ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (266) / 2015

Simin Daneszwar,

ZABŁĄKANA WYSPA

A A A
PROZA IRAŃSKA
Hasti rozwiązała fioletową wstążkę upiętą na kształt kwiatu na paczuszce i rozerwała fioletowy papier w kwiatowy wzór. Sweterek z fioletowej wełenki i fioletowego jedwabiu. Mały, jedwabny kwadracik zdobił go po lewej stronie. Wokół niego widniały delikatnie zarysowane wełnianą nicią kontury nieco większego kwadratu. Wełniane i jedwabne nitki w nasyconym kolorze przeplatały cały przód swetra, a rękawy oplatał pasek o szerokości dwóch palców. Strój jak marzenie! Hasti ucałowała matkę i spytała:

- Mam go dziś założyć?

- A czemu nie?

Dłoń Maman Aszi powędrowała w stronę dzwonka leżącego na stole przy łóżku:

- Ach ta Pasita... lekkoduch...

Maman Aszi zajrzała do szuflady toaletki w poszukiwaniu fioletowego lakieru i szminki w tym samym kolorze. Zapięła biustonosz, założyła czarne spodnie, a na górę jedwabną, beżową bluzkę w kwiaty, nie wkładając już nic pod nią. Dwie wstążki u dołu bluzki służyły za pasek. Maman Aszi ściągnęła końce wstążek i związała z przodu. Kawałek gołego brzucha wychylił się spod bluzki. Kontrastująca z czernią spodni skóra wyglądała jakby była z kości słoniowej. Pogoda nie pozwalała jednak na to, żeby prezentować brzuch z kości słoniowej, zarzuciła więc na ramiona krótkie, beżowe futerko z norek.

- Bye, bye, Ahmad – krzyknęła do męża wychodząc, po czym zwróciła się do Hasti – Ale jest pazerny! Teraz chowa właśnie biżuterię do stalowego sejfu, którego kodu zamka nie zna nikt poza nim samym.

Maman Aszi przez całą drogę do Centrum Rozrywki Bowling paplała po angielsku, pozornie po to, żeby kierowca nie poznał sekretów rodziny, ale tak naprawdę chciała poćwiczyć swoje umiejętności. Angielskiego uczyła się od kilku lat w Irańsko-Amerykańskim Stowarzyszeniu Kultury, żeby nie być niemową w towarzystwie amerykańskich przyjaciół. Ani oni, ani tym bardziej ich żony nie chcieli uczyć się perskiego i tylko pojedyncze osoby znały ten język. Jednak na tej garstce osób ani kokieteria i wdzięk Maman Aszi, ani pochlebstwa pana Gandżura nie robiły wrażenia. Za to koślawy angielski akcent tej pary przyciągał ich i nieraz rozbawiał do łez. Hasti uczyła się angielskiego w tej samej instytucji, z nadzieją, że zostanie potem nauczycielką tego języka w którymś ze stołecznych gimnazjów. Ale nie została. Touran powtarzała:

- Zawód nauczycielki to najrozsądniejszy wybór dla kobiety. W klasie nie masz nikogo nad sobą. Ma się do czynienia tylko z grupką biednych dzieciaków, a jak nauczyciel jest empatyczny, dobry i wykształcony, to jak mawiał Saadi [1] potrafi przyciągnąć dzieciaki do szkoły nawet w piątek [2].

Simin za to była tego zdania, że:

- To, co jest najatrakcyjniejszego w byciu nauczycielem, to to, że do wykonywania tego zawodu potrzeba pół na pół wiedzy i gry, z czego gra jest najbardziej zajmująca.

Hasti mogła poprosić o wsparcie pana Gandżura, który w mig załatwiłby jej pracę. Sam powtarzał, że Ministerstwo Nauki stale szuka nauczycieli angielskiego, zwłaszcza że wszyscy uczniowie chcą się dziś uczyć tego języka. Ale Hasti nigdy nie poruszyła tego tematu i nawet przed matką ukrywała prawdziwe powody nauki.

