
LEPSZY NIŻ KOVAL, LEPSZY NIŻ ŻBIK (YORGI: KOMIKS, KTÓREGO NIE BYŁO / SĄD OSTATECZNY)
A
A
A
Perfekcyjnie odzwierciedlony obraz PRL-u miesza się tutaj ze światem przyszłości, Stanisław Lem i Philip K. Dick stają w szranki na maszyny do pisania, a od gościnnych występów postaci znanych z kręgów polskiej kultury i polityki może rozboleć głowa. Gdzie te cuda? W „Yorgim” – serii, która „jest tak dobra, że powinna być na kartki”.
„Komiks, którego nie było” i „Sąd ostateczny” to finalne, opublikowane za jednym zamachem odcinki zapoczątkowanej w 2012 roku fantastyczno-naukowej serii autorstwa scenarzysty Dariusza Rzontkowskiego oraz rysownika Jerzego Ozgi. Działając przez zaskoczenie, twórcy zamienili futurystyczne perypetie Yorgiego Adamsa – superżołnierza i ostatniego ze Świetlnych – na osadzoną w głębokim Peerelu opowieść śledczą. Stosując tak ryzykowną woltę, nie odeszli jednak od głównego wątku opowieści, wprost przeciwnie: w błyskotliwy sposób go zamknęli.
Fantastycznonaukowy aspekt historii rozgrywa się tu głównie na piśmie bądź w dyskusjach pisarzy tego gatunku i nie ma wymiaru tak dosłownego, jak chociażby w „Ucieczce z planety Vanish”, po której na komiksowy cykl spłynęła fala pochwał, stawiających go wyżej od samego „Funky’ego Kovala”. Lektura najnowszych tomów w pewnym sensie może wynieść „Yorgiego” ponad inny obiekt kultu – „Kapitana Żbika”. Co prawda poziom zeszytów o słynnym milicjancie nie jest zbyt trudny do przeskoczenia, jednak warto odnotować fakt rozprawienia się współczesnego komiksu z kolejnym z klasyków.
Kierując swój serial na nowe tory, autorzy skupiają się na opowiedzeniu historii porucznika MO Jana Cieślika, hołdującego romantycznemu wizerunkowi twardego funkcjonariusza, który po zaginięciu żony wpada w objęcia wódki. Na skutek splotu wydarzeń, bohater trafia na trop ukochanej, tym samym pakując się w tarapaty o kosmicznej skali. Będzie bowiem musiał stawić czoła tajemniczej rasie z gwiazd, wymazującej pamięć mentalistce oraz duetowi Gierek / Breżniew, planującemu zabrać Polakom pieniądze z kont dewizowych. A gdzieś w tym wszystkim swoją rolę odegrają postaci znane czytelnikom poprzednich odcinków.
W kwietniu 2012 roku apetyty fanów cyklu zostały rozbudzone publikacją okładki trzeciego albumu zatytułowanego „Chłopiec, który widział przyszłość”. Ponadtrzyletnie milczenie autorów i wydawcy poskutkowało niezwykłym zabiegiem formalnym, wedle którego zapowiedziany zeszyt stał się „Komiksem, którego nie było”, a jego jedynym czytelnikiem okazał się (widniejący na prawidłowej okładce trzeciego tomiku) porucznik Cieślik. Co ciekawe, zabieg ten nie tylko stał się atrakcyjną ciekawostką, lecz również ważnym punktem osobliwej fabuły nakreślonej przez Rzontkowskiego. Wspomniane zmiany dotknęły także kompozycję albumu – w najnowszych odsłonach „Yorgi” nie jest już komiksem podzielonym na rozdziały i naładowanym dużą ilością kadrów. Czuć w nim za to swobodę i przestrzeń.
Rzontkowski – scenarzysta, aktor i współautor tekstów kabaretu Mumio – połączył wszystkie elementy układanki w sposób absolutnie mistrzowski, tworząc jedną z najbardziej porywających polskich fabuł ostatnich lat. Mimo ewidentnego rozrywkowego nastawienia, lektura tych czterech albumów nie należy do najłatwiejszych. Autor zdecydował się bowiem nie urągać inteligencji czytelników. Dużo dzieje się tu na drugim planie, a jeszcze więcej na rysunkach, nie wspominając już o reklamach, które idealnie budują realia lat 70. i 80. Zresztą, wspomniane atuty w równym stopniu są zasługą rysownika.
Jerzy Ozga wchodzi na niespotykany od dawna w polskim komiksie poziom detalu. Określany niegdyś mianem przedstawiciela „nowej fali polskiego komiksu” rzeźbiarz i rysownik jest chyba nieco zapomnianym autorem prac uznawanych za kultowe przez czytelników aktywnie pochłaniających kolorowe (i czarno-białe) zeszyty w latach 80. i 90. Ozga nawet w okresie tzw. „wielkiej smuty”, kiedy to wśród polskich autorów dominowała tendencja do robienia komiksów o niczym, trzymał i podwyższał poziom, tworząc perełki pokroju „1954 – Historia fikcyjna” (krótkiej formy opublikowanej w „Czasie komiksu – antologii”) czy wychwalanych pod niebiosa „Erna” i „Głupka Svena” (drukowanych w „AQQ”).
Na łamach „Yorgiego” jego prace urzekają od pierwszej do ostatniej planszy. Polskie ulice i kosmiczne plenery, przepełnione akcją pościgi i gadające głowy – w ujęciu kieleckiego twórcy wszystko wygląda powalająco. Odwzorowując wystrój mieszkań epoki Peerelu, rysując Peweksy, farelki i szkoły gotowe do przyjęcia pierwszego sekretarza, Ozga przenosi czytelnika w tamte czasy. Jego przedstawienia słynnych polskich aktorów i aktorek, piosenkarzy, a nawet jednego współczesnego komiksiarza są tak perfekcyjne, że trudno rzeczone postaci pomylić z kimkolwiek innym.
Tym, którzy stracili wiarę we współczesny polski komiks, „Yorgi” przywróci ją na nowo. Rewelacyjny debiut scenarzysty, przepiękny powrót mistrza-rysownika i cztery tomy zaskakującej, wymagającej, dowcipnej, inteligentnej lektury. Rzecz godna największych pochwał i szeregu kontynuacji. Oklaski!
„Komiks, którego nie było” i „Sąd ostateczny” to finalne, opublikowane za jednym zamachem odcinki zapoczątkowanej w 2012 roku fantastyczno-naukowej serii autorstwa scenarzysty Dariusza Rzontkowskiego oraz rysownika Jerzego Ozgi. Działając przez zaskoczenie, twórcy zamienili futurystyczne perypetie Yorgiego Adamsa – superżołnierza i ostatniego ze Świetlnych – na osadzoną w głębokim Peerelu opowieść śledczą. Stosując tak ryzykowną woltę, nie odeszli jednak od głównego wątku opowieści, wprost przeciwnie: w błyskotliwy sposób go zamknęli.
Fantastycznonaukowy aspekt historii rozgrywa się tu głównie na piśmie bądź w dyskusjach pisarzy tego gatunku i nie ma wymiaru tak dosłownego, jak chociażby w „Ucieczce z planety Vanish”, po której na komiksowy cykl spłynęła fala pochwał, stawiających go wyżej od samego „Funky’ego Kovala”. Lektura najnowszych tomów w pewnym sensie może wynieść „Yorgiego” ponad inny obiekt kultu – „Kapitana Żbika”. Co prawda poziom zeszytów o słynnym milicjancie nie jest zbyt trudny do przeskoczenia, jednak warto odnotować fakt rozprawienia się współczesnego komiksu z kolejnym z klasyków.
Kierując swój serial na nowe tory, autorzy skupiają się na opowiedzeniu historii porucznika MO Jana Cieślika, hołdującego romantycznemu wizerunkowi twardego funkcjonariusza, który po zaginięciu żony wpada w objęcia wódki. Na skutek splotu wydarzeń, bohater trafia na trop ukochanej, tym samym pakując się w tarapaty o kosmicznej skali. Będzie bowiem musiał stawić czoła tajemniczej rasie z gwiazd, wymazującej pamięć mentalistce oraz duetowi Gierek / Breżniew, planującemu zabrać Polakom pieniądze z kont dewizowych. A gdzieś w tym wszystkim swoją rolę odegrają postaci znane czytelnikom poprzednich odcinków.
W kwietniu 2012 roku apetyty fanów cyklu zostały rozbudzone publikacją okładki trzeciego albumu zatytułowanego „Chłopiec, który widział przyszłość”. Ponadtrzyletnie milczenie autorów i wydawcy poskutkowało niezwykłym zabiegiem formalnym, wedle którego zapowiedziany zeszyt stał się „Komiksem, którego nie było”, a jego jedynym czytelnikiem okazał się (widniejący na prawidłowej okładce trzeciego tomiku) porucznik Cieślik. Co ciekawe, zabieg ten nie tylko stał się atrakcyjną ciekawostką, lecz również ważnym punktem osobliwej fabuły nakreślonej przez Rzontkowskiego. Wspomniane zmiany dotknęły także kompozycję albumu – w najnowszych odsłonach „Yorgi” nie jest już komiksem podzielonym na rozdziały i naładowanym dużą ilością kadrów. Czuć w nim za to swobodę i przestrzeń.
Rzontkowski – scenarzysta, aktor i współautor tekstów kabaretu Mumio – połączył wszystkie elementy układanki w sposób absolutnie mistrzowski, tworząc jedną z najbardziej porywających polskich fabuł ostatnich lat. Mimo ewidentnego rozrywkowego nastawienia, lektura tych czterech albumów nie należy do najłatwiejszych. Autor zdecydował się bowiem nie urągać inteligencji czytelników. Dużo dzieje się tu na drugim planie, a jeszcze więcej na rysunkach, nie wspominając już o reklamach, które idealnie budują realia lat 70. i 80. Zresztą, wspomniane atuty w równym stopniu są zasługą rysownika.
Jerzy Ozga wchodzi na niespotykany od dawna w polskim komiksie poziom detalu. Określany niegdyś mianem przedstawiciela „nowej fali polskiego komiksu” rzeźbiarz i rysownik jest chyba nieco zapomnianym autorem prac uznawanych za kultowe przez czytelników aktywnie pochłaniających kolorowe (i czarno-białe) zeszyty w latach 80. i 90. Ozga nawet w okresie tzw. „wielkiej smuty”, kiedy to wśród polskich autorów dominowała tendencja do robienia komiksów o niczym, trzymał i podwyższał poziom, tworząc perełki pokroju „1954 – Historia fikcyjna” (krótkiej formy opublikowanej w „Czasie komiksu – antologii”) czy wychwalanych pod niebiosa „Erna” i „Głupka Svena” (drukowanych w „AQQ”).
Na łamach „Yorgiego” jego prace urzekają od pierwszej do ostatniej planszy. Polskie ulice i kosmiczne plenery, przepełnione akcją pościgi i gadające głowy – w ujęciu kieleckiego twórcy wszystko wygląda powalająco. Odwzorowując wystrój mieszkań epoki Peerelu, rysując Peweksy, farelki i szkoły gotowe do przyjęcia pierwszego sekretarza, Ozga przenosi czytelnika w tamte czasy. Jego przedstawienia słynnych polskich aktorów i aktorek, piosenkarzy, a nawet jednego współczesnego komiksiarza są tak perfekcyjne, że trudno rzeczone postaci pomylić z kimkolwiek innym.
Tym, którzy stracili wiarę we współczesny polski komiks, „Yorgi” przywróci ją na nowo. Rewelacyjny debiut scenarzysty, przepiękny powrót mistrza-rysownika i cztery tomy zaskakującej, wymagającej, dowcipnej, inteligentnej lektury. Rzecz godna największych pochwał i szeregu kontynuacji. Oklaski!
Dariusz Rzontkowski, Jerzy Ozga: „Yorgi: Komiks, którego nie było” / „Yorgi: Sąd ostateczny”. Wydawnictwo Kultura Gniewu. Warszawa 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |