CARNE TREMULA (CIERPIENIA MŁODEGO EDOARDO)
A
A
A
Choć zazwyczaj nie byli pewni, czego powinni szukać, medycy zaczęli rutynowo badać genitalia niemowląt płci męskiej. Im wnikliwiej patrzyli, tym bardziej stawali się zatrwożeni. Zaledwie kilku niemowlaków wydawało się zupełnie normalnych.
(David Gollaher o dziewiętnastowiecznych amerykańskich lekarzach)
Jedynym mankamentem są jak dla mnie wzwody poranne. Troszkę zaboli (szwy wtapialne), ale w porównaniu z innymi cierpieniami to jest pikuś. Wystarczy sobie wyobrazić jakaś laskę, której byście nigdy nie tknęli albo położyć się na boku i w moim przypadku to się sprawdza.
(internauta iPiotrek relacjonujący wrażenia z zabiegu obrzezania w celu usunięcia stulejki; forum „Męskie zdrowie”)
Siedemnastoletni Edoardo cierpi po wielokroć. Od czasów dzieciństwa ma ambitną przyjaciółkę Biancę; chciałby, aby była dla niego kimś więcej niż tylko bliską znajomą (i żeby tak często nie wyjeżdżała), jednak ona planuje kontynuować edukację za granicą. Bohater ma też przyjaciela Arturo, którego dręczy obsesja na punkcie pozbycia się piętna prawiczka (zmazanie tego piętna, jak upiera się chłopak, ma koniecznie nastąpić podczas tegorocznych wakacji). Edoardo również chciałby wzbogacić się o jakieś seksualne doświadczenia, najlepiej z Biancą, lecz realizację „pierwszego razu” uniemożliwia mu stulejka. O fizycznym defekcie penisa wie zresztą tylko on.
Chudy i patykowaty Edoardo z burzą gęstych, czarnych loków wypada jak „nietutejszy” na tle reszty bohaterów. Rówieśnicy, z różnym skutkiem próbujący pod jego bokiem rozmaitych figli, łatwiej wpisują się w wyobrażenia dorosłych o łakomych seksualnych przygód nastolatkach niż zalękniony, pozbawiony pewności siebie nadwrażliwiec. Fizyczna wada jakby dookreśla osobowość Edoarda albo może: jest główną przyczyną pozbawionych stanowczości, zamierających gestów chłopaka, któremu zdecydowanie brak determinacji, by upomnieć się o swoje. Czy wakacyjna, niezobowiązująca atmosfera panująca w małej włoskiej miejscowości cokolwiek zmieni?
Reżyser Duccio Chiarini nakręcił „Cierpienia młodego Edoardo” w kraju, który niegdyś produkował sporo przeznaczonych do kinowej dystrybucji filmów soft porno o kontrowersyjnej tematyce. Ich twórcy nierzadko celowali w obrazę uczuć religijnych katolickiej części publiczności (lubili zwłaszcza tandeciarskie opowieści o zakonnicach opętanych seksem i/lub szatanem). Chiarini tymczasem celuje w „nowocześnie” opowiedzianą historię dorastania, w zasadzie pozbawioną erotycznej aury. Choć w jego filmie całkiem sporo jest nagości, nigdy nie czujemy się nią atakowani, zdegustowani, zaskoczeni czy choćby zaintrygowani. Sceny seksu z „Cierpień...” są prozaiczne, mało erotyczne, a ich uczestnicy sprawiają wrażenie, jakby ich celem było poinformowanie publiczności, że tak zachowują się „zdrowe, normalnie rozwijające się jednostki”. Nawet w momencie, gdy, kierując się głupimi radami Arturo, Edoardo podejmuje praktyki onanistyczne z ośmiornicą, trudno poczuć obrzydzenie – może co najwyżej współczucie dla nieszczęsnego bohatera.
Jeśli miałbym stworzyć osobną kategorię filmów, w których głównym motorem (a w zasadzie hamulcem) fabuły jest stulejka, boleśnie obciskająca członek głównego bohatera, to poza „Cierpieniami…” mógłbym dopisać do listy duński „Drapacz chmur” Rune Schjøtta, ale przy trzeciej pozycji pozostałoby mi już tylko bezradnie rozłożyć ręce. Kino – do dziś znajdujące się głównie pod rządami panów – zawsze z oporem pokazywało męskie przyrodzenie. Okazuje się, że jest to najbardziej żywotne, niestarzejące się tabu, obiekt nie-do-oglądania. „A fe, czego wy brzydkiego chcecie, świnie” – do niedawna jeszcze biliby nas po łapkach producenci, kręcący głowami na tak przecie ludzką potrzebę zaspokojenia ciekawości. Kobiety – bardzo proszę, pokażą nam (prawie) wszystko. Mężczyźni? A, przepraszam, to już tajemnica. Pornografię pomińmy.
Gdy członek znalazł godne miejsce w wizualnej sferze „Pieśni miłości” (1950) Jeana Geneta, dystrybucja filmu została ograniczyła do podziemia i prywatnych pokazów. Tym trudniej wyobrazić sobie defekty penisa na dużym ekranie, i to w epoce wszelakich poprawności, absurdalnych kompromisów i lęków, że czymś kogoś jakoś się obrazi lub zaszokuje!
Chiarini kwituje kinową batalię o nieobecność członka filmem o trudnej tematyce, wyrażonej jednak w lekki i błyskotliwy sposób. Kreśląc losy Edoardo, błądzącego w poszukiwaniu rozwiązania swych problemów, reżyser jakby mimochodem odziera męskość z tajemnicy, a bohatera zdejmuje z uprzywilejowanej, choć sztucznie zbudowanej w kinie pozycji pogromcy niewieścich serc. Gdzieś po drodze zaginął typowy Włoch podrywacz, a jego brak kwitują nostalgiczne łzy smutku kinomana, przyzwyczajonego do tego, co mu dobrze znane. Pozostaje zaledwie Edoardo – postać może i pozornie kaleka, ale o wiele bardziej autentyczna i przez to interesująca.
Międzyludzkie relacje rozgrywają się w „Cierpieniach...” na liniach poziomych z nieznaczną przewagą tej czy drugiej strony – bardziej w zależności od konkretnej sytuacji niż od płci. To miłe, gdy krytyk nie musi pisać sążnistego elaboratu o zależnościach władzy w fabule – zwłaszcza gdy komentuje film produkcji włoskiej. Debiut Chiariniego ogląda się z poczuciem obcowania z równie świeżym i niezakłamanym obrazem, co inna produkcja ze słonecznej Italii, „Dziewczynka z kotem” Asii Argento. Tylko ilość wylanych łez nie będzie nam się na koniec zgadzała.
LITERATURA:
David Gollaher: „Circumcision: A History Of The World’s Most Controversial Surgery”. New York 2000.
(David Gollaher o dziewiętnastowiecznych amerykańskich lekarzach)
Jedynym mankamentem są jak dla mnie wzwody poranne. Troszkę zaboli (szwy wtapialne), ale w porównaniu z innymi cierpieniami to jest pikuś. Wystarczy sobie wyobrazić jakaś laskę, której byście nigdy nie tknęli albo położyć się na boku i w moim przypadku to się sprawdza.
(internauta iPiotrek relacjonujący wrażenia z zabiegu obrzezania w celu usunięcia stulejki; forum „Męskie zdrowie”)
Siedemnastoletni Edoardo cierpi po wielokroć. Od czasów dzieciństwa ma ambitną przyjaciółkę Biancę; chciałby, aby była dla niego kimś więcej niż tylko bliską znajomą (i żeby tak często nie wyjeżdżała), jednak ona planuje kontynuować edukację za granicą. Bohater ma też przyjaciela Arturo, którego dręczy obsesja na punkcie pozbycia się piętna prawiczka (zmazanie tego piętna, jak upiera się chłopak, ma koniecznie nastąpić podczas tegorocznych wakacji). Edoardo również chciałby wzbogacić się o jakieś seksualne doświadczenia, najlepiej z Biancą, lecz realizację „pierwszego razu” uniemożliwia mu stulejka. O fizycznym defekcie penisa wie zresztą tylko on.
Chudy i patykowaty Edoardo z burzą gęstych, czarnych loków wypada jak „nietutejszy” na tle reszty bohaterów. Rówieśnicy, z różnym skutkiem próbujący pod jego bokiem rozmaitych figli, łatwiej wpisują się w wyobrażenia dorosłych o łakomych seksualnych przygód nastolatkach niż zalękniony, pozbawiony pewności siebie nadwrażliwiec. Fizyczna wada jakby dookreśla osobowość Edoarda albo może: jest główną przyczyną pozbawionych stanowczości, zamierających gestów chłopaka, któremu zdecydowanie brak determinacji, by upomnieć się o swoje. Czy wakacyjna, niezobowiązująca atmosfera panująca w małej włoskiej miejscowości cokolwiek zmieni?
