ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (297) / 2016

Jakub Nowacki,

LITERACKIE TEOLOGIE (PIOTR PAZIŃSKI: 'RZECZYWISTOŚĆ POPRZECIERANA')

A A A
1.

Pamiętam, jak w którymś z wywiadów Eustachy Rylski, z właściwą sobie elegancką wyniosłością powiedział, że gdy słyszy słowo „esej”, to przechodzi na drugą stronę ulicy. Otóż ja mam odwrotnie. Esej żywo mnie interesuje, przede wszystkim jako gatunek wymykający się swoim definicjom, rozległy – często mianem tym określa się rozmaite twory pisarskie trudne do zaklasyfikowania, pograniczne – ale również jako forma opowiadania o literaturze intymniejsza i, by tak rzec, bardziej nieśpieszna, niż recenzja, nota krytyczna czy – nie daj Boże – historycznoliteracka rozprawa (kiedy słyszę to ostatnie, nie tyle przechodzę na drugą stronę ulicy, co uciekam na najbliższy autobus). Dlatego cieszy mnie pojawienie się w ostatnich miesiącach kilku ważnych książek eseistycznych – mam tu na myśli między innymi zbiory Ryszarda Koziołka, Grzegorza Jankowicza, Michała Pawła Markowskiego, a także wybór esejów Virginii Woolf, świetnie przygotowany przez Magdę Heydel i Romę Sendykę w wydawnictwie Karakter. Jest jeszcze w tym gronie książka, o której z rozmaitych względów warto powiedzieć osobno, tym bardziej, że być może nie odbiła się takim echem, jak poprzednio wymienione – to ogłoszona w krakowskiej Austerii „Rzeczywistość poprzecierana” Piotra Pazińskiego.

2.

Paziński – wieloletni redaktor naczelny „Midrasza”, miesięcznika o kulturze żydowskiej, autor dwóch książek prozatorskich (za pierwszą z nich, „Pensjonat”, został wyróżniony Paszportem „Polityki”), wykładowca, tłumacz, specjalista od filozofii judaistycznej – składa swój zbiór z jedenastu autonomicznych tekstów powstałych w ostatnich kilku latach. We wstępie pisze: „Wracam tu do starych znajomych – Joyce’a, Kafki i Schulza, sięgam po postaci nowe (Celan, Cylkow, Bialik). Próbuję zmierzyć się z twórcą może dla mnie najważniejszym – Tadeuszem Kantorem – i zrozumieć hipnotyczny wpływ, jaki wciąż na mnie wywiera”.

A więc znowu Galicja i Austro-Węgry, znowu Schulz, Kafka i „boczne odnogi czasu”, znowuż Księga, znowu mityzacje rzeczywistości, szagalizmy i „tych miasteczek nie ma już”? Tak, bo czemu by nie. Ale przy okazji znacznie więcej – Paziński, poruszając tematy sobie najbliższe, pisze w istocie książkę o sztuce czytania, o wywiedzionym z tradycji żydowskiej imperatywie lektury i interpretacji, o tym, co nazywa w jednym z esejów „judaistyczną wspólnotą hermeneutyczną”, a zatem o niezwykle interesującym styku teologii i literatury.

3.

Sposób lektury, który proponuje między wierszami swoich esejów Piotr Paziński, jest projektem romantycznym, ujmującym, ale chyba – smutno to sobie uświadomić – dziś już niemożliwym. Chodzi tu o lekturę ustawiczną – nie tyle czytanie, co ciągłe odczytywanie na nowo. „W przyszłości (niekoniecznie bardzo odległej) – pisze autor w otwierającym tom eseju o Bibliotece Babel – trasa n-tej lektury w całości pokryje się z wydeptaną ścieżką pierwszego czytania. Pozornie nieograniczona interpretacja zatoczy koło i jak wąż ugryzie własny ogon. Chyba że wcześniej (...) lekturę przerwie śmierć czytelnika”.

Stawką jest tu, jak się zdaje, byt czytelniczo-pustelniczy, celem: życie na miarę literatury. Jeżeli bowiem poddamy się takiemu sposobowi czytania (sposobowi życia?), nie pozostanie nam nic innego, jak sprzedać cały swój dobytek, kupić chatkę w lesie, zabrać ze sobą dzieła mistyków żydowskich, Kafkę, Joyce'a, Celana i Schulza, i do końca życia wyłącznie ich czytać. Autor „Rzeczywistości poprzecieranej” między wierszami swoich tekstów jawi się jako zwolennik lektury mniszej, deprywacyjnej, w pewien sposób religijnej. W eseju poświęconym Kafce i Joyce'owi pisze, że „literatura (ta »niereligijna«, nie posiadająca statusu pisma świętego ani komentarza) staje się niekiedy wehikułem dla teologicznych konstrukcji. (...) Żywy tekst otrzymuje nowe zadanie, ma działać niejako w zastępstwie tamtych, może już dawno nieżywych tekstów sakralnych. Taki tekst stanie się niekiedy namiastką teologii, innym razem zdekonstruuje transcendencję, chociaż nigdy do końca nie wyruguje natrętnej myśli o tym, że transcendencja kiedyś istniała, a może istnieje nadal”.

Co dostajemy w zamian za podjęcie życiowego wyzwania lektury „religijnej”? Jak to w teologii, trudno o pewniki. „Podejrzewam – pisze Paziński – że Walter Benjamin odkrył u Joyce'a to samo, co uwiodło go w pismach Kafki: przykazanie, aby nieprzerwanie studiować i interpretować Pismo, i to bez obietnicy zbawienia, skoro studiowanie jest wyłącznie »koroną ascezy«, a tylko niekiedy »bramą sprawiedliwości«”.

4.

Istotną cezurą w „Rzeczywistości poprzecieranej” – ale i w ogóle: w historii strategii lekturowych XX wieku – jest Zagłada. Pierwsze eseje w tym zbiorze, których bohaterami są kolejno: Borges, Joyce (zestawiany z Franzem Kafką) i Schulz, można określić jako „przedzagładowe”, odwołujące się do „genialnej epoki, czasów mesjaszowych”, w których możliwe było jeszcze tworzenie pięknie naiwnych, utopijnych projektów, jak Borgesowska Biblioteka Babel, Joyce'owska „literatura będąca imitacją religii” albo kacerskie doktryny Ojca z Traktatu o Manekinach. Znakiem pęknięcia są trzy kolejne teksty, w których autor śledzi rozmaite przeczucia i traumy w uporczywie powracających obrazach śniegu w poezji Paula Celana. Później, właściwie już do końca książki, głównym motywem jest – cóż innego zostało – przywoływanie duchów zmarłych (kończący książkę esej o „Umarłej klasie” Tadeusza Kantora rozpoczyna się od słów pięknych, a w tym kontekście trochę pocieszających: „A jednak umarli niekiedy powracają”).

5.

„Czy można pisać poezję po Oświęcimiu?”, fundamentalne pytanie Adorna zostaje przez Pazińskiego zastąpione innym: jak mianowicie czytać teksty autorów żydowskich ze świadomością historii Zagłady. To pytanie przyświeca zwłaszcza dwóm esejom – o Izaaku Cylkowie, autorze pierwszego przekładu Tory z przeznaczeniem dla polskich Żydów, i o przekładach poezji izraelskiego wieszcza Chaima Nachmana Bialika na język polski. Autor mówi o nich, że „należą do czasu przeszłego niedokonanego. (…) Są zapowiedzią epoki, która nie nastała: kultury żydowskiej w języku polskim”.

A więc zatoczyliśmy koło: czytając przywołujemy duchy zmarłych, żeby odtworzyć, choćby w formie niedoskonałej, niewystarczającej „genialną epokę”, czasy sprzed nieodwracalnego pęknięcia.

6.

„Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata” pisał dziewięćdziesięcioletni Czesław Miłosz, na starość zajmujący się przede wszystkim teologią. Po przeczytaniu „Rzeczywistości poprzecieranej” inaczej myślę o tym wersie. Podszewka jako metafora zaświatów? A zatem Demiurgos jako Wielki Krawiec (widzę go oczyma duszy mojej, jak kłuje się igłą i klnie przy tym jak szewc, sic!), wszechświat jako makatka? Tak jest. Nicią (!) łączącą teksty pomieszczone w „Rzeczywistości poprzecieranej” jest próba opisania napięć pomiędzy literaturą a transcendencją, iluzją i Realnym, przy pomocy metafor krawieckich. „Praca interpretatora – pisze Paziński – polega zatem na łataniu i cerowaniu materii, ale też na czymś zupełnie przeciwnym – na demaskowaniu ubytków. Jeżeli prawdą jest (w co wierzę), że w naszym świecie istnieją i niekiedy ujawniają się z całą mocą tajemne przejścia łączące literaturę z rzeczywistością o wiele mniej namacalną niż sama literatura, to należy ich szukać w pustych szczelinach między słowami. (...) W przetarciach widać i słychać więcej, i to one mnie najbardziej interesują”.

Ot, literacko-krawiecka teologia.
Piotr Paziński: „Rzeczywistość poprzecierana”. Austeria. Kraków-Budapeszt 2015.