AUTOBIOGRAFIA CZERWONEGO (FRAGMENT)
A
A
A
XXVII. MITWELT*
Nie ma osoby bez świata.
Czerwony potwór siadł przy stoliku w kącie Café Mitwelt pisząc kawałki z Heideggera
na pocztówkach które kupił.
Sie sind das was betreiben
wielu Niemców w
Buenos Aires każdy to
piłkarz a pogoda
cudna szkoda
że cię ze mną nie ma
GERION
napisał do brata na ten czas sprawozdawcy sportowego w stacji radiowej na kontynencie.
U szczytu baru
w pobliżu butelek whisky Gerion zobaczył jak jeden kelner mówi do drugiego zakrywszy usta dłonią.
Zakładał że wezmą
wyrzucą go za chwilę. Czy mogli wyczytać z pochylenia jego ciała, ze sposobu
w jaki poruszał ręką że pisze
po niemiecku a nie po hiszpańsku? To pewnie nielegalne. Gerion studiował
niemiecką filozofię w college’u
przez ostatnie trzy lata, kelnerzy ani chybi o tym wiedzieli. Przesunął górne
mięśnie pleców pod
obszernym płaszczem, napiął skrzydła i obrócił kolejną kartę pocztową.
Zum verlorenen Hören
Wielu Niemców
w Buenos Aires każdy
to psychoanalityk a
pogoda cudna szkoda że
cię ze mną nie ma
GERION
napisał do profesora filozofii. Lecz spostrzegł naraz jednego z kelnerów
zmierzającego w jego stronę. Zimny snop
strachu wytrysnął w jego płucach. Począł grzebać w sobie za hiszpańskimi zwrotami.
Proszę nie wzywać policji –
jak to idzie po hiszpańskim? nie mógł przypomnieć sobie ani jednego słowa.
Niemieckie czasowniki nieregularne
maszerowały mu po głowie gdy kelner podszedł do jego stolika i przystanął,
olśniewająco biały ręczniczek
przewieszony przez przedramię, pochyliwszy się lekko w stronę Geriona. Aufwarts abwarts
ruckwarts vorwarts auswarts einwarts
wirowały wściekle w kołach dookoła kiedy Gerion obserwował jak kelner wydobywa
bez szwanku filiżankę kawy
spośród strzępków pocztówek pokrywających stół a poprawiwszy ręczniczek
zapytał w perfekcyjnej angielszczyźnie
Would the gentleman like another expresso?** ale Gerion zdążył już niezdarnie
zabrać się z pocztówkami
w jednej garści, drobne rzucił na obrus i wypadł na zewnątrz.
Nie bał się że go wyśmieją,
do czego Gerion będąc na co dzień skrzydlatą czerwoną personą przywykł w życiu wcześnie,
to jego umysł ślepo dezerterował
wtrącając go w rozpacz. Może był szalony. W siódmej klasie przygotował
projekt naukowy związany z tym niepokojem.
Było to tego roku kiedy począł zastanawiać się nad dźwiękiem wydawanym przez kolory. Róże szły
na niego z krzykiem przez ogród.
Leżał nocą w łóżku słuchając srebrnego światła gwiazd rozbryzgujących się o
szybę okna. Większość
respondentów których przepytał do projektu musiała przyznać że nie słyszy
krzyku róż
palonych żywcem w południowym słońcu. Jak konie, podpowiadał uprzejmie Gerion,
jak konie w czasie wojny. Nie, kiwali głowami.
Dlaczego mówi się o blaszkach liści? zapytywał ich. Czy nie z powodu ich trzasku?
Patrzyli na niego. Powinieneś był
zapytać róż nie ludzi, powiedział nauczyciel nauk ścisłych. Gerionowi spodobał się ten pomysł.
Na ostatniej stronie projektu
znalazła się fotografia krzewu różanego jego matki rosnącego pod kuchennym oknem.
Cztery róże w ogniu.
Stały prosto i niewinnie na łodygach, pochłaniając jak wróże ciemność
i wykrzykując nadzwyczajne sprośności
z głębi płonących gardeł. Czy twoja matka nie pomyślała –
Signor! Coś dużego trafiło
go w plecy. Gerion zatrzymał się bez życia na środku chodnika
w Buenos Aires
wśród ludzi zalewających zewsząd jego olbrzymi płaszcz. Ludzie, myślał Gerion,
dla których życie
jest wspaniałą przygodą. Ruszył z miejsca w tragikomedię tłumu.
