ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 5-6 (293-294) / 2016

Anne Carson,

AUTOBIOGRAFIA CZERWONEGO (FRAGMENT)

A A A
XXVII. MITWELT*



Nie ma osoby bez świata.

Czerwony potwór siadł przy stoliku w kącie Café Mitwelt pisząc kawałki z Heideggera

na pocztówkach które kupił.



         Sie sind das was betreiben

         wielu Niemców w

         Buenos Aires każdy to

         piłkarz a pogoda

         cudna szkoda

         że cię ze mną nie ma



                           GERION



napisał do brata na ten czas sprawozdawcy sportowego w stacji radiowej na kontynencie.

U szczytu baru

w pobliżu butelek whisky Gerion zobaczył jak jeden kelner mówi do drugiego zakrywszy usta dłonią.

Zakładał że wezmą

wyrzucą go za chwilę. Czy mogli wyczytać z pochylenia jego ciała, ze sposobu

w jaki poruszał ręką że pisze

po niemiecku a nie po hiszpańsku? To pewnie nielegalne. Gerion studiował

niemiecką filozofię w college’u

przez ostatnie trzy lata, kelnerzy ani chybi o tym wiedzieli. Przesunął górne

mięśnie pleców pod

obszernym płaszczem, napiął skrzydła i obrócił kolejną kartę pocztową.

         Zum verlorenen Hören

         Wielu Niemców

         w Buenos Aires każdy

         to psychoanalityk a

         pogoda cudna szkoda że

         cię ze mną nie ma



                           GERION



napisał do profesora filozofii. Lecz spostrzegł naraz jednego z kelnerów

zmierzającego w jego stronę. Zimny snop

strachu wytrysnął w jego płucach. Począł grzebać w sobie za hiszpańskimi zwrotami.

Proszę nie wzywać policji

jak to idzie po hiszpańskim? nie mógł przypomnieć sobie ani jednego słowa.

Niemieckie czasowniki nieregularne

maszerowały mu po głowie gdy kelner podszedł do jego stolika i przystanął,

olśniewająco biały ręczniczek

przewieszony przez przedramię, pochyliwszy się lekko w stronę Geriona. Aufwarts abwarts

ruckwarts vorwarts auswarts einwarts

wirowały wściekle w kołach dookoła kiedy Gerion obserwował jak kelner wydobywa

bez szwanku filiżankę kawy

spośród strzępków pocztówek pokrywających stół a poprawiwszy ręczniczek

zapytał w perfekcyjnej angielszczyźnie

Would the gentleman like another expresso?** ale Gerion zdążył już niezdarnie

zabrać się z pocztówkami

w jednej garści, drobne rzucił na obrus i wypadł na zewnątrz.

Nie bał się że go wyśmieją,

do czego Gerion będąc na co dzień skrzydlatą czerwoną personą przywykł w życiu wcześnie,

to jego umysł ślepo dezerterował

wtrącając go w rozpacz. Może był szalony. W siódmej klasie przygotował

projekt naukowy związany z tym niepokojem.

Było to tego roku kiedy począł zastanawiać się nad dźwiękiem wydawanym przez kolory. Róże szły

na niego z krzykiem przez ogród.

Leżał nocą w łóżku słuchając srebrnego światła gwiazd rozbryzgujących się o

szybę okna. Większość

respondentów których przepytał do projektu musiała przyznać że nie słyszy

krzyku róż

palonych żywcem w południowym słońcu. Jak konie, podpowiadał uprzejmie Gerion,

jak konie w czasie wojny. Nie, kiwali głowami.

Dlaczego mówi się o blaszkach liści? zapytywał ich. Czy nie z powodu ich trzasku?

Patrzyli na niego. Powinieneś był

zapytać róż nie ludzi, powiedział nauczyciel nauk ścisłych. Gerionowi spodobał się ten pomysł.

Na ostatniej stronie projektu

znalazła się fotografia krzewu różanego jego matki rosnącego pod kuchennym oknem.

Cztery róże w ogniu.

Stały prosto i niewinnie na łodygach, pochłaniając jak wróże ciemność

i wykrzykując nadzwyczajne sprośności

z głębi płonących gardeł. Czy twoja matka nie pomyślała

Signor! Coś dużego trafiło

go w plecy. Gerion zatrzymał się bez życia na środku chodnika

w Buenos Aires

wśród ludzi zalewających zewsząd jego olbrzymi płaszcz. Ludzie, myślał Gerion,

dla których życie

jest wspaniałą przygodą. Ruszył z miejsca w tragikomedię tłumu.



XXVIII. SCEPTYCYZM



Klajster niebieskiej chmury wycisnął się z czerwonego nieba nad portem.

Buenos Aires mgliło z nastaniem świtu. Gerion chodził przeszło godzinę

po spoconym czarnym bruku

miasta czekając aż noc się skończy. Samochody rozbijały się obok niego. Zakrył usta

i nos ręką gdy pięć starych autobusów

wychynęło zza rogu ulicy i zatrzymało się jeden za drugim,

buchając sadzą. Pasażerowie wdarli się

do wnętrza jak owady do rozświetlonej skrzyni i eksperyment wyjąc potoczył się dalej ulicą.

Ciągnąc za sobą ciało

jak namokły materac Gerion wlókł się pod górę. W Café Mitwelt było tłoczno.

Znalazł stolik w kącie

a kiedy pisał pocztówkę do matki

         Die Angst offenbart das Nichts

         Wielu Niemców w

         Buenos Aires każdy tu

         pali pogoda

         cud –

poczuł silne szarpnięcie nogi opartej o drugie krzesło.

Pozwolisz że się dosiądę?

Żółtobrody zdążył już chwycić krzesło. Gerion zdjął nogę.

Całkiem tłoczno tu dzisiaj,

powiedział żółtobrody obracając się aby zawezwać kelnera – Por favor hombre!

Gerion wrócił do pocztówki.

Wysyłasz pocztówki do dziewczyn? Pośrodku jego żółtej brody

małe usta przypominające sutek. Nie.

Masz amerykański akcent prawda? Jesteś ze Stanów?

Nie.

Kelner przyniósł chleb z dżemem za które żółtobrody zaraz się zabrał.

Ty tutaj na konferencję? Nie.

Duża konferencja w weekend na uniwersytecie. Filozofia. Sceptycyzm.

Starożytna czy współczesna? Gerion

nie mógł się powstrzymać i zapytał. No teraz, powiedział żółtobrody popatrując,

to mamy tutaj jakichś starożytnych

i współczesnych ludzi. Ściągnęli mnie samolotem z Irvine. Mój odczyt jest o trzeciej.

Jaki temat? powiedział Gerion

starając się nie patrzeć na sutek. Beznamiętność. Stulił się sutek.

Starożytni mówią na to

ataraxia. Brak niepokoju, powiedział Gerion. Dokładnie. Znasz starożytną grekę?

Nie ale czytałem sceptyków. Więc

uczysz w Irvine? To w Kalifornii? Tak południowa Kalifornia – tak naprawdę to dostałem

na następny rok grant na badania w MIT***.

Gerion przyglądał się czerwonemu języczkowi oblizującemu sutek z dżemu. Chcę przyjrzeć się erotyce

zwątpienia. Dlaczego? zapytał Gerion.

Żółtobrody odchylił się na krześle. – Jest to warunek konieczny – i zasalutował

kelnerom po drugiej stronie sali –

do prawidłowego poznania prawdy. O ile potrafisz się wyrzec – wstał – tej

całkiem podstawowej ludzkiej cechy

uniósł obydwie ręce jakby chciał zatrzymać statek na morzu – jaką jest pożądanie wiedzy. Usiadł.

Myślę że jestem, powiedział Gerion.

Słucham? Nic. Przechodzący obok kelner zatknął rachunek na małym metalowym

szpikulcu przytwierdzonym do stolika.

Samochody rozbijały się obok na ulicy. Świt zgasł. Naftowo bezbarwne zimowe niebo

niby knebel zatkało Buenos Aires.

Zechcesz przyjść i posłuchać mojego wykładu? Pojechalibyśmy wspólnie taksówką.

A mogę przynieść aparat?



XXIX. STOKI



Mimo to potwór Gerion potrafi być czarujący w towarzystwie.

Czynił też takie starania kiedy pędzili małą taksówką przez Buenos Aires.

We dwóch

zgniecieni na tylnim siedzeniu z kolanami przy klatkach piersiowych,

Gerion nieprzyjemnie świadomy

obecności uda żółtobrodego które telepało się tuż obok jego uda i oddechu wydobywającego się z sutka.

Patrzył prosto przed siebie.

Kierowca wychylony przez okno wycelował wiązkę gniewu w przechodniów na przejściu

gdy samochód wystrzelił na czerwonym.

Zabębnił z zadowoleniem o deskę rozdzielczą i zapalił kolejnego papierosa, skręcając ostro w lewo

żeby ściąć rowerzystę

(który odbił się na chodnik i wpadł w boczną uliczkę)

potem na skos ostry zakręt przed

trzema autobusami i taksówka szarpnąwszy zatrzymała się. BIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIP

W Argentynie klaksony brzmią jak krowy.

Za oknem bluznęło przekleństwami. Żółtobrody chichotał.

Jak twój hiszpański? powiedział do Geriona.

Niezbyt a u ciebie?

Dość płynnie. Spędziłem rok w Hiszpanii na badaniach.

Beznamiętność?

Nie, kodeksy prawne. Przyglądałem się socjologii starożytnych kodeksów prawnych.

Zajmujesz się prawem?

Zajmuję się tym w jaki sposób ludzie decydują o brzmieniu prawa.

Jaki jest więc twój ulubiony kodeks?

Hammurabi. Dlaczego? Przejrzystość. Na przykład? Na przykład:

Człowiek przyłapany

na kradzieży w czasie pożaru zostanie wrzucony w ogień.”**** I co dobrze brzmi – jeśli

istnieje coś takiego

jak prawo tak powinno brzmieć. Szybko. Czysto. Rytmicznie.

Jak służący.

Słucham? Nic. Dotarli pod Uniwersytet w Buenos Aires.

Żółtobrody i taksówkarz

przez kilka chwil otwarcie na siebie nadawali, po czym zapłacono jakieś nędzne grosze

i taksówka odturkotała.

Co to za miejsce? powiedział Gerion kiedy wspięli się po schodach do białego betonowego

magazynu pokrytego graffiti.

Wnętrze było chłodne chłodniejsze od zimowego powietrza na ulicy. Można było zobaczyć swój oddech.

Porzucona fabryka papierosów, powiedział żółtobrody.

Dlaczego tu tak zimno?

Nie mają środków na ogrzewanie. Uniwersytet zbankrutował. Przepastne wnętrze

obwieszone było transparentami.

Gerion sfotografował żółtobrodego pod jednym z nich brzmiącym tak

         NIGHT ES SELBST ES

         TALLER AUTOGESTIVO

         JUEVES 18–21 HS

Przeszli na puste poddasze

zwane Poczekalnią Wydziału. Nie było krzeseł. Długi kawałek brązowego papieru przypięty do ściany

zawierał listę nazwisk wypisanych długopisem i ołówkiem.

POMÓŻCIE NAM ODNALEŹĆ ZATRZYMANYCH lub ZAGINIONYCH PROFESORÓW, przeczytał żółtobrody.

Muy impressivo, powiedział do młodego mężczyzny

stojącego w pobliżu ten ledwie rzucił na niego okiem. Gerion próbował nie odrywać wzroku

od jednego z nazwisk.

Należało pewnie do kogoś kto jeszcze żył. W jakimś pomieszczeniu albo w bólu albo czekając na śmierć.

Gerion poszedł któregoś razu

w czwartej klasie zobaczyć parę waleni białych dopiero co schwytanych

w górnych bystrzach rzeki Churchill.

Potem z nastaniem nocy leżał na łóżku z otwartymi oczami myśląc o

waleniach jak unoszą się

w bezksiężycowym zbiorniku i ocierają ogonami o ściany – żywe tak jak i on

po tamtej stronie

przerażających stoków czasu. Z czego zrobiony jest czas? powiedział nagle Gerion

obracając się do żółtobrodego który

spojrzał na niego zaskoczony. Czas? Z niczego. To abstrakcja.

Tylko znaczenie które

nadajemy ruchowi. Ale rozumiem – spojrzał na swój zegarek – o co ci chodzi.

Nie chciałbym się spóźnić

na własny odczyt prawda? Chodźmy.

Zimą zmierzch przychodzi wcześniej, szorstkość na krańcu światła. Gerion

śpieszył za żółtobrodym

po przyciemnionych korytarzach, obok studentów zbitych w rozmowie którzy gasili

papierosy pod butami

i nie patrzyli na niego, do klasy o ścianach z cegły i z porozrzucanymi niewielkich rozmiarów ławkami.

Z tyłu jedna wolna.

Było mu ciasno w wielkim płaszczu. Nie mógł założyć nogi na nogę. Jakieś postaci zgarbione

niewyraźnie w pozostałych ławkach.

Nad nimi zawisły chmury papierosowego dymu, pety wyścielały betonową podłogę.

Gerion nie lubił pomieszczeń bez rzędów.

Jego myśli przebiegały w tę i tamtą stronę ponad chaosem ławek próbując dostrzec

linie proste. Za każdym podejściem dochodził do

jakiejś dziwnej liczby przerywał po czym zaczynał od nowa. Gerion próbował się skupić.

Un poco misterioso, powiedział

żółtobrody. U sufitu żarzyło się siedemnaście neonówek. Widzę te przerażające

przestrzenie wszechświata, które mnie otaczają…

żółtobrody cytuje Pascala***** i zaczyna gromadzić słowa wokół tego przerażenia

do momentu aż staje się ono niewidoczne –

Gerion przestał się wsłuchiwać i zobaczył jak stoki czasu odwracają się i zatrzymują.

Stał obok swojej matki

przy oknie późnym zimowym popołudniem. Wybiła godzina kiedy śnieg staje się niebieski

zapalają się światła uliczne a zając

przystaje na granicy lasu nieruchomy jak słowo w książce. O tej godzinie on i jego matka

spędzali czas ze sobą. Nie chcieli

włączać świateł tylko stali cicho i przyglądali się nocy która zbliża się

w ich stronę. Widzieli

jak przypływa, dotyka ich, przetacza się obok i znika. Papieros żarzył się w ciemności.

W tym momencie żółtobrody przeszedł

od Pascala do Leibniza i zaczął pisać kredą na tablicy wzór:

                                                      [NEC] = A}B

który wyłożył posługując się sentencją „Jeśli Fabian jest biały to Tomás jest równie biały”.

Dlaczego Leibniz zajmował się

pokrewną bladością Fabiana i Tomása nie było dla Geriona jasne

mimo to ostatkiem sił

podążał za beznamiętnym głosem. Zwrócił uwagę na słowo necesariamente powtarzające się cztery razy

potem pięć razy po czym przykłady

wywrócono na drugą stronę i teraz Fabian i Tomás zaczęli obaj wątpić w to że są murzynami.

Jeśli Fabian jest czarny to Tomás jest równie czarny.

Więc to jest sceptycyzm, pomyślał Gerion. Białe jest czarne. Czarne jest białe. Może niedługo

dowiem się czegoś nowego o czerwonym.

Lecz przykłady wyczerpały się w la consecuencia stając się donośne i jeszcze donośniejsze gdy

żółtobrody spacerował tam i z powrotem

po królestwie powagi okolonej mocnymi słowami, podtrzymując wiarę

w przynależną człowiekowi wielkość –

a może jej zaprzeczał? Gerion mógł pominąć przysłówek przeciwstawny – i skończył

Arystotelesem który miał

porównać sceptyków do roślin i potworów. Jakże puste i

jakże dziwaczne musi być

życie człowieka który stara się żyć poza wiarą w wierze. Tyle Arystoteles.

Wykład zakończył się

pomrukiem Muchas gracias ze strony zebranych. Potem ktoś zadał pytanie

i żółtobrody

znów zaczął mówić. Wszyscy zapalili papierosy i powciskali się w ławki.

Gerion przyglądał się kłębowi dymu.

Na zewnątrz słońce już zaszło. Małe okratowane okno było czarne. Gerion siedział zawinięty

w siebie. Czy ten dzień skończy się kiedyś?

Wzrok powędrował naprzód ku zegarowi i wpadł w krąg

jego ulubionego pytania.



przełożył Maciej Topolski



* Tytuł rozdziału jest jednym z trzech niemieckojęzycznych terminów stosowanych w psychologii na określenie płaszczyzn egzystencjalnych: Umwelt (mówi o stosunku do świata natury), Eigenwelt (do siebie), Mitwelt (do świata relacji międzyludzkich).

** Nie tak znowu perfekcyjna jest angielszczyzna kelnera, przejęzyczenie jest znaczące: nie chodzi bynajmniej o kolejną kawę (espresso), a o wyraziste, płynne, pobudzające wyrażenie się (expresso).

*** Massachusetts Institute of Technology w Nowej Anglii.

**** W przekładzie Marka Stępnia pełna wersja zapisu dwudziestego piątego w Kodeksie Hammurabiego brzmi: „Jeśli w domu obywatela pożar wybuchł, (a inny) obywatel, który go ugasić przyszedł, na dobytek pana domu podniósł swój wzrok i dobytek pana domu wziął, człowiek ów w ogień ten zostanie wrzucony”.

***** W przekładzie Boya-Żeleńskiego.