ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (276) / 2015

Małgorzata Lebda,

CO WIDZĘ, KIEDY PATRZĘ NA WYSTAWĘ "CIAŁO OBCE"?

A A A
13. Miesiąc Fotografii w Krakowie: dziewięć wystaw programu głównego, dziewięć wystaw sekcji SHOWOFF, spotkania mistrzowskie, panele dyskusyjne, warsztaty, projekcje, koncerty. Opisanie rozmachu tego wydarzenia przy ograniczonej liczbie znaków byłoby próbą karkołomną i z pewnością odbyłoby się kosztem pogłębionej refleksji. Postanowiłam zatem skupić się na wystawie, która zrobiła na mnie największe wrażenie i dotknęła we mnie strun najczulszych. Będzie o ciele.

„Ciało obce” to wystawa zaprojektowana przez Pawła Szypulskiego, z wykształcenia antropologa, specjalizującego się w analizie tekstowych i fotograficznych świadectw osobistych. Znając sylwetkę kuratora z poprzedniej edycji festiwalu, podejrzewałam, że szykuje się ekspozycja zajmująca, która wywoła widza do tablicy, gdzie padnie kilka niewygodnych pytań. Nie zawiodłam się.

Co widzę, kiedy patrzę na wystawę „Ciało obce”? Chantal Regnault: „Voguing and the House Ballroom Scene of New York City 1989-1992” to dokument poświęcony nowojorskiej „scenie balowej”, na którą składały się nieoficjalne zawody taneczne i konkursy piękności. Należy podkreślić, że ową scenę tworzyli w większości latynoscy geje, transwestyci i transseksualiści. Mieszanka ta pod koniec lat 80. zafascynowała francuską fotograficzkę Chantal Regnault. Artystka z uwagą śledziła uczestników tytułowej sceny, a portretując ich, wydobyła na pierwszy plan ich niczym nieskrępowaną cielesność. Aparat fotograficzny posłużył jej jako narzędzie ujawniania skomplikowanej natury człowieka, który niejednokrotnie musi zmierzyć się z własnymi pragnieniami, popędami, cały czas poszukując własnego miejsca, tak w swoim ciele, jak i w świecie. Zatrzymuję się przy jednej z fotografii. Widać na niej przytulone do siebie kobiety: jedna z nich dumnie unosi głowę, druga uwodzi spojrzeniem. To Temperance i Octavia Saint Laurent. Ich zmysłowe twarze jeszcze długo będą mi o sobie przypominać.    

                                                     

Lorenzo Vitturi: „Dalston Anatomy” – soczyste barwy fotografii dopiero po chwili pozwalają dostrzec główne założenia projektu. Oto zdjęcia, które powstały pod wpływem inspiracji bazarem Ridley Road w Dalston (północno-wschodni Londyn), ostatnią z robotniczych i wielokulturowych dzielnic miasta (stykają się tu sprzedawcy o afrykańskich, karaibskich i azjatyckich korzeniach). Włoski fotograf i rzeźbiarz podejmuje się – udanej, moim zdaniem – próby przełożenia na język sztuki tej wielokulturowej mieszanki. Fotografie, na których widzę osobliwe portrety (twarze sfotografowanych kobiet są niewidoczne, pokrywają je kolorowe plamy przypominające rozbryzgane owoce), dopominają się komentarza, wyjaśnienia czy chociażby podania imion postaci. Niczego takiego nie dostajemy. Bohaterki są pozbawiane podmiotowości, a zestawienie tych fotografii ze zdjęciami konceptualnych rzeźb (czy z samymi rzeźbami) rodzi pytanie, czy kobiety te nie są sprowadzone właśnie do roli przedmiotu, swoistego artefaktu.

George Rodger: „With the Numba Hillmen of Kordofan”. Jest rok 1949. Brytyjski fotoreporter George Rodger wyrusza na zlecenie „National Geographic” do Sudanu. Tam dociera do prowincji Kordofan Gór Nubijskich, gdzie przez sześć tygodni dokumentuje codzienne życie i rytuały plemion zamieszkujących te tereny. Zafascynowany tym, co widzi i czego doświadcza, fotografuje zastaną – dziewiczą – rzeczywistość z wielką dozą uważności. Wyobrażam sobie, że już wtedy musiał przeczuwać, iż to, co utrwala na zdjęciach, jest bezcenne, unikatowe. Wyobrażam sobie, że nachodzą go wątpliwości: z jednej strony jest szczęśliwy, iż natrafił na owo sudańskie plemię, z drugiej zaś towarzyszy mu niepokój, że wydobywa je z bezpiecznego ukrycia nubijskich gór. Być może waha się przed pokazaniem światu ponętnych, nagich i ufnych ciał obcych. Wyobrażam sobie, że czuje się jednak w obowiązku ujawnić to, co inne. Wyobrażam sobie, że z namaszczeniem pociąga za spust migawki, potrzebne mu są bowiem „dowody rzeczowe” – tak w kilkadziesiąt lat później nazwie fotografie Susan Sontag (Sontag 2009: 12). Po jakimś czasie pojawia się artykuł wraz ze zdjęciami. Świat z zainteresowaniem przypatruje się egzotycznym fotografiom. Z ich autorem kontaktuje się Leni Riefenstahl, niemiecka artystka, jedna z ulubienic Adolfa Hitlera, która prosi fotografa o pomoc w dotarciu do fascynującego ją afrykańskiego ludu. Zainteresowanie obcymi tłumaczy chęcią nakręcenia o nich filmu. Rodger nieufnie podchodzi do reżyserki (kilka lat wcześniej dokumentował wyzwolenie obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen, te wspomnienia wciąż w nim tkwią). Odpisuje: „Jestem przekonany, że biorąc pod uwagę Pani i moją przeszłość, nie mam Pani nic do powiedzenia”. Ta odpowiedź powstrzymuje Riefenstahl tylko na kilka lat; w końcu artystka odnajduje tajemniczy lud. W efekcie jej fotograficznych działań powstają albumy, które przynoszą jej sławę i pieniądze. Sudańskim plemieniem zaczyna interesować się świat. Tajemnicza wioska przeżywa oblężenie tłumu ciekawskich. Rozpoczyna się zmierzch kultury mieszkańców Kordofanu. To dosłowny, fizyczny kres.

Patrząc na fotografie wykonane przez Riefenstahl, wiem, co miała na myśli autorka „O fotografii”, notując: „Fotografia to zarówno pseudoobecność, jak i świadectwo nieobecności” (Sontag 2009: 24). W kontekście opisanej ekspozycji przychodzą mi również do głowy informacje z 2012 roku, kiedy to media donosiły, iż na terenie Puszczy Amazońskiej (rezerwat Vale do Javari), odkryto plemię, które nie miało kontaktu ze współczesną cywilizacją. Tym razem nie ma mowy o zbliżeniu się do obcych, nie do pomyślenia jest pojawienie się wśród nich z aparatem fotograficznym, uczynienie z nich egzotycznych modeli. Jesteśmy – zdaje się – mądrzejsi o te wszystkie wyniszczone plemiona, po których pozostały „tylko” fotografie.



Czytam „Podręczniki fotograficzne”. W pierwszym rozdziale książki „Kaprysy koloru w fotografii” (1979) Andrzej Voellnagel pisze: „Na tematy fotograficzne dyskutują w znacznej większości mężczyźni”. Wśród setek podręczników fotograficznych wydanych przed 1990 rokiem, zgromadzonych w archiwach Biblioteki Narodowej, publikacje autorstwa kobiet można policzyć na palcach jednej ręki. W świecie fotoamatorów – takim, jak przedstawiają go książki do nauki fotografii – nie przewidziano dla kobiet aktywnej roli. Często przedstawiane są one natomiast jako przedmiot fotografii – na przykładowych zdjęciach i wykresach. Ekspozycja ukazuje siedem wybranych przez kuratora podręczników fotograficznych. Zdumiewa mnie w nich to, w jak prosty sposób kobieta zostaje sprowadzona do roli modela, przedmiotu, nieruchomego manekina, który powinien dobrze (estetycznie) wyglądać, w odpowiedni sposób pozować czy przyjmować/odbijać światło.

Podobnie jest w trzech innych projektach pokazywanych w ramach wystawy „Ciało obce”: „Karty testowe »Shirley«” to fotografie modelek, których portrety wykorzystywane były do sprawdzania poprawności odwzorowania barw na wydrukach i odbitkach firmy Kodak. Potocznie nazywano je „Shirley” (od imienia Shirley Page, której fotografia była pierwszym zdjęciem służącym do sprawdzenia prawidłowej kalibracji urządzeń). „Lenna” – tak potocznie określano zdjęcia wykorzystywane w badaniach z zakresu kompresji obrazu. Nazwa nawiązuje do fotografii Leny Söderberg autorstwa Dwighta Hookera z „Playboya” z listopada 1972 roku.



Philip Gotlop: „Figure photography” to trzy obrazy z podręcznika aktu wydanego w 1952 roku, przeznaczonego dla artystów i fotografów. Zdjęcia przedstawiają ryciny autorstwa Alfreda Kerry, dokonującego analizy układu mięśni modelek. W przywołanych przykładach kobiece ciało zostaje ponownie uprzedmiotowione: ma służyć jako wzór, model, liczy się tylko forma, kształt, nic więcej. Przede mną filmik opublikowany w serwisie YouToube pod koniec 2009 roku przez użytkownika Wzamen01. Tytuł: „HP Computers Are Racist”. Jego autorzy to dwójka kolegów z pracy, Desiego Cryera i Wandy Zamen. Kamerka zainstalowana w jednym z modeli komputera HP z oprogramowaniem do śledzenia twarzy nie reaguje na twarz Desiego, który jest czarnoskóry, bez najmniejszego zaś problemu wykrywa białą twarz Wandy. Symboliczne.

„Ciało obce” odsłania różnorodne mechanizmy, którym poddawane jest ciało (z naciskiem na ciała kobiece, ciała przedstawicieli ras innych niż biała, ciała osób o orientacji innej niż heteroseksualna). W efekcie ich działania ciało staje się miejscem swoistej represji lub też przyjemności. Pisał o tym Mateusz Burzyk: „wyróżnić można przede wszystkim dwa – wzajemnie sobie przeciwstawne – typy doświadczenia ciał: czegoś, co jest opresyjne i stanowi pas transmisyjny mechanizmów podporządkowania i władzy, oraz czegoś wyzwalającego, stanowiącego miejsce prywatnych przyjemności i plastyczny materiał autostylizacji, umożliwiający wyjście poza schemat określonego czasu” (Burzyk 2015: 7).

„Co widzę, kiedy patrzę na Nicki Minaj?” – powtarzam pytanie zadane przez Pawła Szypulskiego w kontekście teledysku raperki opublikowanego w sierpniu 2014 roku na YouTube. „Anaconda” ma już ponad 470 milionów odsłon (stan na 15.06.2015). Przyglądam się temu, co czują odbiorcy teledysku, czytam komentarze umieszczone po filmem: „sad” (Morana M), „97% porn  3% music… But still love this song” (becker carl), „This is why aliens won’t speak to us” (TheStarryboy), „Stop making stupid people famous. Actually I wonder what Friedrich Nietzsche would have said?” (Trent Stamm), „i love it” (Louis Oiyotte). Naveed shakeel pyta: „Why in the world does this have more views than BOHEMIAN RHAPSODY?!?!”. Why?

LITERATURA:

Burzyk M.: „Bezkształtne mięso i zorganizowany korpus”. „Miesięcznik Znak” 2015, nr 2.

„HP computers are racist”, https://www.youtube.com/watch?v=t4DT3tQqgRM (dostęp: 15.06.2015).

Nicki Minaj: „Anaconda”, https://www.youtube.com/watch?v=LDZX4ooRsWs (dostęp: 15.06.2015).

Sontag S.: „O fotografii”. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2009.
Paweł Szypulski „Ciało obce”. Kurator: Paweł Szypulski. Miesiąc Fotografii w Krakowie. 17.05-14.06.2015. Galeria Bunkier Sztuki w Krakowie.