ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (266) / 2015

Bahram Sadeghi,

OBSESJA

A A A
PROZA IRAŃSKA
Pójdzie do kina. Tak powiedział żonie sąsiada z drugiego piętra. Teraz musi stać w kolejce. Po filmie pospaceruje trochę ulicami. Tego już nie mówił żonie sąsiada. Ale to nie potrwa długo. Musi wrócić do domu, zrobić sobie kolację. Postawi kolację na piecyku. Rety! Czy na pewno zgasił piecyk? Zapewne może się zapalić. Pokój chyba zamknął? Zastanowił się. Tak, zamknął, tu jest klucz. Co za nieszczęście! Pokój stanie w ogniu. Na Boga, wyłączył ten piecyk, czy nie? Szybko zdjął z niego czajnik, tego jest pewien. Odstawił na półkę, tego też jest pewien. Ale co z piecykiem? Nie ma pewności, czy go zgasił, czy nie. A może wrócić i zajrzeć do domu? Wrócić? O! Nadeszła jego kolej. Bileter mówi: „Słucham pana”. Ludzie czekają za nim. Na razie weźmie bilet, potem zobaczy, co dalej. Proszę dwa tumany [1]. Bilet na najlepsze miejsca. Bilet na najlepsze miejsca na godzinę osiemnastą trzydzieści. Która jest teraz? Osiemnasta dwadzieścia. Początek za dziesięć minut. Pójście do domu i z powrotem zajmie godzinę. Co ma być, to będzie. Skąd ta pewność, że piecyk się zapali? A nawet jeśli się zapali, spłonie i już. Nie ma innego wyjścia. Jakoś to będzie. Na razie wejdzie do środka. Wielkie nieba! Jaki tłok! Hall jest pełen ludzi. Nie ma gdzie usiąść. Przez tych dziesięć minut będzie musiał stać. Aha! Tu jest program na najbliższe dni. Program na najbliższe dni. Wiadomo, że ten film będzie dobry. Zna aktorów. Ale dziwne! Dostał nawet nagrodę Oscara. Na pewno musi go obejrzeć. Napisali, że od przyszłego tygodnia. Przyszły... tydzień. Jaki dzisiaj dzień? Przedwczoraj był piątek, wczoraj sobota, czyli dzisiaj niedziela. Zaczną pokazywać film, załóżmy, od przyszłej soboty. Dzisiaj się nie liczy, więc za pięć dni. A co, jeśli za pięć dni nie będzie już miał pieniędzy? Musi przeliczyć: te dwa riale, tutaj trzy tumany, razem trzydzieści dwa riale. W torbie ma jeszcze dwadzieścia tumanów. Oby się nie zgubiły! Nie... jest dwadzieścia tumanów. Razem dwadzieścia trzy tumany i dwa riale. Dwa riale będzie musiał wydać jeszcze dziś na taksówkę do domu. Trzy riale pójdą na chleb. Dwa riale na papierosy, pięć papierosów marki Aszno. Zostaje dwadzieścia dwa i pół tumana. Dwadzieścia pięć riali wyda na film w przyszłym tygodniu (od razu włoży je między kartki kalendarza, żeby nie zapomnieć). Tych dwudziestu pięciu riali. Zostanie mu jeszcze dwadzieścia tumanów. Musi tak się rządzić, żeby starczyło na dziesięć, piętnaście dni. Przeczyta jeszcze raz tytuł filmu. Tytuł... „Niebieska lampa”. O rety! Dobrze, że sobie przypomniałem. Nie zgasiłem światła w pokoju. Na pewno widzą z zewnątrz przez okno, że światło się pali. Tylko na to czekają. Mówią: zużywasz za dużo prądu. Podwyższają czynsz. Ale głupotę zrobiłem, że zostawiłem zapalone. Jak to się stało? Wczoraj wyłączyli prąd. Jasne! Przekręciłem włącznik, żeby zobaczyć, jak już włączą prąd na nowo. Potem zapaliłem lampę naftową. Siedziałem godzinę, półtorej. W końcu straciłem cierpliwość i poszedłem spać. Kiedy wstałem dziś rano, prądu ciągle nie było. Zgadza się... Całkowicie! Dlatego sąsiad, chcąc złapać radio, mówił, że nie ma prądu. Do południa nic się nie zmieniło. Ale po południu... Po południu słychać było u sąsiada radio, nie pamiętasz, że zajrzałeś do pokoju, zobaczyć, czy żarówka się świeci i zgasiłeś lampę. No przecież! Zgasiłem światło. Nie jestem takim durniem, żeby za dnia nie zobaczyć, czy lampa się pali? Ale co z piecykiem... a niech tam, niech sobie będzie włączony. Jak wrócę do pokoju, będzie ciepło jak w łaźni. Film chyba się zaczyna. Na razie idę. W dwie godziny pokój się nie zapali.

***

Żona sąsiada słyszy dzwonek do drzwi. Wstaje, idzie i otwiera je. Za drzwiami stoi wysoki mężczyzna. W ręku ma walizkę. Ma na sobie płaszcz i okulary przeciwsłoneczne.

- W czym mogę pomóc? – pyta kobieta.

Wysoki mężczyzna stawia walizkę na ziemi. Zdejmuje okulary. Kłania się i mówi:

- Przepraszam! Czy to uliczka...? Zgadza się?

- Tak.

- A to mieszkanie numer...? Niech spojrzę. Numer domu... tak zgadza się.

Kobieta zaskoczona patrzy na numer domu i pyta:

- Kogo pan szuka?

Wysoki mężczyzna zaciska zęby, zakłada okulary i odpowiada:

- Jest taki jeden kawaler, urzędnik biurowy, dwudziestotrzy-, czteroletni. Blond włosy. Niedawno tu przyjechał.

- Tak zgadza się, jest tutaj taki. Mieszka na trzecim piętrze.

Wysoki szykuje się do wejścia do środka. Kobieta zasłania wejście ręką:

- Przepraszam, ale teraz go nie ma. Tuż przed pana przyjściem poszedł do kina.

Mężczyzna milczy chwilę. Potem odzywa się:

- To bardzo źle, droga pani. Mam do niego bardzo pilną sprawę.

Kobieta nie wie co powiedzieć.

- Jeśli wie pani, do którego kina poszedł i może mi pani powiedzieć, wyświadczy pani nam obu ogromną przysługę.

Kobieta odpowiada prawie zamykając drzwi:

- Gdybym wiedziała...

Wysoki zawiedziony bierze walizkę i żegna się. Mówi do siebie, że jeszcze tu wróci. Kilka chwil kręci się wzdłuż uliczki i odchodzi...



[1] Tuman, nieoficjalna waluta Iranu, oznaczająca dziesięć riali.



Fragment zbioru opowiadań „Sangar va ghomghome ha-je chali” („Okopy i puste manierki”), Wyd. Ketab-e zaman, Teheran 2001.
Tłum. Joanna Hrehoruk