ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (281) / 2015

Emilia Wilk,

NA POGRANICZU (ALEKSANDRA ŁOJEK: 'BELFAST. 99 ŚCIAN POKOJU')

A A A
Iranistka, tłumaczka, a zarazem stypendystka na University College London oraz mieszkanka Belfastu Aleksandra Łojek jest autorką zbioru reportaży pt. „Belfast. 99 ścian pokoju”. To prawdopodobnie osobista perspektywa związana z miejscem zamieszkania skłoniła ją do napisania debiutanckiej książki. Łojek wciela się przeto po trosze w detektywa, po trosze w przewodnika, który próbuje zrozumieć problemy ludzi zamieszkujących tereny Belfastu – największego miasta i zarazem stolicy Irlandii Północnej.

Ku zaskoczeniu, na początkowych kartach opowieści czytelnik znajdzie informację, iż „to (…) nie jest książka o Irlandii Północnej, tylko o jej części, o ludziach, o których nie czyta się w kolorowych czasopismach. Nie pojawiają się oni w świetle fleszy, nie udzielają wywiadów i nie uświetniają swoją obecnością wydarzeń kulturalnych. (…) Dla moich bohaterów wyjazd poza Belfast jest wycieczką. Ba, pójście do innej dzielnicy bywa wyzwaniem, bo mogą tam wciąż żyć mordercy członków ich rodzin”. „Belfast. 99 ścian pokoju” jest właściwie historią Brytyjczyków i Irlandczyków, którzy nie istnieją w międzynarodowych mediach. Są bowiem „zwyczajnymi” mieszkańcami borykającymi się z trudną przeszłością miasta.

Jak się okazuje, Belfast jest miastem licznych sprzeczności. Stąd z jednej strony można tutaj spotkać obezwładniające bogactwo (ekskluzywne hotele oraz restauracje), z drugiej zaś nadmierne ubóstwo i brak jakichkolwiek perspektyw (ludzie nazwani underclass charakteryzują się biedą zawinioną, natomiast ci, o których mówi się underprivileged, związani są z biedą niezawinioną). Dodatkowo warto zaznaczyć, iż stolica Irlandii Północnej jest miejscem bezpiecznym jedynie dla tzw. klasy średniej oraz turystów, którzy bardzo chętnie odwiedzają te tereny, często nie znając ich historii. Niebywałe jest to, iż Belfast „jest na tyle uwodzicielski i przekonujący, że można w nim przeżyć lata i nie wiedzieć, że istnieje inne oblicze tego miasta – jeśli przebywa się w centrum lub na przedmieściach w wiktoriańskich domach mieszczan. Czasem spokój tych ostatnich naruszają alarmy bombowe, stosunkowo częste w pewnych dzielnicach (…), przez które trzeba przejechać, by dostać się do swojego biura”.

„Trudna przeszłość miasta” rozpoczęła się w 1968 roku, natomiast umownie zakończyła w 1998. Te kilkadziesiąt lat określanych jest mianem „Kłopotów” (ang. The Troubles). Dzieje się tak, gdyż pomiędzy 1968 a 1998 rokiem trwał konflikt cywilny (choć tak naprawdę rozpoczął się już w 1921 roku wraz z powstaniem Irlandii Północnej), którego przyczyną stał się status Irlandii Północnej, nazywanej prowincją Wielkiej Brytanii. Z czasem nastąpił rozłam poglądowy pomiędzy katolikami a protestantami. Katolicy opowiadali się za przyłączeniem do Wielkiej Brytanii, natomiast protestanci chcieli jedynie podtrzymać unię. Reporterka przypomina, że nie był to konflikt religijny, a jedynie terytorialny. Okazuje się, że rok 1998 tylko teoretycznie zakończył antagonistyczne działania. Wprowadzenie „porozumienia wielkopiątkowego” (dotyczącego pokoju pomiędzy katolickimi Irlandczykami a protestanckimi Brytyjczykami, a także nakazu wypuszczenia z więzień członków organizacji paramilitarnych, którzy otrzymali wyroki za przestępstwa polityczne) niewiele zmieniło. Łojek zauważa, że konflikt toczy(ł) się w dzielnicach zamieszkiwanych przez klasę pracującą: „To była i wciąż jest pełzająca wojna o tożsamość i o prawo do jej określenia. Ofiarami tej wojny stali się ludzie, których jedyną winą było to, że urodzili się w złym miejscu o złym czasie”.

Jednakże czy można zapomnieć o tak traumatycznych wydarzeniach i przejść do prozy życia codziennego? Czy faktycznie da się uciec od przeszłości? Można się starać. Wszak część mieszkańców wyparła z pamięci przykre przeżycia. Pomogła im w tym z pewnością topografia miasta, która oddziela od siebie ubogie i eleganckie dzielnice Belfastu. Ale wbrew wszystkiemu przeszłość dzieje się teraz. Ofiary muszą zatem żyć z „byłymi” oprawcami, katami, mordercami. Toteż aby każdy z mieszkańców (zarówno katolików, jak i protestantów) miał trochę spokoju, miasto zostało oddzielone od siebie 99 ścianami pokoju (tzw. peace walls). Miejsca przedzielone murami, barierami zwane są interfejsami, czyli pasami ziemi niczyjej. Zatem „to nie jest pokój (…). To tylko umowa, kontakt. Coś więcej niż tylko zawieszenie broni. Ale mniej niż pokój”. Po jednej ze stron znajdują się protestanci, po drugiej katolicy, zaś pomiędzy nimi ziemie niczyje. Teoretycznie pokój w Irlandii Północnej panuje jedynie w określonych dzielnicach. Okazuje się jednak, że czasami nawet i mury nie pomagają, gdyż interfejs to ciągle „linie ognia”, na których toczą się walki pomiędzy młodzieżą. Czy wskutek tego Belfast ma szansę na „prawdziwy” pokój i likwidację bram, które w początkowym założeniu miały jedynie pomóc ustabilizować sytuację? Czy jest tam możliwa normalność, z jaką mamy do czynienia w innych częściach Europy, a jednocześnie kontynuacja wdrażania procesu pokojowego bez jakichkolwiek podziałów terytorialnych, politycznych, wyznaniowych? Jak się okazuje, „jest nadzieja dla Irlandii Północnej (…). Nadzieja jest w ludziach Irlandii Północnej”.

Łojek ma świadomość, że nie jest pierwszą osobą, która próbuje odkryć tereny Belfastu. Mimo to prowadzi własne reporterskie śledztwo i spotyka się z kilkoma osobami, wśród których są zarówno katolicy, protestanci, paramilitarni, jak i członkowie wielu organizacji, a nawet zaskoczeni stanem rzeczy Polacy. Reporterka próbuje spojrzeć na problem ludzi zamieszkujących największe miasto Irlandii Północnej z kilku perspektyw. Dlatego nie skupia się jedynie na ofiarach, ale także na katach. Próbując zrozumieć każdą ze stron, pokazuje, że często ofiary są prześladowcami, a prześladowcy ofiarami.

Wskutek tych różnic każda z wielu opisywanych przez Łojek postaci z zupełnie innej perspektywy patrzy na przeszłość związaną z konfliktem. I tak na przykład protestancki taksówkarz Alistair, który został mordercą, ale z czasem stał się dyplomowanym terapeutą. W wieku siedemnastu lat otrzymał od organizacji, do której należał, zlecenie zabicia katolika. Dzięki temu poczuł się potrzebny i pewny siebie, ale szybko trafił do więziennej celi. Dziś pracuje w organizacji wspierającej osoby, które doświadczyły działań wynikających z „Kłopotów”. Jego zadaniem jest poszukiwanie (wraz z ofiarami konfliktów) odpowiedniej drogi, ułatwiającej dalsze życie. „Ponieważ ulice zaludniły się mordercami (…), konieczne było przedsięwzięcie jakichś kroków, by nie doszło do kolejnego rozlewu krwi, tym razem w rewanżu. W małej Irlandii Północnej nietrudno było spotkać kata swojego brata, matki czy ojca, po prostu wchodząc do supermarketu. Dlatego wprowadzono w życie wiele projektów pojednawczych. (…) Okazało się, że jest to wielki interes. Zatem ofiary spotykają się z katami. Albo – jeśli nie chcą – uczą się żyć z myślą, że owi kaci żyją obok nich. Psychologowie zaangażowani w te projekty podkreślają, że najważniejszym aspektem przebaczenia (…) jest odpuszczenie sobie samemu”.

Z kolei protestant, a zarazem lojalista John zakochał się ze wzajemnością w katoliczce Aislin. Spotykali się głównie w hotelach oraz innych lokalach znajdujących się w centrum miasta. John należał do organizacji paramilitarnej, która z czasem uzyskała informacje o jego ukochanej. Aby pozostać w Irlandii Północnej, John musiał zerwać kontakt z dziewczyną, a protestancko-katolicka miłość zakończyła się bez słowa wyjaśnienia.

Łojek poświęca też uwagę doświadczającemu trudów życia w Belfaście polskiemu małżeństwu, które postanowiło przyjechać do Irlandii Północnej w poszukiwania „lepszego jutra”. Osiedlili się w jednym z interfejsów Belfastu, gdzie domy posiadały kraty w oknach, ludzie nie parkowali przed nimi samochodów, a o zmroku nikt nie wychylał nosa zza drzwi. Nikt nie uświadomił Polaków, że będą mieszkać na terenie interfejsu. Ba, oni nawet nie wiedzieli, co oznacza to słowo. Ponieważ nie udało się znaleźć wyjścia z zaistniałej sytuacji, Julia wraz z mężem i synem dalej mieszkają na terenach niczyich.

Wszystkie przedstawione w tomie reportaży postaci nieustannie czują strach, lęk, przerażenie oraz obawę o kolejny dzień. Trudno zatem zaprzeczyć, że istotną rolęw życiu tej społeczności odgrywa przeszłość, bo to właśnie ona wpłynęła na obecną sytuację Belfastu. W związku z tym „większość imion w książce jest zmieniona”, a wojna cały czas toczy się także w świadomości ludzi. „Część mieszkańców Irlandii Północnej zupełnie bezproblemowo traktuje dzielenie przestrzeni z innymi. Ale część ma zbyt świeże rany, by umieć przejść do porządku dziennego nad faktem, że od 1998 roku w kraju panuje pokój”. Czy jest możliwe, aby kiedykolwiek przestano zwracać uwagę na pochodzenie, miejsce zamieszkania, imię, wygląd, wymowę poszczególnych wyrazów? Jak się okazuje, „kiedy spotykasz kogoś w mieście w jakiś neutralnym miejscu (…) i chcesz z nim porozmawiać, automatycznie zadajesz pytania mające na celu ustalić, z kim masz do czynienia. Jakoś we krwi to mamy chyba. Nie pytasz wprost, czy jest protestantem czy katolikiem, ale jeśli jego imię nic ci nie mówi, pytasz o szkołę, do której chodził. Wystarczy, że poda nazwę lub dzielnicę”.

Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że problemy tego skrawka świata są głębokie i często pozostają niezrozumiałe dla innych mieszkańców Europy. Czy wobec tego podróżując razem z Łojek, jesteśmy w stanie wyobrazić sobie codzienne zmagania katolickich Irlandczyków oraz protestanckich Brytyjczyków? Z pewnością ujęcie wydarzeń zawartych w zbiorze reportaży „Belfast. 99 ścian pokoju” w pełni urzeczywistnia tamten daleki świat. Dzieje się tak głównie dlatego, że reporterka opisuje zdarzenie w sposób bardzo szczegółowy. Opowiada między innymi o zamieszkach, karach, systemach strzelania, atakach młodzieży na wozy policyjne, o tym, jak rozpoznać w Belfaście katolika lub protestanta, na czym polega działalność community workers oraz community activists. Skupia się także na egzystencji autorów publikacji dotyczących „Kłopotów” i próbach odbierania sobie życia przez osoby, które nie potrafią zapomnieć o wydarzeniach z przeszłości.

Należy przy tym pamiętać, że reporterka podaje informacje nie tylko z własnych obserwacji, rozmów, ale opiera się również o wiedzę zdobytą z książek, między innymi „Znalezione-przywłaszczone. Eseje wybrane 1971-2001” Seamusa Heaney’a, „Podróże z Herodotem” Ryszarda Kapuścińskiego czy „The Hoods: Crime and Punishment in Belfast” Heathera Hamilla oraz z wielu innych zagranicznych publikacji.

Aleksandrze Łojek nie udało się uciec od subiektywności. Jednak nie bacząc na to można stwierdzić, że „Belfast. 99 ścian pokoju” jest książką, dzięki której czytelnik może zrozumieć problemy ludzi zamieszkujących „gorszą” część stolicy Irlandii Północnej. Zamieszczone tu reportaże zapadają głęboko w pamięci. Jest to propozycja idealna nie tylko dla turystów chcących poznać przeszłość i teraźniejszość Belfastu, ale także dla tych, których interesuje topografia miasta i szeroko rozumiana antropologia przestrzeni.
Aleksandra Łojek: „Belfast. 99 ścian pokoju”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2015 [seria: Reportaż].