KAŻDY MA TAKI CHOCHOLI TANIEC, NA JAKI ZASŁUŻYŁ? (WESELE)
A
A
A
Radosław Rychcik znany jest z własnych, czasem kontrowersyjnych, interpretacji klasyki. Wystarczy wspomnieć „Hamleta” (Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach) nagrodzonego na XV Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku, „Dziady” (Teatr Nowy w Poznaniu), za które otrzymał m.in. Paszport „Polityki”, „Grażynę” (Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie) czy „Balladynę” (Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie). W 2011 roku twórca otrzymał Laur Konrada na XIII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje” za spektakl „Łysek z pokładu Idy” (Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu). Nagroda ta wiąże się z tzw. „Zaliczką od Stanisława”, czyli kwotą na realizację przedstawienia na deskach katowickiego Teatru im. Stanisława Wyspiańskiego. I oto mamy, doczekaliśmy się! 8 stycznia 2016 roku miała miejsce premiera (wybór spektaklu raczej nie był zaskakujący) „Wesela”.
Jury przyznające Rychcikowi Paszport „Polityki” napisało w uzasadnieniu, że reżyser otrzymuje go „za brawurowe włączenie polskiego arcydramatu w przestrzeń współczesnej zbiorowej wyobraźni, w której Guślarz, Konrad i Upiór odżywają jako postaci z filmów Tarantino, Lyncha czy Kubricka”. Z „Weselem” jest podobnie. Zamiast do wiejskiej chaty w Bronowicach, trafiamy do irlandzkiego pubu w Belfaście, w którym spotykają się przedstawiciele różnych wyznań i poglądów. Od lat 20. poprzedniego wieku Irlandia podzielona jest bowiem na dwie części: dwadzieścia sześć hrabstw katolickich ze stolicą w Dublinie i sześć protestanckich ze stolicą właśnie w Belfaście. Reżyser „Samotności pól bawełnianych” postanowił pokazać irlandzkie wesele, które ma szansę pogodzić zwaśnione strony, tak jak bronowickie wesele miało szansę zjednoczyć w imię wyższych celów przedstawicieli różnych grup społecznych. Postaci spektaklu wzorowane są nie tylko na bohaterach Wyspiańskiego, lecz także – co jest pomysłem brawurowym i zasługującym na wielkie uznanie – na osobach opisanych w niestety niezbyt głośnym cyklu reportaży Aleksandry Łojek „Belfast. 99 ścian pokoju”, wydanym przez Wydawnictwo Czarne.
Wśród gości weselnych po stronie protestantów, czyli lojalistów (unionistów, oranżystów) związanych z Wielką Brytanią i pragnących pozostać pod Koroną Brytyjską, mamy m.in.: Pana Młodego – Roba (Marcin Rychcik), który niegdyś siedział za posiadanie broni, a obecnie oprowadza wycieczki po lojalistycznej części Belfastu, Dziennikarza – Stephena Nolana (Artur Święs) – prezentera radiowego BBC Ulster i BBC5 Live, którego nieodłącznym elementem jest aparat fotograficzny, czy Poetę, którym okazuje się sam Noblista Seamus Heaney (Mateusz Znaniecki); mamy także: Gospodarza – Alexa (Andrzej Dopierała), Nosa – Eamonna (Grzegorz Przybył), Radczynię – Barbarę (Anna Kadulska), Zosię – Rose (Karina Grabowska), Haneczkę – Emily (Ewa Kutynia) i Marynę – Tracey (Agnieszka Radzikowska). Po stronie katolików, czyli republikanów, często należących do IRA, którzy chcą albo całkowitej autonomii Irlandii Północnej, albo przyłączenia jej do Republiki Irlandii, znajdziemy: Pannę Młodą – Penny (Ewelina Żak), pochodzącą z ubogiej robotniczej rodziny, ale po studiach; Czepca – Brendona (Zbigniew Wróbel), narkotykowego króla jednej z dzielnic, który pół życia spędził w więzieniu i jest bardzo szanowany przez młodzież, Jaśka – Martina (Bartłomiej Błaszczyński), cierpiącego na epilepsję pourazową i będącego pośrednikiem między organizacjami paramilitarnymi a Community Worker, a także Rachelę – Jenny (Barbara Lubos) – byłą Commanding Officer w IRA, bezwzględną i okrutną dla wrogów; odkąd zabito jej trzech synów, bohaterka spędza czas głównie na topieniu smutków w alkoholu. Do republikanów należą także: Ksiądz Wayne (Antoni Gryzik), Gospodyni – Pat (Violeta Smolińska), Marysia – Angela (Dorota Chaniecka), Ojciec – Joe (Dariusz Chojnacki), Dziad – Rick (Adam Kopciuszewski), Klimina – Jean McConville (Anna Wesołowska), Kasia – Aislin (Natalia Jesionowska), Staszek – Padraig (Michał Piotrowski), Kasper – Ciarán (Michał Rolnicki), Kuba – Peadar (Marek Rachoń) oraz Żyd – Lenny Murphy (Wiesław Kupczak). Oczywiście, mamy także i zjawy – pojawia się Widmo Malarza, którym jest bohater filmowy Billy Elliot (Dominik Więcek), jest Stańczyk – Bobby Sands (Paweł Świerczek), lider IRA, który zmarł w 1981 roku w więzieniu w wyniku strajku głodowego, Rycerz (Jakub Podgórski), Upiór – William Moore (Arkadiusz Machel), członek gangu Rzeźnicy z Shankill, który znany był z wymyślnych tortur; w końcu pojawia się i Werynhora, który tu jest po prostu chłopakiem z waltornią (Michał Zdrzałek).
W dramat Wyspiańskiego został wpisany reportaż o mieszkańcach Irlandii Północnej i ich walce o ziemię, religię, tożsamość narodową, o samych siebie. A jest to walka obfitująca w rozlewy krwi, nieuzasadnione okrucieństwo i tragizm pojedynczych losów. Nie dziwią więc bójki (wszak na weselach i tak się zdarzają), zabójstwo (Panna Młoda zabija Nosa) czy zbiorowy gwałt.
Warto zwrócić uwagę na znakomicie dobranych aktorów. Na pierwszy plan wysuwa się młoda para. Rychcik i Żak znakomicie spisują się w swoich rolach (zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa). Z jednej strony, wiedzą, że tylko oni mają szansę choć na chwilę pogodzić zwaśnione strony, z drugiej natomiast – są zakochaną parą, która stara się stworzyć sobie choćby pozór normalności. Przynależą do Północnoirlandzkiego Stowarzyszenia Małżeństw Mieszanych – powstałej w 1974 roku organizacji zrzeszającej młodych ludzi, którzy głęboko wierzą, że zawieranie mieszanych małżeństw przyczyni się do szybszego i pokojowego rozwiązania konfliktu. Sami jednak są w konflikt zaangażowani. Panna Młoda w wykonaniu Żak jest na swój sposób bezwzględna, przeszła wiele, żeby być tu, gdzie się znajduje, i nie zawaha się przed niczym, by tego nie stracić. Pan Młody Marcina Rychcika wydaje się natomiast bardziej niż w oryginale liryczny. Jest w nim coś poetyckiego i tragicznego; przypomina nieco bohatera byronicznego, który bardzo chce, ale wie, że „szczęścia w domu nie znajdzie, bo go nie było w ojczyźnie”. Wielkie brawa należą się także Barbarze Lubos za rolę Racheli, która jest postacią bodaj najbardziej tragiczną. Aktorka brawurowo wykonuje przy tym piosenkę, a właściwie bojową pieśń – protest song „Baby that’s what I need (walk tall)” Queen Esther Marrow, której echa długo rozbrzmiewają w uszach widzów.
Rychcik bardzo dba o szczegóły. Zamienia klasyczne cytaty z dramatu, by pasowały do opisywanej rzeczywistości. Rachela była więc „w London na operze”, a Czepiec, zamiast Głowackiego, wspomina postać Bobby’ego Sandsa, który zainspirował Steve’a McQueena do stworzenia znanego filmu „Głód”. Kultowe sformułowanie: „Miałeś chamie złoty róg” wypowiada natomiast Czesław Niemen, tak jak w filmie Andrzeja Wajdy. To ukłon w stronę klasyki. Nie zgadzam się z Witoldem Mrozkiem, który na łamach „Gazety Wyborczej” pytał: „Jeżeli już chcemy mówić o konflikcie w Irlandii, którego kontekst i szczegóły polskiemu widzowi nie są dziś zbyt dobrze znane, po co używać do tego »Wesela«? A jeśli chcemy robić »Wesele« popularne i uniwersalne, po co naciągany klucz z Zielonej Wyspy, którego sens może i można wyczytać w załączonym programie, ale z pewnością nie z przedstawienia?”. Moim zdaniem, z przedstawienia można wydobyć bardzo dużo. Być może trudno błyskawicznie zorientować się, kto należy do której strony konfliktu, ale w gruncie rzeczy nie jest ważne, kto jest po jakiej stronie barykady. Ważne, że ta barykada istnieje i że po obu jej stronach ludzie tak samo żyją, cierpią i umierają, że niczym się od siebie nie różnią. Nieważne więc, z jakimi podziałami mamy do czynienia. Antagonizmy między republikanami i lojalistami w Irlandii, Polakami w czasach autora „Nocy listopadowej” lub współcześnie, spory między Ślązakami i Zagłębiakami – wszyscy tak samo walczą.
„Wesele” Wyspiańskiego było przyczynkiem do dyskusji o kondycji polskiego społeczeństwa. Społeczeństwa tak podzielonego, że nie potrafiło zjednoczyć się nawet dla ratowania ojczyzny. Zamiast zjednoczenia mieliśmy więc chocholi taniec, impas, wielką martwotę i stagnację, która pokutuje do dziś. W spektaklu Radosława Rychcika końcowy chocholi taniec jest bardziej szalony, żywiołowy, spontaniczny, ale czy to znaczy, że przynosi rozwiązanie konfliktu, upragnione zjednoczenie? To nigdy nie będzie takie proste.
Jury przyznające Rychcikowi Paszport „Polityki” napisało w uzasadnieniu, że reżyser otrzymuje go „za brawurowe włączenie polskiego arcydramatu w przestrzeń współczesnej zbiorowej wyobraźni, w której Guślarz, Konrad i Upiór odżywają jako postaci z filmów Tarantino, Lyncha czy Kubricka”. Z „Weselem” jest podobnie. Zamiast do wiejskiej chaty w Bronowicach, trafiamy do irlandzkiego pubu w Belfaście, w którym spotykają się przedstawiciele różnych wyznań i poglądów. Od lat 20. poprzedniego wieku Irlandia podzielona jest bowiem na dwie części: dwadzieścia sześć hrabstw katolickich ze stolicą w Dublinie i sześć protestanckich ze stolicą właśnie w Belfaście. Reżyser „Samotności pól bawełnianych” postanowił pokazać irlandzkie wesele, które ma szansę pogodzić zwaśnione strony, tak jak bronowickie wesele miało szansę zjednoczyć w imię wyższych celów przedstawicieli różnych grup społecznych. Postaci spektaklu wzorowane są nie tylko na bohaterach Wyspiańskiego, lecz także – co jest pomysłem brawurowym i zasługującym na wielkie uznanie – na osobach opisanych w niestety niezbyt głośnym cyklu reportaży Aleksandry Łojek „Belfast. 99 ścian pokoju”, wydanym przez Wydawnictwo Czarne.