Reżyser Duccio Chiarini nakręcił „Cierpienia młodego Edoardo” w kraju, który niegdyś produkował sporo przeznaczonych do kinowej dystrybucji filmów soft porno o kontrowersyjnej tematyce. Ich twórcy nierzadko celowali w obrazę uczuć religijnych katolickiej części publiczności (lubili zwłaszcza tandeciarskie opowieści o zakonnicach opętanych seksem i/lub szatanem). Chiarini tymczasem celuje w „nowocześnie” opowiedzianą historię dorastania, w zasadzie pozbawioną erotycznej aury. Choć w jego filmie całkiem sporo jest nagości, nigdy nie czujemy się nią atakowani, zdegustowani, zaskoczeni czy choćby zaintrygowani. Sceny seksu z „Cierpień...” są prozaiczne, mało erotyczne, a ich uczestnicy sprawiają wrażenie, jakby ich celem było poinformowanie publiczności, że tak zachowują się „zdrowe, normalnie rozwijające się jednostki”. Nawet w momencie, gdy, kierując się głupimi radami Arturo, Edoardo podejmuje praktyki onanistyczne z ośmiornicą, trudno poczuć obrzydzenie – może co najwyżej współczucie dla nieszczęsnego bohatera.
Jeśli miałbym stworzyć osobną kategorię filmów, w których głównym motorem (a w zasadzie hamulcem) fabuły jest stulejka, boleśnie obciskająca członek głównego bohatera, to poza „Cierpieniami…” mógłbym dopisać do listy duński „Drapacz chmur” Rune Schjøtta, ale przy trzeciej pozycji pozostałoby mi już tylko bezradnie rozłożyć ręce. Kino – do dziś znajdujące się głównie pod rządami panów – zawsze z oporem pokazywało męskie przyrodzenie. Okazuje się, że jest to najbardziej żywotne, niestarzejące się tabu, obiekt nie-do-oglądania. „A fe, czego wy brzydkiego chcecie, świnie” – do niedawna jeszcze biliby nas po łapkach producenci, kręcący głowami na tak przecie ludzką potrzebę zaspokojenia ciekawości. Kobiety – bardzo proszę, pokażą nam (prawie) wszystko. Mężczyźni? A, przepraszam, to już tajemnica. Pornografię pomińmy.
Gdy członek znalazł godne miejsce w wizualnej sferze „Pieśni miłości” (1950) Jeana Geneta, dystrybucja filmu została ograniczyła do podziemia i prywatnych pokazów. Tym trudniej wyobrazić sobie defekty penisa na dużym ekranie, i to w epoce wszelakich poprawności, absurdalnych kompromisów i lęków, że czymś kogoś jakoś się obrazi lub zaszokuje!
Chiarini kwituje kinową batalię o nieobecność członka filmem o trudnej tematyce, wyrażonej jednak w lekki i błyskotliwy sposób. Kreśląc losy Edoardo, błądzącego w poszukiwaniu rozwiązania swych problemów, reżyser jakby mimochodem odziera męskość z tajemnicy, a bohatera zdejmuje z uprzywilejowanej, choć sztucznie zbudowanej w kinie pozycji pogromcy niewieścich serc. Gdzieś po drodze zaginął typowy Włoch podrywacz, a jego brak kwitują nostalgiczne łzy smutku kinomana, przyzwyczajonego do tego, co mu dobrze znane. Pozostaje zaledwie Edoardo – postać może i pozornie kaleka, ale o wiele bardziej autentyczna i przez to interesująca.
Międzyludzkie relacje rozgrywają się w „Cierpieniach...” na liniach poziomych z nieznaczną przewagą tej czy drugiej strony – bardziej w zależności od konkretnej sytuacji niż od płci. To miłe, gdy krytyk nie musi pisać sążnistego elaboratu o zależnościach władzy w fabule – zwłaszcza gdy komentuje film produkcji włoskiej. Debiut Chiariniego ogląda się z poczuciem obcowania z równie świeżym i niezakłamanym obrazem, co inna produkcja ze słonecznej Italii, „Dziewczynka z kotem” Asii Argento. Tylko ilość wylanych łez nie będzie nam się na koniec zgadzała.
LITERATURA:
David Gollaher: „Circumcision: A History Of The World’s Most Controversial Surgery”. New York 2000.
„Cierpienia młodego Edoardo” („Short Skin”). Reżyseria: Duccio Charini. Scenariusz: Duccio Chiarini, Ottavia Madeddu, Marco Pettenello. Obsada: Matteo Creatini, Francesca Agostini, Nicola Nocchi i in. Gatunek: komediodramat. Produkcja: Iran / Wielka Brytania / Włochy 2014, 86 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |