TRENING UWAŻNOŚCI (SILNE PRAGNIENIA)
A
A
A
W katowickim BWA dobiegła końca wystawa „Silne pragnienia”, która oscylowała wokół prostych czynności i rytuałów dnia codziennego. Magdalena Lazar i Piotr Urbaniec wzięli na swój artystyczny warsztat pozornie nic nie znaczące aktywności, takie jak wspinanie, skoki, wędrówki w celu zbierania roślin, turlanie czy zwykły marsz, poddając je intensywnej, uważnej obserwacji. Działania artystów, których realizacje można było oglądać w trakcie trwania ekspozycji, niemal idealnie wpisują się w kontekst estetyki zmysłów, która łączy w sobie wszystkie kanały ludzkiej percepcji. Brytyjska performerka Josephine Machon wprowadziła pojęcie doświadczenia synestetycznego, które opiera się zarówno na zmysłowym, jak i intelektualnym odbiorze sztuki. Istotnym elementem stają się w tym kontekście multisensoryczne bodźce, wymagające fizycznego, cielesnego zaangażowania.
Nie inaczej stało się w przypadku katowickiej wystawy. Piotr Urbaniec analizuje te rodzaje czynności, które najczęściej odbywają się w ukryciu. Nikt nie chciałby być na nich przyłapany – uczucie skrępowania i wstydu byłoby zbyt dotkliwe, dokuczliwe. Artysta bawi się z widzem w dwuznaczności i niedopowiedzenia. Wycina w ścianie galerii serduszko. Swoją formą budzi ono skojarzenia z toaletą, drewnianym wychodkiem znajdującym się na wolnym powietrzu, w którym trudno jest o niezbędną intymność, przede wszystkim zaś o spokój – zawsze istnieje możliwość, że ktoś może przyjść i zajrzeć przez wycięty kształt w drzwiach, przyłapując kogoś innego na krępujących aktywnościach ciała. Tymczasem w widzu zaczyna się budzić natura podglądacza. Wspina się on intensywnie, czasem nawet niezgrabnie na palcach, próbując przebić się przez barierę własnego wzrostu, starając się dosięgnąć wzrokiem to, co artysta ukrył za ścianą galerii. A co czai się za serduszkiem, które wodzi wzrok na pokuszenie? Teoretycznie nie jest to nic zdrożnego – ot, zwykły wentylator, wzbijający w powietrze fioletowe, potargane od wiatru, cienkie, błyszczące frędzelki. Jednakże, co istotniejsze, odbiorca może dostrzec tyko cześć spektaklu rozgrywającego się za podejrzanym serduszkiem. Resztę wydarzeń musi dopowiedzieć sobie sam.
Urbaniec przygotował jeszcze jedną pracę, o wdzięcznym tytule „Maszyna do szeptów”. Targany i tak już rozbudzoną ciekawością, widz podchodzi do dziwnej instalacji, na którą składają się słuchawki oraz rowerowa pompka. Wystarczy założyć słuchawki na uszy i wprawić sprzęt w ruch, by usłyszeć delikatne, subtelne westchnienie, które smaga wrażliwą strukturę ucha, niczym dmuchnięcie ciepłego oddechu na skórze. Realizacja Urbańca jest niezwykle wyciszająca, niemal natychmiast tłumiąc wszelki niepokój i rozdrażnienie. Jej nieco medytacyjny wydźwięk budzi skojarzenia z białym szumem, który skutecznie zsyła zbawienny relaks i upragnioną harmonię.
Tymczasem Magdalena Lazar przygotowała niezwykle sensualną realizację składającą się z suszonych kwiatów wrotyczu. Jest to roślina słynąca zarówno ze swoich uzdrowicielskich, jak i trujących mocy. Wrotycz, dawkowany w odpowiedniej ilości, wygasza stany zapalne i sprzyja pozbywaniu się wszelkiej maści pasożytów z ludzkiego organizmu. Jednakże spożywanie go w nadmiarze może prowadzić do uzależnienia, halucynacji skutkujących obłędem, a w przypadku ciężkich reakcji alergicznych nawet do śpiączki. Lazar umieszcza kwiaty w prowizorycznej quasi-szklarni, w której rośliny dokonują swojego powolnego rozkładu. Wrotycz wygląda zupełnie niewinnie: żółte kwiatuszki, przypominające o ciepłej, słoneczniej aurze, są gotowe, by je zabrać i przygotować z nich miksturę, której działanie może okazać się opłakane w skutkach.
Kolejna praca artystki to instalacja, która swoją formą przypomina metronom. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby wahadło nie było zbudowane z ostro zakończonego czekanu. Jego końcówka niemal dotyka ściany galerii, narażając ją na zarysowanie. Chwila napięcia towarzysząca obserwacji tego dziwnego metronomu, którego forma i kształt całkowicie wymknęły się spod kontroli, wywołuje dwuznaczną przyjemność zawieszoną gdzieś między strachem a dotkliwą ciekawością, chęcią nieustającej wędrówki a jednoczesnym pragnieniem odpoczynku.
Wystawa „Silne pragnienia” bez wątpienia pobudzała zmysłową uważność, będąc przy okazji próbą spełnienia fantastycznych pragnień artystów, niedbających o to, czy ich działania mają jakikolwiek sens i głębsze znaczenie. Innymi słowy, był to artystyczny survival dla zmysłów i dla przyjemności, który automatycznie wyzwalał twórczy potencjał nie tylko Piotra Urbańca i Magdaleny Lazar, ale i widzów, uwiedzionych chęcią intensywnego przeżywania przygody, prowadzącej do trudnej do opisania ulgi.
Nie inaczej stało się w przypadku katowickiej wystawy. Piotr Urbaniec analizuje te rodzaje czynności, które najczęściej odbywają się w ukryciu. Nikt nie chciałby być na nich przyłapany – uczucie skrępowania i wstydu byłoby zbyt dotkliwe, dokuczliwe. Artysta bawi się z widzem w dwuznaczności i niedopowiedzenia. Wycina w ścianie galerii serduszko. Swoją formą budzi ono skojarzenia z toaletą, drewnianym wychodkiem znajdującym się na wolnym powietrzu, w którym trudno jest o niezbędną intymność, przede wszystkim zaś o spokój – zawsze istnieje możliwość, że ktoś może przyjść i zajrzeć przez wycięty kształt w drzwiach, przyłapując kogoś innego na krępujących aktywnościach ciała. Tymczasem w widzu zaczyna się budzić natura podglądacza. Wspina się on intensywnie, czasem nawet niezgrabnie na palcach, próbując przebić się przez barierę własnego wzrostu, starając się dosięgnąć wzrokiem to, co artysta ukrył za ścianą galerii. A co czai się za serduszkiem, które wodzi wzrok na pokuszenie? Teoretycznie nie jest to nic zdrożnego – ot, zwykły wentylator, wzbijający w powietrze fioletowe, potargane od wiatru, cienkie, błyszczące frędzelki. Jednakże, co istotniejsze, odbiorca może dostrzec tyko cześć spektaklu rozgrywającego się za podejrzanym serduszkiem. Resztę wydarzeń musi dopowiedzieć sobie sam.
Urbaniec przygotował jeszcze jedną pracę, o wdzięcznym tytule „Maszyna do szeptów”. Targany i tak już rozbudzoną ciekawością, widz podchodzi do dziwnej instalacji, na którą składają się słuchawki oraz rowerowa pompka. Wystarczy założyć słuchawki na uszy i wprawić sprzęt w ruch, by usłyszeć delikatne, subtelne westchnienie, które smaga wrażliwą strukturę ucha, niczym dmuchnięcie ciepłego oddechu na skórze. Realizacja Urbańca jest niezwykle wyciszająca, niemal natychmiast tłumiąc wszelki niepokój i rozdrażnienie. Jej nieco medytacyjny wydźwięk budzi skojarzenia z białym szumem, który skutecznie zsyła zbawienny relaks i upragnioną harmonię.
Tymczasem Magdalena Lazar przygotowała niezwykle sensualną realizację składającą się z suszonych kwiatów wrotyczu. Jest to roślina słynąca zarówno ze swoich uzdrowicielskich, jak i trujących mocy. Wrotycz, dawkowany w odpowiedniej ilości, wygasza stany zapalne i sprzyja pozbywaniu się wszelkiej maści pasożytów z ludzkiego organizmu. Jednakże spożywanie go w nadmiarze może prowadzić do uzależnienia, halucynacji skutkujących obłędem, a w przypadku ciężkich reakcji alergicznych nawet do śpiączki. Lazar umieszcza kwiaty w prowizorycznej quasi-szklarni, w której rośliny dokonują swojego powolnego rozkładu. Wrotycz wygląda zupełnie niewinnie: żółte kwiatuszki, przypominające o ciepłej, słoneczniej aurze, są gotowe, by je zabrać i przygotować z nich miksturę, której działanie może okazać się opłakane w skutkach.
Kolejna praca artystki to instalacja, która swoją formą przypomina metronom. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby wahadło nie było zbudowane z ostro zakończonego czekanu. Jego końcówka niemal dotyka ściany galerii, narażając ją na zarysowanie. Chwila napięcia towarzysząca obserwacji tego dziwnego metronomu, którego forma i kształt całkowicie wymknęły się spod kontroli, wywołuje dwuznaczną przyjemność zawieszoną gdzieś między strachem a dotkliwą ciekawością, chęcią nieustającej wędrówki a jednoczesnym pragnieniem odpoczynku.
Wystawa „Silne pragnienia” bez wątpienia pobudzała zmysłową uważność, będąc przy okazji próbą spełnienia fantastycznych pragnień artystów, niedbających o to, czy ich działania mają jakikolwiek sens i głębsze znaczenie. Innymi słowy, był to artystyczny survival dla zmysłów i dla przyjemności, który automatycznie wyzwalał twórczy potencjał nie tylko Piotra Urbańca i Magdaleny Lazar, ale i widzów, uwiedzionych chęcią intensywnego przeżywania przygody, prowadzącej do trudnej do opisania ulgi.
„Silne pragnienia”. Kuratorka: Marta Lisok. Galeria Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach, 7-23.10.2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |