ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (317) / 2017

Pamela Kalisz,

TO TYLKO KONIEC DIALOGU (TO TYLKO KONIEC ŚWIATA)

A A A
Xavier Dolan przyzwyczaił widzów do nietuzinkowego stylu i niemalże teledyskowego przedstawienia świata. Reżyser lubi prowokować kolorami, montażem, prezentowaną historią i kreacją bohaterów. Można zachwycać się jego twórczością lub jej nienawidzić, ale nie można przejść obok niej obojętnie. Określany mianem „genialnego dziecka kina współczesnego”, tworzy filmy wypełnione poszukiwaniami. Proponuje kino zagubienia, będące głosem młodej, zbuntowanej, pragnącej miłości generacji. Co prawda „złote dziecko” już dorosło, wciąż jednak konsekwentnie zgłębia tematykę związaną z określeniem własnej tożsamości (w tym seksualności), a także podejmuje wątek represji społecznych dotykających konkretne jednostki. Dolan uprawia przy tym wnikliwą wiwisekcję rodziny, posługując się określonym kapitałem kulturowym, jaki prezentują poszczególni bohaterowie np. poprzez noszone stroje czy muzykę, która im towarzyszy. Wszystkie te elementy, aczkolwiek z różną intensywnością, dostrzec można w każdym filmie autora.

Autorskości, przejawiającej się zarówno w sposobie ukazania osobistego charakteru opowiadanych historii, jak i w specyficznej, dominującej we wszystkich dzieła formie, nie brakuje również w „To tylko koniec świata”. Wydawać by się mogło, że wyjątkowość stylu wystarczy, aby uznać dzieło za wybitne, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że „skrajność”, będąca cechą charakterystyczną kina Kanadyjczyka, jest wyłącznie pustym opakowaniem, które w jego ostatnim filmie nie niesie żadnej treści. Prezentowane symbole (m.in. zegar z kukułką) stanowią tu bowiem wyłącznie iluzję głębszego znaczenia, będąc zarazem elementami niekompatybilnymi względem wydźwięku dzieła i przypominając zaledwie efektowny szkic.

Xavier Dolan, który dotąd funkcjonował w obrębie X muzy jako rzemieślnik (oprócz reżyserowania, pisze również scenariusze do swoich filmów, gra w nich główne role, projektuje kostiumy, ma duży wpływ na montaż, a często nawet produkuje realizacje z własnych środków), rozpoczyna teraz w swojej zawodowej karierze etap eksperymentów. Twórca zaadaptował na potrzeby filmu kameralną sztukę teatralną Jean-Luca Lagarce’a o tym samym tytule. W „To tylko koniec świata” widz towarzyszy Louisowi (Gaspard Ulliel), pisarzowi, który po dwunastu latach nieobecności w swoim domu rodzinnym powraca na prowincję z zamiarem oznajmienia bliskim, że umiera. Obiecujący zarys fabuły zostaje potraktowany przez reżysera bardzo powierzchownie. Próżno szukać tu identyfikacji z którymkolwiek z bohaterów czy wnikliwej psychologicznej analizy postaci. Film marginalizuje temat choroby oraz homoseksualizmu protagonisty na rzecz pretensjonalności i feerii smutnych twarzy umieszczonych w ciasnych kadrach, które coś do siebie mówią, ale wypowiadane słowa przypominają bardziej bełkot niż dialog. Nikt nikogo nie słucha.

Matka (Nathalie Baye) z nostalgią i rozrzewnieniem nieustannie wspomina przeszłość, jej zbuntowana córka Suzanne (Léa Seydoux) nie stroni od używek i marzy o wyjeździe z miasta, z kolei starszy z synów Antoine (Vincent Cassel) to choleryk z kompleksem niższości, a jego zahukana żona Catherine (Marion Cotillard) otwarcie przyznaje, że nie potrafi swobodnie rozmawiać z innymi ludźmi. Paradoksalnie, akceptacja i przyznanie się do tej „ułomności” pozwalają jej na trzeźwą ocenę sytuacji panującej w domu. Bohaterka patrzy na wszystko jakby z dystansu (być może dlatego, że nie jest spokrewniona z resztą postaci), chociaż wciąż pozostaje niezwykle irytującą osobą: mimo iż po raz pierwszy spotyka Louisa, to – podobnie jak reszta rodziny – oczekuje od niego pewnego rodzaju zaangażowania, pomocy, skruchy, scalenia nadszarpniętych więzi. Pozostali skrywają w sobie zbyt wiele bólu, strachu i niepewności, by otwarcie mówić o swoich uczuciach.

Na ekranie obserwować można niezwykle tandetny chwyt rozmycia obrazu przechodzącego w niemal oniryczne wspomnienia protagonisty; są to zaledwie wymuszone muśnięcia poetyckości. Dominantę filmu stanowią pretensje i kłótnie. Rodzina początkowo nie wie nawet, jak się zachować wobec syna marnotrawnego. Trudności sprawia im zwykłe przywitanie, podczas którego wywiązuje się spór o to, kto w drodze powrotnej ma zawieźć Louisa na lotnisko, choć ten dopiero co przekroczył próg domu. Wszyscy wydają się sobie obcy, ale można zauważyć pewnego rodzaju kult osoby Louisa, który przejawia się w kolekcjonowaniu wysłanych przez niego pocztówek i listów lub śledzeniem każdej wzmianki w mediach na temat pisarza. Wszyscy pragną jego aprobaty, obecności i lgną do niego, co tym bardziej uwidacznia tęsknotę rodziny za ojcem. Członkowie rodziny upatrują w Louisie autorytetu, on jednak nie chce nosić na swoich barkach takiego brzemienia. Jest małomówny, a jednocześnie narcystyczny, portretowany za pomocą grymasów. Zderzenie pragnienia bliskości i odbudowania relacji oraz wygórowanych oczekiwań i żalu pokazuje, jak trudno jest zapełnić pustkę po odejściu bliskiej osoby – nawet wtedy, kiedy ta wciąż żyje.

Możliwe, że krytyczny wobec filmu widz patrzy na taką odmienność audiowizualnego przekazu jak na rodzaj opresji. „To tylko koniec świata” irytuje i denerwuje. To opowieść malowana przepięknym światłem i zderzona z piosenką mołdawskiego zespołu O-Zone „Dragostea Din Tei”. Odbiorca nieprzyzwyczajony do takiego sposobu narracji natrafia na pewnego rodzaju barierę poznawczą i dyskomfort, niemniej jednak taka postawa charakteryzuje całe społeczeństwo, wartości lub postaci, przeciwko którym niezrozumiani i wykluczeni bohaterowie filmów Dolana się buntują. I koło się zamyka, bo może tak należałoby odczytać ten tekst kultury i szukać sensu na siłę. A może po prostu Xaviera Dolana tym razem zawiodła reżyserska intuicja? Wyróżnienia filmu w Cannes na to nie wskazują, ale tam też obraz spotkał się z ostrą krytyką. Widocznie nawet geniusz może czasem przeszarżować.
„To tylko koniec świata” („Juste la fin du monde”). Scenariusz i reżyseria: Xavier Dolan. Zdjęcia: André Turpin. Obsada: Gaspard Ulliel, Vincent Cassel, Nathalie Baye, Marion Cotillard, Léa Seydoux i in. Produkcja: Kanada, Francja 2016, 97 min.