XXVIII. SCEPTYCYZM
Klajster niebieskiej chmury wycisnął się z czerwonego nieba nad portem.
Buenos Aires mgliło z nastaniem świtu. Gerion chodził przeszło godzinę
po spoconym czarnym bruku
miasta czekając aż noc się skończy. Samochody rozbijały się obok niego. Zakrył usta
i nos ręką gdy pięć starych autobusów
wychynęło zza rogu ulicy i zatrzymało się jeden za drugim,
buchając sadzą. Pasażerowie wdarli się
do wnętrza jak owady do rozświetlonej skrzyni i eksperyment wyjąc potoczył się dalej ulicą.
Ciągnąc za sobą ciało
jak namokły materac Gerion wlókł się pod górę. W Café Mitwelt było tłoczno.
Znalazł stolik w kącie
a kiedy pisał pocztówkę do matki
Die Angst offenbart das Nichts
Wielu Niemców w
Buenos Aires każdy tu
pali pogoda
cud –
poczuł silne szarpnięcie nogi opartej o drugie krzesło.
Pozwolisz że się dosiądę?
Żółtobrody zdążył już chwycić krzesło. Gerion zdjął nogę.
Całkiem tłoczno tu dzisiaj,
powiedział żółtobrody obracając się aby zawezwać kelnera – Por favor hombre!
Gerion wrócił do pocztówki.
Wysyłasz pocztówki do dziewczyn? Pośrodku jego żółtej brody
małe usta przypominające sutek. Nie.
Masz amerykański akcent prawda? Jesteś ze Stanów?
Nie.
Kelner przyniósł chleb z dżemem za które żółtobrody zaraz się zabrał.
Ty tutaj na konferencję? Nie.
Duża konferencja w weekend na uniwersytecie. Filozofia. Sceptycyzm.
Starożytna czy współczesna? Gerion
nie mógł się powstrzymać i zapytał. No teraz, powiedział żółtobrody popatrując,
to mamy tutaj jakichś starożytnych
i współczesnych ludzi. Ściągnęli mnie samolotem z Irvine. Mój odczyt jest o trzeciej.
Jaki temat? powiedział Gerion
starając się nie patrzeć na sutek. Beznamiętność. Stulił się sutek.
Starożytni mówią na to
ataraxia. Brak niepokoju, powiedział Gerion. Dokładnie. Znasz starożytną grekę?
Nie ale czytałem sceptyków. Więc
uczysz w Irvine? To w Kalifornii? Tak południowa Kalifornia – tak naprawdę to dostałem
na następny rok grant na badania w MIT***.
Gerion przyglądał się czerwonemu języczkowi oblizującemu sutek z dżemu. Chcę przyjrzeć się erotyce
zwątpienia. Dlaczego? zapytał Gerion.
Żółtobrody odchylił się na krześle. – Jest to warunek konieczny – i zasalutował
kelnerom po drugiej stronie sali –
do prawidłowego poznania prawdy. O ile potrafisz się wyrzec – wstał – tej
całkiem podstawowej ludzkiej cechy –
uniósł obydwie ręce jakby chciał zatrzymać statek na morzu – jaką jest pożądanie wiedzy. Usiadł.
Myślę że jestem, powiedział Gerion.
Słucham? Nic. Przechodzący obok kelner zatknął rachunek na małym metalowym
szpikulcu przytwierdzonym do stolika.
Samochody rozbijały się obok na ulicy. Świt zgasł. Naftowo bezbarwne zimowe niebo
niby knebel zatkało Buenos Aires.
Zechcesz przyjść i posłuchać mojego wykładu? Pojechalibyśmy wspólnie taksówką.
A mogę przynieść aparat?
XXIX. STOKI
Mimo to potwór Gerion potrafi być czarujący w towarzystwie.
Czynił też takie starania kiedy pędzili małą taksówką przez Buenos Aires.
We dwóch
zgniecieni na tylnim siedzeniu z kolanami przy klatkach piersiowych,
Gerion nieprzyjemnie świadomy
obecności uda żółtobrodego które telepało się tuż obok jego uda i oddechu wydobywającego się z sutka.
Patrzył prosto przed siebie.
Kierowca wychylony przez okno wycelował wiązkę gniewu w przechodniów na przejściu
gdy samochód wystrzelił na czerwonym.
