na książce, powiedział: Obaj jesteśmy Kurdami. Ty piszesz opowiadania po persku, ja po arabsku. A jako że teraz jesteś zmuszony przeczytać moją książkę po szwedzku, dedykację napiszę ci po angielsku. I napisał mi dedykację, która choć mieściła się w dwóch, trzech zdaniach, zajęła jednak całą stronę. Nasze spotkania trwały zawsze bardzo krótko, a ja zawsze żałowałem i żałuję nadal, że w żadnym języku nie możemy poprowadzić dłuższej rozmowy czy podyskutować.
M.H.: Mając za sobą doświadczenie życia w różnych krajach, do którego z nich obecnie Baroż Akreji czuje przynależność? Gdzie znajduje się jego ojczyzna i który język może nazwać rodzimym?
B.A.: Nie czuję przynależności do żadnego konkretnego kraju. Może można powiedzieć, że czuję się przynależny do wszystkich krajów świata. Szczerze powiedziawszy słowo „ojczyzna” nie ma dla mnie specjalnie głębokiego znaczenia. W końcu każdy przychodzi na świat w jakimś miejscu. Ja przyszedłem na świat w Kurdystanie i jestem Kurdem. Nie jest to dla mnie ani powód do dumy, ani do wstydu. Moja ojczyzna mieści się w pięknych linijkach tekstu i nie jest to ważne, w jakim języku będą one zapisane. Dialekt kurmandżi języka kurdyjskiego jest moim językiem ojczystym, ale znam i kocham wszystkie pozostałe dialekty tego języka. Chcę przez to powiedzieć, że to, co mnie łączy z Kurdystanem, to tylko i wyłącznie język kurdyjski.
M.H.: Co jeszcze zostało spośród tych rzeczy, które chciałbyś napisać albo przetłumaczyć? Jakie masz plany na najbliższe lata?
B.A.: Chciałbym napisać takie rzeczy, które jeszcze nie przyszły mi do głowy. Musisz jednak wiedzieć, że ja jestem leniwym pisarzem: musi upłynąć wiele czasu, zanim jakiś obraz, pewna idea albo choćby zdanie przemieniło się w tekst. Pragnąłbym napisać kilka dobrych opowiadań i dokonać czegoś nowego w języku kurdyjskim (mam na myśli poezję). Natomiast jeśli chodzi o tłumaczenia... Już ponad dwadzieścia lat zajmuję się przekładem poezji i prozy z języka perskiego i w ciągu tych czterech lat, które mijają od momentu mojego powrotu do Kurdystanu to właśnie przekładom i ich publikacji w głównej mierze poświęciłem swój czas. Sa’edi, Bejzaji, Szamlu, Foruq, Sepehri, Rujaji, Sepanlu, Abkenar.. i .. Nima. Chciałbym jak najszybciej dokończyć projekt dotyczący przekładu dzieł słynnych irańskich poetów i zacząć tłumaczenia moich ulubionych opowiadań i powieści. Pragnąłbym także przez jeden albo dwa lata zając się tylko i wyłącznie Golszirim, znajdując lub wydobywając w kurdyjskim język jego narracji.
PRZYPISY:
[1] Dialekty kurmandżi i sorani nie są jedynymi dialektami języka kurdyjskiego, jednak jedynie one posiadają obecnie status języka literackiego. Sorani używany jest głównie w Iraku, natomiast dialektem kurmandżi posługują się w przede wszystkim Kurdowie zamieszkujący Turcję, Syrię i Armenię. Dialekt ten spotykany jest także na terenie Iraku i Iranu (patrz: J. Bocheńska: „Między ciemnością i światłem. O kurdyjskiej tożsamości i literaturze”. Księgarnia Akademicka, Kraków 2011, s. 50- 51).
[2] Ahmad Szamlu (1925-2000) – jeden z najwybitniejszych współczesnych poetów irańskich. Poza licznymi zbiorami poezji opracował kilkutomową encyklopedię perskiego folkloru „Ketab- e kucze (Opowieści z uliczki )”.
[3] Mowa o Foruq Farrochzad (1935-1967), słynnej irańskiej poetce, która jako pierwsza w Iranie w swoich wierszach odważnie mówiła o uczuciach, łamiąc powszechnie panujące obyczajowe tabu.
[4] Chodzi o Nimę Juszidża (1895-1960), uważanego za ojca współczesnej poezji perskiej, zwanej w Iranie sze’r- e nou (nowa poezja).
[5] Huszang Golsziri (1938-2000), wybitny współczesny irański pisarz i krytyk literacki. Po jego śmierci z inicjatywy irańskich intelektualistów założona została Fundacja im. Huszanga Golsziriego, wspierająca młodych literatów i mająca na celu promocję irańskiej beletrystyki. Z ramienia tejże rokrocznie przyznawana jest najbardziej prestiżowa nagroda literacka w Iranie.
[6] Chodzi o przemiany, jakie zaszły po upadku Saddama Husajna (po 2003), kiedy to na terenie Iraku i Kurdystanu irackiego zdjęto cenzurę z książek i czasopism.
[7] Salim Barakat (ur. 1951) pochodzący z syryjskiego Kurdystanu pisarz, tworzący w j. arabskim.
[8] Farhad Szakeli (ur. 1951), kurdyjski poeta zamieszkały na stałe w Sztokholmie.
Beroż Akreji:
Na świat przyszedł w roku 1963 w irackim Erbilu. W 1974 wyemigrował do Iranu. W 1990 udał się do Rosji, a stamtąd do Szwecji, gdzie spędził dwadzieścia lat. W 2009 wrócił do Kurdystanu. Opublikował kilka tomów poezji w j. kurdyjskim: „Umrzeć w lustrze” (1991), „Ponownie umrzeć, ponownie w lustrze” (1992), „Po drugiej stronie nocy słów” (1994), „Niepamięć jest metaforą śmierci” (1998), „Chciałem opowiedzieć o nocy” (2000), „Do wczoraj. Wiersze wybrane” (2013). Wydał dwa tomiki prozy w j. perskim: „My jesteśmy tutaj” (2005) i „Coś około tego” (2008). Przełożył i opublikował wybrane wiersze wybitnych irańskich poetów i poetek, takich jak: Ahmad Szamlu, Foruq Farochzad i Sohrab Sepehri, zbiór poezji „Siedemdziesiąt kamieni nagrobnych” Jadollaha Rujaji, qazale Rumiego, „Małego księcia” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego i powieść „I tyle” Marguerite Duras (wraz z poetą kurdyjskim Chabatem Arefem). Wśród jego tłumaczeń nie należy zapomnieć również o powieściach „Strach i dygot” i „Żałobnicy z Bajal” znakomitego irańskiego prozaika Gholam-Hosejna Sa’ediego, sztuce teatralnej „Cztery skrzynie” Bahrama Bejzajiego oraz powieści „Skorpion na schodach dworca kolejowego w Andimeszku” autorstwa Hosejna Mortezaijana Abkenara. Obecnie pracuje nad tłumaczeniami na język kurdyjski dzieł wybitnego irańskiego pisarza, Huszanga Golsziriego.
Beroż Akreji: Podróż między językami od dawna nie jest dla mnie wydarzeniem. Nie doświadczam go również, gdyż już go doświadczyłem i teraz znajduję się w samym jego środku. Oczywiście, arabski należy tutaj wziąć w nawias, gdyż uczyłem się tego języka jedynie w szkole podstawowej i tylko przez trzy lata. Nie znam go na tyle, aby zagłębić się w literaturę czy pisać. Potem zaś zostałem wrzucony w tygiel innych światów i języków. Jeżeli natomiast chodzi o szwedzki, to muszę przyznać, że nigdy nie stał się on językiem mojego czucia i postrzegania, pozostając we mnie obcy. To, dlaczego tak się stało, wymaga przedyskutowania i wykracza poza ramy czasowe naszej rozmowy. Ja nie miałem specjalnego udziału w tych wędrówkach miejsc i języków. Po prostu życie i konieczność jego kontynuacji przywiodła mnie w różnorakie miejsca i języki i teraz widzę wyraźnie, że w każdym z nich stałem się i jestem kimś innym. W perskim jestem wnikliwy i stosunkowo ironiczny, w kurdyjskim niespokojny, w szwedzkim przygnębiony, natomiast w arabskim roztargniony. Czy wiesz, że w języku kurdyjskim zawsze byłem „tym innym”?
M.H.: Jak to? Co masz na myśli?...
B.A.: W języku kurdyjskim rozróżniamy dwa dialekty: kurmandżi (dialekt północnego Kurdystanu) i sorani (dialekt południowego Kurdystanu), które w niektórych miejscach znacznie się od siebie różnią [1]. Przyszedłem na świat i wychowałem się w rodzinie, w której mówiło się w kurmandżi, ale pisałem zawsze w sorani. Pisząc, zawsze znajdowałem się poza danym językiem, i dopiero akt pisania w danym języku lub dialekcie wprowadzał mnie do środka tego języka, by następnie zwrócić mnie sobie samemu.
M.H.: Podobno wiersze piszesz po kurdyjsku, a opowiadania po persku?
B.A.: No i...?
M.H.: O co w tym właściwie chodzi? Po prostu podjąłeś taką decyzję? Mógłbyś je zamienić miejscami i na przykład poezję tworzyć po persku, a prozę po kurdyjsku?
B.A.: Tutaj nie było mowy o żadnej decyzji. Ja sam dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że w jednym języku piszę poezję, a w drugim prozę. Pisanie wierszy w języku perskim wydaje mi się zupełnie bezcelowe, dlatego, iż w kontakcie w poezją mamy do czynienia przede wszystkim z odczuciami, rytmem i atmosferą wiersza, a dopiero w następnej ze znaczeniem konkretnych zdań czy zwrotów. To znaczy: słowa w wierszu niekiedy zabierają nas do miejsc, w których same nie posiadają już zewnętrznego bytu. W świat wyobraźni totalnej, absolutnej. Być może w miejsce powrotu do pierwszych słów, wypowiadanych przez matkę, który zostały wychwycone przez zmysł naszego słuchu. W kołysanki. W poezji jesteśmy całkowicie wolni, podczas gdy w opowiadaniu stopa narratora zawsze jest mocno oparta o ziemię. Może nie mam odwagi na totalnie wyzwolenie się w języku perskim? Nie dopuszczam też nigdy do siebie takiej pokusy. Ja myślę po persku, ale czuję po kurdyjsku. Sądzę, że w wierszu człowiek skierowany jest ku sobie, natomiast w opowiadaniu ku drugiemu człowiekowi. Być może ponieważ nie spędziłem wielu lat, żyjąc wśród Kurdów, nie miałem zbyt wielu okazji, aby zobaczyć z bliska, jak się zachowują, co robią i jakie mają odczucia. Dlatego nie mogę wprowadzić ich do świata prozy i przedstawiać ich w opowiadaniach. Kiedy mieszkałem w Szwecji, większość moich przyjaciół to byli Irańczycy i ja pisałem jakby o sobie i o nich – dla nich. Ale wiersze pisałem sam dla siebie. Wiersz jest dla mnie jak nucenie półszeptem w ciemności melodii, może po to, aby pokonać strach. Albo po to, aby powiedzieć do cienia lub zjawy, która choć nie istnieje, daje się czasem odczuć: Ja także tak jak Ty, przechodzę tą drogą.
M.H.: A oprócz tego wszystkiego w ciągu ostatnich lat mieszkałeś w wielu miejscach... Emigracja do Iranu, Rosji, potem do Szwecji, dwadzieścia lat życia w Europie, a teraz Kurdystan. Jakie znaczenie ma miejsce dla Ciebie i Twojej pamięci?
B.A.: Wydaje mi się, że kilka lat temu mówiłem na temat w którymś z wywiadów. Niezależnie od swojej woli i prawdopodobnie na skutek ciągłego przemieszczania się, nie czuję przynależności do żadnego konkretnego miejsca. Albo też straciłem tę przynależność. Moja pamięć przechowuje daty i miejsca jako pozytywne lub negatywne, jednak gdy w rzeczywistości powracam do konkretnych miejsc, spostrzegam, że różnią się one od miejsc i dat zapisanych w mojej pamięci. I to wywołuje we mnie nostalgię. Zdecydowanie bardziej tęsknię za czasami i miejscami, których nie przyszło mi doświadczyć w życiu. Lata czterdzieste w Iranie. Lata siedemdziesiąte w Europie. Wiek dziewiętnasty w Rosji. Istambuł za czasów Nazima Hikmeta i Orhana Velego. Bejrut z poezji Mahmuda Darwisza. Kurdystan z poezji klasycznej...
M.H.: Jak to wygląda w Twoich wierszach i opowiadaniach?
B.A.: Te dwie kategorie różnią się zarówno od siebie samych, jak i od pozostałych kwestii. W opowiadaniu, jak sama wiesz, nie możemy uciec od miejsca i czasu. A w poezji niekoniecznie tak jest. Kiedy będąc w Szwecji zacząłem pisać opowiadanie, chciałem stworzyć w nim dokładnie to miejsce i czas, w którym się znajdowałem, a następnie wprowadzić weń siebie samego i ludzi, którzy byli obok mnie. Widząc siebie chodzącego w kółko wokół nich i siebie, zastanawiałem się: A więc kto ma ich (nas) zapisać? Widziałem wielu kurdyjskich, arabskich, irańskich pisarzy.... piszących o czasach, w których sami nie żyli. Albo żyli i znajdowali się w nich kiedyś wcześniej. W poezji było jeszcze gorzej. W końcu wychodziło na to, że żyjąc tu i teraz opisywali swoje uczucia i obrazy należące do świata wokół, przenosząc je i łącząc następnie z obrazami i przeżyciami należącymi do świata przeszłości, aby na końcu móc powiedzieć: oj, my biedni, wyobcowani, emigranci... Było dla mnie interesujące zaobserwować, że ludzie cierpią w teraźniejszości, ale płaczą w przeszłości. Ale jeszcze bardziej interesujące było to, że wszyscy jednogłośnie uważali się za realistów. Nie podobał mi się ten nierzeczywisty realizm.
M.H.: Zarówno słuchając, jak i czytając tłumaczoną przez Ciebie kurdyjską poezję zorientowałam się, że Twoje przekłady w sposób niezwykle piękny i wnikliwy są wierne wewnętrznej melodii wiersza. Przez jakie etapy związane z estetyką, intuicją i ortografią przechodzisz w procesie tłumaczenia poezji?
B.A.: Wiele lat ze swojego życia przeznaczyłem na rozpaczliwe wysiłki związane z przekładaniem poezji. Ponieważ jednak nigdy nie przebywałem w miejscach, które obfitowałyby w wydawnictwa kurdyjskie, w których miałbym możliwość publikacji swoich przekładów, byłem zmuszony pracować bez żadnego pośpiechu. To nieistnienie wydawnictw kurdyjskich i brak możliwości publikacji na różnych etapach mojego życia wyszedł mi bardzo na dobre. Doprowadził m.in. do tego, że ja przez dwadzieścia pięć lat swojego życia pracowałem nad przekładami poezji Ahmada Szamlu, zanim znalazłem jakieś wyjście, aby je wydać [2]. I właśnie ten długi okres czasu spowodował, że wciąż od nowa czytałem, tłumaczyłem, darłem na strzępy i wyrzucałem do śmieci. I te powtarzające się „wciąż od nowa” sprawiły, że zacząłem zwracać uwagę na najmniejsze drgnienie i ruch słowa w wierszu. Sprawiły, że wprowadzałem do swego wnętrza poetę i wiersz jako część własnego ja, by następnie stworzyć i wydostać ich z siebie w języku kurdyjskim. Wiesz, ja dopóki nie uchwycę i nie poczuję rytmu czy muzyki wiersza, nie jestem w stanie go zrozumieć. Stając naprzeciw każdego wiersza czy poety, stajemy twarzą w twarz z aurą i stylem tego wiersza i jego poety. I jeśli nie będziemy w stanie odtworzyć tej aury, tej atmosfery w procesie przekładu, to... czym my się właściwie zajmujemy? Wstawiamy słowo w miejsce słowa, a potem nazywamy to przekładem? Dokonując tłumaczenia, musimy dokładnie przyjrzeć się, któremu głosowi spośród poetów tworzących w języku, na który przekładamy, najbliższy jest głos poety, którego przekładamy. Jeżeli nie znajdziemy takiego podobieństwa w języku, na który tłumaczymy, trzeba nam dać z siebie wszystko, aby taki głos stworzyć. Ja, aby stworzyć język Szamlu w języku kurdyjskim zmęczyłem, a nawet zraniłem kurdyjski. Aby stworzyć język Foruq, zacząłem szukać języka kurdyjskiej kobiety [3]. Nie szukałem jednak języka współczesnych poetek, które są jednogłośne i, niestety, męskie. Aby zapoczątkować w kurdyjskim język Nimy, szukałem języka pełnego bólu, ale i dumy [4]. Proces przekładu poezji zaczyna się dla mnie od głosu, harmonii i pojedynczych słów danego wiersza, a kończy się na znaczeniu całokształtu słów i wyrażeń. W procesie przekładu doskonałej prozy (np. Golsziriego) sprawa wygląda bardzo podobnie [5]. W przekładzie najpierw trzeba nastroić instrument języka, na który tłumaczymy, a potem dopiero zacząć grać. To właśnie zrozumiałem bardzo późno, ale za to bardzo dobrze.
