ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (312) / 2016

Zuzanna Sokołowska,

OBSESJA CIAŁA (STRATEGIE CIELESNOŚCI / CIAŁO JAKO KOMUNIKAT)

A A A
Niedawno w Centrum Sztuki Współczesnej Solvay w Krakowie dobiegła końca wystawa „Strategie cielesności / Ciało jako komunikat”. O tym, że ciało przeżywa prawdziwy renesans w sztuce współczesnej, nikogo specjalnie przekonywać nie trzeba. Wybitna historyczka i krytyczka sztuki Maria Poprzęcka trafnie zauważyła, że ciało zostało dziś brutalnie wywleczone na światło dzienne i poddane szczegółowej ocenie, nieustannie znajdując się pod obstrzałem krytycznego spojrzenia, rejestrującego wszelkie zmiany, niedoskonałości, starzenie się, chorobę. Ciało nie ma dziś łatwo – to brzydkie, niedoskonałe jest natychmiast stygmatyzowane i spychane na margines; nie jest godne łaskawej oceny i łagodnego, pełnego empatii spojrzenia.

O tym, że kultura masowa lubuje się w natrętnym kreowaniu nowych kultów piękna, którym nie mogą sprostać biologiczne predyspozycje ciała, mówi się oczywiście wiele, jednakże ludzie oko jest trudne do obłaskawienia, ujarzmienia. Instynktownie zachwyca się pięknem młodego, dojrzewającego ciała, które ulega wszechobecnej presji, by się nie zestarzeć. Simone de Beauvoir w książce „Starość” pisała, że niemal u wszystkich ludów pierwotnych istniały obrzędy inicjujące wkraczanie w dorosłość, jednakże nie zarejestrowano żadnych, które miałyby wprowadzać w jesień życia. Starość jest czymś na tyle przeraźliwym i trudnym do zaakceptowania, że lęk przed nią potrafi wybudzić wrażliwego delikwenta w środku nocy i doprowadzić go na skraj ciężkiej nerwicy. De Beauvoir przytacza pewną legendę: „Budda, jeszcze jako książę Siddartha, żył zamknięty przez swojego ojca we wspaniałym pałacu. Jednak wymykał się stamtąd nieraz na spacer powozem po okolicy. Pewnego razu napotkał bezzębnego i całkiem siwego kalekę, który przygarbiony, podparty na lasce trząsł się i mamrotał coś niezrozumiale. Zauważywszy zdumienie księcia, woźnica wyjaśnił, że to zwykły starzec. »Jakież to nieszczęście – wykrzyknął książę – że istoty słabe i nieświadome, zaślepione pychą młodości nie widzą starości. Wracajmy szybko do domu. Na co mi oczy i na co mi radość życia, skoro me ciało stanie się kiedyś przybytkiem starości«”(de Beauvoir 2011: 5).

Starość to „wstydliwy sekret, o którym nie wypada mówić”. Za to jak najbardziej wypada mówić o ciele, które w kontekście krakowskiej wystawy stało się przekaźnikiem komunikatów.  Pytanie tylko, czy w ramach cielesności można mówić także o umyśle? Czy o podmiotowości człowieka decyduje tylko jego ciało? Nad tymi problemami zastanawiali się artyści biorący udział w wystawie. Starali się oni wskazać tropy, wokół których określali własną tożsamość, swoją obecność w świecie, gdzie ciało i jego powierzchowność stają się jedynym właściwym kryterium oceny wartości człowieka. Fizyczny wygląd to bowiem dziś nadrzędna wartość estetyczna. Kolejne istotne pytanie stawiane przez artystów związane było z doświadczeniem swojego ciała. Czy potrafimy się w nie wsłuchać, zaakceptować je, oswoić? Jakie komunikaty potrafi nam ono przekazać?

Iwona Demko, niczym analityk medyczny z prawdziwego zdarzenia, analizuje kobiece wydzieliny – obserwuje zmienność pracy organizmu, cykliczność procesów. Kobieca bielizna w kolorze różowym (jest to ukochana barwa artystki), a na niej rozsypany biały proszek, który swoją formą przypomina sól – to obiekt o symptomatycznym tytule „Konsekracja wydzielin” (2016). Demko składa swój osobisty, intymny hołd kobiecemu ciału, pełnemu zmysłowych kształtów i tajemnic, które odkrywane są najczęściej w łazience, podczas porannej i wieczornej pielęgnacji. Dla niej kobiece ciało to świątynia, w której nieustannie zachodzi fascynujący proces powstawania i ginięcia, życia i śmierci. Proces ten został poddany prywatnej obserwacji artystki, która wszystkie wydzieliny ciała traktuje jak relikwie kobiecej egzystencji. W podobnym tonie utrzymane są prace Agaty Agatowskiej i Marty Pabian, która za pomocą czerwonej włóczki imituje menstruacyjną krew w realizacji „Z kobiety” (2016).

Tymczasem Paulina Poczęta dokonuje wizualnej wiwisekcji przemijalności i choroby. Jej pełen napięcia obraz „Gra w kości” (2013) to przykład degradacji ciała poddanego wyniszczającej anoreksji. Bohaterka jej obrazu jest wychudzona; przypomina szkielet, na który naciągnięto skórę wyglądającą tak, jakby miała zaraz ulec uszkodzeniu od kości przesuwających się w rytm wykonywanych ruchów. Twarz młodej dziewczyny przypomina oblicze staruszki zmęczonej życiem, czekającej już na ostateczne dopełnienie egzystencji. Poczęta analizuje kulturową presję, a raczej przymus szczupłego wyglądu, który nie ma nic wspólnego ze zdrowiem. Kontrastem dla tych obrazów stają się rysunki obwisłych brzuchów oraz nadętych od tłuszczu i cellulitu ud, gdzie skóra staje się niezdrowo pofałdowana, zniszczona. Kolejne prace artystki to rysunki kościstych, wręcz wysuszonych i wciągniętych pod żebra brzuchów, chudych nóg i ramion, na których nie widać grama tłuszczu, tylko same mięśnie. Poczęta obserwuje ludzkie ciała z niebywałym szacunkiem, nie ocierając się przy tym o wizualny banał czy szok. Podobnie rzecz ma się z pracami Pauliny Sylwestrowicz, zatrzymującej fizyczność w ruchu, w tańcu, innymi słowy: w mikromomencie absolutnej doskonałości, gdzie ciało osiąga maksimum swojego potencjału.

Marian Stępak w instalacji „Corpus” (2016) analizuje tymczasem brak ciała, jego zniknięcie, rozkład. Realizacja ta przypomina prosektoryjny stół, na którym znajdują się białe tkaniny podobne do koszul, z których został odwinięty pacjent. Nie znajduje się on w zasięgu wzroku widza. Pozostały po nim materiał i pusta, przezroczysta miska. Ciało wyparowało jak woda, którą obmywano zmarłego. Stępak mimowolnie dotyka problemu widzialności tego, co martwe. Karl Ove Knausgård w gigantycznej wielotomowej biografii trafnie zauważył, że współczesna kultura nie jest oswojona ze śmiercią. Widać to zwłaszcza w procesie szybkiego znikania martwych ciał, żeby przypadkiem nikogo nie urazić widokiem rozkładu. Pisarz barwnie opisuje miejsce prosektoriów w szpitalu: niemal zawsze znajdują się one na najniższych piętrach budynku, blisko symbolicznej w tym kontekście ziemi, która niebawem stanie się miejscem spoczynku każdego z nas. Nawiązaniem do tej tanatologicznej tematyki są: portret trumienny Pawła Łyjaka, przedstawiający młodego chłopca w sile życia gwałtownie przerwanego przez śmierć, a także realizacja Zbigniewa Olszyny, który w rysunku „Sex mortem” (2016) przedstawia wręcz nieskończoną ilość ciał w różnych konfiguracjach. Trzeba się dobrze przyjrzeć pracy artysty, multiplikującego do granic możliwości postacie, których widok zaczyna przypominać zbiorowy grób.

Bartek Jarmoliński skonstruował anatomiczne tablice. Nie byłoby w nich nic dziwnego, gdyby nie fakt, że łacińskie nazwy poszczególnych elementów ciała zostały zastąpione nazwami leków. Przy sercu widz znajduje wszelkiej maści medykamenty, które mają wzmacniać układ krążenia, a z topografii głowy można wyczytać informacje o lekach na zęby, dziąsła, zatoki, a nawet łupież. Artysta nawiązuje do naturalnej zdolności człowieka do przedłużania życia, a zarazem do jego naiwnej wiary, że suplementy pomogą zatrzymać, to, co nieubłagane – chorobę i śmierć.

Małgorzata Wojciechowska w cyklu fotograficznym „Zametkowana” (2016) traktuje kobiece ciało jako formę, której kształt zależy od noszonych ubrań. Na jednym ze zdjęć widać kobiecy brzuch z blizną po cesarskim cieciu. Poniżej dostrzec można czarną bieliznę, a na udzie bohaterki tego kadru znajduje się metka określająca rozmiar. Jest to M. M jak matka, m jak „moje, mój, moja” – takie mimowolne skojarzenia powstają w głowie widza, który spoglądając na kadry artystki, widzi przede wszystkim ciało, które wydało na świat nowe życie. W ten sposób fizyczność bohaterki zdjęć Wojciechowskiej stała się naturalna, niewyretuszowana. I w jakiś dziwny sposób zachwycająca.

Dla Agaty Zbylut ciało stało się nośnikiem emocji i osobowości. Na pełnych ekspresji fotografiach składających się na cykl „Love me tender” (2015) artystka uchwycona jest w rozpaczliwych momentach własnej egzystencji. Zasłania swoją twarz dłonią, jednakże widz dostrzega rozmazany makijaż, łzy, zmęczenie i osamotnienie, co automatycznie wyzwala empatię, chęć przytulenia, pocieszenia. Ciało bowiem domaga się nie tylko dbania o nie. Pragnie uwagi, przede wszystkim zaś osobistej czułości, bezwarunkowej akceptacji. I absolutnej wolności. To przecież ono jest naszym towarzyszem aż do ostatniego oddechu. Warto je obserwować, słuchać go, bo jest unikatowym zapisem ludzkiego życia, jego doświadczeń, nie tylko fizycznych, ale także psychicznych. Ciało to fascynująca lektura, którą należy czytać codziennie, rozkoszując się każdym jej elementem. I o tym starała się przypominać krakowska ekspozycja.

LITERATURA:

De Beauvoir S.: „Starość”. Warszawa 2011.
„Strategie cielesności / Ciało jako komunikat”. Kurator: Bartek Jarmoliński. Centrum Sztuki Współczesnej Solvay. Kraków, 3.11.-2.12.2016.