
MASKI (BATMAN: DETECTIVE COMICS. TOM 7: ANARKY)
A
A
A
Najnowszy tom serii prowadzonej przez Francisa Manapula i Briana Buccellato rozpoczyna tym razem krótka historia przygotowana przez Benjamina Percy’ego – bestsellerowego pisarza, który zaczął w ten sposób swój flirt z komiksami DC (obecnie odpowiada za regularną serię Green Arrowa). Autor przekuwa na rzecz fabuły przerażająco dziś aktualne zagrożenia terrorystyczne, szczególnie te związane z atakami bronią biologiczną. Na lotnisku w Gotham City awaryjnie ląduje samolot, przebijając się do głównego terminalu. Okazuje się, że na pokładzie zalegają martwe ciała poddane przyspieszonemu procesowi starzenia ze względu na szalejący w środku tajemniczy wirus, a po otwarciu drzwi maszyny uwięzieni na lotnisku ludzie mają przed sobą tylko osiem godzin życia. Batman, którego zaczyna zawodzić ciało, musi teraz namierzyć szalonego ekoterrorystę – oczywiście bez ruszania się z miejsca.
Nie da się ukryć, że Percy przede wszystkim stawia na rozrywkową stronę opowieści, bo rozwiązania fabularne są tutaj bardzo naiwne – szczególnie zabawnie wygląda przypadkowość, gdyż każdy z bohaterów znajduje się akurat w odpowiednim miejscu, żeby wypełnić kluczowe zadanie, chociaż czasu jest naprawdę niewiele. Kuleje też pośpieszne zakończenie, dyktowane ilością miejsca – urywające całkiem sprawnie napisaną b-klasową opowiastkę epidemiologiczną, podsumowaną myślą żywcem wyjętą z chińskiego ciasteczka. Na szczęście minusy wyrównują świetne rysunki Johna Paula Leona, przywodzące na myśl dokonania Seana Phillipsa albo Francesco Francavilli – mocno zatopione w tak bliskim Batmanowi klimacie noir, gdzie Dave Stewart czaruje kolorami, przyozdabiając odcieniami żółci lokalizacje w Gotham, zielenią i czernią – wnętrze samolotu, a przestrzenie poza miastem ubarwia głównie fioletem oraz czerwienią.
Zupełnie w innym stylu przedstawiona jest tytułowa historia Anarky’ego – kolejnego terrorysty, kreowanego na kogoś w stylu ucieleśnionego lidera kolektywu internetowych aktywistów z Anonymous. Szerzy chaos, kasuje wszelkie elektroniczne dane mieszkańców miasta i – wyposażając ich w białe maski – daje im wolną rękę do szerzenia anarchii. Na szczęście scenarzyści nie idą prostą drogą i nie powtarzają oryginalnej opowieści o Anarkym – używają całkiem zgrabnej wolty fabularnej, mieszając do historii Szalonego Kapelusznika (za którym stoi naprawdę upiorna historia). Bawią się klasycznym konceptem i w pełni wykorzystują odświeżające uwarunkowania świata Nowego 52. Nie jest to jakiś złożony komentarz na temat anarchistycznej wolności wynikającej z anonimowości – mamy do czynienia przede wszystkim z superbohaterskim czytadłem. Całość została jednak napisana bardzo zgrabnie, świetnie zarysowany Bullock nadal ma znaczące miejsce w runie Manapula/Buccellato, a strona wizualna (może i na dłuższą metę zbyt kreskówkowa, kolorowa oraz odbiegająca od poważnego wątku fabularnego) prezentuje się znakomicie.
Album „dopakowano” jeszcze dwoma zeszytami. Pierwszy to poprawna historia jednego z bohaterów „Anarky’ego”, który musi dotrzeć do swojej matki podczas wyniszczającego Gotham ataku Jokera (natykając się po drodze na bat-rodzinę). Drugi natomiast został osadzony pięć lat w przyszłości, gdzie Batman (z pomocą niby zresocjalizowanego Riddlera) musi powstrzymać Calendar Mana. Mówiąc krótko: opowieść podporządkowana całkiem niezłemu finałowi. To dwa nieskomplikowane wypełniacze miejsca, które jednak szybko ulatują z pamięci.
„Anarky” trzyma poziom poprzedniego tomu duetu Francis Manapul/Brian Buccellato, tym razem uzupełnionego o jeszcze świeższą krew. Nic z tego albumu nie będzie w przyszłości ważnym elementem mitologii Mrocznego Rycerza, ale całość stanowi całkiem przyjemną, bezbolesną lekturę, upstrzoną bardzo dobrymi rysunkami. Fani serii z pewnością się skuszą, nowym czytelnikom polecam najpierw przygodę z tomem szóstym.
Nie da się ukryć, że Percy przede wszystkim stawia na rozrywkową stronę opowieści, bo rozwiązania fabularne są tutaj bardzo naiwne – szczególnie zabawnie wygląda przypadkowość, gdyż każdy z bohaterów znajduje się akurat w odpowiednim miejscu, żeby wypełnić kluczowe zadanie, chociaż czasu jest naprawdę niewiele. Kuleje też pośpieszne zakończenie, dyktowane ilością miejsca – urywające całkiem sprawnie napisaną b-klasową opowiastkę epidemiologiczną, podsumowaną myślą żywcem wyjętą z chińskiego ciasteczka. Na szczęście minusy wyrównują świetne rysunki Johna Paula Leona, przywodzące na myśl dokonania Seana Phillipsa albo Francesco Francavilli – mocno zatopione w tak bliskim Batmanowi klimacie noir, gdzie Dave Stewart czaruje kolorami, przyozdabiając odcieniami żółci lokalizacje w Gotham, zielenią i czernią – wnętrze samolotu, a przestrzenie poza miastem ubarwia głównie fioletem oraz czerwienią.
Zupełnie w innym stylu przedstawiona jest tytułowa historia Anarky’ego – kolejnego terrorysty, kreowanego na kogoś w stylu ucieleśnionego lidera kolektywu internetowych aktywistów z Anonymous. Szerzy chaos, kasuje wszelkie elektroniczne dane mieszkańców miasta i – wyposażając ich w białe maski – daje im wolną rękę do szerzenia anarchii. Na szczęście scenarzyści nie idą prostą drogą i nie powtarzają oryginalnej opowieści o Anarkym – używają całkiem zgrabnej wolty fabularnej, mieszając do historii Szalonego Kapelusznika (za którym stoi naprawdę upiorna historia). Bawią się klasycznym konceptem i w pełni wykorzystują odświeżające uwarunkowania świata Nowego 52. Nie jest to jakiś złożony komentarz na temat anarchistycznej wolności wynikającej z anonimowości – mamy do czynienia przede wszystkim z superbohaterskim czytadłem. Całość została jednak napisana bardzo zgrabnie, świetnie zarysowany Bullock nadal ma znaczące miejsce w runie Manapula/Buccellato, a strona wizualna (może i na dłuższą metę zbyt kreskówkowa, kolorowa oraz odbiegająca od poważnego wątku fabularnego) prezentuje się znakomicie.
Album „dopakowano” jeszcze dwoma zeszytami. Pierwszy to poprawna historia jednego z bohaterów „Anarky’ego”, który musi dotrzeć do swojej matki podczas wyniszczającego Gotham ataku Jokera (natykając się po drodze na bat-rodzinę). Drugi natomiast został osadzony pięć lat w przyszłości, gdzie Batman (z pomocą niby zresocjalizowanego Riddlera) musi powstrzymać Calendar Mana. Mówiąc krótko: opowieść podporządkowana całkiem niezłemu finałowi. To dwa nieskomplikowane wypełniacze miejsca, które jednak szybko ulatują z pamięci.
„Anarky” trzyma poziom poprzedniego tomu duetu Francis Manapul/Brian Buccellato, tym razem uzupełnionego o jeszcze świeższą krew. Nic z tego albumu nie będzie w przyszłości ważnym elementem mitologii Mrocznego Rycerza, ale całość stanowi całkiem przyjemną, bezbolesną lekturę, upstrzoną bardzo dobrymi rysunkami. Fani serii z pewnością się skuszą, nowym czytelnikom polecam najpierw przygodę z tomem szóstym.
Francis Manapul, Brian Buccellato i inni: „Batman: Detective Comics. Tom 7: Anarky” („Batman: Detective Comics Vol. 7: Anarky”). Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 2017.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |