ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (276) / 2015

Robert Skowroński,

NIEMY KRZYK (TIMBUKTU)

A A A
Abderrahmane Sissako postawił w swoim dziele na trudny temat, zaangażował anonimowych aktorów, zarówno profesjonalnych, jak i naturszczyków, samemu również pozostając niezbyt rozpoznawalnym. Wszystko wskazywałoby na to, że „Timbuktu” przepadnie. Stało się jednak inaczej – film zdobył szereg francuskich Cezarów, dwie nagrody Lumières, a także nominację do Złotej Palmy oraz Oscara w kategorii filmu nieanglojęzycznego.

Pozornie spokojna przestrzeń Mauretanii, pięknie sfotografowana przez Sofiana El Faniego, odpowiedzialnego również za „Życie Adeli”, skrywa dramat żyjących tam ludzi. Miasto i okolice okupowane są przez islamskich fundamentalistów, którzy wprowadzają terror i swoje rządy. Groźba, strach i lęk zawisły nad rozgrzaną słońcem pustynią i domostwami. Permanentna niepewność dotknęła nawet ekipę filmową podczas realizacji dzieła. Poczucie zagrożenia nie ustaje w „Timbuktu”, tak samo jak nie ustawało w rzeczywistości.

Z otwartą, pozbawioną barier przestrzenią mauretańskiego krajobrazu kontrastuje wątek tępienia przez okupanta jakichkolwiek przejawów jednostkowej wolności. Wszelkie formy rozrywki, takie jak śpiewanie, uprawianie sportu, palenie papierosów, są tu jawnie wypleniane i zakazywane, choć sam ciemiężca nie stosuje się do wprowadzanych praw. Absurdalne wytyczne mieszają się z dowolnością w interpretacji szariatu przez fundamentalistów. Wszystko podane zostaje widzowi w sposób drastyczny i otwarty, łącznie ze sceną kamienowania. Fragment ten jest zresztą odbiciem autentycznego wydarzenia, które miało miejsce w Mali i stało się dla reżysera bezpośrednim impulsem do nakręcenia filmu. Sissako natrafił na prasową informację o publicznej egzekucji zakochanej pary. Powód? Posiadanie nieślubnego dziecka.

Fabuła „Timbuktu”, choć podzielona na epizody związane z różnymi bohaterami, skupia się wokół pasterza i hodowcy krów o imieniu Kidane oraz jego rodziny – żony, córki i syna. Oddani rytmowi natury, śpią oni pod rozgwieżdżonym niebem w namiocie na pustyni, za jedyny obowiązek mając doglądanie swego bydła. Nawet karabiny i rozkazy okupanta nie są im straszne, bo żyjąc na uboczu, nie doświadczają grozy znanej mieszkańcom miasta. Wszystko zmienia jedna sytuacja, która burzy idyllę i przeradza się w rodzinny dramat.

Sissako wykorzystuje dokumentalny styl i przy nieśpiesznej narracji przedstawia świat, gdzie względne bezpieczeństwo może zagwarantować jedynie bycie szaleńcem, od którego fundamentaliści trzymają się z daleka. Mieszkańcy tytułowego Timbuktu ani myślą się buntować. Skazują się na trwanie w zawieszeniu, w sytuacji bez wyjścia. Próbują ominąć prawo, urządzając sobie mecz bez piłki, śpiewając piosenki w domach, a nawet głośno wyrażając swoje niezadowolenie z obowiązku noszenia przez kobiety rękawiczek. Wszystko to jest jednak wyrazem biernego sprzeciwu, zaledwie uwypuklającym istniejące w tym świecie kurioza, nie prowadzącym do zmian. Egzystujące w Timbuktu osoby otaczają się iluzją życia; nawet prawdziwa miłość nie jest w stanie tu zatriumfować. Pozostaje tylko cisza przerywana smaganiem bata i krzykiem ofiary.

„Timbuktu” samo w sobie jest niemym krzykiem reżysera – jego apelem, złożonym z doskonale zazębiających się elementów, o zwrócenie oczu świata w stronę Afryki. Sissako troszczy się o los małej, zapomnianej przez wszystkich społeczności i tworzy jednocześnie wielkie dzieło. To głos warty wysłuchania.
„Timbuktu”. Reżyseria: Abderrahmane Sissako.  Scenariusz: Abderrahmane Sissako, Kessen Tall. Obsada: Ibrahim Ahmed, Toulou Kiki, Abel Jafri, Fatoumata Diawara, Hichem Yacoubi  i in. Gatunek: dramat. Produkcja: Francja / Mauretania 2014, 100 min.