ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (314) / 2017

Sara Nowicka,

TRIUMF CZERWONEGO ŻÓŁWIA (SCOPE100)

A A A
Scope100 na dobre zadomowił się na polskim rynku. Obecny w kilku krajach projekt dystrybucyjny, popularyzujący europejskie kino, właśnie u nas może pochwalić się najlepszym przyjęciem. Zwycięzca pierwszej polskiej edycji Scope, film „Magical Girl” Carlosa Vermuta, zgromadził w kinach ponad siedemnaście tysięcy widzów. Drugie miejsce pod względem frekwencji zajęły Węgry. Wprowadzony tam obraz „Z natury” Ole Giævera i Marte Vold cieszył się ponadczterotysięczną publicznością. Przedsięwzięciu, w którym film wprowadzany do kin wybierają sami widzowie, zaangażowani na podstawie przesłanych zgłoszeń, patronuje w Polsce Gutek Film. Jest to jedna z przyczyn dobrego przyjęcia się u nas Scope100 – Gutek Film to duża i rozpoznawalna firma dystrybucyjna, co nie zawsze można powiedzieć o instytucjach opowiedzianych za projekt w innych krajach. Poza tym Gutek Film przyzwyczaił polskich widzów do kina arthousowego, a właśnie takie prezentowane jest na platformie Scope. Wybrani widzowie mają ponad miesiąc na obejrzenie online produkcji, które cieszyły się zainteresowaniem na festiwalach filmowych w Cannes, Locarno czy Wenecji, i zdecydowanie, który z nich nie tylko jest najlepszy, ale też ma największą szansę na spodobanie się krajowej widowni.

Kiedy w zeszłym roku pisałam o Scope100 (http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=298&artykul=5420), podkreślałam wielki sukces nie tylko zwycięskiego projektu, ale także pozostałych dziewięciu propozycji, które albo trafiły do dystrybucji kinowej, albo pojawiały się na ekranach podczas licznych festiwali. Niestety, druga edycja nie powtórzyła osiągnięcia pierwszej. Na laureata pierwszego miejsca, film „Blokada” Emina Alpera, poszło do kin niecałe cztery tysiące widzów. Choć i tak zdecydowanie przewyższyło to wyniki pozostałych krajów uczestniczących w Scope100 (kolejne miejsca to około dwutysięczna publiczność, zaś w Belgii i Austrii zwycięskie filmy zgromadziły publiczność rzędu 529 i 348 widzów), to rezultat okazał się dla organizatorów i uczestników rozczarowaniem. Pozostałe propozycje również nie wybiły się wśród innych premier filmowych. Do kin trafił jedynie grecki „Chevalier” Athiny Rachel Tsangari, który osiągnął odrobinę większą frekwencję niż „Blokada”, natomiast inne realizacje nie cieszyły się nawet popularnością w obiegu festiwalowym.

Nic dziwnego, że po słabszej edycji zaangażowanie uczestników w projekt i chęć wybrania filmu o jak największym potencjale dystrybucyjnym są jeszcze większe niż przed rokiem. Tym razem liczba propozycji zmniejszyła się do siedmiu bardzo zróżnicowanych gatunkowo produkcji. Trzecią edycję Scope100 wygrał „Czerwony żółw” w reżyserii Michaela Dudok de Wita – niema animacja koprodukowana przez słynne Studio Ghibli. Prosta historia rozbitka odnajdującego miłość imponuje formą i bogactwem kolorów. Już od chwili ujawnienia tytułów tegorocznej edycji film wyrastał na faworyta głosowania. Nic w tym dziwnego: wiele wskazuje na to, że produkcji uda się uzyskać nominację do Oscara, zaś dobre recenzje i wysoka frekwencja w innych krajach pozwalają mieć nadzieję na sukces obrazu również w Polsce, tym bardziej, że Studio Ghibli ma u nas wielu fanów, zaś sam tytuł już cieszy się dobrą prasą, pojawiając się m.in. wśród najciekawszych odkryć roku 2016 redakcji „EKRANów”. Premiera „Czerwonego żółwia” zaplanowana jest na 23 czerwca. Obecnie trwają prace nad plakatem, opisem i zwiastunem filmu, wszak projekt Scope100 nie kończy się wraz z wyborem filmu, ale pozwala uczestnikom poznać kulisy dystrybucji filmowej.

Na drugim miejscu znalazł się film, który zdobył tylko dwanaście punktów mniej niż laureat. Islandzki dramat „Serce z kamienia” Guðmundura Arnara Guðmundssona to film, który już zaskarbił sobie uznanie polskiej publiczności podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Ta z pozoru oczywista historia o dojrzewaniu zaskakuje widza wnikliwością obserwacji bohaterów i nieprzeciętną formą. Wystarczy wspomnieć, że za zdjęcia odpowiada tu Sturla Brandtha Grøvlen, operator pracujący przy „Victorii” i „Baranach. Islandzkiej opowieści”, zaś w soundtracku można usłyszeć m.in. The Sugarcubes. Liczę, że tak jak w poprzednich latach, i tym razem laureat drugiego miejsca znajdzie kinowego dystrybutora. Filmy odznaczające się tak wysokim poziomem artystycznym nie powinny omijać polskich ekranów.

Miejsce trzecie w tym roku zajął film „After Love” Joachima Lafosse’a, gorzka historia rozwodu niegdyś kochających się rodziców dwóch dziewcząt. Reżyserowi nie sposób zarzucić braku psychologicznej wiarygodności, jednak realizacja nie ma scenariusza, który spoiłby kolejne sceny rozpadu małżeństwa i zaogniania się konfliktu. Niewątpliwym atutem tej produkcji jest rola Bérénice Bejo, znanej polskiemu widzowi z „Artysty” i „Przeszłości”.

Wśród pozostałych propozycji znalazł się dokument „A German Life” Christiana Krönesa, Floriana Weigensamera, Rolanda Schrotthofera oraz Olafa S. Müllera, o którym, zgodnie z prośbą producentów, nie mogę pisać, oraz zaskakujący „The Ornithologist” João Pedro Rodriguesa. Portugalski obraz wyróżnia się na tle pozostałych propozycji próbą połączenia różnych konwencji i gatunków filmowych. To surrealistyczna hagiografia, która rozbawiłaby samego Luisa Buñuela, pełna obrazoburstwa, mitycznych postaci i zaskakujących zwrotów akcji. Filmowi można zarzucić nierówność i parę niedociągnięć, jednak niewątpliwie jest on powiewem świeżości, nie tylko w porównaniu do pozostałych tytułów prezentowanych na Scope100, ale także w odniesieniu do większości zeszłorocznych premier. Warto dodać, że Rodrigues został uhonorowany za „The Ornithologist” nagrodą za reżyserię na festiwalu w Locarno.

Również kino społeczne było godnie reprezentowane podczas tegorocznej edycji. Szczególnie ważny w obliczu ostatnich wydarzeń wydaje się „Those Who Jump” w reżyserii Moritza Sieberta, Estephana Wagnera i Abou Bakara Sidibé. Autorzy oddają kamerę w ręce jednego z uchodźców, pokazując piekło migracji oczami samych zainteresowanych. Ten dokument powinien być lekturą obowiązkową dla wszystkich mieszkańców Europy.

Drugą próbą opowiedzenia o współczesnym społeczeństwie jest film „Godless” Ralitzy Petrovej. Bułgarska produkcja silnie kojarzy się z nowym kinem rumuńskim. Werystyczna forma, bezlitosne pokazanie fizyczności bohaterów, przy jednoczesnym podkreśleniu braku wymiaru metafizycznego, może zniechęcić wielu widzów. Jednak sukcesem reżyserki jest zbudowanie niejednoznacznych relacji między postaciami oraz wykreowanie złożonej głównej bohaterki, która nie daje się zamknąć w żadnym schemacie. Film jest zwycięzcą ostatniego Festiwalu Filmowego w Locarno i – jestem pewna – także u nas zyskałby uznanie festiwalowej lub studyjnej publiczności.

Ostatnia edycja Scope to również sukces polskiego kina za granicą. „Ostatnia rodzina” Jana P. Matuszyńskiego wygrała projekt w aż czterech krajach (we Francji, w Czechach, na Litwie i w Austrii). Pozostaje cieszyć się z tego sukcesu i śledzić doniesienia prasowe na temat przyjęcia filmu w zagranicznych kinach. Uniwersalny film młodego reżysera na pewno jest w stanie powtórzyć osiągnięcia „Idy” i „Córek dancingu”. Polski laureat drugiego miejsca, „Serce z kamienia”, wygrał w Portugalii i Szwecji, zaś „After Love” trafi na ekrany węgierskich kin. W Norwegii zwyciężył film „24 tygodnie” reżyserki Anne Zohry Berrache, z Julią Jentsch w roli głównej, pokazywany w Polsce na Festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty.