ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (309) / 2016

Ewa Szkudlarek,

BUDUJEMY NOWY DOM (OJCZYZNA)

A A A
Spektakl „Ojczyzna” w Teatrze Polskim w Poznaniu nie ułatwia odpowiedzi na pytanie, czym jest tytułowa wartość, za to stwarza szereg dodatkowych pytań, nie sprzyjając pogłębionej refleksji. W kartonowych pudełkach na scenie coś powstaje, potem się rozpada, słowa plączą się w akcji, a powtarzane gesty nużą zarówno młodego, jak i dorosłego widza, który chciałby wiedzieć: co dalej? A przecież teatralna gra mogłaby bawić słowem, stworzyć lekcję poezji i dopisać kolejną frazę do rozkwitającego poematu.

Niewątpliwie słowo „ojczyzna” ma silny związek z rodzimym językiem, procesem przyswajania od dzieciństwa głosek, sylab, wyrazów, zdań, aż po tworzenie złożonych wypowiedzi, emocjonalnych dialogów i poetyckich metafor. Właściwie każdy z nas zanurzony jest w świecie, który definiuje przez obraz, dźwięk, a przede wszystkim słowo. Tyle doznajemy rzeczywistości, ile zdolni jesteśmy jej przyswoić. Wszelkie obrazy, myśli, emocje i wydarzenia wynikają jedne z drugich, są tym, co organizuje dostępna i przeżywana codzienność. Byt powszedni to podstawa wszystkiego. Rzeczywistość może stać się jednak opowieścią, albowiem każdy umysł potrafi budować wokół siebie światy pełne różnych historii z wartką akcją. Można tworzyć nawet niewidzialne uniwersa i prawa, inną wizję rzeczywistości, która pojawia się nieoczekiwanie i budzi fascynację, jednak do tego potrzebna jest wyobraźnia, szczególnie ta dziecięca – niczym nieskrępowana i pozbawiona ograniczeń. Jaki zatem świat widziany oczami dziecka udało się zbudować w spektaklu „Ojczyna”?

Sztuka dla dzieci traktowana jako zabawa zaczęła się rozwijać w latach 60. minionego wieku dzięki nowatorskim koncepcjom pedagoga i reżysera Jana Dormana. W przekonaniu twórcy Teatru Dzieci Zagłębia właśnie „teatr powinien być instrumentem, który rozwija wyobraźnię dziecięcą”. Dorman rozwijał i doskonalił swój model teatru zabawy w słynnych spektaklach: „Przygody Wiercipięty”, „Koziołek Matołek”, „Młynek do kawy”. Szczególnie ostatnie ze wspomnianych przedstawień charakteryzowała skromność środków plastycznych i nowe podejście do fabuły, która stała się jedynie pretekstem do zabawy. Potencjalny widz został zmuszony do aktywnego włączania się w spektakl, albowiem przy pomocy dostępnych środków sam musiał zbudować fabułę. Koncepcja ta odwoływała się do gry skojarzeń i wyobraźni odbiorcy przy pomocy lalek, masek i innych znaków plastycznych.

Działalność artystyczna Dormana stała się źródłem inspiracji dla poznańskiej poetki i autorki sztuk teatralnych Krystyny Miłobędzkiej. Jej zainteresowanie sztuką dla dzieci wiąże się także z jej różnorodnymi doświadczeniami teatralnymi od „kuchni”: była kierownikiem literackim Państwowego Teatru Lalki „Tęcza” w Słupsku, współpracowała jako konsultant repertuarowy z Wrocławskim Teatrem Lalek i Teatrem Lalek w Wałbrzychu. Najwięcej z jej scenariuszy zrealizował Teatr Lalki i Aktora Marcinek w Poznaniu. Cały „teatralny plac zabaw” Miłobędzkiej został utworzony z gier słownych: podwórkowych wyliczanek lub formuł magicznych zaklęć. Poetka stworzyła małą scenę wciągającą widza w samo centrum dziecięcego świata. W jej koncepcji ważne było to, w jaki sposób wyłaniają się słowa, jak dźwięczą i jaką mają tonację; ich sens natomiast stanowił dopiero drogę do odkrycia różnorodnych połączeń tworzących dowolną mapę znaczeń.

Właśnie na podstawie partytury dramatycznej Krystyny Miłobędzkiej z 1969 roku, zatytułowanej „Ojczyzna”, powstał poznański spektakl w reżyserii Justyny Sobczyk. Dzieci i dorośli zostają zaproszeni na niezwykle skromną przestrzeń sceny, gdzie na kartonach mogą napisać swoje imię i wspólnie zbudować gigantyczny mur. Nie wiadomo, czy w takim miejscu zostaje zniesiona, a może dopiero wyznaczona granica między sceną a widownią. Czy to jest budowanie wspólnoty, czy dążenie do jej rozbicia? Scena została podzielona na „teren zabawy”, „ojczyznę w budowie” i „teren wspólnej budowy”. Wszystkim widzom zostały rozdane instrukcje, wedle których powinni wykonać określone zadania. Cóż, na scenie zbudowano niewiele, a samej zabawy również było mało. Owszem, świat kartonowych klocków budził przez chwilę zaciekawienie. Raz po raz aktorzy wybijali pudło i powstawała czarna dziura w murze: szczególny to zabieg na tle prawideł komunikacji. Trudno o bardziej wyraziste ukazanie przepaści między rozmówcami. Ciekawa strategia ukazywała brak porozumienia między ludźmi, dorosłymi i dziećmi, aktorami i widownią.

Budowniczowie to: Klocek (Paweł Siwak), Dom (Piotr B. Dąbrowski), Droga (Ewa Szumska), Pan Wojsko (Mariusz Adamski), Mowa (Barbara Krasińska). Tworzą oni domy, pomosty, wieże, drogi, lotniska, łodzie, a potem wszystko demontują i radośnie podrzucają pudła, wykrzykując: „ooo”, „aaa”, „tu”, „bęc”. Z tej wielości nie wyłania się spójny obraz świata postrzegany po dziecięcemu, nie ma tu też jakiejś logiki ani dużej dawki humoru, pojawia się za to nieoczekiwane znużenie. Owszem, dzięki pracy aktorów można dostrzec wiele wymiarów przestrzeni historycznej: wojennej, powojennej, przedwojennej i współczesnej. Ojczyzna ma wiele imion i wiele znaczeń, ale jak je odczytać? Krótkie, sceniczne narracje stają się zabawkami, a w imitacji dziecięcej gry udają niewiedzę, zastępującą dorosłe przedawkowanie informacji. Jest to także forma buntu wobec świata, który dąży do całkowitego zawłaszczenia człowieka, pozbawiając go tym samym jakiejkolwiek autonomii. W tym chaosie pojawia się oczekiwanie na dopełnienie sekwencji fabularnych. Aktorzy hałaśliwie klaszczą, tupią, rytmicznie uderzają w kartony i oczekują, że publiczność zacznie ich naśladować, oczywiście: wedle przygotowanej wcześniej instrukcji. A przecież świat sceniczny mógłby stać się odmienny, bogatszy w abstrakcyjne skojarzenia, dzięki czemu widz doświadczyłby większej ilości wrażeń, różnorodnych przeżyć ocierających się o realizm magiczny. Sztuka w paradoksalny sposób pokazuje, że niemożność porozumienia między ludźmi wynika nie tylko z nieprzystawalności języka do rzeczy, lecz także z nieumiejętności tworzenia wspólnej i inspirującej zabawy. Na zasadzie „coś zamiast czegoś” w spektaklu pojawiają się krzyki (gwałtowne, niepokojące) i szereg agresywnych zachowań (kopnięcia, przepychanki), niekoniecznie stosownych do naśladowania. Wspólny plac zabaw jest dostępny aktorom, którzy usiłują bawić się jak dzieci, a obecna na widowni najmłodsza publiczność, zamiast śmiać się, patrzy dość sceptycznie, nie wiedząc, co ma zrobić z przypadkowo podrzucanymi kartonami. Na końcu przedstawienia jeden z chłopców brutalnie zgniata karton, by dać upust swoim – jak przypuszczam zawiedzionym – oczekiwaniom.

Inscenizacja „Ojczyzny” mogła zostać oparta chociażby na regułach dwóch gier planszowych, co służyłoby praktyce artystycznej i sprzyjało refleksji filozoficznej. Takie gry dają przykład zasad „działania”, czyli „dramy”, gdyż sposób przemieszczania bądź rozmieszczania pionków na planszy pozwala zyskać kontrolę nad określonym obszarem. Jest w nich także obecny element zasad „myślenia”, które dają się sformułować na podstawie głębokich struktur dyktujących reguły obu gier. Sięgając do tych idei, przedstawienie mogłoby sytuować się w zintensyfikowanym momencie „teraz”, dźwigając brzemię minionego, a zarazem wciąż wychylając się ku przyszłości.

Poznański spektakl „Ojczyzna” nie był podróżą do krainy dzieciństwa. Przypomniał raczej kartkę z kalendarza historii z muzycznym akompaniamentem „Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom…”. Pozbawiony nośnej ściany zmieści się on w jakieś normie, ale nie przetrzyma próby czasu… i może się zawalić.

Fot.: Archiwum Teatru Polskiego w Poznaniu.
Krystyna Miłobędzka: „Ojczyzna”. Reżyseria: Justyna Sobczyk. Dramaturgia: Justyna Lipko-Konieczna. Scenografia i kostiumy: Jakub Drzastwa. Światło: Justyna Łagowska. Muzyka: Rober Piernikowski. Ruch sceniczny: Janusz Orlik. Malarnia Teatru Polskiego w Poznaniu. Premiera: 12 marca 2016.