
Anna Strzałkowska (Szumiec), Julian Strzałkowski, Tadeusz Modrzejewski,
TRZYNAŚCIE LAT POŚWIĘCIŁEM NA PRZEPISYWANIE KRZYŻAKÓW
A
A
A
Tadeusza Modrzejewskiego z Bielska-Białej nazywa się ostatnim polskim skrybą. Od lat zajmuje się ręcznym przepisywaniem i ilustrowaniem dzieł wybitnych polskich pisarzy. Od dzieciństwa w snach spotyka Władysława Reymonta, którego to Modrzejewski mianował swoim Mistrzem. Noblista jest życiowym przewodnikiem bielszczanina. To dzięki fascynacji pisarzem skryba założył w swoim rodzinnym mieście Prywatne Muzeum Literatury im. Władysława Reymonta. Można tam podziwiać obszerną kolekcję rękopisów Tadeusza Modrzejewskiego oraz obrazy przedstawiające wybrane sceny z przepisywanych przez niego dzieł.
Anna Szumiec, Julian Strzałkowski: Poświęcił pan wiele czasu na przepisywanie dzieł Władysława Reymonta. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, bo to w końcu on pojawiał się od dzieciństwa w pańskich snach i to dzięki niemu założył pan to muzeum. Oprócz swojego Mistrza, zajmował się pan również dziełami Adama Mickiewicza, Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz Henryka Sienkiewicza. W związku z tym, że obchodzimy obecnie Rok Sienkiewiczowski, dzisiejszą rozmowę chcielibyśmy poświęcić autorowi „Trylogii”. Dlaczego wybrał pan właśnie Sienkiewicza spośród wielu innych wybitnych pisarzy?
Tadeusz Modrzejewski: Trudno powiedzieć. Zaczyna się zwiedzać muzeum od Kraszewskiego. Trzy lata przepisywałem „Starą baśń”. Później Sienkiewicz. Trzynaście lat poświęciłem na pracę nad „Krzyżakami”. Rękopisów są całe skrzynie. Jest też obraz przedstawiający powrót Juranda. I to jest takie niesamowite, że mistrzem Reymonta był właśnie Sienkiewicz. Czyli to poszło jak gdyby dalej. Przepisując „Krzyżaków”, zdążyłem również skończyć „Chłopów” i zacząć inne dzieła Reymonta.
A.Sz., J.S.: Z tego, co pamiętamy, inspiracją dla Sienkiewicza były dzieła Kraszewskiego.
T.M.: Tak. Zwiedzanie zaczyna się od parteru, który poświęcony jest między innymi Kraszewskiemu i Sienkiewiczowi, a kończy się na piętrze, gdzie króluje Reymont.
A.Sz., J.S.: Wspomina pan o skrzyniach rękopisów, wydał pan bowiem Sienkiewicza w nieco inny sposób niż pozostałe dzieła.
T.M.: Wydałem Sienkiewicza tak jak Rzymianin do Rzymianina pisał, czyli w rulonach. Dokładnie jest ich 1288. W muzeum można zobaczyć tylko kilka procent z nich – jedną skrzynię. Resztę trzymam u siebie w domu. Jest taka zasada, że jak przyjeżdżają goście z daleka, nawet z zagranicy, to trzeba wręczyć im taki jeden rulon z pieczęcią i moim autografem. Często są to poloniści, którzy tym żyją. Wiadomo – Sienkiewicz, Nagroda Nobla.

A.Sz., J.S.: Skoro daje pan przyjezdnym po jednym rulonie, to oznacza, że nie posiada pan już całości „Krzyżaków”?
T.M.: Na tym to polega. Chcę, żeby moje dzieło poszło w świat.
A.Sz., J.S.: Czyli nie uzupełnia pan brakujących fragmentów?
Nie. Nie uzupełniam. Rozdaję aż do końca. Ważne, żeby w miarę możliwości skrzynia w muzeum była pełna. Gdy ktoś dostaje rulon, to przynoszę z domu następny.
A.Sz., J.S.: Jak wspomnieliśmy wcześniej, Reymont objawiał się panu w snach, co było źródłem inspiracji dla pańskiej aktywności zarówno jeśli chodzi o przepisywanie, ilustrowanie i malowanie obrazów, jak i otwarcie samego muzeum. A jak to było z Sienkiewiczem? On również pojawiał się w marzeniach sennych?
T.M.: Nie. Kiedy zwiedzałem Pałacyk Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, byłem pod ogromnym wrażeniem. Postanowiłem sobie, że gdy będę organizował swoje muzeum, to uhonoruję w nim tego właśnie autora. Jak widać – zostało to spełnione. Pewnie mój Mistrz, Reymont, jest zazdrosny o Sienkiewicza (śmiech), chociaż na jego literaturze przecież się uczył.
A.Sz., J.S.: Dlaczego spośród tylu dzieł Sienkiewicza wybrał pan akurat „Krzyżaków”?
T.M.: Ta książka to jest coś niesamowitego. Mówi przecież o zakonie, który z krzyżem na piersi mordował ludzi. To mnie bardzo bolało.
A.Sz., J.S.: Czyli decyzja przepisania tej książki była związana wyłącznie z pana osobistymi przeżyciami dotyczącymi wydarzeń opisanych w dziele?
T.M.: Tak. To były czysto osobiste powody.
A.Sz., J.S.: Z każdego przepisanego dzieła wybiera Pan jedną scenę, którą następnie portretuje. Dlaczego w kontekście „Krzyżaków” wybór padł na powrót Juranda?
T.M.: Gdy przepisuję dzieła, zawsze coś automatycznie zatrzymuje mnie na jednej scenie. Dopóki jej nie namaluję, nie jestem w stanie pisać dalej. Nie umiem tego wytłumaczyć. Tak po prostu jest. Kiedy pracuję, często przenoszę się w czasie do wydarzeń, które opisuje książka. Przeżywam je tak, jakbym tam był. Pracuję zawsze w muzeum, bo w tym miejscu nie ma granicy między snem a życiem. Mam jednak tę świadomość, że trzeba wrócić z powrotem do rzeczywistości – do żony, do psa, do mieszkania w bloku.

A.Sz., J.S.: Z tego, co nam wiadomo, pracuje pan wciąż nad nowymi rękopisami. Czy w pańskich planach jest przepisanie kolejnego dzieła Sienkiewicza?
T.M.: Nie. Na razie muszę skończyć dzieła mojego Mistrza. To jest mój cel życiowy.
A.Sz., J.S.: Dziękujemy bardzo za rozmowę.
T.M.: Dziękuję również.
Zdjęcia: Julian Strzałkowski
Anna Szumiec, Julian Strzałkowski: Poświęcił pan wiele czasu na przepisywanie dzieł Władysława Reymonta. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, bo to w końcu on pojawiał się od dzieciństwa w pańskich snach i to dzięki niemu założył pan to muzeum. Oprócz swojego Mistrza, zajmował się pan również dziełami Adama Mickiewicza, Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz Henryka Sienkiewicza. W związku z tym, że obchodzimy obecnie Rok Sienkiewiczowski, dzisiejszą rozmowę chcielibyśmy poświęcić autorowi „Trylogii”. Dlaczego wybrał pan właśnie Sienkiewicza spośród wielu innych wybitnych pisarzy?
Tadeusz Modrzejewski: Trudno powiedzieć. Zaczyna się zwiedzać muzeum od Kraszewskiego. Trzy lata przepisywałem „Starą baśń”. Później Sienkiewicz. Trzynaście lat poświęciłem na pracę nad „Krzyżakami”. Rękopisów są całe skrzynie. Jest też obraz przedstawiający powrót Juranda. I to jest takie niesamowite, że mistrzem Reymonta był właśnie Sienkiewicz. Czyli to poszło jak gdyby dalej. Przepisując „Krzyżaków”, zdążyłem również skończyć „Chłopów” i zacząć inne dzieła Reymonta.
A.Sz., J.S.: Z tego, co pamiętamy, inspiracją dla Sienkiewicza były dzieła Kraszewskiego.
T.M.: Tak. Zwiedzanie zaczyna się od parteru, który poświęcony jest między innymi Kraszewskiemu i Sienkiewiczowi, a kończy się na piętrze, gdzie króluje Reymont.
A.Sz., J.S.: Wspomina pan o skrzyniach rękopisów, wydał pan bowiem Sienkiewicza w nieco inny sposób niż pozostałe dzieła.
T.M.: Wydałem Sienkiewicza tak jak Rzymianin do Rzymianina pisał, czyli w rulonach. Dokładnie jest ich 1288. W muzeum można zobaczyć tylko kilka procent z nich – jedną skrzynię. Resztę trzymam u siebie w domu. Jest taka zasada, że jak przyjeżdżają goście z daleka, nawet z zagranicy, to trzeba wręczyć im taki jeden rulon z pieczęcią i moim autografem. Często są to poloniści, którzy tym żyją. Wiadomo – Sienkiewicz, Nagroda Nobla.

A.Sz., J.S.: Skoro daje pan przyjezdnym po jednym rulonie, to oznacza, że nie posiada pan już całości „Krzyżaków”?
T.M.: Na tym to polega. Chcę, żeby moje dzieło poszło w świat.
A.Sz., J.S.: Czyli nie uzupełnia pan brakujących fragmentów?
Nie. Nie uzupełniam. Rozdaję aż do końca. Ważne, żeby w miarę możliwości skrzynia w muzeum była pełna. Gdy ktoś dostaje rulon, to przynoszę z domu następny.
A.Sz., J.S.: Jak wspomnieliśmy wcześniej, Reymont objawiał się panu w snach, co było źródłem inspiracji dla pańskiej aktywności zarówno jeśli chodzi o przepisywanie, ilustrowanie i malowanie obrazów, jak i otwarcie samego muzeum. A jak to było z Sienkiewiczem? On również pojawiał się w marzeniach sennych?
T.M.: Nie. Kiedy zwiedzałem Pałacyk Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, byłem pod ogromnym wrażeniem. Postanowiłem sobie, że gdy będę organizował swoje muzeum, to uhonoruję w nim tego właśnie autora. Jak widać – zostało to spełnione. Pewnie mój Mistrz, Reymont, jest zazdrosny o Sienkiewicza (śmiech), chociaż na jego literaturze przecież się uczył.
A.Sz., J.S.: Dlaczego spośród tylu dzieł Sienkiewicza wybrał pan akurat „Krzyżaków”?
T.M.: Ta książka to jest coś niesamowitego. Mówi przecież o zakonie, który z krzyżem na piersi mordował ludzi. To mnie bardzo bolało.
A.Sz., J.S.: Czyli decyzja przepisania tej książki była związana wyłącznie z pana osobistymi przeżyciami dotyczącymi wydarzeń opisanych w dziele?
T.M.: Tak. To były czysto osobiste powody.
A.Sz., J.S.: Z każdego przepisanego dzieła wybiera Pan jedną scenę, którą następnie portretuje. Dlaczego w kontekście „Krzyżaków” wybór padł na powrót Juranda?
T.M.: Gdy przepisuję dzieła, zawsze coś automatycznie zatrzymuje mnie na jednej scenie. Dopóki jej nie namaluję, nie jestem w stanie pisać dalej. Nie umiem tego wytłumaczyć. Tak po prostu jest. Kiedy pracuję, często przenoszę się w czasie do wydarzeń, które opisuje książka. Przeżywam je tak, jakbym tam był. Pracuję zawsze w muzeum, bo w tym miejscu nie ma granicy między snem a życiem. Mam jednak tę świadomość, że trzeba wrócić z powrotem do rzeczywistości – do żony, do psa, do mieszkania w bloku.

A.Sz., J.S.: Z tego, co nam wiadomo, pracuje pan wciąż nad nowymi rękopisami. Czy w pańskich planach jest przepisanie kolejnego dzieła Sienkiewicza?
T.M.: Nie. Na razie muszę skończyć dzieła mojego Mistrza. To jest mój cel życiowy.
A.Sz., J.S.: Dziękujemy bardzo za rozmowę.
T.M.: Dziękuję również.
Zdjęcia: Julian Strzałkowski
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |