ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (317) / 2017

Kati Fado,

WIERSZE

A A A
ślad

to wkucie w przeszklenia. albo reszta rozbita

w nominałach światła. kroi się ciąg powtórzeń.

krakanie. wychodzę z kadru przez ból, psując tło

fabularyzowane. rzecz jest o dochodzeniu, deja vu



w przekrwionych milach, przez wątki odebrane siłą

nieważkości. nie pytali: czy ciało nosi znamiona?

surowców wtórnych. w uszkodzonym pokrowcu

fabrycznie – z surowicy imienia – wycieka i rośnie



w interpretacji chóru niechciana, wyparta po skazę.

pierwotna, potworna prawda? krzepliwość w szmatę.

gorliwi w służbie usuwają starannie linie papilarne.

nierokujące? paznokcie i włosy w utylizacji, ruch



w deklinacji, w niszczarce podanie o przywrócenie:

rozkład – układ? smarowany wazeliną, na sinym ciele

rozrastają się kolonie sinic. noc kryje. ugory zalesione

pod samo-sądny wyrąb. przez się – unicestwienie

ciśnie się na wygłodzone w śpiewie usta, dominuje



motto klątwy, jad kiełbasiany, broń, kosmetyk -

trwa rekonstrukcja. ostatnie drgania wygładzone,

wyciszone od lepszej reszty. bilonem lat świetlnych

nie wskrzesisz mnie w poświacie przydymionej



przetopiona w ołów chwytam kontrast. przechylam

pod kątem wynurzeń, przebarwień. jakby w ziemi

zgrzyt narzędzi, puszek, szelest folii – publiczność



wychodzi,

to ślad, że w środku – coś się zaczyna.



krótki wiersz o miłości

miłość przekarmiła się naiwnością. znoszę wyrzeczenia. zwyrodnienia

pamięci. poza zasięgiem ciała: obce w ruchu odwróconym. nieprzytomne

ptaki – w zasięgu wypalonej trawy. miłość odchodzi przez roztargnienie

i ciężar. prochu mgliste konstrukcje – w nich procesje, obecnych inaczej

jak plamy siarki w oczach – te momenty panowania ciszy i znamiona

rozrastają się: otępienia, dysfunkcje, rozkład – miłość opowiada

anegdoty o zmarłych. przerośnięte niemowlę ssie zwęglony palec.



nienazwani tworzymy napięcia

w prześnieniach, w płytkich opóźnieniach na złączach

tańczymy lunatyczni. nierozróżnialni wsiąkamy w tło. tu

szelest skrzydeł zagęszcza się – ćmy spoczywają w ustach,

dając świadectwo temu, co jest w nas jasne. szukamy ujścia

i wycofujemy się – z mocą dalekobieżnych przebarwień

zastygamy w odłamkach ciemności.

i nic nam do tego – nie dodano, prócz tej krwawej rysy

przez stałą ekspozycję znikającego obrazu.