ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (71) / 2006

Jacek Uglik,

IMPRESJA O „MEIN KAMPF” TABORIEGO

A A A
Sztuka „Mein Kampf” urodzonego w Budapeszcie George’a Taboriego w wykonaniu Staatstheater w Cottbus i reżyserii Christopha Schrotha stanowiła najprawdopodobniej – bo to tylko moje zdanie – najciekawszą propozycję tegorocznego „8. Przeglądu Współczesnego Dramatu” w Lubuskim Teatrze. Z dwóch powodów widziałem w niej wydarzenie: po pierwsze „Mein Kampf” jest spektaklem świeżym (przedstawienie pojawiło się na Przeglądzie wkrótce po premierze); po drugie – nie ma wątpliwości, że jest propozycją teatralną. W przeciwieństwie do wyróżnionego przez jury, starego już, odgrzanego legnickiego„Made in Poland”.

„Mein Kampf” zagrano w języku niemieckim, co miało swoje dobre strony. A dobre strony dostrzec można było szczególnie w osobie Kaia Börnera, odtwarzającego rolę Hitlera. Mam przy tym świadomość, że słowo „odtwarzający” może Börnera obrażać, bowiem jego grę da się umieścić wśród popisów wirtuozów sztuki aktorskiej. Siedząc na okrytej ciemnością widowni miałem wrażenie, że to prawdziwy Hitler wygłasza przede mną szaleńcze, wściekłe tyrady. Hitler Börnera niewiele zresztą musiał mówić – przerażał gestem... jak to Hitler. Być może odczytanie moje jest nieco zdeformowane, bowiem „Mein Kampf” odbierałem wyłącznie poprzez obraz, a rzecz Taboriego obfituje w motywy komiczne, wszak w zamierzeniu autora jest farsą.
Obraz przerażał, słowo niekoniecznie. Zresztą, trudno przerażać się Hitlerem, który wychodzi na durnia, jak w rozmowie z Herzlem:
„HERZL: Widzisz więc, że jakieś więzy nas jednak łączą.
HITLER: Wątpię. Dość spojrzeć na pański nos. Jak on się taki zrobił?
HERZL: Mały napad artretyzmu. Więzy, talmudyczne słowo, ma, podobnie jak bóg, dwa przeciwstawne znaczenia; może znaczyć okowy, ale także związki. Jeśli znaczy okowy, to dzieli, jeśli związki, to łączy. Dam ci przykład.
HITLER: Tego się obawiałem.
HERZL: Dwu bliźniaków wpadło do komina, jeden wychodzi usmolony, drugi czysty. Który się umyje?
HITLER: Ten usmolony.
HERZL Mylisz się. On widzi, że brat jest czysty, i myśli, że sam jest czysty. Spróbujemy jeszcze raz? Dwu bliźniaków wpadło do komina, jeden wychodzi usmolony, drugi czysty. Który się umyje?
HITLER: Ten czysty, bo widząc, że brat jest usmolony, myśli, że sam też jest usmolony, i myje się.
HERZL: Znowu się mylisz. Skoro dwu bliźniaków wpadło do komina, to jak może jeden być czysty, a drugi usmolony?”.

Świetna gra aktorska (kładę akcent na słowo gra), przemyślana scenografia, trafione „efekty specjalne” (w tej roli kura Mizzi) i budząca kontrowersje inwencja reżyserska – to wszystko złożyło się na bardzo dobry spektakl w wykonaniu teatru z Cottbus. A dlaczego napisałem o kontrowersyjnej pomysłowości reżysera Christopha Schrotha? Otóż w czasie spektaklu pokazano coś, co mnie zaskoczyło, zdziwiło i co się spodobało, ale zarazem coś, co wywołało na widowni obrzydzenie – do tego stopnia, że kilka osób wyszło z teatru w czasie spektaklu. Do rzeczy. W pewnym momencie na scenie pojawia się młoda Gretchen (Teresa Waas), nic nie mówi, tylko powoli rozbiera się, do naga. Podchodzi do stołu, na którym siedzi Herzl (Wolf-Dieter Lingk), mężczyzna około sześćdziesiątki, zdejmuje mu skarpetki – a trzeba wiedzieć, że pan Lingk już ponad godzinę jest na scenie – całuje mu stopy, liże stopy, a na koniec obgryza paznokcie, to znaczy, tutaj akurat udaje, że to robi. Wydaje mi się, że to nawet fajna sprawa dla sześćdziesięcioletniego pana, jak naga dwudziestolatka całuje mu stopy. Krótko mówiąc: wspaniale być aktorem! Nie będę zgadywał, co reżyser chciał przez to powiedzieć. Ale cały wic polega na tym, że – prawdopodobnie – najdłużej w pamięci widzów pozostanie scena, której w sztuce Taboriego nie ma. No cóż, reżyser też ma prawo. Prawo do reżyserskich pomysłów.
George Tabori „Min Kampf“. Reż.: Christoph Schroth. Staatstheater w Cottbus. VIII Przegląd Współczesnego Dramatu. Lubuski Teatr w Zielonej Górze, 26 marca 2006.