Kiedy samochód skręcił w dawną ulicę Szemiran, Maman Aszi wyjawiła córce, dlaczego chciała się spotkać i czemu tak nalegała, by przyszła i nie wystawiała jej reputacji na szwank. Poprosiła, by Hasti była miła i ciepła dla pani Farrochi, gdy już się spotkają w saunie. Skąd ten pomysł? Ano stąd, że pani Farrochi ma syna – mężczyznę w pełnym tego słowa znaczeniu - który zawsze przyjeżdża po nią w piątki.

- Ile razy mam powtarzać, że nie cierpię tradycyjnych małżeństw? – zareagowała Hasti, po czym zwróciła się po persku do kierowcy:

- Panie Nawidi, proszę mnie tu wysadzić.

Z miejsca, w którym byli, do ich domu przy ulicy Wali Abad było niedaleko.

- Gada od rzeczy. Rób, co do ciebie należy – odezwała się Maman Aszi do kierowcy. Objęła Hasti i prosiła ją:

- Tylko przez wzgląd na mnie. Ten jeden raz… Przyrzekam... – dodała po persku, po czym kontynuowała po angielsku:

- Daj już spokój z tym Maradem, jest wychudzony i wygląda jak umarlak. I jakby zawsze siedział na rozżarzonych węglach. Poza tym nie oświadczył ci się jak do tej pory, a mnie nie darzy sympatią…

- Oświadczy się. A jak nie, to sama się tym zajmę – broniła go Hasti.

- Aż tak jesteś w nim zakochana?

- To jedyny mężczyzna, przy którym mam pewność, że mnie nie wykorzysta. Pozwoli mi być nowoczesną kobietą, taką, jaką chcę być.

- A to istnieje coś takiego, jak nowoczesne i staroświeckie kobiety?

Któregoś dnia Simin na zajęciach mówiła o dobrych i złych stronach bycia kobietą. Uważała, że kobieta z uwagi na swoją specyficzną sytuację, uwarunkowaną płcią, zawsze przyjmuje poddańczą postawę w domu męża, podczas gdy on stale idzie do przodu. Zaczynają się od siebie oddalać, a przepaść, jaka się między nimi tworzy sprawia, że małżeństwo staje się bezsensowne i spowszedniałe.

Rozebrały się w przebieralni przy saunie. Maman Aszi, mimo otyłości, miała proporcjonalnie zbudowane ciało. Poświęcała mu mnóstwo uwagi. Jej piersi, choć wykarmiły trójkę dzieci, były ciągle jędrne i kształtne. Hasti sama widziała, jak matka karmiła Parwiza. Nie pochylała się, tylko podnosiła główkę dziecka i przystawiała ją do piersi. Oczy Maman Aszi, tak jak i oczy Hasti, były czarne jak węgiel. Sposób, w jaki sennie je mrużyła, patrząc spod swoich łukowatych brwi, odrobinę ociężałych powiek i długich rzęs, robił wrażenie nawet na jej córce. Hasti nie mogła sobie przypomnieć naturalnego kształtu nosa matki. Był już operowany trzykrotnie, by w końcu upodobnić się do nosa Elizabeth Taylor.

Maman Aszi zebrała swoje żółte kosmyki na czubku głowy i spięła spinką. Hasti wiedziała, że matka farbuje włosy, raz naparem z rumianku, a raz w wodzie z tłuczoną czarnuszką, żeby przy okazji nabrały połysku. Loki i skręty tych złotych, sięgających do ramion kędziorów były wynikiem pracy zręcznych dłoni Farhada, znanego w całym mieście fryzjera, za wizytę u którego każda modnisia z Teheranu dałaby sobie rękę uciąć.

Na schodkach w saunie siedziały otyłe i nagusieńkie kobiety, a na podłodze leżała jedna szczupła. Zobaczywszy Maman, Aszi szczupła kobieta wstała i ucałowały się na powitanie. Po jej ciele widać było, że latem musiała pływać w samym bikini. Maman Aszi spytała o jej plecy i usłyszała w odpowiedzi, że już lepiej. Znajoma narzekała, że napociła się, leżąc latem na plaży nad morzem, a teraz znowu sauna wyciska z niej siódme poty. Nie, to nie mogła być pani Farrochi. Była za młoda, żeby mieć już syna i to mężczyznę w pełnym tego słowa znaczeniu. Mimo że matka przywitała się z nią serdecznie, to nie mogła być ona. Maman Aszi usiadła na trzecim schodku, pomiędzy grubymi kobietami. Z wszystkich lał się pot. Kropelki potu pojawiły się na nosie Maman Aszi. Hasti poczuła, że jej skóra też zaczyna się robić wilgotna. Przyglądała się wszystkim tym kobietom i porównywała do nich swoją matkę. Doszła do wniosku, że Maman Aszi byłaby z nich wszystkich najładniejszą modelką dla niej. Ale nie będzie. Hasti starała się utrwalić w pamięci widok nagich ciał, by przenieść go na papier po powrocie do domu, a potem porównać ze swoją pracą licencjacką, która jako jedna z lepszych została zakwalifikowana do acceptation. Na wydziale sztuk pięknych używano terminologii obcojęzycznej. Tematem pracy licencjackiej Hasti były nagie kobiety, które szukały wytchnienia przed swoimi nieuleczalnymi bólami w źródłach Gamisz-e Goli w Sarejn. Profesor Mani zobaczywszy pracę wykrzyknął:

- Istne piekło Dantego!

Raja weszła do sauny i zatrzasnęła za sobą drzwi. Hasti natychmiast ogarnął lęk, że drzwi mogą się już nie otworzyć i przyjdzie jej usmażyć się w tym niedantejskim piekle. Co to byłby za bezowocny los. Usmażyć się w trakcie prezentacji przed panią Farrochi. Raja była chuda, a jej skóra miała kolor marchewki. Miała na sobie tylko szorty. Jej piersi zmieściłyby się w dłoniach Hasti. W ręku trzymała dzbanek. Na piecyku ułożono stertę gładkich i chropowatych kamieni, spomiędzy których przeświecały błyski żaru, raz znikając raptownie, a raz zatrzymując się na dłużej. Raja rozpryskiwała dłonią płyn z dzbanka na kamienie, które skwierczały, uwalniając parę i błogi zapach. Maman Aszi wyjaśniła Hasti, że w dzbanku jest woda zmieszana z kroplami olejku z eukaliptusa. Kobieta o czarnych kręconych włosach usiadła na podłodze na klęczkach i namawiała Raję:

- Polej jeszcze! – a potem zaczęła się użalać. - Nikt mi w dzieciństwie nie mówił, że kobieta powinna być chuda. Jadłam, jadłam i tyłam. Pilaw, asz-e reszte [3], smażone ziemniaki, olej z Kermanszachu... A teraz ile się muszę namęczyć, żeby zrzucić jeden kilogram. Biedaczka ze mnie, tyję nawet od picia wody. Kiedy się ważyłam, wyszło osiemdziesiąt kilo. Po pływaniu, saunie, masażach i ćwiczeniach moja waga spada raptem o jeden kilogram, a potem wystarczy, żebym wypiła szklankę wody i już wraca do poprzedniego poziomu.

Szczupła kobieta, która znowu wyciągnęła się na plecach na podłodze, odezwała się:

- Jak tak, kochana, to przestań pić wodę.

- Chyba bym oszalała – odpowiedziała jej ta z kręconymi włosami i wagą osiemdziesiąt kilo. Zwróciła się do Hasti:

- A ty po co przyszłaś do sauny? Twojej figurze nie można nic zarzucić.

Hasti nie mogła pojąć, dlaczego dała się wciągnąć w gierki swojej matki. Nie umiała wytłumaczyć, dlaczego ona i Szahin byli jej tak bezgranicznie oddani. Czy byli pod tak silnym wpływem jej uroku? A może Hasti w głębi serca wolała świat, w którym żyła jej matka? Może świat Maman Aszi otwierał przed nią drzwi, do których, żyjąc z babką, nie miała dostępu? Hasti uważała ludzi żyjących za tymi drzwiami za pustych burżujów, pochłoniętych konsumpcją, a i Marad miał dla nich cały szereg szczególnych epitetów. Stale powtarzał Hasti, że jeśli chce uchodzić za kogoś z elit, powinna odwrócić się od matki i odciąć od tej durnej grupy społecznej. Marad sam planował niebawem wyprowadzić się z domu rodzinnego.

Hasti odwróciła się w stronę osiemdziesięciukilogramowej kobiety z kręconymi włosami, ale ta właśnie zapisywała się u Raji na masaż, próbując wymusić na niej wcześniejszą godzinę. Hasti zdecydowała, że namaluje scenkę z sauny pod tytułem „nagie, grube, bez cierpienia”. Nie wiedzieć czemu, nagle pomyślała o Biafrze, o jej wychudłych jak wrzeciono mieszkańcach i dzieciach cienkich jak wężyki fajek wodnych, chociaż z wystającymi brzuszkami, którym można było żebra policzyć. Czemu ich puste brzuchy były takie wydęte? Zadała to pytanie Maradowi, kiedy pokazał jej zdjęcie tych człowiekowatych istot. Marad długo rozprawiał, po czym stwierdził, że płynąć z prądem wody jest łatwo, ale pod prąd już dużo trudniej… Ale to właśnie nadaje życiu sens i wymaga więcej wysiłku…

Matka ciągnęła ją w swoją stronę, Marad w swoją… jeśli nie liczyć babki Touran i Simin… była jak lalka, którą każdy chce mieć dla siebie.

Do sauny wkroczyła kobieta przypominająca górę mięsa i trzasnęła drzwiami tak mocno, że Hasti znowu zdjął strach przed tym, że już się nie otworzą i zostanie uwięziona w tym piecu. Ogromne piersi zwisały na brzuchu kobiety, a uda miała tak potężne, że w tej całej masie nie można było rozpoznać ich kształtu. Była naga i wyglądała jakby składała się z kilku warstw. Połacie mięsa zwisały luźno. Kiedy podniosła rękę, żeby podać ją Maman Aszi, mięśnie ramienia obwisły bezwładnie. Hasti na znak matki wstała i przedstawiła się pani Farrochi. Kobieta zmrużyła oczy, chociaż nie było takiej potrzeby i zmierzyła dziewczynę wzrokiem. Dwie poduszeczki mięsa w miejscu powiek zmuszały oczy do mrużenia. Pani Farrochi badała Hasti wzrokiem od stóp do głów, jakby nie mogła nasycić się tym widokiem. Przeszywające, wszechogarniające spojrzenie spod wpół przymkniętych oczu napawało Hasti niechęcią.

- Eszrat, jak wrócicie do domu, zapal dla niej trochę esfandu [4]. Niby moje spojrzenie nie przynosi pecha, ale kto wie… - odezwała się pani Farrochi.

Więc to spojrzenie było spojrzeniem nabywcy. Hasti oddaliła się trochę od matki i pani Farrochi, które usiadły obok siebie na pierwszym schodku. Do wciągnięcia tej masy na trzeci stopień potrzebny byłby podnośnik. Hasti usiadła na podłodze koło kobiety o kręconych włosach, obejmując rękami kolana.

- Więc już jasne, po co tu przyszłaś – skomentowała tamta ze śmiechem.

Hasti zaczęła ogarniać senność. Przymknęła oczy i oparła głowę na kolanach. Dotarł do niej głos matki:

- Ma dwadzieścia dwa lata...

- Kłamstwo pierwsze – policzyła Hasti. - Odjęła mi cztery lata życia!

- Miałam piętnaście lat, kiedy ją urodziłam. Szahin jest trzy lata młodszy.

- Gdybym tak mogła zapaść w głęboki sen... – pomyślała Hasti.

Ale głos pani Farrochi i ciekawość nie pozwalały na to, chociaż dochodziły do niej tylko urywki rozmowy.

PRZYPISY:

[1] Saadi – poeta irański, żyjący w XIII wieku w Szirazie.

[2] Piątek, czyli dzień wolny od szkoły.

[3] Gęsta zupa z zieleniny i warzyw strączkowych z makaronem.

[4] Esfand – poganek rutowaty, roślina, której ziarenka pali się, by dym odegnał złe moce.



Fragment powieści „Dżazire-je sargardani” („Zabłąkana wyspa”). Wydawnictwo Chorezmi. Teheran 2001.
Tłum. Joanna Hrehoruk