Z KAMERĄ WŚRÓD ZWIERZĄT (SAFARI)
A
A
A
Żółty, tłuściutki wąż – obserwowany przez otyłego mężczyznę w koszulce moro – capie zębami nieszczęsną białą myszkę. Człowiek, przykucnięty przy terrarium, nawet nie drgnie. Tak zaczyna się „W piwnicy”. A oto jedne z ostatnich scen „Zwierzęcej miłości”: para kopuluje ze sobą w pozycji na pieska – to niesymulowany akt. Po kilku migawkach, na sam koniec filmu, w zimnej przestrzeni domu starców dwie staruszki siedzą na fotelach, trzymając na rękach króliczki. Pani z demencją po lewej wyrywa się zwierzątko. „Ucieka ode mnie” informuje nas, a kobieta z prawej skwapliwie przytakuje, miziając „swojego” króliczka.
Te dwa filmy – choć dzieli je dekada – są punktem referencyjnym przed seansem najnowszej produkcji Ulricha Seidla, w której znów mowa jest o zwierzętach i ludziach. W „Safari” reżyser kieruje uwagę na myśliwskie peregrynacje Niemców i Austriaków. I – jak to zawsze u Seidla bywa – temat przewodni to zaledwie pretekst do podjęcia innych, o wiele bardziej kontrowersyjnych bądź niedających się łatwo (głośno) wyrazić kwestii. „Safari” można potraktować jako zbiór gorzkich, brutalnych lekcji, oscylujących wokół mordo-turystyki klasy średniej. A zatem – czego nas tym razem uczy Seidl?
Lekcja 1: Myślistwo w Afryce? Pfff, już dawno utraciło romantyzm
Nasze podejście (jak zawsze współpracowałem przy scenariuszu z Veroniką Franz) do kwestii nie dotyczyło polowania na Wielką Piątkę (lwy, leopardy, słonie, bawoły, nosorożce), ale na jej mniej spektakularne odmiany – można powiedzieć, że takiego przeciętnego myślistwa. Ten rodzaj wakacji z bronią jest coraz bardziej popularny, ponieważ stał się przystępny. Obecnie osoba o przeciętnym wynagrodzeniu może pojechać do Afryki jako myśliwy i zabijać zwierzęta – czyli robić coś, co zwykło być zarezerwowane dla arystokracji i osób posiadających wiele pieniędzy i władzę (Schiefer 2016).
Myśliwi dbają o to, abyśmy mieli o nich wyobrażenie jak najbardziej mgliste i nieprecyzyjne. Dlatego każdy, kto sięgnie po słynne i szokujące „Polowaneczko” Tomasza Matkowskiego, zdębieje, gdy autor przejdzie do omawiana statystyk, jasno ukazujących ogrom morderczego plonu, który ciągnie się za każdym myśliwym. Zimne liczby mają też to do siebie, że pozbawiają przedmiot opisu (oszacowania) emocji, a w tym przypadku romantycznej aury wyrafinowanej rozrywki dla wybrańców.
W „Safari” – jak w większości filmów Seidla – frontalnie zwróceni do kamery bohaterowie opowiadają o sobie. Myśliwi okazują się przeciętnymi ludźmi, bo właśnie na tym reżyserowi tak bardzo zależało – aby ukazać ich w zwyczajny sposób, jako wręcz nudnych mieszczan. Owszem – uderza w nas charakterystyczny dla Austriaka opis rzeczywistości, zwany „szaleństwem normalności”, ale trudno o konkretne emocje. Ktoś poczuje dość szybko wstręt i wyjdzie z kina. Inny będzie zaintrygowany i wysiedzi do końca seansu.
Lekcja 2: Polowanie jest jak seks – i tak jak seks nie zawsze ma szczęśliwy finał
[Myśliwi] są bardzo zdenerwowani przed znalezieniem i zabiciem zwierzęcia… narasta w nich to całe napięcie, a potem przychodzi odprężenie, gdy uda się upolować zwierzynę. Później kolej na pozowanie z martwym trofeum, które jest ukoronowaniem tego osiągnięcia. Są rzeczy, o jakich nie ma się pojęcia, jeśli nie jest się myśliwym. Mam nadzieję, że udało mi się ukazać to, iż pasja polowania bierze się z emocji, których się doświadcza: podniecenia i następującego po nim rozluźnienia (Macnab 2016).
Recenzenci „Safari” są w zasadzie zgodni co do tego, że ukazane w filmie polowania mają w swoim przebiegu coś przywodzącego na myśl schemat aktu seksualnego, w tym zwłaszcza tzw. łuk napięcia. Kłopot w tym, że zbliżenie miłosne uznajemy za udane, gdy kończy się orgazmem, a zwieńczeniem polowania jest odebranie innej istocie życia.
Podobnie jak w sypialni ważne są rozmiary i typy uposażenia. Myśliwi z „Safari” deliberują zatem sporo na temat typów broni. Każdy wie, jaka lufa byłaby dlań najlepsza. Robi się przez to widzowi freudowsko na duszy i kiwa głową ze zrozumieniem, gdy panowie wzajemnie się poklepują po udanym strzale (cóż…). Myślistwo w „Safari” to grupowe przeżycie. Nie tyle może liczą się jako widzowie czarnoskórzy przewodnicy (są oni zresztą traktowani w instrumentalny sposób), co towarzysze broni. Seidl wybiera pary, a nawet trafia na jedną rodzinę, która wypad do Afryki traktuje niczym familijną wycieczkę.
Lekcja 3: Posiadanie zwierząt domowych i polowanie łączy zamiłowanie do władzy i kontroli
Zdecydowaliśmy się podążać wraz z tropiącymi i skupić się na osobach zaangażowanych. W filmach o zwierzętach i polowaniach zasadą jest to, że czegoś takiego się nie robi – bo to zwierzęta mają się znajdować w centrum uwagi, czemu towarzyszyć zapewne musi wykorzystanie teleobiektywów. Gesty i aktywność ludzi są zaledwie na marginesie. Nasze podejście było zgoła inne. Chciałem iść za polującymi ludźmi i uchwycić co czuli zanim oddali strzał i co przeżywali potem, a także gdy stali przed zwierzęciem, które dopiero co uśmiercili, a ktoś robił im zdjęcie (Schiefer 2016).
„Zwierzęca miłość” pokazywała mroczną stronę posiadania domowych czworonogów. Austriacy sportretowani przez Seidla byli obsesyjnie zajęci brutalną (a często bezsensowną) tresurą i z zaskakującą złością reagowali na oznaki nieposłuszeństwa ze strony swoich pupilów. Nie wszyscy potrafili sobie poradzić z niesfornymi wychowankami. „Dzikość” wychodziła z psów (to one były w tym filmie najciekawsze), a ich opiekunowie (w zasadzie – osoby nieprzygotowane do bycia opiekunami) byli wobec nich bezradni. Zdemaskowanie chowania zwierząt jako wyrazu chęci posiadania istoty żywej na własność, na wyłączność, pod pełną kontrolą – taki był chyba główny cel „Zwierzęcej miłości”. Udało się znakomicie. Chyba mało kto chce wracać wspomnieniami do tego filmu, odbierającego widzowi wiarę w to, że inni ludzie kierują się dobrymi intencjami, gdy biorą do swojego domu zwierzątko…
W „Safari” ostatecznym ukoronowaniem władzy nad afrykańskim zwierzęciem jest decyzja, że oto odbiera mu się życie. Czy można posunąć kontrolę dalej – ponad akt wystrzału z broni? Pozowanie z martwymi, „upolowanymi” istotami jest jakby uwiecznieniem, dowodem, świadectwem własności. „Jesteś mój, bo nie żyjesz” – zdają się mówić niedzielni myśliwi, z uśmiechem unoszący łby martwych zwierząt, aby ładnie zapozowały przed aparatem fotograficznym Brrr!
Lekcja 4: Dzikie zwierzęta nie pozują tak jak ludzie
Osobliwe, nieludzkie piękno i groteska filmów Seidla wywodzą się z drobiazgowo przeprowadzonych ustawek. Reżyser kontroluje warunki, wytycza reguły, ćwiczy ze swoimi rozmówcami to, co mają powiedzieć. Ma wypaść ślicznie. Frontalne ustawienia powodują wówczas, że przeciętność zwyczajnych ludzi staje się absurdalnie monumentalna, a przez to – tym bardziej mała. Podobnie jest z myśliwymi w „Safari”.
Jak jednak można przećwiczyć ze zwierzęciem jego śmierć? Seidl wybiera z operatorem Wolfgangiem Thalerem na sceny polowań kamerę z ręki, ale obaj nie pozostawiają wiele przypadkowi. Trochę wcielają się w voyeurów, trochę bawią się w „bezkrwawe” tropienie – bo sami nie oddają strzałów, jeno kręcą przecie. Ukoronowaniem wysiłków jest mrożąca krew w żyłach scena, w której postrzelona żyrafa kona, wciąż jeszcze poruszając szyją i szorując łbem po ziemi. Połączenie tego, co zaplanowane z marginesem błędu i „szczęśliwego” przypadku łączą się w efekcie, który bezbłędnie rani widza (podczas tej sceny pierwsi ludzie decydują się też opuścić kino – kolejni robią to podczas skórowania zwierzęcia i porcjowania jego mięsa).
Lekcja 5: Afrykanie pozostaną Afrykanami, czyli Niemcy wciąż jak koloniści
[…] gdy zbieraliśmy materiały, nie natknęliśmy się na myśliwską farmę prowadzoną przez czarnoskórych. W Namibii, która była Niemiecką Afryką Południowo-Zachodnią, niemieccy koloniści początkowo zakładali farmy bydła. Po trzech czy czterech pokoleniach wielu spośród głównych posiadaczy ziemskich przeszło na farmy myśliwskie, ponieważ to o wiele bardziej intratny biznes.
[…] Podstawową relacją pomiędzy białymi a czarnoskórymi jest ten aspekt filmu, który każdy może dostrzec i wyciągnąć z tego własne wnioski. Jeśli dobrze się przyjrzymy – to dostrzeżemy, że film jasno ukazuje, iż to czarnoskórzy wypatrują zwierzęta – to oni są najlepszymi tropicielami, ale nigdy nie przejmują kontroli – nigdy nie mogą jej przejąć. Podczas polowania asystują myśliwym, a na farmie są pracownikami, którzy zajmują się między innymi porcjowaniem zwierzyny.
[…] Moim zdaniem czarnoskórzy w filmie zajmują dokładnie tę samą pozycję, którą posiadają na farmach myśliwskich: niczego nie mówią, ponieważ nie mają nic do powiedzenia albo nie wolno im się odezwać. To oczywiście nie w porządku, ale niestety takie są realia (Schiefer 2016).
Wybór cytatów z wywiadu z reżyserem ujmuje „poboczny” problem filmu. „Safari” rozgrywa się przecież w określonej przestrzeni, a jest nią postkolonialna Afryka. Ruchy antykolonialne z lat 60. niewiele chyba jednak zdziałały tam, gdzie Seidl wyruszył ze swoją kamerą, bo biali – potomkowie niegdysiejszych kolonistów – wciąż dzierżą władzę, posiadają majątki i nadzorują „tubylców”. To do białego człowieka (tu: Niemca, Austriaka) należy wypowiadanie Słowa, działanie i instruowanie czarnoskórych podwładnych. Czarny człowiek niemo słucha, a potem wykonuje zadane mu prace – a Seidl nie zakłamuje tej sytuacji.
Do „Safari” trafiła też scena, gdy czarnoskóry mężczyzna je mięso. To długa i dziwna scena, która sygnalizuje być może to, że czarni podczas polowań po prostu wykonują swoją pracę, a dzięki niej mogą egzystować. Wyłącznie ich udział w polowaniach i oprawianie zwierząt są w filmie naturalne, bo pozbawione osobliwych (zdegenerowanych?) uniesień białego człowieka. Być może ten film nie szokowałby wcale, gdyby to czarnoskórzy polowali na zwierzęta (a ich działania byłyby podyktowane pragmatyzmem, a nie chęcią przeżycia „przygody”). „Safari” to zarazem doskonałe dopełnienie filmu „Raj: miłość”, w którym bohaterka Seidla wyjechała do Afryki, aby odnaleźć tam fizyczne spełnienie u boku pięknych, silnych czarnoskórych. Obydwa filmy zbierają refleksje autora, które można by określić mianem postkolonialnych.
LITERATURA:
Macnab G.: „Venice buzz title: Ulrich Seidl on Controversial hunting doc 'Safari'”. 1 września 2016. http://www.screendaily.com/news/venice-buzz-title-ulrich-seidl-on-controversial-hunting-doc-safari/5108866.article.
Schiefer K.: „Why does someone kill when there’s no need?”. Austrian Film. Sierpień 2016. http://www.austrianfilms.com/news/en/bodystrongspan_classavtextspan_classavtextspanwhy_does
_someone_kill_when_theres_no_needspan_classavtextspanspanstrongbody.
Te dwa filmy – choć dzieli je dekada – są punktem referencyjnym przed seansem najnowszej produkcji Ulricha Seidla, w której znów mowa jest o zwierzętach i ludziach. W „Safari” reżyser kieruje uwagę na myśliwskie peregrynacje Niemców i Austriaków. I – jak to zawsze u Seidla bywa – temat przewodni to zaledwie pretekst do podjęcia innych, o wiele bardziej kontrowersyjnych bądź niedających się łatwo (głośno) wyrazić kwestii. „Safari” można potraktować jako zbiór gorzkich, brutalnych lekcji, oscylujących wokół mordo-turystyki klasy średniej. A zatem – czego nas tym razem uczy Seidl?
Lekcja 1: Myślistwo w Afryce? Pfff, już dawno utraciło romantyzm
Nasze podejście (jak zawsze współpracowałem przy scenariuszu z Veroniką Franz) do kwestii nie dotyczyło polowania na Wielką Piątkę (lwy, leopardy, słonie, bawoły, nosorożce), ale na jej mniej spektakularne odmiany – można powiedzieć, że takiego przeciętnego myślistwa. Ten rodzaj wakacji z bronią jest coraz bardziej popularny, ponieważ stał się przystępny. Obecnie osoba o przeciętnym wynagrodzeniu może pojechać do Afryki jako myśliwy i zabijać zwierzęta – czyli robić coś, co zwykło być zarezerwowane dla arystokracji i osób posiadających wiele pieniędzy i władzę (Schiefer 2016).
Myśliwi dbają o to, abyśmy mieli o nich wyobrażenie jak najbardziej mgliste i nieprecyzyjne. Dlatego każdy, kto sięgnie po słynne i szokujące „Polowaneczko” Tomasza Matkowskiego, zdębieje, gdy autor przejdzie do omawiana statystyk, jasno ukazujących ogrom morderczego plonu, który ciągnie się za każdym myśliwym. Zimne liczby mają też to do siebie, że pozbawiają przedmiot opisu (oszacowania) emocji, a w tym przypadku romantycznej aury wyrafinowanej rozrywki dla wybrańców.
W „Safari” – jak w większości filmów Seidla – frontalnie zwróceni do kamery bohaterowie opowiadają o sobie. Myśliwi okazują się przeciętnymi ludźmi, bo właśnie na tym reżyserowi tak bardzo zależało – aby ukazać ich w zwyczajny sposób, jako wręcz nudnych mieszczan. Owszem – uderza w nas charakterystyczny dla Austriaka opis rzeczywistości, zwany „szaleństwem normalności”, ale trudno o konkretne emocje. Ktoś poczuje dość szybko wstręt i wyjdzie z kina. Inny będzie zaintrygowany i wysiedzi do końca seansu.
Lekcja 2: Polowanie jest jak seks – i tak jak seks nie zawsze ma szczęśliwy finał
[Myśliwi] są bardzo zdenerwowani przed znalezieniem i zabiciem zwierzęcia… narasta w nich to całe napięcie, a potem przychodzi odprężenie, gdy uda się upolować zwierzynę. Później kolej na pozowanie z martwym trofeum, które jest ukoronowaniem tego osiągnięcia. Są rzeczy, o jakich nie ma się pojęcia, jeśli nie jest się myśliwym. Mam nadzieję, że udało mi się ukazać to, iż pasja polowania bierze się z emocji, których się doświadcza: podniecenia i następującego po nim rozluźnienia (Macnab 2016).
Recenzenci „Safari” są w zasadzie zgodni co do tego, że ukazane w filmie polowania mają w swoim przebiegu coś przywodzącego na myśl schemat aktu seksualnego, w tym zwłaszcza tzw. łuk napięcia. Kłopot w tym, że zbliżenie miłosne uznajemy za udane, gdy kończy się orgazmem, a zwieńczeniem polowania jest odebranie innej istocie życia.
Podobnie jak w sypialni ważne są rozmiary i typy uposażenia. Myśliwi z „Safari” deliberują zatem sporo na temat typów broni. Każdy wie, jaka lufa byłaby dlań najlepsza. Robi się przez to widzowi freudowsko na duszy i kiwa głową ze zrozumieniem, gdy panowie wzajemnie się poklepują po udanym strzale (cóż…). Myślistwo w „Safari” to grupowe przeżycie. Nie tyle może liczą się jako widzowie czarnoskórzy przewodnicy (są oni zresztą traktowani w instrumentalny sposób), co towarzysze broni. Seidl wybiera pary, a nawet trafia na jedną rodzinę, która wypad do Afryki traktuje niczym familijną wycieczkę.
Lekcja 3: Posiadanie zwierząt domowych i polowanie łączy zamiłowanie do władzy i kontroli
Zdecydowaliśmy się podążać wraz z tropiącymi i skupić się na osobach zaangażowanych. W filmach o zwierzętach i polowaniach zasadą jest to, że czegoś takiego się nie robi – bo to zwierzęta mają się znajdować w centrum uwagi, czemu towarzyszyć zapewne musi wykorzystanie teleobiektywów. Gesty i aktywność ludzi są zaledwie na marginesie. Nasze podejście było zgoła inne. Chciałem iść za polującymi ludźmi i uchwycić co czuli zanim oddali strzał i co przeżywali potem, a także gdy stali przed zwierzęciem, które dopiero co uśmiercili, a ktoś robił im zdjęcie (Schiefer 2016).
