ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (322) / 2017

Marta Baron-Milian,

PAMIĘCIOMATY I MEMCOINY (GRZEGORZ MARZEC: 'EKONOMIA PAMIĘCI')

A A A
Język ekonomii ma potężną moc kolonizowania kolejnych dziedzin humanistycznego dyskursu. Nie chodzi tu jednak o (zdecydowanie przecież niezbędne) ujmowanie kultury w perspektywie ekonomicznych czynników determinujących, usytuowania jej w polu, w którym krzyżują się przeróżne zewnętrze determinanty. Chodzi raczej o język, teorię, a – być może zwłaszcza – metaforykę ekonomiczną, w starciu z którą ruch oporu różnych przestrzeni humanistyki okazuje się wyjątkowo słaby. A właściwie to dość chętnie i często kapituluje pod naporem kolejnych ekonomicznych metafor i teorii, które zdają się i wyjątkowo efektywne, i efektowne dla opisu zjawisk kulturowych, literackich, artystycznych, językowych, pamięciowych, społecznych itd. Zdecydowanie rzadziej obserwujemy natomiast próby wypracowania czy poszukiwania (np. w literaturze) alternatywnych wobec tych narzuconych nam przez samą ekonomię sposobów mówienia o indywidualnych i wspólnotowych ekonomicznych doświadczeniach albo próby radzenia sobie z opresją ekonomicznego systemu, której wszyscy podlegamy. Nawet gdyby miały to być próby z gruntu utopijne.

„Pamięć ma swoją specyficzną ekonomię (jak również związaną z nią politykę), która jest często ukrytą przesłanką albo motorem napędowym wszelkich dyskursów pamięciowych” (s. 242) – to podstawowe założenie refleksji Grzegorza Marca zawartych w książce „Ekonomia pamięci”. Trudno odmówić mu słuszności, bo przecież z całą pewnością „pamięć nie jest w stanie wyzwolić się z powiązań ekonomicznych” (s. 262). Zastosowanie pryzmatu ekonomii dla opisu mechanizmów pamięci jest bez wątpienia ruchem bardzo ciekawym (choć zdecydowanie nie nowym) i pozwala badaczowi na wyeksponowanie napięć, do jakich dochodzi nieustannie na linii spotkania pamięci i historii, teraźniejszości z przeszłością, dyskursu badań nad pamięcią z jej politycznym wykorzystaniem. Punkt wyjścia ekonomii pamięci stanowi dla Marca przekonanie, że pamięć nie jest walutą niewymienną, ale przeciwnie: „to wartość doskonale wymienna, mająca swoją cenę” (s. 26). Tym zaś, co intryguje najbardziej wydaje się fakt, że to ekonomiczne uwikłanie badań nad pamięcią, jak twierdzi autor, pozostaje ich „ślepą plamką czy rodzajem nieświadomości” (s. 262). Marzec pisze jednak w zacytowanym powyżej fragmencie o „specyficznej ekonomii pamięci” – podstawowe pytanie, które nasuwa się przy lekturze książki, związane jest z tym, na ile tę specyfikę pamięciowej ekonomii rzeczywiście udaje się pokazać, a na ile projekt opiera się na ekonomicznych metaforach i – zwłaszcza – rynkowych analogiach, wykorzystywanych tu do opisu mechanizmów pamięciowych.

W jednej z notek na książkowym skrzydełku znajdujemy zapowiedź, że „Ekonomia pamięci” „może zirytować”. Powiem więcej, irytuje, a miejscami nawet złości, ale zapewne dlatego chce się o niej pisać (choć z konieczności można nawiązać tu do zaledwie kilku wątków spośród bardzo wielu, które do podjęcia zachęcają). Wszystko zaczyna się od szeregu zaprzeczeń. Autor „Ekonomii pamięci” nie chce, by jego książkę postrzegać jako przynależącą do nurtu badań pamięciowych. Jak twierdzi, „jest to raczej diagnoza pewnej niejasności, która towarzyszy tym badaniom – a w szerszej perspektywie również (…) próba opisu humanistyki dzisiaj. Badania pamięciowe odgrywają tu jednoczesną rolę synekdochy i egzemplum; stanowią w mojej ocenie najłatwiejszy pod względem analitycznym przypadek wysoce problematycznego splotu teorii naukowej z ekonomią, polityką i władzą. I właśnie o tym będzie ta książka” (s. 11). Napotykamy jednocześnie na deklaracje, że nie jest to ani praca literaturoznawcza, ani przynależąca do ekonomii, ani do dziedziny, którą Marzec nazywa „ekonomiką kultury” (Cultural Economics).

Choć, jak stwierdza autor, nie jest to praca literaturoznawcza, duża jej część poświęcona została literaturze. A nawet jeśli w kolejnych rozdziałach schodzi ona na plan dalszy, to jednak dokonywane w drugiej części książki analizy tekstów, publicznych wypowiedzi czy – szerzej – dyskursu przeprowadzano przede wszystkim (choć rzecz jasna nie tylko) za pomocą narzędzi wypracowanych przez badania literackie. Niemniej jednak, to nie ta druga część książki, a właśnie punkty, w których autor pozostaje najbliżej literatury, próbując zarazem wytworzyć specyficzny dla ekonomii pamięci język opisu, są w książce zdecydowanie najciekawsze. Marzec wyszukuje swoiste „pamięciomaty”, czyli takie teksty, które jego zdaniem stanowią „odyseję ku najgłębszym tajemnicom pamięci i które z pamięci czynią swój podstawowy problem” (s. 29). Najważniejsze dla całej refleksji „pamięciomaty” będą przede wszystkim dwa: „Hamlet” Williama Szekspira i „Konrad Wallenrod” Adama Mickiewicza. Tło dla ich analiz budują natomiast liczne odwołania do tekstów dawnych (pojawiających się, trzeba przyznać, dość „przygodnie”, przeplatanych kontekstami współczesnymi, jak nieoczekiwanie wprowadzona jako przykład proza Philipa K. Dicka) i – przede wszystkim – romantycznych. Ich odczytania są zresztą miejscami naprawdę fascynujące, pokazując różne ścieżki, jakie wydeptuje sobie ekonomiczna metaforyka w obszarze literackiej refleksji nad pamięcią. Równie ciekawa, a może nawet najciekawsza, bywa wędrówka autora po etymologicznych tropach, na przykład wówczas, gdy analizuje on związki pamięci i namiętności, zestawiając ze sobą ich źródłosłowy (pa-mięćna-mięć). Marzec w tej części książki zdecydowanie potrafi zaskoczyć i tak też dzieje się chociażby w przypadku reinterpretacji rozważań Ireneusza Opackiego nad sentymentalną i romantyczną funkcją pamiątki, które pokazane zostają jako wyjątkowo ważny punkt w budowaniu romantycznej ekonomii pamięci.

W obszarze tego rodzaju analiz zwraca jednak uwagę istotne pominięcie znaczącego już pola badań nad związkami literatury i ekonomii, rozwijających się (dynamicznie przynajmniej od lat siedemdziesiątych, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Francji) wokół bardzo różnych teorii, metodologii i zagadnień. Autor wspomina jedynie o ekonomice kultury (do której zresztą jego książka również, jak twierdzi, nie należy), sytuującej kulturę w perspektywie ekonomii i nauk społecznych, obejmującej w większości problemy właściwe socjologii literatury. Oczywiście wcale nie chodzi o konieczność oddawania sprawiedliwości poprzednikom z różnych stron świata. Faktem jest jednak, że rekonstruowana w ogromnej mierze w oparciu o teksty literackie (co stanowi, warto podkreślić, najciekawszą część książki), ekonomia pamięci zostaje nieco zawieszona w ten sposób w teoretycznej i historycznoliterackiej próżni. Trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Tym bardziej, że wątki bardzo zbliżone do poruszanych w książce znajdujemy u wielu badaczy z kręgu amerykańskiego New Economic Criticism (Marc Shell, Martha Wodmansee i inni), u badaczy francuskich (Jean-Joseph Goux, badający m.in formy symboliczne w polu wzajemnych oddziaływań kultury, polityki, historii i ekonomii) czy niemieckich (przede wszystkim Jochena Horischa, którego badania na przykład nad wątkami ekonomicznymi u Szekspira, a zwłaszcza nad niemieckim romantyzmem stanowią ważny kontekst dla ekonomii pamięci, rekonstruowanej przez Marca także na podstawie, kluczowej dla całej jego argumentacji, twórczości polskich romantyków).

We wstępie autor tłumaczy również powody całkowitego odrzucenia pojęcia traumy, wydającego mu się nieużytecznym dla badań pamięci kulturowej, która przebywszy drogę „społecznej destylacji” (s. 23), przestaje „być traumatycznym doświadczeniem jednostek bądź grup ludzkich”, przekształcając się w „pewną formę społecznie uznawanej świadomości” (tamże). Zbiorowa, historyczna czy kulturowa trauma nie znajduje się tu w kręgu zainteresowań, choć niestety niejednokrotnie w argumentacji odczuwalny jest brak odniesień do teorii wypracowanych przez badania nad traumą historyczną, które mimo wstępnych wyjaśnień byłyby tu cennym kontekstem.

Wróćmy jednak do metafor i analogii, bo wydaje się, że niestety to właśnie na ich poziomie kończy się wielokrotnie refleksja nad ekonomią pamięci. Czasami można odnieść wrażenie, że język ekonomii staje się tu zręczną i trzeba przyznać efektowną, ale jednak metaforą opisu mechanizmów rządzących pamięcią: i tak mowa o wielkim banku pamięci, o ekonomii pamięci, która staje się pamięciową gospodarką, memcoinach jako środkach płatniczych, które umożliwiają wymianę, samoregulującym się rynku pamięci, kapitale, który stanowią treści symboliczne, czy o prowadzącej do hiperinflacji nadprodukcji pamięciowej waluty. Projektem Marca rządzi przeświadczenie, że analogią dla pamięci (która okazuje się tu równoznaczna z pamięcią zbiorową) może być wspólna waluta – jednostka monetarna, która łączy, a nie różnicuje.

Ta ekonomia pamięci budowana jest więc przede wszystkim w oparciu o analogię, która zdaje się główną i najczęściej pojawiającą się w tekście figurą, służącą ukazaniu zarówno właściwości samej pamięci, jak i cech dyskursu badań pamięciowych. Marzec zarysowuje więc szeregi podobieństw i równoległości, które zachodzą pomiędzy sferami pamięci i ekonomii, a zwłaszcza pomiędzy dyskursami, wykorzystywanymi dla ich opisu. Obserwacje te bywają ciekawe, ale jak to w przypadku analogii bywa, trudno oprzeć się wrażeniu, że wielokrotnie przybierają formę nazbyt dużych uproszczeń, a zyski z nich płynące są niejednokrotnie przede wszystkim retoryczne. Natomiast straty, biorące się z faktu, że obszarem zderzenia pamięci z ekonomią rządzi analogia, są przede wszystkim dwie. Ujawniają się tu problemy z wypracowaniem nowego – ekonomicznego – idiomu dla badań pamięciowych i pokazaniem specyficznych, odmiennych mechanizmów o charakterze ekonomicznym, które rządzić by miały pracą pamięci. W zamian za to poszukuje się tu raczej równoległości i pokrewieństw, co najlepiej widoczne staje się w kluczowych dla książki tezach (których waga podkreślona zostaje zresztą także przez samego autora): „Jeżeli (…) kategoria obowiązku nie wkracza w obszar pamięci kulturowej – to sama ta pamięć zaczyna zachowywać się jak samoregulujący się rynek, który rządzi się prawami ekonomii liberalnej. Naczelną zasadą tego rynku jest niczym nieskrępowany i nieregulowany przepływ kapitału. Kapitał stanowią treści symboliczne, które są przedmiotem upamiętniania (…). Rynek ten ze swej istoty jest jednocześnie wysoce podatny na prowadzącą do hiperinflacji nadprodukcję pamięciowej waluty” (s. 45-46).

Cała konstrukcja ekonomii pamięci w książce Marca zaczyna być jednak tworem dość chwiejnym wówczas, gdy autor wskazuje na przykłady „współczesnej realizacji wypracowanej przez Mickiewicza gramatyki pamięciowej” (s. 132), za jednym zamachem wymieniając motto konwencji upamiętniającej Lecha Kaczyńskiego „Pamięć i zobowiązanie” (z grudnia 2010 roku) oraz tytuł deklaracji PiS z 2007 roku „Pamięć i odpowiedzialność”, a kilka zdań dalej stwierdzając zaledwie w kilku słowach, że „odpowiedzialność jest również jednym z częstszych pojęć wymienianych w kontekście pamięci Holokaustu” (tamże). Mają to być wspomniane dwa przykłady „współczesnej realizacji wypracowanej przez Mickiewicza gramatyki pamięciowej” (w odniesieniu do Konrada Wallenroda) – trudno mówić tu jednak tylko o uproszczeniu co do pojmowania funkcjonującego w przestrzeni publicznej związku pamięci i obowiązku. Skutki retorycznego zabiegu są znacznie poważniejsze, błyskawicznie zmieniają bowiem sposób odbioru lektury. Największy problem sprawiają natomiast te części książki, w których autor próbuje poddać analizie to, co nazywa pamięcią lewicową i pamięcią prawicową. W całej „Ekonomii pamięci” posługuje się abstrakcyjnymi pojęciami „lewica” i „prawica”, którym brakuje historycznego i teoretycznego zakorzenienia. Wyraźnie widoczne jest również niemal zupełne pominięcie jaskrawych różnic ideowych na lewicy.

Marzec, analizując pamięć przez pryzmat ekonomii, nierozerwalnie związanej z politycznym działaniem, pokazuje trafnie, że zarówno lewicowe, jak i prawicowe strategie kreowania i wykorzystywania pamięci zbiorowej nie są i nie mogą być neutralne, w oczywisty sposób podporządkowując się politycznym projektom i ukierunkowanym dążeniom – to przekonanie, z którym trudno się nie zgodzić. Szczegółowe analizy oparte są jednak już na bardzo dużych uogólnieniach, powodujących, że niektóre wnioski wydają się co najmniej kontrowersyjne. Autor przeciwstawia prawicowy partykularyzm lewicowemu uniwersalizmowi i choć podkreśla konieczność nieustannego niuansowania ostro zarysowanych pojęć i przeciwieństw, to jednak finalnie zawsze sprowadza je do binarnych opozycji, które choć niewątpliwie retorycznie zręczne, prędko obnażają swoją uogólniającą moc, a wielokrotnie niestety i nieadekwatność. Jedna z najważniejszych budowanych tu analogii wiąże się z zestawieniem interwencjonizmu politycznego w sferze upamiętniania z interwencjonizmem państwowym w dziedzinie wolnego rynku. Trudno doszukać się podobnych ujęć w poddawanych tu krytyce badaniach pamięciowych, trudno też zgodzić się na zestawienia i przypisać im jakąś szczególną możliwość innego działania poza retorycznym.

Z podobną sytuacją mamy na przykład do czynienia w przypadku bezkolizyjnego przejścia pomiędzy uniwersalizmem i kosmopolityzmem, mającymi charakteryzować dążenia lewicy – autor co prawda odnotowuje znaczeniowe różnice, ale zdają się one mieć niewielkie znaczenie w dalszej argumentacji prowadzącej wprost do tezy o dezindywidualizacji pamięci przez lewicę: „Innymi słowy – monetaryzacja pamięci, przemienianie pamięci w memcoiny, jest strategią przede wszystkim lewicową. Co oznacza ni mniej, ni więcej – i w tym właśnie tkwi paradoks – że w dziedzinie pamięci myślenie lewicowe okazuje się najbardziej kapitalistyczne albo klasycznie liberalne, w każdym razie – w stopniu dużo wyższym niż w przypadku pamięci prawicowej” (s. 235). Przypisywana tu lewicowym dążeniom programowa dezindywidualizacja w sensie ekonomicznym miałaby być właśnie klasycznie liberalna, co stałoby w sprzeczności z „ideowo-polityczną lewicowością” (tamże) i odnosiłoby odwrotny skutek niż zaprojektowany przez teorię. Z drugiej strony, zdecydowanie niedowartościowana jest natomiast refleksja nad tym, w jaki sposób pozycja władzy pozwala na manipulacje w sferze pamięci i ich wykorzystywanie w poszukiwaniu własnej legitymizacji. Wyraźne staje się pominięcie opresyjnych działań związanych z polityką pamięci prowadzoną przez prawicę, kwestii instrumentalizacji pamięci zbiorowej i podporządkowania politycznym projektom, manipulacji nieuchronnie związanych z walką o hegemonię.

Przestrzenią niedostatecznie tu wykorzystaną zdaje się również ta dzieląca pamięć i historię, nadająca się szczególnie dobrze do opisu w kategoriach ekonomicznych. Ważna, wykazana przez Marca ambiwalencja pamięci w obszarze jej politycznego wykorzystania była przez badaczy opisywana i potwierdzana wielokrotnie. By wspomnieć chociażby rozważania Michela Foucaulta nad przeciw-historią, której zadanie stanowiło nie umacnianie władzy, lecz jej krytyka i gest swoistego zerwania, mający charakter rewolucyjny, choć nie pozbawiony – jak pisał – „strategicznej dwuznaczności”. Tematem książki Marca jest jednak przede wszystkim pamięć zbiorowa, która w odpowiednich warunkach uprawomocnienia przez władzę przechodzi na stronę historii. Dla Pierre’a Nory pamięć daje prawo do własnej opowieści tym, którzy nie mieli prawa do historii – i w opozycji do tej ostatniej, która jest jedna i jest domeną zbiorowości, pamięć występuje w liczbie mnogiej, nieuchronnie związana z tym, co prywatne. Zarówno dla Foucaulta, jak i dla Nory przeciw-historia i pamięć mają moc destabilizującą względem forsowanej za pośrednictwem władzy historii, będąc swoistym ruchem oporu. Nie ma jednak wątpliwości, że ów emancypacyjny potencjał pamięci z wielką łatwością przechodzi w swoje przeciwieństwo, wiążąc się z interesami władzy. Ewa Domańska ujmowała rzecz następująco: „(…) zainteresowanie pamięcią może być widziane zarówno jako ruch przeciwko nacjonalizmowi, jak i jako ruch go wspierający. I tak, te same źródła, które dla jednych stanowią podstawę walk przeciwko dominującemu systemowi, dla drugich go legitymizują (i odwrotnie)” (Domańska 2006:224). A zdaniem Foucaulta, w ten sposób „ochrypła pieśń ras” miałaby stawać się „administracyjną prozą państwa” (tamże). Ekonomia pamięci obrazuje ogrom tych niebezpieczeństw.

LITERATURA:      

Domańska E.: „Historie niekonwencjonalne. Refleksja o przeszłości w nowej humanistyce”. Poznań 2006.
Grzegorz Marzec: „Ekonomia pamięci”. Instytut Badań Literackich PAN. Warszawa 2016.