ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (79) / 2007

,

BRUNO SCHULZ

A A A
„Ekspresje Depresje Euforie”, Luna Music 2007.
Debiut z Kielc, czyli „biez poł litra nie rozbieriosz”, jak mawiają Rosjanie, kiedy dotyka ich ciężka sytuacja.

Pierwszą płytę tego nad wyraz artystycznego zespołu, w którego składzie znaleźli się malarze, rzeźbiarze, graficy i poeci, dodatkowo podkreślający swój związek ze sztuką nazwą, należy uznać za bardzo udany. Niestety jest to sukces jednostronny. Muzycy są sprawni technicznie, grają równo, nie fałszują, jednym słowem dobrze znają instrumenty, którymi się posługują. Co uznać można za tytułowe euforie. Jednak inaczej rzecz się ma, kiedy mówimy o muzyce, czyli przekaźniku emocji i energii. Nie wiadomo, czym zespół się inspiruje, a słuchając płyty można dojść do raczej smutnych wniosków (są to zapewne tytułowe depresje). Można się na niej doszukać wpływów takich wykonawców jak: Ziyo, The Calog, Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach, Robert Gawliński i Marcin Rozynek (szczególnie w zaśpiewach falsetem). „Ekspresje, depresje, euforie” są nudne i sztampowe niczym austriacki emeryt. Płyta staje „okoniem” w uszach. Poszczególne utwory robią wrażenie zlepków nieprzystających do siebie części. Nie ma też wątpliwości, że dla gitarzysty zespołu ulubionym okresem w muzyce są lata 80. Oczywiście nie należy deprecjonować tej dekady, lecz dlaczego twórcy „Ekspresji” odwołują się do najgorszych wzorców, wspomnianego już Ziyo czy Madame? Czy koniecznie muszą naśladować twórczość polskiej tzw. zimnej fali, oferującej słuchaczom trupiarskie dźwięki do „dołerskich” tekstów?

Zespołowi brakuje dystansu do własnych poczynań. Na płycie jest za dużo patosu, teatralnych póz i „poetyckości” w tekstach (wesoły diabeł zaniósł mnie do gwiazd/ zabił ptaki gdy te spały w nocy – „Pi i Sigma”) za mało zaś naturalności i swobody. Przez większość utworów z krążka Bruno Schulza da się przebrnąć, jednak utwór „Biegnę, biegnę, idę, idę” stanowi zaporę nie do przebycia. Tego po prostu nie da się słuchać.