Wśród gości weselnych po stronie protestantów, czyli lojalistów (unionistów, oranżystów) związanych z Wielką Brytanią i pragnących pozostać pod Koroną Brytyjską, mamy m.in.: Pana Młodego – Roba (Marcin Rychcik), który niegdyś siedział za posiadanie broni, a obecnie oprowadza wycieczki po lojalistycznej części Belfastu, Dziennikarza – Stephena Nolana (Artur Święs) – prezentera radiowego BBC Ulster i BBC5 Live, którego nieodłącznym elementem jest aparat fotograficzny, czy Poetę, którym okazuje się sam Noblista Seamus Heaney (Mateusz Znaniecki); mamy także: Gospodarza – Alexa (Andrzej Dopierała), Nosa – Eamonna (Grzegorz Przybył), Radczynię – Barbarę (Anna Kadulska), Zosię – Rose (Karina Grabowska), Haneczkę – Emily (Ewa Kutynia) i Marynę – Tracey (Agnieszka Radzikowska). Po stronie katolików, czyli republikanów, często należących do IRA, którzy chcą albo całkowitej autonomii Irlandii Północnej, albo przyłączenia jej do Republiki Irlandii, znajdziemy: Pannę Młodą – Penny (Ewelina Żak), pochodzącą z ubogiej robotniczej rodziny, ale po studiach; Czepca – Brendona (Zbigniew Wróbel), narkotykowego króla jednej z dzielnic, który pół życia spędził w więzieniu i jest bardzo szanowany przez młodzież, Jaśka – Martina (Bartłomiej Błaszczyński), cierpiącego na epilepsję pourazową i będącego pośrednikiem między organizacjami paramilitarnymi a Community Worker, a także Rachelę – Jenny (Barbara Lubos) – byłą Commanding Officer w IRA, bezwzględną i okrutną dla wrogów; odkąd zabito jej trzech synów, bohaterka spędza czas głównie na topieniu smutków w alkoholu. Do republikanów należą także: Ksiądz Wayne (Antoni Gryzik), Gospodyni – Pat (Violeta Smolińska), Marysia – Angela (Dorota Chaniecka), Ojciec – Joe (Dariusz Chojnacki), Dziad – Rick (Adam Kopciuszewski), Klimina – Jean McConville (Anna Wesołowska), Kasia – Aislin (Natalia Jesionowska), Staszek – Padraig (Michał Piotrowski), Kasper – Ciarán (Michał Rolnicki), Kuba – Peadar (Marek Rachoń) oraz Żyd – Lenny Murphy (Wiesław Kupczak). Oczywiście, mamy także i zjawy – pojawia się Widmo Malarza, którym jest bohater filmowy Billy Elliot (Dominik Więcek), jest Stańczyk – Bobby Sands (Paweł Świerczek), lider IRA, który zmarł w 1981 roku w więzieniu w wyniku strajku głodowego, Rycerz (Jakub Podgórski), Upiór – William Moore (Arkadiusz Machel), członek gangu Rzeźnicy z Shankill, który znany był z wymyślnych tortur; w końcu pojawia się i Werynhora, który tu jest po prostu chłopakiem z waltornią (Michał Zdrzałek).
W dramat Wyspiańskiego został wpisany reportaż o mieszkańcach Irlandii Północnej i ich walce o ziemię, religię, tożsamość narodową, o samych siebie. A jest to walka obfitująca w rozlewy krwi, nieuzasadnione okrucieństwo i tragizm pojedynczych losów. Nie dziwią więc bójki (wszak na weselach i tak się zdarzają), zabójstwo (Panna Młoda zabija Nosa) czy zbiorowy gwałt.
Warto zwrócić uwagę na znakomicie dobranych aktorów. Na pierwszy plan wysuwa się młoda para. Rychcik i Żak znakomicie spisują się w swoich rolach (zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa). Z jednej strony, wiedzą, że tylko oni mają szansę choć na chwilę pogodzić zwaśnione strony, z drugiej natomiast – są zakochaną parą, która stara się stworzyć sobie choćby pozór normalności. Przynależą do Północnoirlandzkiego Stowarzyszenia Małżeństw Mieszanych – powstałej w 1974 roku organizacji zrzeszającej młodych ludzi, którzy głęboko wierzą, że zawieranie mieszanych małżeństw przyczyni się do szybszego i pokojowego rozwiązania konfliktu. Sami jednak są w konflikt zaangażowani. Panna Młoda w wykonaniu Żak jest na swój sposób bezwzględna, przeszła wiele, żeby być tu, gdzie się znajduje, i nie zawaha się przed niczym, by tego nie stracić. Pan Młody Marcina Rychcika wydaje się natomiast bardziej niż w oryginale liryczny. Jest w nim coś poetyckiego i tragicznego; przypomina nieco bohatera byronicznego, który bardzo chce, ale wie, że „szczęścia w domu nie znajdzie, bo go nie było w ojczyźnie”. Wielkie brawa należą się także Barbarze Lubos za rolę Racheli, która jest postacią bodaj najbardziej tragiczną. Aktorka brawurowo wykonuje przy tym piosenkę, a właściwie bojową pieśń – protest song „Baby that’s what I need (walk tall)” Queen Esther Marrow, której echa długo rozbrzmiewają w uszach widzów.
Rychcik bardzo dba o szczegóły. Zamienia klasyczne cytaty z dramatu, by pasowały do opisywanej rzeczywistości. Rachela była więc „w London na operze”, a Czepiec, zamiast Głowackiego, wspomina postać Bobby’ego Sandsa, który zainspirował Steve’a McQueena do stworzenia znanego filmu „Głód”. Kultowe sformułowanie: „Miałeś chamie złoty róg” wypowiada natomiast Czesław Niemen, tak jak w filmie Andrzeja Wajdy. To ukłon w stronę klasyki. Nie zgadzam się z Witoldem Mrozkiem, który na łamach „Gazety Wyborczej” pytał: „Jeżeli już chcemy mówić o konflikcie w Irlandii, którego kontekst i szczegóły polskiemu widzowi nie są dziś zbyt dobrze znane, po co używać do tego »Wesela«? A jeśli chcemy robić »Wesele« popularne i uniwersalne, po co naciągany klucz z Zielonej Wyspy, którego sens może i można wyczytać w załączonym programie, ale z pewnością nie z przedstawienia?”. Moim zdaniem, z przedstawienia można wydobyć bardzo dużo. Być może trudno błyskawicznie zorientować się, kto należy do której strony konfliktu, ale w gruncie rzeczy nie jest ważne, kto jest po jakiej stronie barykady. Ważne, że ta barykada istnieje i że po obu jej stronach ludzie tak samo żyją, cierpią i umierają, że niczym się od siebie nie różnią. Nieważne więc, z jakimi podziałami mamy do czynienia. Antagonizmy między republikanami i lojalistami w Irlandii, Polakami w czasach autora „Nocy listopadowej” lub współcześnie, spory między Ślązakami i Zagłębiakami – wszyscy tak samo walczą.
„Wesele” Wyspiańskiego było przyczynkiem do dyskusji o kondycji polskiego społeczeństwa. Społeczeństwa tak podzielonego, że nie potrafiło zjednoczyć się nawet dla ratowania ojczyzny. Zamiast zjednoczenia mieliśmy więc chocholi taniec, impas, wielką martwotę i stagnację, która pokutuje do dziś. W spektaklu Radosława Rychcika końcowy chocholi taniec jest bardziej szalony, żywiołowy, spontaniczny, ale czy to znaczy, że przynosi rozwiązanie konfliktu, upragnione zjednoczenie? To nigdy nie będzie takie proste.
Stanisław Wyspiański: „Wesele”. Reżyseria i adaptacja: Radosław Rychcik. Scenografia i kostiumy: Anna Maria Kaczmarska. Muzyka: Michał Lis, Piotr Lis. Choreografia: Jakub Lewandowski. Premiera: 8 stycznia 2016 r. Teatr im. S. Wyspiańskiego w Katowicach.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |