ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (276) / 2015

Emilia Wilk,

POŚRÓD REPORTERSKICH OPOWIEŚCI 1945 ROKU (MAGDALENA GRZEBAŁKOWSKA: '1945. WOJNA I POKÓJ')

A A A
Dziennikarka „Gazety Wyborczej” Magdalena Grzebałkowska dała się już poznać jako autorka bestsellerowych biografii: „Beksińscy. Portret podwójny” oraz „Ksiądz paradoks. Biografia Jana Twardowskiego”. Tym razem w najnowszej opowieści zatytułowanej „1945. Wojna i pokój” autorka sugestywnie powraca do 1945 roku, aby zrekonstruować panoramę i mentalność ludzi cieszących się z końca koszmaru wojennego. Z pewnością ukończenie historii na Uniwersytecie Gdańskim pomogło Grzebałkowskiej w przygotowaniach do pisania tej książki, choć na jej kształt wpływ miała zapewne także przeszłość rodziny reporterki. Możliwe, że osobista perspektywa (Grzebałkowska urodziła się na Ziemiach Odzyskanych) skłoniła ją do dalszych poszukiwań dramatycznych obrazów i sprawiła, że autorka zamiast zachować obiektywny punkt widzenia, uległa empatii.

Wybór tytułowej daty jest nieprzypadkowy. Rok 1945 kojarzy się współczesnym jako czas szczęścia z powodu zakończenia II wojny światowej, odzyskania pokoju i wolności. Czy jednak na pewno rok ten był radosny i przepełniony pogodą ducha? Na tego typu pytania starają się odpowiedzieć zamieszczone w najnowszej publikacji autorki „Beksińskich” reportaże, które powstawały, jak przyznaje dziennikarka, w dość nietypowych okolicznościach – podczas podróży z córką i mężem.

Reporterka wyznaje, że podczas poszukiwań kolejnych przesiedleńców towarzyszyła jej książka wydana w latach siedemdziesiątych XX wieku zatytułowana „Pamiętniki osadników Ziem Odzyskanych” (zredagowana przez Zygmunta Dulczewskiego i Andrzeja Kwileckiego). Grzebałkowska miała bowiem ogromną nadzieję, że przejazd śladem reportażu Wandy Melcer ułatwi jej odszukanie uczestników działań wojennych. Tak się nie stało, gdyż Melcer nie podaje np. nazw miejscowości. W poszukiwaniu świadków nie pomogły ponadto gazety wydawane w 1945 roku. A jednak do kilkunastu osób, które traumę końca II wojny światowej przeżyły osobiście, udało się dotrzeć. Toteż Grzebałkowska nie tylko sięgnęła po relacje z zapisków nieżyjących już osób, ale także – a może przede wszystkim – miała okazję spotykać się z tymi, którzy przeżyli 1945 rok, będąc wówczas w różnym wieku (od dzieci po dorosłych), i dzięki ich wspomnieniom zrozumieć klimat tamtych czasów. Co prawda w reportażach pojawiają się fakty historyczne ujęte w bardzo zrozumiały sposób (szczegółowe informacje dotyczące np. zmian władzy znajdują się w umieszczonym na końcu książki kalendarium), jednak są one tylko i wyłącznie dodatkiem do opowieści o niezwykłych zdarzeniach snutych z perspektywy świadków, będących pierwszymi osadnikami Ziem Odzyskanych. Nie wszystkie z odnalezionych przez reporterkę osób (jak jedna ze staruszek, która twierdziła, że nie pamięta końca wojny) chętnie chciały powrócić do najcięższego okresu w swoim życiu. Nie dla wszystkich bowiem opowiedzenie własnych przeżyć mogło wiązać się w pewnym sensie z oczyszczeniem, „wyrzuceniem” ciążącego przez blisko siedemdziesiąt lat balastu.

Każda z wielu przywoływanych przez Grzebałkowską postaci w inny sposób doświadczyła cierpienia wynikającego z działań wojennych. I tak na przykład Halina Borcuch została złapana, a potem przesiedlona do Niemiec, gdzie pracowała przy produkcji amunicji. Z czasem wraz z mężem wróciła do dawnego domu w Polsce. Szybko okazało się jednak, że zajęli go Niemcy. Ale Halina Borcuch miała wiele szczęścia, gdyż trafiła na rodzinę, która udostępniła jej wolny pokój. Podobnie o szczęśliwym zrządzeniu losu może mówić Stanisław Szroeder, który zdezerterował z Wehrmachtu. Podczas podróży do Rummelsburga postanowił uciec z pociągu, wsiąść do kolejnego i pojechać do domu ciotki. Nieustannie towarzyszył mu strach spowodowany ciągłymi kontrolami dokumentów, ale nie bacząc na to, udało mu się dotrzeć do celu, gdzie mógł czekać na przybycie Rosjan. Kolejna bohaterka to Izabela Grdeń, która wbrew wielu przeciwnościom (m.in. konieczności kilkutygodniowego oczekiwania na transport na stacji, tragicznych warunków i niebywale długiego czasu podróżowania) trafiła do Wołowa.

Ten pobieżnie zarysowany przegląd zmagań bohaterów w trakcie 1945 roku przekonuje, że powrót do przeszłości staje się możliwy, gdyż o tak tragicznych wydarzeniach nie da się zapomnieć, nawet wbrew świadomości, że pamięć jest fragmentaryczna i wybiórcza. Tylko czy ktoś, kto zna tamte zdarzenia jedynie z opowieści, potrafi zrozumieć dramat tych, którzy doświadczyli ich z autopsji? Pełne zrozumienie tego, co miało miejsce w roku zakończenia II wojny światowej, jest dziś niemożliwe. Wie to także Grzebałkowska, która przyznaje: „Nie wiem, czy mam prawo do wszystkiego. Do udawania, że wiem, jak było”.

Wydarzenia, o których traktuje „1945. Wojna i pokój”, uwzględniają głównie Ziemie Niczyje (a więc te, które z czasem stały się Ziemiami Odzyskanymi), poprzez co czytelnik może odnieść wrażenie, że wraz z dziennikarką przenosi się na tamte, szczegółowo zrekonstruowane tereny. W rezultacie przedstawione w najnowszej książce autorki „Beksińskich” opowieści składają się na obraz rzeczywistej mapy Polski tamtego okresu. Aby bowiem przypomnieć bądź uzmysłowić zmienność granic Polski z czasów wojny, jak i zaraz po jej zakończeniu, na początkowych oraz końcowych kartach „1945. Wojny i pokoju” umieszczono mapy. Dzięki temu mamy do czynienia z klamrową budową, spajającą zapis roku walki o lepsze życie. Wszystkie historie zilustrowane zostały ponadto czarno-białymi zdjęciami, które pozwalają przynajmniej w jakimś sensie przywołać obraz tamtych czasów. Ponadto zamieszczone w komentowanej tu publikacji opowieści przedzielone zostały wycinkami ogłoszeń z gazet dotyczących różnych sfer życia (od informacji na temat odzyskania przez Warszawę wolności, wezwań do odbudowy stolicy, pojawienia się fałszywych banknotów, po chęć oddania do adopcji dziecka). Ogłoszenia pojawiały się także na murach. Aczkolwiek te zawierały głównie nazwiska bliskich, którzy zaginęli podczas wojny.

Grzebałkowska nie skupia się jedynie na ofiarach. Jej uwagę przyciągają także oprawcy, prześladowcy, dręczyciele. Nie koncentruje się wyłącznie na Polakach, ale także między innymi na Żydach, Rosjanach, Niemcach. Nie problematyzuje tylko przemocy wobec Polaków, ale również opisuje działania Polaków wobec innych narodowości. Dzięki temu „1945. Wojna i pokój” stara się pokazać historyczną, bolesną prawdę zrelacjonowaną z perspektywy zwykłych ludzi.

Dlatego w swoich reportażach Grzebałkowska koncentruje się między innymi na tzw. szabrach („słowo »szabrować«, czyli »włamywać się«, pożyczają sobie ze złodziejskiej gwary. […] prawdziwe eldorado szabrownicy znajdą dopiero na terenach do niedawna należących do Rzeszy, nazwanych przez propagandę Ziemiami Odzyskanymi”. Z opuszczonych domów szabrownicy zabierali i wywozili wszystko to, co mogło im się przydać: meble, jedzenie, ubrania, pościele, zastawy), pierwszym żydowskim domu dziecka (rodzice chętnie oddawali dzieci z powodu braku pieniędzy), ucieczkach przez Zalew Wiślany w kilkudziesięciostopniowym mrozie, gdzie każdy musiał liczyć na siebie, ruinach oraz cuchnącej po powstaniu, przepełnionej ciałami Warszawie, brakiem wody i kanalizacji, których konsekwencją bywały śmiertelne choroby. Grzebałkowska robi zatem to, o czym zwykle się nie pamięta lub nie chce pamiętać. Bardzo rzadko bowiem wspomina się o trudach życia, z jakimi zmagano się w 1945 roku, skupiając się jedynie na kolejnych walkach czy zmianach władzy. Być może autorka skoncentrowała się właśnie na tym, aby uwypuklić dramat codzienności zwyczajnych ludzi, by jeszcze dobitniej pokazać ambiwalencję tamtego czasu.

Dzięki nagromadzeniu relacji wielu świadków wydarzeń, mających miejsce w 1945 roku, narracja jest dynamiczna, zaś przywoływanie rzeczywistych imion, nazwisk, nazw miejscowości i fotografii nadaje jeszcze większej realności przedstawionym zdarzeniom. Prawdopodobnie reporterce udało się stworzyć swoisty przewodnik po Ziemiach Odzyskanych, którego śladem moglibyśmy podążyć, chcąc poznać rozmówców Grzebałkowskiej. Niestety, jak sama przyznaje, nie dostała pozwolenia na wykorzystanie wszystkich usłyszanych historii. Wbrew temu w zbiorze jej reportaży można zauważyć niezwykłą sugestywność opisu. Dość przywołać jeden z fragmentów: „Jeszcze wojna się nie skończyła, gdy Józef Stalin ofiarowuje Warszawie pół tysiąca domów do samodzielnego składania. Polska stolica jest zrujnowana, ludzie mieszkają w gruzach, więc drewniane dacze są darem nie do przecenienia”.

„1945 Wojna i pokój” to książka, wobec której nie da się przejść obojętnie. Wszystkie obrazy, a zarazem każdy opisywany tu szczegół zapadają w pamięci. Odwrócenie perspektywy, tzn. pozostawienie w tle przestrzeni makrokosmosu wojny i skupienie się na mikroświatach pojedynczych uczestników skutkuje hiperbolizacją opowieści. Ale chodziło o to, by unaocznić, jak wojna i pokój się ze sobą ścierały i jak zakotwiczone w mentalności antagonizmy zacierały granicę między ofiarami a zbrodniarzami. Dziś, jak przekonuje Magdalena Grzebałkowska, nie mamy prawa oceniać tego, co się stało, gdy II wojna światowa się (s)kończyła, zaś nowy porządek dopiero się rodził. Możemy natomiast wsłuchiwać się w odgłosy przeszłości i wyciągać wnioski.
Małgorzata Grzebałkowska: „1945. Wojna i pokój”. Wydawnictwo Agora. Warszawa 2015.