
Ailbhe Darcy, Mateusz Grzegorzewski,
WIERSZE
A
A
A
Panoptikon
Błagam cię, tylko nie generalizuj za bardzo tych sympatii i miłostek – pamiętaj, że każde życie ma dość własnych problemów, które nie powinny cię zajmować. Zadowól się własną piekielną algebrą
– Henry James, z listu do przyjaciela
Zaczytujemy niedzielne gazety,
gdy ojciec odzywa się, że takie rzeczy,
nie zdarzały się za jego czasów. Ma na myśli
dziecko z Darfuru pokryte muchami,
faceta na smyczy, poparzoną dziewczynkę,
zdezelowane maszyny z Inishowen i Mateusza,
którego zeszłej nocy zabiło szaleństwo.
Ojciec i ja w pierścieniu Panoptikonu,
potomkowie Prometeusza uwięzieni
w centrum kurczącego się świata – czasem
wyłączał telewizor i wyrywał kartki z gazet,
aby ukryć przede mną rozlew krwi.
Teraz ja składam dla niego papierowe żurawie,
podpalam w myślach nabiegłe krwią ekrany,
ale szum nas wciąż osacza. Ludzie uciekający
spod płonących wież zatrzymywali się,
by kupić aparaty, stali odwróceni
plecami zapatrzeni w pocztówki na wystawach
przewracane jak domki z kart. Nic dziwnego,
że ty, taki nadwrażliwy, postanowiłeś odejść,
a my cię nie powstrzymaliśmy.
Twoi przyjaciele bez końca będą roztrząsać,
jak mogliśmy uniknąć tego,
na co i tak nie mieliśmy wpływu.
Jakiej algebry trzeba było użyć?
Mateuszu, kochanie, jakoś znoszę poniedziałki.
łżę fryzjerce, spaceruję z notesem,
by zapisać uczucia na wypadek,
gdybym ich znów potrzebowała. Udaję,
że jestem kimś innym na skrzyżowaniu. Omijam
lustra, czasem gazety. Żyję najlepiej,
jak umiem, z ciężarem tej strasznej algebry.
Obsługa nie wchodzi w grę
Komu dziękować za stojące nieopodal donice lawendy,
za pierzaste chmury w bliźniaczych cappuccino,
za kryształowe cukierniczki, za dziecko recytujące wierszyki
o superbohaterach, za cień rzucany przez kelnera
w kawiarni centrum handlowego,
gdy nie możesz powstrzymać łez?
Szpitalna kawa nie była tak pyszna i trudniej było uwierzyć.
W dniu mego ślubu, dotarłyśmy
do centrum handlowego,
gdzie wypachnione kobiety
polerowały nam paznokcie w wypucowanych pokojach.
Komu dziękować za ich chłodne dłonie
uwalniające nas od wspomnień?
Tutaj twoje dłonie są poza zasięgiem. Gdy urodziłam syna,
wyjące, przyssane do mnie maleństwo,
na pewno przypominałaś sobie własny poród, gdy zabrali
go od ciebie, zostawiając becik w ręku.
Twoje dłonie są drobniejsze i bardziej zadbane.
Kiedy podali nazwę szpitala, skojarzyłaś ją
z nieruchomością na planszy Monopolu;
dotarłaś tam liniami papilarnymi,
pakując termos, oszczędzając drobne na parking.
Rodziny snują się po w centrum handlowym.
Pod nowo zaprojektowanymi neonami,
oczy błyszczą im z wdzięczności,
z głośników płynie gustowna, relaksacyjna muzyka.
Gdy mój syn krzyczał po rozdzieleniu ze mną,
na pewno myliłaś o tym, jak i ty opuszczałaś szpital, wracając do córek.
Wszystkie niezbędne dotyki, nie są nam dane,
to znana niesprawiedliwość pragnących czułości.
Rzuć hojny napiwek na stolik,
spaceruj po centrum handlowym,
chwal kawę, uprzejmość ruchomych schodów, fryzury
cudownie wrażenia, sprzyjającą pogodę. Komu dziękować?
Kogo chwalić za twoje dłonie, kto z centrali
uwalnia nas od przeszłości w poczekalniach i kafejkach?
Przełożył Mateusz Grzegorzewski
Wiersze pochodzą z książki Ailbhe Darcy: „Imaginary Menagerie”. Bloodaxe Books. Eastburn 2011.
www.bloodaxebooks.com
Błagam cię, tylko nie generalizuj za bardzo tych sympatii i miłostek – pamiętaj, że każde życie ma dość własnych problemów, które nie powinny cię zajmować. Zadowól się własną piekielną algebrą
– Henry James, z listu do przyjaciela
Zaczytujemy niedzielne gazety,
gdy ojciec odzywa się, że takie rzeczy,
nie zdarzały się za jego czasów. Ma na myśli
dziecko z Darfuru pokryte muchami,
faceta na smyczy, poparzoną dziewczynkę,
zdezelowane maszyny z Inishowen i Mateusza,
którego zeszłej nocy zabiło szaleństwo.
Ojciec i ja w pierścieniu Panoptikonu,
potomkowie Prometeusza uwięzieni
w centrum kurczącego się świata – czasem
wyłączał telewizor i wyrywał kartki z gazet,
aby ukryć przede mną rozlew krwi.
Teraz ja składam dla niego papierowe żurawie,
podpalam w myślach nabiegłe krwią ekrany,
ale szum nas wciąż osacza. Ludzie uciekający
spod płonących wież zatrzymywali się,
by kupić aparaty, stali odwróceni
plecami zapatrzeni w pocztówki na wystawach
przewracane jak domki z kart. Nic dziwnego,
że ty, taki nadwrażliwy, postanowiłeś odejść,
a my cię nie powstrzymaliśmy.
Twoi przyjaciele bez końca będą roztrząsać,
jak mogliśmy uniknąć tego,
na co i tak nie mieliśmy wpływu.
Jakiej algebry trzeba było użyć?
Mateuszu, kochanie, jakoś znoszę poniedziałki.
łżę fryzjerce, spaceruję z notesem,
by zapisać uczucia na wypadek,
gdybym ich znów potrzebowała. Udaję,
że jestem kimś innym na skrzyżowaniu. Omijam
lustra, czasem gazety. Żyję najlepiej,
jak umiem, z ciężarem tej strasznej algebry.
Obsługa nie wchodzi w grę
Komu dziękować za stojące nieopodal donice lawendy,
za pierzaste chmury w bliźniaczych cappuccino,
za kryształowe cukierniczki, za dziecko recytujące wierszyki
o superbohaterach, za cień rzucany przez kelnera
w kawiarni centrum handlowego,
gdy nie możesz powstrzymać łez?
Szpitalna kawa nie była tak pyszna i trudniej było uwierzyć.
W dniu mego ślubu, dotarłyśmy
do centrum handlowego,
gdzie wypachnione kobiety
polerowały nam paznokcie w wypucowanych pokojach.
Komu dziękować za ich chłodne dłonie
uwalniające nas od wspomnień?
Tutaj twoje dłonie są poza zasięgiem. Gdy urodziłam syna,
wyjące, przyssane do mnie maleństwo,
na pewno przypominałaś sobie własny poród, gdy zabrali
go od ciebie, zostawiając becik w ręku.
Twoje dłonie są drobniejsze i bardziej zadbane.
Kiedy podali nazwę szpitala, skojarzyłaś ją
z nieruchomością na planszy Monopolu;
dotarłaś tam liniami papilarnymi,
pakując termos, oszczędzając drobne na parking.
Rodziny snują się po w centrum handlowym.
Pod nowo zaprojektowanymi neonami,
oczy błyszczą im z wdzięczności,
z głośników płynie gustowna, relaksacyjna muzyka.
Gdy mój syn krzyczał po rozdzieleniu ze mną,
na pewno myliłaś o tym, jak i ty opuszczałaś szpital, wracając do córek.
Wszystkie niezbędne dotyki, nie są nam dane,
to znana niesprawiedliwość pragnących czułości.
Rzuć hojny napiwek na stolik,
spaceruj po centrum handlowym,
chwal kawę, uprzejmość ruchomych schodów, fryzury
cudownie wrażenia, sprzyjającą pogodę. Komu dziękować?
Kogo chwalić za twoje dłonie, kto z centrali
uwalnia nas od przeszłości w poczekalniach i kafejkach?
Przełożył Mateusz Grzegorzewski
Wiersze pochodzą z książki Ailbhe Darcy: „Imaginary Menagerie”. Bloodaxe Books. Eastburn 2011.
www.bloodaxebooks.com
Zrealizowano dzięki wsparciu finansowemu: Samorzadu Województwa Slaskiego, Fundacji - Otwarty Kod Kultury | ![]() |
![]() |