M.H.: Czy jesteś przekonany, że aby tłumaczyć poezję, trzeba być poetą?
B.A.: Chyba tak... pod warunkiem, że w tym: „przekonany” nie będzie jakiejś szczególnej przesady. Tak, trzeba być poetą, choć niekoniecznie takim, który sam pisze poezję i ją publikuje. Bardziej chodzi o pewien sposób postrzegania, rozumienia, wyczucia językowego. I trzeba umieć odkrywać niezwykle drobne i niezauważalne zdarzenia, które się w wierszu dokonują. Jeśli ktoś tego nie potrafi, nie sądzę, aby osiągnął dobre wyniki. Zrozumienie danego słowa w języku, z którego tłumaczymy poezję, a następnie znalezienie jego odpowiednika w języku, na który tłumaczymy poezję, nie jest niczym szczególnym. Można to zrobić nawet i z pomocą słownika. Sztuka tłumaczenia wierszy polega na odnalezieniu i przetłumaczeniu niezapisanych linijek danego wiersza. A do tego, aby te niezapisane linijki wyczuć i odczytać, trzeba być poetą.
M.H.: Twoja książka „My jesteśmy tutaj”, mimo swojej niewielkiej objętości posiada wiele aspektów proszących się o szczegółowe omówienie: począwszy od doświadczenia środowiska, w którym rozgrywają się opowiadania – mam na myśli zarówno doświadczenie subiektywne, jak i spojrzenie z dystansu, poprzez jej szczególną formę, zwięzłość tekstu, aż do ogromnej siły, z jaką trafia do czytelnika. Opowiedz o tym, jak pisałeś tę książkę.
B.A.: Aby móc napisać tę książkę, zatrudniłem się w domu starców. Miałem znajomych, którzy tam pracowali i za każdym razem opowiadali mi o tych starszych ludziach różne rzeczy, których ja nigdy wcześniej nie słyszałem, ani też nie miałem okazji zobaczyć. Pomyślałem sobie, że to wygląda tak, jakby społeczeństwo najpierw wykorzystywało ludzi do pracy, wykrzesując z nich całą energię, a następnie wyrzucało ich na śmietnik. Albo w najlepszym razie, eliminowało tych ludzi z centrum życia, ekspatriując ich do mieszkań lub domów starców, aby tam powoli gaśli, aż do nagłego zniknięcia. Byłem nimi zaciekawiony i chciałem usłyszeć i zobaczyć na własne oczy tych życiowych ekspatriantów. A więc poszedłem do domu starców i zatrudniłem się tam na dziesięć lat. Musiały jednak minąć dwa lata, abym potrafił stopniowo zacząć ich zapisywać; dostrzec tych ludzi na ich ostatnim przystanku życia i zobrazować. Napisanie tej cienkiej książeczki zajęło rok z kawałkiem. Miałem też sześciomiesięczną przerwę w pisaniu, gdyż akcja opowiadań dzieje się w zimie, a zima właśnie się była skończyła. Nie mogłem, albo nie chciałem pisać o zimnie otaczającym narratora i bohaterów, sam nie doświadczając tej zimy wokół siebie. Praca nad tą książką była dla mnie poruszającym doświadczeniem. Dla przykładu, w książce znajduje się tylko jedno opowiadanie, w którym para staruszków żyje pod jednym dachem. Oni żyją razem, ale są sobie zupełnie obojętni, i starsza pani jedynie wypatruje chwili, w której zabiorą jej męża do szpitala albo przeniosą do domu starców. Pomyśl... Jakieś trzy cztery lata temu, kiedy wróciłem do Kurdystanu, pomiędzy książkami i zapiskami, które przywiozłem z powrotem ze sobą, niespodziewanie znalazłem rękopis tego właśnie opowiadania. Zdumiałem się, widząc datę i miejsce nakreślone na końcu. Zorientowałem się, że opowiadanie to napisałem, będąc wtedy po raz drugi w domu kobiety, w której wtenczas byłem bardzo zakochany. To znaczy, że co? Że ja przeżywając największe nasilenie uczuć opisałem kobietę i mężczyznę, którzy są sobą zmęczeni?! To odkrycie było dla mnie niezwykle dziwne i w zasadzie trudne do uwierzenia. I doświadczenie tego odkrycia było cenniejsze od samej nawet pracy nad opowiadaniem. Bardzo dziwna była ta sprawa dla mnie.
M.H.: Ciekawe... Czy oprócz tego zawarłeś w książce doświadczenie swojego własnego życia? A jeśli tak, to w jaki sposób i z którego okresu?
B.A.: Powiedziałem przecież... Aby opisać historię tych ludzi, poszedłem im usługiwać. Zaczynając od roku 2000, a kończąc w roku 2010. Teraz mogę się przyznać, że ten narrator, który zajęty jest jedynie obserwacją i wykonywaniem czynności; który nie zdradza ani słowa na temat tego, co myśli i czuje, to jestem ja sam – przeobrażony i zmieniony; ja, który choć odprowadzam innych do ich domów, sam nie znam drogi do swojego. Tak... dziesięć lat życia i jedna książka licząca dziewięćdziesiąt kilka stron...
M.H.: Jaki związek tworzą dla Ciebie fotografia, wiersze i opowiadania?
B.A.: Pojęcia nie mam, czy one jakiś związek tworzą, czy też go psują. Ale chcę myśleć, że przekazują mój punkt widzenia i moje odczucia. Nie uważam się za profesjonalnego fotografa, bardziej za amatora rozmiłowanego w fotografowaniu ludzkich twarzy i dłoni. Fotografia jest dla mnie przyjemnością artystyczną niemającą sobie równych. Zatrzymanie zmiennego stanu przebiegającego przez twarz człowieka. Albo bezradności jego rąk. Tak, lubię to bardzo... i tyle.
M.H.: Jakie etapy przeszła współczesna proza i poezja kurdyjska? Jakbyś określił jej miejsce teraz? Jacy są jej najwięksi pisarze i poeci?
B.A.: Bardzo się obawiałem, że w końcu zadasz to pytanie, no i zadałaś je....... Zarówno współczesna poezja, jak i proza kurdyjska rozwinęły się znacznie na różnych etapach. Mimo to, niespecjalnie za nimi przepadam. Współczesna literatura kurdyjska ma swoich wielkich poetów, jednak żaden z nich nie zaspokaja mojego literackiego głodu.
M.H.: Czy teraz, gdy w rejonie Kurdystanu dokonały się pewne zmiany i zwiększyły się kontakty z literaturami innych krajów, jesteś w stanie przewidzieć, jakie perspektywy ma przed sobą literatura kurdyjska? [6]
B.A.: Nie. Nie potrafię tego przewidzieć, ponieważ postrzegam w dosyć czarnych barwach literaturę publikowaną dziś przez kurdyjskich pisarzy i poetów. Pisarze i poeci, którzy myślą jedynie o produkcji dzieła literackiego i jak największym powiększeniu objętości swoich książek, nie mogą stanowić centrum mojego zainteresowania. W zdecydowanie większym stopniu oczekuję objawienia się młodego pokolenia, które w oparciu o znajomość literatury światowej odnajdzie swój własny, indywidualny język wypowiedzi. W przeciwnym razie, jeśli wszyscy będą pisać tak samo, niech pisze jedna osoba i sprawa się skończy... po co robić tyle szumu?... Ja, niestety, w kurdyjskim przeważnie szukam schronienia u klasyków. Czy to znaczy, że jestem współczesnym tradycjonalistą?... Sam nie wiem.
M.H.: Z twórczością jakich arabskich pisarzy jesteś zaznajomiony? Dzieła których z nich szczególnie Cię zainteresowały?
B.A.: Poznawanie literatury arabskiej zawsze odbywało się u mnie za pośrednictwem tłumaczeń, ponieważ język arabski znam i rozumiem w bardzo niewielkim stopniu, a jestem zdania, że aby w pełni poznać twórczość danego pisarza lub poety, należy przeczytać jego dzieła w języku, w którym powstały. Jest jednak pewna grupa arabskich pisarzy i poetów, który bardzo sobie cenię. Są to: Badr Szakil al-Sajab, Abd al-Wahab Al- Bajati, Mozafar Al- Nawab, Saadi Jusef, Salim Barakat, Mahmud Darwisz, Abdul Rahman Munif .... I jeszcze raz: Adunis, Barakat i Darwisz... i póki pamiętam: Mohammad Szukri... On jest niesamowity...
M.H.: Jak dobrze znasz twórczość Barakata? Opowiedz o spotkaniu z nim w Szwecji.
B.A.: Barakata poznałem za pośrednictwem przekładów jego twórczości na język kurdyjski, choć wiem, że były to niespecjalnie dobre tłumaczenia i ogólnie rzecz biorąc dobre przekłady z jego dzieł jeszcze nie powstały [7]. Dużo słyszałem o nim i dużo czytałem na jego temat. A potem w Szwecji, to była bodajże jesień roku 1999, spotkałem go w mieszkaniu Farhada Szakelego [8]. Stał na balkonie w mieszkaniu Farhada, a przed jego oczami roztaczał się widok na las i morze. Mocno uścisnął moją dłoń, a ja zacząłem do niego mówić w ichniejszym dialekcie kurmandżi. Strasznie się ucieszył; a gdy zdjął swoją kremową marynarkę, zobaczyłem jego ramiona. Miał na sobie podkoszulek, a jego twarz była piękna i bez skazy i tylko to sprawiło, że nie pomyślałem o nim jak o bokserze. Nie rozmawialiśmy wiele; więcej fotografowałem niż rozmawialiśmy. Przed moim obiektywem przybierał postawę obronną, z przesadą demonstrując swoją wysportowaną sylwetkę, jakby był młodym bokserem przymierzającym się do walki. Jego spojrzenie jednak wydało mi się takie samo jak i jego twórczość: niewinne, niespokojne i pełne smutku, który starał się ukryć, ale nie potrafił. Potem, po ukazaniu się jego wspomnień z lat dziecinnych, poszedłem do siedziby wydawnictwa, które wydało jego książkę, na wieczór autorski. Mocno uścisnął mi dłoń, mówiąc w swoim słabym kurdyjskim słowa powitania. Podpisując mi autograf na książce, powiedział: Obaj jesteśmy Kurdami. Ty piszesz opowiadania po persku, ja po arabsku. A jako że teraz jesteś zmuszony przeczytać moją książkę po szwedzku, dedykację napiszę ci po angielsku. I napisał mi dedykację, która choć mieściła się w dwóch, trzech zdaniach, zajęła jednak całą stronę. Nasze spotkania trwały zawsze bardzo krótko, a ja zawsze żałowałem i żałuję nadal, że w żadnym języku nie możemy poprowadzić dłuższej rozmowy czy podyskutować.
M.H.: Mając za sobą doświadczenie życia w różnych krajach, do którego z nich obecnie Baroż Akreji czuje przynależność? Gdzie znajduje się jego ojczyzna i który język może nazwać rodzimym?
B.A.: Nie czuję przynależności do żadnego konkretnego kraju. Może można powiedzieć, że czuję się przynależny do wszystkich krajów świata. Szczerze powiedziawszy słowo „ojczyzna” nie ma dla mnie specjalnie głębokiego znaczenia. W końcu każdy przychodzi na świat w jakimś miejscu. Ja przyszedłem na świat w Kurdystanie i jestem Kurdem. Nie jest to dla mnie ani powód do dumy, ani do wstydu. Moja ojczyzna mieści się w pięknych linijkach tekstu i nie jest to ważne, w jakim języku będą one zapisane. Dialekt kurmandżi języka kurdyjskiego jest moim językiem ojczystym, ale znam i kocham wszystkie pozostałe dialekty tego języka. Chcę przez to powiedzieć, że to, co mnie łączy z Kurdystanem, to tylko i wyłącznie język kurdyjski.
M.H.: Co jeszcze zostało spośród tych rzeczy, które chciałbyś napisać albo przetłumaczyć? Jakie masz plany na najbliższe lata?
B.A.: Chciałbym napisać takie rzeczy, które jeszcze nie przyszły mi do głowy. Musisz jednak wiedzieć, że ja jestem leniwym pisarzem: musi upłynąć wiele czasu, zanim jakiś obraz, pewna idea albo choćby zdanie przemieniło się w tekst. Pragnąłbym napisać kilka dobrych opowiadań i dokonać czegoś nowego w języku kurdyjskim (mam na myśli poezję). Natomiast jeśli chodzi o tłumaczenia... Już ponad dwadzieścia lat zajmuję się przekładem poezji i prozy z języka perskiego i w ciągu tych czterech lat, które mijają od momentu mojego powrotu do Kurdystanu to właśnie przekładom i ich publikacji w głównej mierze poświęciłem swój czas. Sa’edi, Bejzaji, Szamlu, Foruq, Sepehri, Rujaji, Sepanlu, Abkenar.. i .. Nima. Chciałbym jak najszybciej dokończyć projekt dotyczący przekładu dzieł słynnych irańskich poetów i zacząć tłumaczenia moich ulubionych opowiadań i powieści. Pragnąłbym także przez jeden albo dwa lata zając się tylko i wyłącznie Golszirim, znajdując lub wydobywając w kurdyjskim język jego narracji.
PRZYPISY:
[1] Dialekty kurmandżi i sorani nie są jedynymi dialektami języka kurdyjskiego, jednak jedynie one posiadają obecnie status języka literackiego. Sorani używany jest głównie w Iraku, natomiast dialektem kurmandżi posługują się w przede wszystkim Kurdowie zamieszkujący Turcję, Syrię i Armenię. Dialekt ten spotykany jest także na terenie Iraku i Iranu (patrz: J. Bocheńska: „Między ciemnością i światłem. O kurdyjskiej tożsamości i literaturze”. Księgarnia Akademicka, Kraków 2011, s. 50- 51).
[2] Ahmad Szamlu (1925-2000) – jeden z najwybitniejszych współczesnych poetów irańskich. Poza licznymi zbiorami poezji opracował kilkutomową encyklopedię perskiego folkloru „Ketab- e kucze (Opowieści z uliczki )”.
[3] Mowa o Foruq Farrochzad (1935-1967), słynnej irańskiej poetce, która jako pierwsza w Iranie w swoich wierszach odważnie mówiła o uczuciach, łamiąc powszechnie panujące obyczajowe tabu.
[4] Chodzi o Nimę Juszidża (1895-1960), uważanego za ojca współczesnej poezji perskiej, zwanej w Iranie sze’r- e nou (nowa poezja).
[5] Huszang Golsziri (1938-2000), wybitny współczesny irański pisarz i krytyk literacki. Po jego śmierci z inicjatywy irańskich intelektualistów założona została Fundacja im. Huszanga Golsziriego, wspierająca młodych literatów i mająca na celu promocję irańskiej beletrystyki. Z ramienia tejże rokrocznie przyznawana jest najbardziej prestiżowa nagroda literacka w Iranie.
[6] Chodzi o przemiany, jakie zaszły po upadku Saddama Husajna (po 2003), kiedy to na terenie Iraku i Kurdystanu irackiego zdjęto cenzurę z książek i czasopism.
[7] Salim Barakat (ur. 1951) pochodzący z syryjskiego Kurdystanu pisarz, tworzący w j. arabskim.
[8] Farhad Szakeli (ur. 1951), kurdyjski poeta zamieszkały na stałe w Sztokholmie.
Beroż Akreji:
Na świat przyszedł w roku 1963 w irackim Erbilu. W 1974 wyemigrował do Iranu. W 1990 udał się do Rosji, a stamtąd do Szwecji, gdzie spędził dwadzieścia lat. W 2009 wrócił do Kurdystanu. Opublikował kilka tomów poezji w j. kurdyjskim: „Umrzeć w lustrze” (1991), „Ponownie umrzeć, ponownie w lustrze” (1992), „Po drugiej stronie nocy słów” (1994), „Niepamięć jest metaforą śmierci” (1998), „Chciałem opowiedzieć o nocy” (2000), „Do wczoraj. Wiersze wybrane” (2013). Wydał dwa tomiki prozy w j. perskim: „My jesteśmy tutaj” (2005) i „Coś około tego” (2008). Przełożył i opublikował wybrane wiersze wybitnych irańskich poetów i poetek, takich jak: Ahmad Szamlu, Foruq Farochzad i Sohrab Sepehri, zbiór poezji „Siedemdziesiąt kamieni nagrobnych” Jadollaha Rujaji, qazale Rumiego, „Małego księcia” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego i powieść „I tyle” Marguerite Duras (wraz z poetą kurdyjskim Chabatem Arefem). Wśród jego tłumaczeń nie należy zapomnieć również o powieściach „Strach i dygot” i „Żałobnicy z Bajal” znakomitego irańskiego prozaika Gholam-Hosejna Sa’ediego, sztuce teatralnej „Cztery skrzynie” Bahrama Bejzajiego oraz powieści „Skorpion na schodach dworca kolejowego w Andimeszku” autorstwa Hosejna Mortezaijana Abkenara. Obecnie pracuje nad tłumaczeniami na język kurdyjski dzieł wybitnego irańskiego pisarza, Huszanga Golsziriego.
Tłumaczenie z j. perskiego Dorota Słapa.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |