ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

sierpień 15-16 (279-280) / 2015

Kamila Czaja,

ZABÓJCZA HISTORIA (TADEUSZ CEGIELSKI: 'DETEKTYW W KRAINIE CUDÓW')

A A A
Kiedy zobaczyłam książkę Tadeusza Cegielskiego „Detektyw w krainie cudów. Powieść kryminalna i narodziny nowoczesności 1841-1941”, pomyślałam, że cuda najwyraźniej się zdarzają – i to nie tylko detektywom zapuszczającym się w ich krainę. Naukowa publikacja, która sprawdzi się też jako wakacyjna lektura? „Chwytliwy” temat opracowany przez eksperta historii nowożytnej i historii idei, a równocześnie autora powieści kryminalnych? Na dodatek książka wydana tak ładnie, że obok kieszonkowych przykładów realizacji gatunku, o którym traktuje, wygląda jak rzecz ze znacznie wyższej półki? Natychmiast przypomniałam sobie jednak, że nie wierzę w cuda (i w ocenianie książki po okładce), więc postanowiłam wstrzymać się z opinią do czasu zapoznania się z zawartością. Ta jednak wciągnęła mnie na tyle, że – przy drobnych zastrzeżeniach – cud można już ogłosić.

Polski wskaźnik „przestępczości”

Książka zainspirowana została cyklami wykładów, jakie autor wygłaszał na Uniwersytecie Warszawskim – jest to więc pozycja naukowa, ale i wynikająca z potrzeb dydaktycznych. Pewną oralność i popularyzatorskie zapędy „słychać” w lekturze, co czyni ją przystępną nawet dla początkującego adepta tematu. Można polecić publikację zarówno doświadczonym teoretykom i miłośnikom kryminałów, którzy chcą usystematyzować wiedzę lub uzupełnić braki w niektórych wątkach, jak i komuś, kto jeszcze nie docenił walorów tego typu fikcji. Jedynym ograniczeniem dla drugiej grupy może być fakt, że Cegielski – w dobrej wierze, dla uzasadnienia powiązań literatury i nowoczesności – zdradza zakończenia kilku książek, których zakończenia z zasady (skoro chodzi o typ who-dunnit) powinny zaskakiwać. Jeśli więc ktoś nie czytał „Morderstwa w Orient Expressie” czy „Zabójstwa Rogera Ackroyda” Agathy Christie, to zdecydowanie powinien uczynić to przed lekturą „Detektywa w krainie cudów”.

Dobrze, że Cegielski nie poprzestał na ulotnych wykładach i opublikował swoje spostrzeżenia. W zakresie badań na literaturą kryminalną mamy w Polsce sporo do nadrobienia. Autor pisze o tym dość delikatnie: „Literatura naukowa dotycząca interesującego nas przedmiotu jest niezwykle obfita, szczególnie jeśli idzie o krąg języka angielskiego. Niestety, znacznie skromniejsza, jeśli idzie o przekłady – nie tylko z angielskiego – na język polski, ale i na naszym krajowym podwórku znajdziemy szereg pozycji o fundamentalnym znaczeniu” (s. 343-344). Dodaje, że wprawdzie ilościowo rodzimych prac jest niewiele, ale tym bardziej docenić należy, że są to teksty wartościowe, „z tym większą klasą, jeśli idzie o ich poznawczą rangę” (s. 348). Twórca „Detektywa w krainie cudów” optymistycznie patrzy w przyszłość, twierdząc, że „polska humanistyka szybko odrabia zaległości” i „gotowa jest zmierzyć się z wyzwaniami, jakie niesie czas współczesny” (s. 350). Niewątpliwie lepiej wygląda dzisiaj także rynek wydawniczy samych kryminałów – wystarczy za Cegielskim przypomnieć, że pierwszą powieść o Sherlocku Holmesie, „Studium w szkarłacie”, wydano w roku 1887, a w Polsce ukazała się dopiero w roku 1956 (i tak szybciej niż „Kobieta w bieli” Wilkie Collinsa, która od wydania oryginału w 1860 roku na polską edycję czekała… sto jeden lat).

Faktycznie powstaje coraz więcej teoretycznych publikacji na temat tego gatunku. Cegielski kończy zawarty we „Wskazówkach bibliograficznych” przegląd literatury na „Etnologu w Mieście Grzechu” Mariusza Czubaja (Gdańsk 2010), a od tego czasu ukazało się parę istotnych pozycji, na przykład książka Bernadetty Darskiej „Śledztwo i płeć. O bohaterkach powieści kryminalnych” (wydanie dwutomowe Olsztyn 2011, jednotomowe wznowienie Gdańsk 2013) czy prace zbiorowe: „Kryminał – gatunek poważ(a)ny?” (Poznań 2013) oraz zapowiadający nową serię zbiór „Literatura kryminalna. Śledztwo w sprawie gatunków” (Kraków 2014). Pamiętam jednak doskonale, że podczas poświęconej kryminałom konferencji, w której miałam okazję uczestniczyć parę lat temu, wszyscy powoływaliśmy się wciąż na kilka tych samych nazwisk tłumaczonych na polski badaczy: Caillois, Lasic, Žižek. Tymczasem autor „Detektywa w krainie cudów” wspomina o ich pracach wyłącznie w przeglądzie publikacji wydanych w Polsce, sam natomiast korzysta z bardzo szerokiego, wielojęzycznego zaplecza tekstów zachodnich. Mimo optymistycznych deklaracji na temat polskiego potencjału książka Cegielskiego uświadamia więc, jak wiele jest jeszcze do nadrobienia – nawet jeśli tempo tego nadrabiania przyspieszyło. Równocześnie jednak udowadnia, że faktycznie liczy się nie ilość, lecz jakość, bo nawet na raczkującym krajowym polu badawczym można napisać coś ciekawego, nie wychodząc z założenia, że „na bezrybiu i rak ryba”.

Śledztwo w sprawie nowoczesności

Cegielski już w podtytule jasno zarysowuje temat i zakres czasowy publikacji, a w pierwszym rozdziale dopowiada: „Otwartość literatury popularnej nie tylko na nadzieje i lęki społeczne, lecz także na nowy obraz świata, jaki zrodził się w ostatnich dwu stuleciach uzasadnia – moim zdaniem – potraktowanie jej jako źródła, które lepiej niż inne ukazuje narodziny zjawiska nowoczesności” (s. 28). W literaturze popularnej i fikcji detektywistycznej (FD) badacz widzi „czuły barometr zmian w dziedzinach życia” (s. 6), nazywa też literaturę popularną „soczewką skupiającą współczesną problematykę” (s. 28). Ale łatwo podsuwać eleganckie metafory, a trudniej je udowodnić. Tu się udało.

Duża w tym zasługa przejrzystej struktury „Detektywa w krainie cudów”, podporządkowanej chronologii oraz najbardziej wyrazistym postaciom i dziełom danego okresu. Przy okazji Cegielski często wspomina osoby i zjawiska nieco mniej znane, a ambitny plan syntezy nie unicestwia szczegółu. Początkowy rozdział, „Fenomen kultury popularnej. Powieść detektywistyczna”, to interesująca opowieść o dziejach książki i prasy, o kulturze literackiej XIX wieku i o recepcji literatury popularnej. Cegielski celnie diagnozuje problem z badaniami nad taką twórczością i tłumaczy, jak warto podejść do jej analizowania: „Przez całe dziesięciolecia XIX i następnego wieku wysiłki, aby opisać nowoczesną kulturę popularną, zamykały się w granicach klasycznej estetyki. Przypominały tym samym – jak określił to niemiecki historyk kultury, Kaspar Maase – pomysł barona Münchhausena, aby się samemu wyciągnąć z bagna za włosy. Przywrócenie należytej rangi kulturze popularnej, zjawisko odnotowywane przynajmniej od drugiej połowy minionego stulecia, nie oznacza jednak, że zainteresowana krytyka stosuje jakieś ulgowe wobec niej kryteria. Wiąże się z nowymi zasadami wartościowania, które odnoszą się przede wszystkim do niej samej – a nie do tradycji klasycznej” (s. 39). Autor pilnie korzysta z własnych nauk i tak właśnie bada interesującego go zagadnienia.

Najważniejszym bohaterem kolejnej części, „W świetle gazowej latarni. Narodziny rzeczywistego detektywizmu”, jest Eugène-François Vidocq. Postać przestępcy, który został policjantem i detektywem, twórcą kryminalnej kartoteki, niezrównanym innowatorem i na dodatek autorem pamiętników i inspiracją dla licznych opowieści, pozwala Cegielskiemu osnuć wokół tej biografii dzieje nowoczesności. Badacz śledzi tworzenie się struktur policyjnych we Francji, w Wielkiej Brytanii, w Stanach Zjednoczonych i odkrywa przed czytelnikiem fascynujące realia epoki. Gdy w refleksji dociera do kontekstów amerykańskich, pojawia się druga ważna postać – Allan Pinkerton, założyciel słynnej agencji detektywistycznej. Autor „Detektywa w krainie cudów” z podziwem opisuje jego dokonania, nie rezygnując jednak z ukazania dość groteskowej śmierci tego wielkiego człowieka (zmarł on w wyniku infekcji, która wywiązała się po tym, jak ugryzł się w język po poślizgnięciu się na chodniku” [s. 96]).

W rozdziale „Literackie śledztwo. Jego początki i przebieg” Cegielski pokazuje związki powieści detektywistycznych i gotyckich oraz przekonująco łączy zapotrzebowanie na tego rodzaju historie z industrializacją i urbanizacją. Najwięcej miejsca poświęca wybranym opowiadaniom Edgara Allana Poe, ale pojawiają się też flâneur, „Tajemnice Paryża” Eugène’a Sue oraz wpływy darwinizmu. Najbardziej odkrywcze wydaje się uzupełnienie luk pomiędzy dziełami klasyki grozy a fikcją detektywistyczną. Cegielski pisze: „Dość późno, bo dopiero po drugiej wojnie światowej, historycy FD zwrócili uwagę na fakt, że pomiędzy twórczością Poego a popularnymi opowiadaniami Artura Conan Doyle’a (1859-1930) z ostatniej dekady stulecia nie rozciąga się – jak sądzono wcześniej – literacka próżnia” (s. 140), a następnie uzupełnia tę próżnię rozważaniami o Karolu Dickensie, wiktoriańskiej powieści sensacyjnej i policyjnej oraz dokonaniach francuskich – w osobie Émile Gaboriau, kolejnego, który zmarł zaskakującą śmiercią: „Zmarł z wyczerpania w wieku zaledwie trzydziestu dziewięciu lat po napisaniu dwudziestu dziewięciu powieści, drukowanych w odcinkach – zaszczuty przez redaktorów paryskich gazet domagających się wciąż nowych tekstów” (s. 194).

Rozdział „Literackie śledztwo. Jego końcowy sukces” to głównie opowieść o Arthurze Conanie Doyle’u i jego słynnym bohaterze. Jednak postać detektywa z Baker Street służy Cegielskiemu nie tylko do snucia rozważań o konkretnych sprawach, jakie Sherlock Holmes rozwikłał, ale i do zarysowania obrazu przemian w Wielkiej Brytanii tego czasu – przemian społecznych („Sherlock Holmes – detektyw jako dżentelmen”), naukowych („Sherlock Holmes – detektyw jako uczony”) i filozoficznych („Sherlock Holmes i pragnienie wolności”). Historyk udowadnia, że ewolucja postaci detektywów w powieściach pisanych w różnych okresach „odzwierciedla ewolucję wyobrażeń na temat prawdziwej – jednostkowej – wolności wśród czytającej publiczności z szerokich kręgów klasy średniej, w coraz bardziej zdepersonalizowanym, biurokratycznym i skomercjalizowanym społeczeństwie” (s. 239). Także fakt pojawienia się w literaturze kobiety-detektywów ukazuje Cegielski jako symptom szerszych zmian, „symboliczny wyraz ogólnej zmiany statusu kobiety – w świadomości zbiorowej, wiec może również w rzeczywistości społecznej” (s. 253). Badacz płynnie przechodzi od Doyle’a do rozważań o Złotym Wieku kryminalnych powieści (lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku), sygnalizując różnice między dwoma typami pisarstwa: „Specjalnością pisarstwa Doyle’a będzie jednak – inaczej niż w pokoleniu Agathy Christie – nie tyle kwestia »kto to zrobił« (who-dunnit), lecz raczej »jak to zrobił« oraz »dlaczego«” (s. 246).

Ostatni rozdział, „Złoty Wiek kryminału i jego schyłek”, odrobinę rozczarowuje na tle świetnych poprzednich. Wprawdzie i tu wykorzystano sprawdzony sposób – życie i twórczość Agathy Christie stanowią osnowę dla szerszych diagnoz – ale proporcje wydają się nieco zaburzone. Zdarzają się trafne uwagi dotyczące kryminalnych konwencji (jak wskazanie niezmienności charakteru głównego bohatera z wyjątkiem detektywa w mniej popularnych w Polsce powieściach Dorothy L. Sayers) oraz cenne spostrzeżenia społeczne (jak to o koniecznym w tego typu książkach wyjściowym podziale ludzi na winnych i niewinnych oraz założeniu, że społeczeństwo jest nieświadome jednostkowego zła, jakie zrodziło się jego wnętrzu). Trafnie ukazano kolejne przemiany narracyjne: „Tymczasem dalsze zmiany i rozwój gatunku wyznaczał proces odchodzenia od »zamkniętej« struktury opowieści, charakterystycznej tak dla epoki Sherlocka Holmesa, jak i Złotego Wieku. W podobnej konstrukcji fabularnej każdy aspekt narracji prowadzi nieuchronnie ku ukazaniu powodów, dla których przestępstwo zostało popełnione, ujawnieniu przestępcy i na koniec ku przywróceniu porządku” (s. 321). Jednak w rozdziale tym Cegielski poświęca na przykład bardzo wiele uwagi referowaniu (głównie za Michaelem C. Geraldem) roli trucizn w powieściach Christie. Rozważania te, chociaż dla fanów klasycznego kryminału niewątpliwe wciągające, wydają się jednak zbyt szczegółowe – zwłaszcza w kontekście tego, jak niewiele miejsca w kolejnych podrozdziałach zajmuje zapowiadany w tytule rozdziału schyłek Złotego Wieku. Kształtowanie się fikcji hard-boiled i nurtu noir potraktowane zostaje skrótowo i sprowadzone głównie do diagnoz dość oczywistych: detektywi Dashiella Hammetta i Raymonda Chandlera to odpowiedź na zmiany kulturowego modelu męskości, a przemiany gatunku stanowią w dużej mierze efekt II wojny światowej, „której totalny charakter spustoszył układ tradycyjnych zasad i wartości” (s. 331). Zaskakuje całkowity brak Georges’a Simenona i jego komisarza Maigreta – zwłaszcza że w poprzednich rozdziałach kontekst francuski mocno wyeksponowano. Szkoda, bo przeprowadzone przez Cegielskiego analizy twórczości Poego, Doyle’a czy Christie (nawet jeśli nieco za bardzo zawłaszczającej ostatni rozdział) pozwalają się domyślać, że i o literackich dokonaniach końcówki omawianego w książce okresu autor miałby do powiedzenia znacznie więcej.

Niedosyt pozostawia również zakończenie – a właściwie jego brak. Cegielski przed bibliograficznymi sugestiami zamieszcza podrozdział „Zamiast zakończenia: nauka i jej rola. Co niesie przyszłość” dotyczący głównie diagnoz, jakie wysnuć można z późnej (1970) powieści sensacyjnej „Pasażer do Frankfurtu” Christie. Sam w sobie esej jest ciekawy, ale pozostawia poczucie, że tak „gęstej”, zahaczającej o liczne wątki książce nie zaszkodziłoby choćby krótkie zebranie wniosków w wyraźnie wyodrębnionym zakończeniu. A skoro już jestem przy – bardzo krótkiej – liście „skarg i zażaleń”, to korekta nie dotrzymała kroku estetyce wydania i sprawia wrażenie pospiesznej (im dalej, tym więcej „potknięć”). Nie powinny się zdarzać przecinki w dziwnych miejscach, literówki czy, najbardziej rzucające się w oczy, numerowanie niektórych tylko podrozdziałów (ściśle mówiąc, niektórych podrozdziałów w rozdziałach trzecim i czwartym – w pozostałych oraz w spisie treści numeracji nie ma wcale).

Historyk w krainie detektywów

Cegielski nie jest literaturoznawcą i nie zamierza go udawać. Celowo nie przeładowuje książki teorią literatury (co nie znaczy, że jej nie zna – powołuje się na przykład na Rolanda Barthes’a). Nie jest też medioznawcą i może dlatego nie sięga po (chyba aż za bardzo) modną dziś konwergencję Henry’ego Jenkinsa – chociaż „przemyca” informacje o filmowych adaptacjach i zjawiskach kiedyś nowych, a dziś traktowanych jako oczywiste (na przykład serializacji). W duchu multimedialności na końcu zamieszcza też ilustracje (portrety twórców, okładki pierwszych wydań itp.). Przede wszystkim jednak wykorzystuje swój warsztat historyczny. Najlepszym dowodem, jak dobrze się to sprawdza, jest – inspirowany rozważaniami Charlesa J. Rzepki (z nieznanych przyczyn w „Detektywie w krainie cudów” czasem nazywanego Charlesem, a czasem Christianem) – fascynujący fragment o fikcji detektywistycznej w odmianie kartezjańskiej i baconowskiej, oświeceniowej i romantycznej, a także o tym gatunku w kontekście schyłku optymistycznej wizji historii. Jak dowodzą liczne przykłady, autor nie zamyka się jednak ani w swojej dyscyplinie, ani w jednym kręgu kulturowym. Proponuje interdyscyplinarność i komparatystykę najwyższej próby, łącząc z jednej strony historię z literaturoznawstwem, socjologią, kryminalistyką i naukami ścisłymi, a z drugiej – Wielką Brytanię, Francję i Stany Zjednoczone.

Właściwie już za samo przybliżenie polskiemu czytelnikowi interesujących zachodnich prac należałoby się badaczowi uznanie, jednak w tym wypadku korzystanie ze źródeł jest na dodatek spójne i twórcze. Potrzebna była w Polsce taka praca o korzeniach zjawisk popkulturowych, które – jeśli już w ogóle próbujemy je omawiać – postrzegamy często w oderwaniu od przeszłości. „Detektyw w krainie cudów” stanowi doskonały punkt wyjścia dla rozważań nie tylko o starszych dokonaniach literackich, ale i o współczesnych serialach (historyk wspomina o serii „Poirot” z Davidem Suchetem, ale można by tu dopisać na przykład „Sherlocka” produkcji BBC, amerykańskiego Sherlocka Holmesa w „Elementary” i wszelkie inne seriale „proceduralne”).

Cegielski w kontekście różnic między „Frankensteinem” Mary Shelley a „Zabójstwem przy rue Morgue” Poego zauważa: „Działanie detektywa przynosi rozwiązanie zagadki i uwolnienie »dziś« od koszmaru »wczoraj«. W ten sposób literacki detektywizm oznacza swoisty tryumf nad historią” (s. 148). Opowiadane przez Cegielskiego „wczoraj” nie jest koszmarne, lecz wciągające. Nie trzeba się też od niego uwalniać, a wręcz przeciwnie: należy o nim pamiętać. Jednak i w tym przypadku warto rozwiązać zagadkę przeszłości, bo trudno bez tego wyobrazić sobie prawdziwy triumf w myśleniu o literaturze (czy szerzej: kulturze) popularnej. Dodatkową rekomendację do sięgnięcia po „Detektywa w krainie cudów” stanowi fakt, że po odłożeniu tej książki miałoby się ochotę dalej zgłębiać wątki, które podsuwa autor. A do tego rodzi się nieodparta pokusa, by jeszcze raz przeczytać całą kryminalną klasykę, o której Cegielski tak fascynująco opowiada.
Tadeusz Cegielski: „Detektyw w krainie cudów. Powieść kryminalna i narodziny nowoczesności 1841-1941”. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2015.