Zabębnił z zadowoleniem o deskę rozdzielczą i zapalił kolejnego papierosa, skręcając ostro w lewo
żeby ściąć rowerzystę
(który odbił się na chodnik i wpadł w boczną uliczkę)
potem na skos ostry zakręt przed
trzema autobusami i taksówka szarpnąwszy zatrzymała się. BIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIP
W Argentynie klaksony brzmią jak krowy.
Za oknem bluznęło przekleństwami. Żółtobrody chichotał.
Jak twój hiszpański? powiedział do Geriona.
Niezbyt a u ciebie?
Dość płynnie. Spędziłem rok w Hiszpanii na badaniach.
Beznamiętność?
Nie, kodeksy prawne. Przyglądałem się socjologii starożytnych kodeksów prawnych.
Zajmujesz się prawem?
Zajmuję się tym w jaki sposób ludzie decydują o brzmieniu prawa.
Jaki jest więc twój ulubiony kodeks?
Hammurabi. Dlaczego? Przejrzystość. Na przykład? Na przykład:
„Człowiek przyłapany
na kradzieży w czasie pożaru zostanie wrzucony w ogień.”**** I co dobrze brzmi – jeśli
istnieje coś takiego
jak prawo tak powinno brzmieć. Szybko. Czysto. Rytmicznie.
Jak służący.
Słucham? Nic. Dotarli pod Uniwersytet w Buenos Aires.
Żółtobrody i taksówkarz
przez kilka chwil otwarcie na siebie nadawali, po czym zapłacono jakieś nędzne grosze
i taksówka odturkotała.
Co to za miejsce? powiedział Gerion kiedy wspięli się po schodach do białego betonowego
magazynu pokrytego graffiti.
Wnętrze było chłodne chłodniejsze od zimowego powietrza na ulicy. Można było zobaczyć swój oddech.
Porzucona fabryka papierosów, powiedział żółtobrody.
Dlaczego tu tak zimno?
Nie mają środków na ogrzewanie. Uniwersytet zbankrutował. Przepastne wnętrze
obwieszone było transparentami.
Gerion sfotografował żółtobrodego pod jednym z nich brzmiącym tak
NIGHT ES SELBST ES
TALLER AUTOGESTIVO
JUEVES 18–21 HS
Przeszli na puste poddasze
zwane Poczekalnią Wydziału. Nie było krzeseł. Długi kawałek brązowego papieru przypięty do ściany
zawierał listę nazwisk wypisanych długopisem i ołówkiem.
POMÓŻCIE NAM ODNALEŹĆ ZATRZYMANYCH lub ZAGINIONYCH PROFESORÓW, przeczytał żółtobrody.
Muy impressivo, powiedział do młodego mężczyzny
stojącego w pobliżu ten ledwie rzucił na niego okiem. Gerion próbował nie odrywać wzroku
od jednego z nazwisk.
Należało pewnie do kogoś kto jeszcze żył. W jakimś pomieszczeniu albo w bólu albo czekając na śmierć.
Gerion poszedł któregoś razu
w czwartej klasie zobaczyć parę waleni białych dopiero co schwytanych
w górnych bystrzach rzeki Churchill.
Potem z nastaniem nocy leżał na łóżku z otwartymi oczami myśląc o
waleniach jak unoszą się
w bezksiężycowym zbiorniku i ocierają ogonami o ściany – żywe tak jak i on
po tamtej stronie
przerażających stoków czasu. Z czego zrobiony jest czas? powiedział nagle Gerion
obracając się do żółtobrodego który
spojrzał na niego zaskoczony. Czas? Z niczego. To abstrakcja.
Tylko znaczenie które
nadajemy ruchowi. Ale rozumiem – spojrzał na swój zegarek – o co ci chodzi.
Nie chciałbym się spóźnić
na własny odczyt prawda? Chodźmy.
Zimą zmierzch przychodzi wcześniej, szorstkość na krańcu światła. Gerion
śpieszył za żółtobrodym
po przyciemnionych korytarzach, obok studentów zbitych w rozmowie którzy gasili
papierosy pod butami
i nie patrzyli na niego, do klasy o ścianach z cegły i z porozrzucanymi niewielkich rozmiarów ławkami.
Z tyłu jedna wolna.
Było mu ciasno w wielkim płaszczu. Nie mógł założyć nogi na nogę. Jakieś postaci zgarbione
niewyraźnie w pozostałych ławkach.
Nad nimi zawisły chmury papierosowego dymu, pety wyścielały betonową podłogę.
Gerion nie lubił pomieszczeń bez rzędów.
Jego myśli przebiegały w tę i tamtą stronę ponad chaosem ławek próbując dostrzec
linie proste. Za każdym podejściem dochodził do
jakiejś dziwnej liczby przerywał po czym zaczynał od nowa. Gerion próbował się skupić.
Un poco misterioso, powiedział
żółtobrody. U sufitu żarzyło się siedemnaście neonówek. Widzę te przerażające
przestrzenie wszechświata, które mnie otaczają…
żółtobrody cytuje Pascala***** i zaczyna gromadzić słowa wokół tego przerażenia
do momentu aż staje się ono niewidoczne –
Gerion przestał się wsłuchiwać i zobaczył jak stoki czasu odwracają się i zatrzymują.
Stał obok swojej matki
przy oknie późnym zimowym popołudniem. Wybiła godzina kiedy śnieg staje się niebieski
zapalają się światła uliczne a zając
przystaje na granicy lasu nieruchomy jak słowo w książce. O tej godzinie on i jego matka
spędzali czas ze sobą. Nie chcieli
włączać świateł tylko stali cicho i przyglądali się nocy która zbliża się
w ich stronę. Widzieli
jak przypływa, dotyka ich, przetacza się obok i znika. Papieros żarzył się w ciemności.
W tym momencie żółtobrody przeszedł
od Pascala do Leibniza i zaczął pisać kredą na tablicy wzór:
[NEC] = A}B
który wyłożył posługując się sentencją „Jeśli Fabian jest biały to Tomás jest równie biały”.
Dlaczego Leibniz zajmował się
pokrewną bladością Fabiana i Tomása nie było dla Geriona jasne
mimo to ostatkiem sił
podążał za beznamiętnym głosem. Zwrócił uwagę na słowo necesariamente powtarzające się cztery razy
potem pięć razy po czym przykłady
wywrócono na drugą stronę i teraz Fabian i Tomás zaczęli obaj wątpić w to że są murzynami.
Jeśli Fabian jest czarny to Tomás jest równie czarny.
Więc to jest sceptycyzm, pomyślał Gerion. Białe jest czarne. Czarne jest białe. Może niedługo
dowiem się czegoś nowego o czerwonym.
Lecz przykłady wyczerpały się w la consecuencia stając się donośne i jeszcze donośniejsze gdy
żółtobrody spacerował tam i z powrotem
po królestwie powagi okolonej mocnymi słowami, podtrzymując wiarę
w przynależną człowiekowi wielkość –
a może jej zaprzeczał? Gerion mógł pominąć przysłówek przeciwstawny – i skończył
Arystotelesem który miał
porównać sceptyków do roślin i potworów. Jakże puste i
jakże dziwaczne musi być
życie człowieka który stara się żyć poza wiarą w wierze. Tyle Arystoteles.
Wykład zakończył się
pomrukiem Muchas gracias ze strony zebranych. Potem ktoś zadał pytanie
i żółtobrody
znów zaczął mówić. Wszyscy zapalili papierosy i powciskali się w ławki.
Gerion przyglądał się kłębowi dymu.
Na zewnątrz słońce już zaszło. Małe okratowane okno było czarne. Gerion siedział zawinięty
w siebie. Czy ten dzień skończy się kiedyś?
Wzrok powędrował naprzód ku zegarowi i wpadł w krąg
jego ulubionego pytania.
przełożył Maciej Topolski
* Tytuł rozdziału jest jednym z trzech niemieckojęzycznych terminów stosowanych w psychologii na określenie płaszczyzn egzystencjalnych: Umwelt (mówi o stosunku do świata natury), Eigenwelt (do siebie), Mitwelt (do świata relacji międzyludzkich).
** Nie tak znowu perfekcyjna jest angielszczyzna kelnera, przejęzyczenie jest znaczące: nie chodzi bynajmniej o kolejną kawę (espresso), a o wyraziste, płynne, pobudzające wyrażenie się (expresso).
*** Massachusetts Institute of Technology w Nowej Anglii.
**** W przekładzie Marka Stępnia pełna wersja zapisu dwudziestego piątego w Kodeksie Hammurabiego brzmi: „Jeśli w domu obywatela pożar wybuchł, (a inny) obywatel, który go ugasić przyszedł, na dobytek pana domu podniósł swój wzrok i dobytek pana domu wziął, człowiek ów w ogień ten zostanie wrzucony”.
