ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (279-280) / 2015

Krzysztof Ociepa,

BATHSHEBA: HISTORIA KOBIETY ZARADNEJ (Z DALA OD ZGIEŁKU)

A A A
Film zaskakuje, ale na szczęście in plus. Thomas Vinterberg kojarzony jest z kinem kameralnym, w którym rządzi psychologia. Wystarczy przypomnieć znakomite „Festen” (1998), w którym rodzinna impreza zamienia się w sąd nad nobliwym seniorem rodu. Podobnie było w przypadku „Polowania” (2012), gdzie bohater grany przez Madsa Mikkelsena musiał stawić czoła oskarżeniom o pedofilię i wynikającemu z nich małomiasteczkowemu ostracyzmowi.

„Z dala od zgiełku” to tymczasem kino zupełnie innego typu. Adaptacja powieści Thomasa Hardy’ego przenosi widza w realia angielskiej prowincji XIX wieku. Bathsheba Everdene (Carey Mulligan) jest młodą i niezależną kobietą. Właśnie dostała w spadku po zmarłym krewnym duże gospodarstwo, które sama ma zamiar poprowadzić, na przekór tradycji, każącej kobiecie pełnić funkcję strażniczki domowego ogniska i estetycznego dodatku do męskiego fraka. Piękna i samodzielna protagonistka szybko staje się obiektem westchnień mężczyzn. O jej względy starają się trzej konkurenci: Gabriel Oak (Matthias Schoenaerts) – pasterz i zarządca majątku Bathsheby, Francis Troy (Tom Sturridge) – awanturnik w wojskowym mundurze oraz stateczny farmer William Boldwood (Michael Sheen). Codzienna praca na farmie i uczuciowe perypetie czwórki bohaterów to główny temat książki Hardy’ego. Wszechwiedzący narrator całkowicie panuje nad zdarzeniami przedstawionymi w powieści, często w ironiczny sposób komentując ludzkie przywary i niezbyt rozsądne wybory. Zabieg ten pozwolił Hardy’emu na sprawne operowanie skomplikowanymi ludzkimi losami, splecenie ich w sensowną całość i nadanie codzienności formy pasjonującej i wciągającej opowieści.

Thomas Vinterberg odszedł od modelu narracji obecnego w literackim pierwowzorze. Nie zawsze przyjmuje pozycję narratora wszechwiedzącego, nie pokusił się też o znalezienie filmowego odpowiednika dla ironii wszechobecnej u Hardy’ego. Paradoksalnie, sposobem na utrzymanie zainteresowania widza okazało się przeniesienie na ekran wszystkich zdarzeń opisanych w powieści bez skrótów, które zazwyczaj są nieodzowne w procesie konstruowania adaptacji. Skomasowanie tylu wydarzeń w dwugodzinnej projekcji sprawiło, że prowincjonalne życie jawi się jako pełne namiętności i nagłych zwrotów akcji. Można odnieść wrażenie, że w wieku pary i elektryczności najciekawsze egzystencje wiedli ci, którzy z pary i elektryczności w ogóle nie korzystali.

Dla Hardy’ego najciekawsi byli ludzie, ich wzajemne relacje i próby zapanowania nad własnym losem. Bathsheba jest właśnie taką bohaterką – aktywną i podejmującą wyzwanie rzucone przez los, rozważną i romantyczną, ale przede wszystkim bardzo sympatyczną i równie naiwną. Tę ostatnią cechę Hardy z właściwą sobie ironią wielokrotnie jej wypominał, pisząc np.: „Bathsheba miała zbyt dużo rozsądku, by poddać się całkowicie swojej kobiecości, miała jednak zbyt dużo kobiecości, by móc kierować się rozsądkiem w sposób dla siebie korzystny”. Pomimo wyraźnego dystansu, z jakim traktuje swoich bohaterów, refleksje autora na temat kobiecości mogą się współczesnym wydać nieco zwietrzałe. Vinterberg w swojej adaptacji zdecydowanie kładzie nacisk na samodzielność Bathsheby i jej próbę odnalezienia się w męskim świecie. Sytuację życiową, w której się znalazła, najlepiej oddaje sentencja, jaką wygłasza w rozmowie – powieściowej i filmowej – z jednym z kandydatów do jej ręki: „Trudno jest kobiecie wyrazić swe uczucia w słowach, jakie zapewne stworzyli mężczyźni dla określenia swych męskich uczuć”.

Język jest narzędziem, za pomocą którego mężczyźni definiują i porządkują świat. Aby ocalić swą niezależność, Bathsheba nieustannie musi wymykać się mężczyznom, starającym się ją zdefiniować według własnych potrzeb. Już w pierwszych scenach oglądamy nieoczekiwane oświadczyny: dopiero co poznany człowiek proponuje Bathshebie małżeństwo, roztaczając przed nią wizję szczęśliwego życia, na które składają się wspólne przejażdżki bryczką, uprawianie warzyw, doglądanie zwierząt domowych i opieka nad potomstwem. Jeśli dobrze pójdzie, znajdzie się i czas na wspólne wieczory spędzone na muzykowaniu. Nie jest to jedyna taka propozycja – Bathsheba nieustannie musi odpierać pokusę statecznego, ale pozbawionego miłości życia u boku bogatego farmera Boldwooda. Z kolei sierżant Troy ma jej do zaproponowania namiętność idącą w parze z całkowitym oderwaniem od życiowych realiów.

Rozterki bohaterów filmu mogłyby się wydawać anachroniczne i nieco zabawne, na szczęście mocno zyskują na wiarygodności dzięki świetnym kreacjom aktorskim. Carey Mulligan idealnie równoważy kobiecą delikatność i wrażliwość stanowczością. Michael Sheen jako farmer Boldwood tworzy skomplikowaną psychologicznie postać, pozbawioną pewności siebie, a mimo to zdeterminowaną, by zrealizować swoje małżeńskie plany. Najmniej atrakcyjnie w tym zestawie prezentuje się Tom Sturridge jako sierżant Troy, mający pełnić rolę czarnego charakteru, którego własne słabości oraz życiowe przypadki zawiodły na manowce. Za to absolutnym objawieniem jest Matthias Schoenaerts, który jako Gabriel Oak tworzy postać wyciszoną, a jednocześnie świadomą swoich celów, do których wytrwale dąży.

Za ogromny atut należy uznać szacunek, z jakim reżyser odniósł się do literackiego oryginału. Vinterberg z pietyzmem odtworzył XIX-wieczną angielską prowincję. Obraz uwodzi od pierwszego kadru – wnętrza i plenery sprawiają, że ma się ochotę zanurzyć w świat, w którym rządzą konwenans i rytuał, gdzie elegancja i dobre wychowanie są codziennością, a nie odświętnością. Takie odczucia to prawdziwa rzadkość we współczesnym kinie.
„Z dala od zgiełku” („Far from the Madding Crowd”). Reżyseria: Thomas Vinterberg. Scenariusz: David Nichols. Obsada: Carey Mulligan, Michael Sheen, Tom Sturridge, Matthias Schoenaerts i in. Gatunek: dramat. Produkcja: USA / Wielka Brytania 2015, 119 min.