
Aneta Kamińska, Julija Musakowska,
WIERSZE
A
A
A
***
co jest w twojej walizce przetrwania – pytają mnie
jak to – jeszcze nie spakowałaś swojej walizki przetrwania
skąd mam wiedzieć co w niej jest skoro nie
odczuwałam wcześniej trwogi takiej przenikliwej
naprędce nadrabiam – co wezmę sobie
szczotkę starą do włosów dziurkę w głowie plamy od jagód
na dziecięcej koszulce
Lubelszczyznę Kaukaz i Sybir –
zetknięcie we Lwowie skręcone drutem pstrokatym
który mam zamiast żył
który pręży się w środku
wczepiony w ziemię korzeń nie puszcza ciągnie
głęboko
rzeczy z rąk wypadają – ręce mamo moje dziurawe
urwie się tylko ten drut – i mnie zabraknie
po co ta walizka kilka wyblakłych fotografii
żeby dzieci mogły rozróżniać swój zew krwi
leki woda kserokopie dokumentów radio
w którym ledwo się tli
ledwo dyszy
rock’n’roll
***
Kobieta, która rodzi tylko synów,
lepiej niż inni wie, co to znaczy wypuszczać.
Skulony przy jej nogach białowłosy śnieg
z oddaniem podnosi na nią źrenice-kratery.
Cicho siedzieć – uroni kącikiem ust,
do kogo naprawdę – trudno zrozumieć.
Pod futrem domyśla się krwi kłującej i nowej,
powstrzymuje się, choć w gardle skrobie mysz.
Przypięte do serca metalowe nitki
rozrywają na wszystkie cztery strony świata –
więcej do niej nie należy nic, za kim
wypatrywać oczy, dopóki się nie rozwidni.
Umie iść małymi krokami, ale do końca,
umie znajdować siłę, kiedy jej już nie ma.
W kieszeniach dzwonią dziesiątki kul,
złapanych w pół drogi do celu,
ale wciąż za mało.
Przyrosła włosami do nieba i w głąb
między martwe liście wpełza ubranie,
pęka pod nogami ziemia jak ciepły chleb,
słodko tak, wilgotno i spokojnie.
Śnieg wtula się nosem w szyję i nie daje
uklęknąć, wytrąca, powraca do rzeczywistości.
Czarne czasy,
kiedy wierzyć nie możesz swojemu psu –
trzeba będzie chyba zmienić się w kamień.
Bez łańcucha przywiązany, zawsze przy nogach.
Oderwała z mięsem, swego czasu dała wolność.
Wypuściła. Ze wszystkich został tylko śnieg,
wyludniony, nastroszony, niezagojony.
***
Co chowamy między arkuszami papieru, zakładkami świata?
Jesień wycina nasze postacie z liści, palcem rozkołysuje.
Jesteśmy prawie jak cienie byłych nas. Posmak późnych jagód.
Jesień trzyma się raźno, krzyżuje nad głowami dziurawe sztandary.
Wiązką przemian nagłych, zakurzoną drogą,
słońca żółtkiem rozlanym, zwierzątkiem przestraszonym,
zaniepokojeniem każdego źdźbła, promienia, pajęczyny,
w jesieni rezonujemy,
bezkarni i nieprzebaczalni.
Nadzy jak przy narodzeniu,
wtłoczeni w ból i zimno,
obserwujemy, jak jesień
zamyka koło.
Przełożyła Aneta Kamińska
Fot. Fot. Natalija Rajinyk
co jest w twojej walizce przetrwania – pytają mnie
jak to – jeszcze nie spakowałaś swojej walizki przetrwania
skąd mam wiedzieć co w niej jest skoro nie
odczuwałam wcześniej trwogi takiej przenikliwej
naprędce nadrabiam – co wezmę sobie
szczotkę starą do włosów dziurkę w głowie plamy od jagód
na dziecięcej koszulce
Lubelszczyznę Kaukaz i Sybir –
zetknięcie we Lwowie skręcone drutem pstrokatym
który mam zamiast żył
który pręży się w środku
wczepiony w ziemię korzeń nie puszcza ciągnie
głęboko
rzeczy z rąk wypadają – ręce mamo moje dziurawe
urwie się tylko ten drut – i mnie zabraknie
po co ta walizka kilka wyblakłych fotografii
żeby dzieci mogły rozróżniać swój zew krwi
leki woda kserokopie dokumentów radio
w którym ledwo się tli
ledwo dyszy
rock’n’roll
***
Kobieta, która rodzi tylko synów,
lepiej niż inni wie, co to znaczy wypuszczać.
Skulony przy jej nogach białowłosy śnieg
z oddaniem podnosi na nią źrenice-kratery.
Cicho siedzieć – uroni kącikiem ust,
do kogo naprawdę – trudno zrozumieć.
Pod futrem domyśla się krwi kłującej i nowej,
powstrzymuje się, choć w gardle skrobie mysz.
Przypięte do serca metalowe nitki
rozrywają na wszystkie cztery strony świata –
więcej do niej nie należy nic, za kim
wypatrywać oczy, dopóki się nie rozwidni.
Umie iść małymi krokami, ale do końca,
umie znajdować siłę, kiedy jej już nie ma.
W kieszeniach dzwonią dziesiątki kul,
złapanych w pół drogi do celu,
ale wciąż za mało.
Przyrosła włosami do nieba i w głąb
między martwe liście wpełza ubranie,
pęka pod nogami ziemia jak ciepły chleb,
słodko tak, wilgotno i spokojnie.
Śnieg wtula się nosem w szyję i nie daje
uklęknąć, wytrąca, powraca do rzeczywistości.
Czarne czasy,
kiedy wierzyć nie możesz swojemu psu –
trzeba będzie chyba zmienić się w kamień.
Bez łańcucha przywiązany, zawsze przy nogach.
Oderwała z mięsem, swego czasu dała wolność.
Wypuściła. Ze wszystkich został tylko śnieg,
wyludniony, nastroszony, niezagojony.
***
Co chowamy między arkuszami papieru, zakładkami świata?
Jesień wycina nasze postacie z liści, palcem rozkołysuje.
Jesteśmy prawie jak cienie byłych nas. Posmak późnych jagód.
Jesień trzyma się raźno, krzyżuje nad głowami dziurawe sztandary.
Wiązką przemian nagłych, zakurzoną drogą,
słońca żółtkiem rozlanym, zwierzątkiem przestraszonym,
zaniepokojeniem każdego źdźbła, promienia, pajęczyny,
w jesieni rezonujemy,
bezkarni i nieprzebaczalni.
Nadzy jak przy narodzeniu,
wtłoczeni w ból i zimno,
obserwujemy, jak jesień
zamyka koło.
Przełożyła Aneta Kamińska
Fot. Fot. Natalija Rajinyk
Zrealizowano dzięki wsparciu finansowemu: Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Samorzadu Województwa Slaskiego, Fundacji - Otwarty Kod Kultury | ![]() |
![]() |
![]() |