***** W przekładzie Boya-Żeleńskiego.
Nie ma osoby bez świata.
Czerwony potwór siadł przy stoliku w kącie Café Mitwelt pisząc kawałki z Heideggera
na pocztówkach które kupił.
Sie sind das was betreiben
wielu Niemców w
Buenos Aires każdy to
piłkarz a pogoda
cudna szkoda
że cię ze mną nie ma
GERION
napisał do brata na ten czas sprawozdawcy sportowego w stacji radiowej na kontynencie.
U szczytu baru
w pobliżu butelek whisky Gerion zobaczył jak jeden kelner mówi do drugiego zakrywszy usta dłonią.
Zakładał że wezmą
wyrzucą go za chwilę. Czy mogli wyczytać z pochylenia jego ciała, ze sposobu
w jaki poruszał ręką że pisze
po niemiecku a nie po hiszpańsku? To pewnie nielegalne. Gerion studiował
niemiecką filozofię w college’u
przez ostatnie trzy lata, kelnerzy ani chybi o tym wiedzieli. Przesunął górne
mięśnie pleców pod
obszernym płaszczem, napiął skrzydła i obrócił kolejną kartę pocztową.
Zum verlorenen Hören
Wielu Niemców
w Buenos Aires każdy
to psychoanalityk a
pogoda cudna szkoda że
cię ze mną nie ma
GERION
napisał do profesora filozofii. Lecz spostrzegł naraz jednego z kelnerów
zmierzającego w jego stronę. Zimny snop
strachu wytrysnął w jego płucach. Począł grzebać w sobie za hiszpańskimi zwrotami.
Proszę nie wzywać policji –
jak to idzie po hiszpańskim? nie mógł przypomnieć sobie ani jednego słowa.
Niemieckie czasowniki nieregularne
maszerowały mu po głowie gdy kelner podszedł do jego stolika i przystanął,
olśniewająco biały ręczniczek
przewieszony przez przedramię, pochyliwszy się lekko w stronę Geriona. Aufwarts abwarts
ruckwarts vorwarts auswarts einwarts
wirowały wściekle w kołach dookoła kiedy Gerion obserwował jak kelner wydobywa
bez szwanku filiżankę kawy
spośród strzępków pocztówek pokrywających stół a poprawiwszy ręczniczek
zapytał w perfekcyjnej angielszczyźnie
Would the gentleman like another expresso?** ale Gerion zdążył już niezdarnie
zabrać się z pocztówkami
w jednej garści, drobne rzucił na obrus i wypadł na zewnątrz.
Nie bał się że go wyśmieją,
do czego Gerion będąc na co dzień skrzydlatą czerwoną personą przywykł w życiu wcześnie,
to jego umysł ślepo dezerterował
wtrącając go w rozpacz. Może był szalony. W siódmej klasie przygotował
projekt naukowy związany z tym niepokojem.
Było to tego roku kiedy począł zastanawiać się nad dźwiękiem wydawanym przez kolory. Róże szły
na niego z krzykiem przez ogród.
Leżał nocą w łóżku słuchając srebrnego światła gwiazd rozbryzgujących się o
szybę okna. Większość
respondentów których przepytał do projektu musiała przyznać że nie słyszy
krzyku róż
palonych żywcem w południowym słońcu. Jak konie, podpowiadał uprzejmie Gerion,
jak konie w czasie wojny. Nie, kiwali głowami.
Dlaczego mówi się o blaszkach liści? zapytywał ich. Czy nie z powodu ich trzasku?
Patrzyli na niego. Powinieneś był
zapytać róż nie ludzi, powiedział nauczyciel nauk ścisłych. Gerionowi spodobał się ten pomysł.
Na ostatniej stronie projektu
znalazła się fotografia krzewu różanego jego matki rosnącego pod kuchennym oknem.
Cztery róże w ogniu.
Stały prosto i niewinnie na łodygach, pochłaniając jak wróże ciemność
i wykrzykując nadzwyczajne sprośności
z głębi płonących gardeł. Czy twoja matka nie pomyślała –
Signor! Coś dużego trafiło
go w plecy. Gerion zatrzymał się bez życia na środku chodnika
w Buenos Aires
wśród ludzi zalewających zewsząd jego olbrzymi płaszcz. Ludzie, myślał Gerion,
dla których życie
jest wspaniałą przygodą. Ruszył z miejsca w tragikomedię tłumu.
XXVIII. SCEPTYCYZM
Klajster niebieskiej chmury wycisnął się z czerwonego nieba nad portem.
Buenos Aires mgliło z nastaniem świtu. Gerion chodził przeszło godzinę
po spoconym czarnym bruku
miasta czekając aż noc się skończy. Samochody rozbijały się obok niego. Zakrył usta
i nos ręką gdy pięć starych autobusów
wychynęło zza rogu ulicy i zatrzymało się jeden za drugim,
buchając sadzą. Pasażerowie wdarli się
do wnętrza jak owady do rozświetlonej skrzyni i eksperyment wyjąc potoczył się dalej ulicą.
Ciągnąc za sobą ciało
jak namokły materac Gerion wlókł się pod górę. W Café Mitwelt było tłoczno.
Znalazł stolik w kącie
a kiedy pisał pocztówkę do matki
Die Angst offenbart das Nichts
Wielu Niemców w
Buenos Aires każdy tu
pali pogoda
cud –
poczuł silne szarpnięcie nogi opartej o drugie krzesło.
Pozwolisz że się dosiądę?
Żółtobrody zdążył już chwycić krzesło. Gerion zdjął nogę.
Całkiem tłoczno tu dzisiaj,
powiedział żółtobrody obracając się aby zawezwać kelnera – Por favor hombre!
Gerion wrócił do pocztówki.
Wysyłasz pocztówki do dziewczyn? Pośrodku jego żółtej brody
małe usta przypominające sutek. Nie.
Masz amerykański akcent prawda? Jesteś ze Stanów?
Nie.
Kelner przyniósł chleb z dżemem za które żółtobrody zaraz się zabrał.
Ty tutaj na konferencję? Nie.
Duża konferencja w weekend na uniwersytecie. Filozofia. Sceptycyzm.
Starożytna czy współczesna? Gerion
nie mógł się powstrzymać i zapytał. No teraz, powiedział żółtobrody popatrując,
to mamy tutaj jakichś starożytnych
i współczesnych ludzi. Ściągnęli mnie samolotem z Irvine. Mój odczyt jest o trzeciej.
Jaki temat? powiedział Gerion
starając się nie patrzeć na sutek. Beznamiętność. Stulił się sutek.
Starożytni mówią na to
ataraxia. Brak niepokoju, powiedział Gerion. Dokładnie. Znasz starożytną grekę?
Nie ale czytałem sceptyków. Więc
uczysz w Irvine? To w Kalifornii? Tak południowa Kalifornia – tak naprawdę to dostałem
na następny rok grant na badania w MIT***.
Gerion przyglądał się czerwonemu języczkowi oblizującemu sutek z dżemu. Chcę przyjrzeć się erotyce
zwątpienia. Dlaczego? zapytał Gerion.
Żółtobrody odchylił się na krześle. – Jest to warunek konieczny – i zasalutował
kelnerom po drugiej stronie sali –
do prawidłowego poznania prawdy. O ile potrafisz się wyrzec – wstał – tej
całkiem podstawowej ludzkiej cechy –
uniósł obydwie ręce jakby chciał zatrzymać statek na morzu – jaką jest pożądanie wiedzy. Usiadł.
Myślę że jestem, powiedział Gerion.
Słucham? Nic. Przechodzący obok kelner zatknął rachunek na małym metalowym
szpikulcu przytwierdzonym do stolika.
Samochody rozbijały się obok na ulicy. Świt zgasł. Naftowo bezbarwne zimowe niebo
niby knebel zatkało Buenos Aires.
Zechcesz przyjść i posłuchać mojego wykładu? Pojechalibyśmy wspólnie taksówką.
A mogę przynieść aparat?
XXIX. STOKI
Mimo to potwór Gerion potrafi być czarujący w towarzystwie.
Czynił też takie starania kiedy pędzili małą taksówką przez Buenos Aires.
We dwóch
zgniecieni na tylnim siedzeniu z kolanami przy klatkach piersiowych,
Gerion nieprzyjemnie świadomy
obecności uda żółtobrodego które telepało się tuż obok jego uda i oddechu wydobywającego się z sutka.
Patrzył prosto przed siebie.
Kierowca wychylony przez okno wycelował wiązkę gniewu w przechodniów na przejściu
gdy samochód wystrzelił na czerwonym.
Zabębnił z zadowoleniem o deskę rozdzielczą i zapalił kolejnego papierosa, skręcając ostro w lewo
żeby ściąć rowerzystę
(który odbił się na chodnik i wpadł w boczną uliczkę)
potem na skos ostry zakręt przed
trzema autobusami i taksówka szarpnąwszy zatrzymała się. BIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIP
W Argentynie klaksony brzmią jak krowy.
Za oknem bluznęło przekleństwami. Żółtobrody chichotał.
Jak twój hiszpański? powiedział do Geriona.
Niezbyt a u ciebie?
Dość płynnie. Spędziłem rok w Hiszpanii na badaniach.
Beznamiętność?
Nie, kodeksy prawne. Przyglądałem się socjologii starożytnych kodeksów prawnych.
Zajmujesz się prawem?
Zajmuję się tym w jaki sposób ludzie decydują o brzmieniu prawa.
Jaki jest więc twój ulubiony kodeks?
Hammurabi. Dlaczego? Przejrzystość. Na przykład? Na przykład:
„Człowiek przyłapany
na kradzieży w czasie pożaru zostanie wrzucony w ogień.”**** I co dobrze brzmi – jeśli
istnieje coś takiego
jak prawo tak powinno brzmieć. Szybko. Czysto. Rytmicznie.
Jak służący.
Słucham? Nic. Dotarli pod Uniwersytet w Buenos Aires.
Żółtobrody i taksówkarz
przez kilka chwil otwarcie na siebie nadawali, po czym zapłacono jakieś nędzne grosze
i taksówka odturkotała.
Co to za miejsce? powiedział Gerion kiedy wspięli się po schodach do białego betonowego
magazynu pokrytego graffiti.
Wnętrze było chłodne chłodniejsze od zimowego powietrza na ulicy. Można było zobaczyć swój oddech.
Porzucona fabryka papierosów, powiedział żółtobrody.
Dlaczego tu tak zimno?
Nie mają środków na ogrzewanie. Uniwersytet zbankrutował. Przepastne wnętrze
obwieszone było transparentami.
Gerion sfotografował żółtobrodego pod jednym z nich brzmiącym tak
NIGHT ES SELBST ES
TALLER AUTOGESTIVO
JUEVES 18–21 HS
Przeszli na puste poddasze
zwane Poczekalnią Wydziału. Nie było krzeseł. Długi kawałek brązowego papieru przypięty do ściany
zawierał listę nazwisk wypisanych długopisem i ołówkiem.
POMÓŻCIE NAM ODNALEŹĆ ZATRZYMANYCH lub ZAGINIONYCH PROFESORÓW, przeczytał żółtobrody.
Muy impressivo, powiedział do młodego mężczyzny
stojącego w pobliżu ten ledwie rzucił na niego okiem. Gerion próbował nie odrywać wzroku
od jednego z nazwisk.
Należało pewnie do kogoś kto jeszcze żył. W jakimś pomieszczeniu albo w bólu albo czekając na śmierć.
Gerion poszedł któregoś razu
w czwartej klasie zobaczyć parę waleni białych dopiero co schwytanych
w górnych bystrzach rzeki Churchill.
Potem z nastaniem nocy leżał na łóżku z otwartymi oczami myśląc o
waleniach jak unoszą się
w bezksiężycowym zbiorniku i ocierają ogonami o ściany – żywe tak jak i on
po tamtej stronie
przerażających stoków czasu. Z czego zrobiony jest czas? powiedział nagle Gerion
obracając się do żółtobrodego który
spojrzał na niego zaskoczony. Czas? Z niczego. To abstrakcja.
Tylko znaczenie które
nadajemy ruchowi. Ale rozumiem – spojrzał na swój zegarek – o co ci chodzi.
Nie chciałbym się spóźnić
na własny odczyt prawda? Chodźmy.
Zimą zmierzch przychodzi wcześniej, szorstkość na krańcu światła. Gerion
śpieszył za żółtobrodym
po przyciemnionych korytarzach, obok studentów zbitych w rozmowie którzy gasili
papierosy pod butami
i nie patrzyli na niego, do klasy o ścianach z cegły i z porozrzucanymi niewielkich rozmiarów ławkami.
Z tyłu jedna wolna.
Było mu ciasno w wielkim płaszczu. Nie mógł założyć nogi na nogę. Jakieś postaci zgarbione
niewyraźnie w pozostałych ławkach.
Nad nimi zawisły chmury papierosowego dymu, pety wyścielały betonową podłogę.
Gerion nie lubił pomieszczeń bez rzędów.
Jego myśli przebiegały w tę i tamtą stronę ponad chaosem ławek próbując dostrzec
linie proste. Za każdym podejściem dochodził do
jakiejś dziwnej liczby przerywał po czym zaczynał od nowa. Gerion próbował się skupić.
Un poco misterioso, powiedział
żółtobrody. U sufitu żarzyło się siedemnaście neonówek. Widzę te przerażające
przestrzenie wszechświata, które mnie otaczają…
żółtobrody cytuje Pascala***** i zaczyna gromadzić słowa wokół tego przerażenia
do momentu aż staje się ono niewidoczne –
Gerion przestał się wsłuchiwać i zobaczył jak stoki czasu odwracają się i zatrzymują.
Stał obok swojej matki
przy oknie późnym zimowym popołudniem. Wybiła godzina kiedy śnieg staje się niebieski
zapalają się światła uliczne a zając
przystaje na granicy lasu nieruchomy jak słowo w książce. O tej godzinie on i jego matka
spędzali czas ze sobą. Nie chcieli
włączać świateł tylko stali cicho i przyglądali się nocy która zbliża się
w ich stronę. Widzieli
jak przypływa, dotyka ich, przetacza się obok i znika. Papieros żarzył się w ciemności.
W tym momencie żółtobrody przeszedł
od Pascala do Leibniza i zaczął pisać kredą na tablicy wzór:
[NEC] = A}B
który wyłożył posługując się sentencją „Jeśli Fabian jest biały to Tomás jest równie biały”.
Dlaczego Leibniz zajmował się
pokrewną bladością Fabiana i Tomása nie było dla Geriona jasne
mimo to ostatkiem sił
podążał za beznamiętnym głosem. Zwrócił uwagę na słowo necesariamente powtarzające się cztery razy
potem pięć razy po czym przykłady
wywrócono na drugą stronę i teraz Fabian i Tomás zaczęli obaj wątpić w to że są murzynami.
Jeśli Fabian jest czarny to Tomás jest równie czarny.
Więc to jest sceptycyzm, pomyślał Gerion. Białe jest czarne. Czarne jest białe. Może niedługo
dowiem się czegoś nowego o czerwonym.
Lecz przykłady wyczerpały się w la consecuencia stając się donośne i jeszcze donośniejsze gdy
żółtobrody spacerował tam i z powrotem
po królestwie powagi okolonej mocnymi słowami, podtrzymując wiarę
w przynależną człowiekowi wielkość –
a może jej zaprzeczał? Gerion mógł pominąć przysłówek przeciwstawny – i skończył
Arystotelesem który miał
porównać sceptyków do roślin i potworów. Jakże puste i
jakże dziwaczne musi być
życie człowieka który stara się żyć poza wiarą w wierze. Tyle Arystoteles.
Wykład zakończył się
pomrukiem Muchas gracias ze strony zebranych. Potem ktoś zadał pytanie
i żółtobrody
znów zaczął mówić. Wszyscy zapalili papierosy i powciskali się w ławki.
Gerion przyglądał się kłębowi dymu.
Na zewnątrz słońce już zaszło. Małe okratowane okno było czarne. Gerion siedział zawinięty
w siebie. Czy ten dzień skończy się kiedyś?
Wzrok powędrował naprzód ku zegarowi i wpadł w krąg
jego ulubionego pytania.
przełożył Maciej Topolski
* Tytuł rozdziału jest jednym z trzech niemieckojęzycznych terminów stosowanych w psychologii na określenie płaszczyzn egzystencjalnych: Umwelt (mówi o stosunku do świata natury), Eigenwelt (do siebie), Mitwelt (do świata relacji międzyludzkich).
** Nie tak znowu perfekcyjna jest angielszczyzna kelnera, przejęzyczenie jest znaczące: nie chodzi bynajmniej o kolejną kawę (espresso), a o wyraziste, płynne, pobudzające wyrażenie się (expresso).
*** Massachusetts Institute of Technology w Nowej Anglii.
**** W przekładzie Marka Stępnia pełna wersja zapisu dwudziestego piątego w Kodeksie Hammurabiego brzmi: „Jeśli w domu obywatela pożar wybuchł, (a inny) obywatel, który go ugasić przyszedł, na dobytek pana domu podniósł swój wzrok i dobytek pana domu wziął, człowiek ów w ogień ten zostanie wrzucony”.
***** W przekładzie Boya-Żeleńskiego.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |