ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (73) / 2007

Grzegorz Wysocki,

O TYM, ŻE PISANIE (I CZYTANIE) KSIĄŻEK MOŻE BYĆ GRZECHEM

A A A
Nie ulega niczyjej wątpliwości, że grzech fascynuje. Od pokoleń z równą siłą w ten czy inny sposób „podnieca” on teologów, filozofów, poetów, seryjnych morderców, nieuleczalnych kochanków, socjologów, psychologów, zakonnice, buddystów, aktorki teatralne, laureatki konkursu Miss Świata, byłych premierów, polityków Samoobrony, Dodę Elektrodę i Michała Pawła Markowskiego, Benedykta XVI i Jerzego Urbana. Moglibyśmy właściwie niniejszy akapit pominąć i napisać od razu, że grzech fascynuje po prostu wszystkich. Najgorsze jednak w tym wszystkim (w owym złowieszczym kwantyfikatorze „wszyscy”) jest to, że fascynuje on również grafomanów, którym nie wystarcza zacisze szuflady przyjmującej dobrodusznie zapiski gorszej jeszcze jakości. Choć trudno to sobie wyobrazić, zafascynowana grzechem Josephine Hart postanowiła napisać na ten temat całą powieść. Niestety, jakby tego było mało – po napisaniu postanowiła ją wydać. Nie koniec i na tym! Ktoś (a konkretniej Justyna Grzegorczyk) postanowił/a nam rzeczone dzieło współczesnej literatury angielskiej spolszczyć. Ale i na tym nie koniec historii! Poznański Dom Wydawniczy Rebis postanowił przekład powieści pani Hart wydać swoim nakładem i wypuścić w Polskę. Czarę perwersyjnej goryczy przelewają jednak informacje na czwartej stronie: okazuje się, że jest to już drugie wydanie „Grzechu” w Polsce – w 2001 roku powieść ukazała się w Wydawnictwie Zysk i S-ka! Książka przetłumaczona została najpewniej ku uciesze recenzentów mojego pokroju, którzy od czasu do czasu znajdują perwersyjną (grzeszną!) przyjemność w rozprawianiu się z dziełami, które nie powinny opuszczać domowego zacisza ich autora (a w tym przypadku autorki), gdyż, jak to swego czasu ujęła jedna z bohaterek dramatu Gabrieli Zapolskiej, swoje brudy należy prać we własnym domu. Święte słowa. Dodajmy dla porządku – swoje grzechy również.

Bohaterką powieści (czy raczej mini-powieści: 150 stron, krótkie rozdziały, duża liczba dialogów, krótkie akapity) jest Ruth – córka starzejącego się magnata prasowego. Ruth jest, jakżeby inaczej, kobietą piękną i bogatą, inteligentną i utalentowaną. Uwielbia bawić się mężczyznami, jest świadoma swoich licznych walorów, zna swoją cenę i – przynajmniej w swoim mniemaniu – zgrabnie żongluje ciętymi ripostami. Jako, że życie nie może być tylko piękne i radosne, Ruth – jak czytamy na IV stronie okładki – „nosi w sobie wielki ból, który stopniowo przeradza się w nienawiść”. Przyczyną owego bólu jest Elizabeth, przyrodnia siostra, przygarnięta swego czasu przez rodziców Ruth, którzy pokochali ją jak własną córkę, co – domyślamy się – nie może się spodobać głównej bohaterce. Jedynym właściwie pragnieniem Ruth jest więc zemsta – „pragnie za wszelką cenę upokorzyć i zniszczyć rywalkę. Odebrać jej to wszystko, co niesłusznie otrzymała od życia”. Rzekome połączenie romansu z mrożącym krew w żyłach thrillerem okazuje się ostatecznie (a więc już w okolicach pierwszych stron utworu) mdłym pamiętniczkiem chorej na głowę córeczki bogatego tatusia, pseudosagą opowiadającą w irytująco nieporadny i nieskładny, a przez to wszystko niezwykle zabawny sposób dzieje rodziny, w której mieszają się ze sobą: informacje dla miłośników buchających od emocji romansideł, miłość i nienawiść, krew i śmierć, martwe dzieci i misternie planowane zdrady, wielomilionowe majątki i zajmujące rozmowy o życiu. Czego chcieć więcej od literatury?

By ostatecznie zachęcić nieprzekonanych do tej jakże fascynującej lektury, posłużmy się kilkoma cytatami z dzieła. Cytować można by – ku uciesze czytelnika – długo i gęsto. Dla przykładu, już w prologu czytamy o welonie, „który zakrywa przed nami przyszłość”, który „został utkany przez anioła litości. Cóż jednak czyni z nas ślepców wobec mrocznej przeszłości? Dlaczego, kiedy szukamy wśród jej zgliszczy, uwikłani w skomplikowaną sieć motywu i działania, mamy na głowie kaptur?”. Odpowiedzi należy szukać w kolejnych rozdziałach: „Przed oczyma mej duszy malowali dla mnie obrazy. Miłości i czułości. Obrazy, których zaczęłam nienawidzić. [...] Przestańcie malować dla mnie te obrazy, moje serce płacze. Przestańcie”. Nie sposób jednak zaprzestać dalszych cytowań, skoro odnajduje się pośród kart powieści takie perełki: „Obejmował ramieniem jej talię, a ona patrzyła na niego. Patrzyła tak, jakby chciała oświetlić mu drogę, nawet tego słonecznego dnia. [...] A jej promienność – promienność panny młodej, złapana w wysokim, owalnym lustrze – wydawała się jak z baśni. Nierealna. [...] Potem inne różowe druhny wyszły za nami na zwykły złoty, słoneczny dzień, który ogarniał swoim nadmiernym ciepłem marmurową czystość świeżo poślubionej pary”. Prawda, że to rewelacja? Albo – wybaczą państwo – jeszcze taki fragment: „I znowu zachwycałam się tym, jaką tajemnicą może być ludzkie serce i ludzki umysł. Tajemnica – litościwa obrona dla nas wszystkich. Bo kto przeżyłby podróż do umysłu drugiego człowieka?”. Ilość „egzystencjalnych” pytań, jakie stawia przed czytelnikiem Josephine Hart, może przerażać. I przeraża, a jakże. Powiedz, drogi czytelniku, czyż można przejść obojętnie obok takich rozterek: „Stałam się nieuważna. Jestem kochana. I kocham. Czy to moja wina, że nie kocham tego, który kocha mnie? Że przyjęłam dar, który powinnam odrzucić? Ale wtedy on byłby nieszczęśliwy. A może nie”. Czytając „Grzech”, ze zgrozą przypominałem sobie swoje zapiski w dzienniczku, który prowadziłem w pierwszej klasie liceum. Być może pani Hart odnalazła na strychu swój kajecik ze szkoły podstawowej i po latach postanowiła go pokazać światu? A może jest to broń angielskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, mająca swą miernotą przerazić czytelników tak bardzo, że odechce się im już jeździć na saksy do Wielkiej Brytanii?

Z rozkoszą poczęstowałbym czytelników jeszcze garstką cytatów, ale obawiam się, że moglibyśmy tę perwersyjną przyjemność ciągnąć bez końca. Mówiąc już nieco poważniej – mimo umilających życie koszmarnych perełek grafomańskiego kunsztu pani Hart, lektura „Grzechu” jest naprawdę nieprzyjemną przeprawą, po której to grzesznej przygodzie inne występki zdają się naprawdę niewinną igraszką. Grzech czytać.

Są grzechy lekkie i ciężkie. Powieść Josephine Hart jest grzechem ciężkim. Bardzo.
Josephine Hart: „Grzech”. Przeł. Justyna Grzegorczyk. Dom Wydawniczy Rebis. Poznań 2006 [seria „z maską”].