„Zwierzęca miłość” pokazywała mroczną stronę posiadania domowych czworonogów. Austriacy sportretowani przez Seidla byli obsesyjnie zajęci brutalną (a często bezsensowną) tresurą i z zaskakującą złością reagowali na oznaki nieposłuszeństwa ze strony swoich pupilów. Nie wszyscy potrafili sobie poradzić z niesfornymi wychowankami. „Dzikość” wychodziła z psów (to one były w tym filmie najciekawsze), a ich opiekunowie (w zasadzie – osoby nieprzygotowane do bycia opiekunami) byli wobec nich bezradni. Zdemaskowanie chowania zwierząt jako wyrazu chęci posiadania istoty żywej na własność, na wyłączność, pod pełną kontrolą – taki był chyba główny cel „Zwierzęcej miłości”. Udało się znakomicie. Chyba mało kto chce wracać wspomnieniami do tego filmu, odbierającego widzowi wiarę w to, że inni ludzie kierują się dobrymi intencjami, gdy biorą do swojego domu zwierzątko…
W „Safari” ostatecznym ukoronowaniem władzy nad afrykańskim zwierzęciem jest decyzja, że oto odbiera mu się życie. Czy można posunąć kontrolę dalej – ponad akt wystrzału z broni? Pozowanie z martwymi, „upolowanymi” istotami jest jakby uwiecznieniem, dowodem, świadectwem własności. „Jesteś mój, bo nie żyjesz” – zdają się mówić niedzielni myśliwi, z uśmiechem unoszący łby martwych zwierząt, aby ładnie zapozowały przed aparatem fotograficznym Brrr!
Lekcja 4: Dzikie zwierzęta nie pozują tak jak ludzie
Osobliwe, nieludzkie piękno i groteska filmów Seidla wywodzą się z drobiazgowo przeprowadzonych ustawek. Reżyser kontroluje warunki, wytycza reguły, ćwiczy ze swoimi rozmówcami to, co mają powiedzieć. Ma wypaść ślicznie. Frontalne ustawienia powodują wówczas, że przeciętność zwyczajnych ludzi staje się absurdalnie monumentalna, a przez to – tym bardziej mała. Podobnie jest z myśliwymi w „Safari”.
Jak jednak można przećwiczyć ze zwierzęciem jego śmierć? Seidl wybiera z operatorem Wolfgangiem Thalerem na sceny polowań kamerę z ręki, ale obaj nie pozostawiają wiele przypadkowi. Trochę wcielają się w voyeurów, trochę bawią się w „bezkrwawe” tropienie – bo sami nie oddają strzałów, jeno kręcą przecie. Ukoronowaniem wysiłków jest mrożąca krew w żyłach scena, w której postrzelona żyrafa kona, wciąż jeszcze poruszając szyją i szorując łbem po ziemi. Połączenie tego, co zaplanowane z marginesem błędu i „szczęśliwego” przypadku łączą się w efekcie, który bezbłędnie rani widza (podczas tej sceny pierwsi ludzie decydują się też opuścić kino – kolejni robią to podczas skórowania zwierzęcia i porcjowania jego mięsa).
Lekcja 5: Afrykanie pozostaną Afrykanami, czyli Niemcy wciąż jak koloniści
[…] gdy zbieraliśmy materiały, nie natknęliśmy się na myśliwską farmę prowadzoną przez czarnoskórych. W Namibii, która była Niemiecką Afryką Południowo-Zachodnią, niemieccy koloniści początkowo zakładali farmy bydła. Po trzech czy czterech pokoleniach wielu spośród głównych posiadaczy ziemskich przeszło na farmy myśliwskie, ponieważ to o wiele bardziej intratny biznes.
[…] Podstawową relacją pomiędzy białymi a czarnoskórymi jest ten aspekt filmu, który każdy może dostrzec i wyciągnąć z tego własne wnioski. Jeśli dobrze się przyjrzymy – to dostrzeżemy, że film jasno ukazuje, iż to czarnoskórzy wypatrują zwierzęta – to oni są najlepszymi tropicielami, ale nigdy nie przejmują kontroli – nigdy nie mogą jej przejąć. Podczas polowania asystują myśliwym, a na farmie są pracownikami, którzy zajmują się między innymi porcjowaniem zwierzyny.
[…] Moim zdaniem czarnoskórzy w filmie zajmują dokładnie tę samą pozycję, którą posiadają na farmach myśliwskich: niczego nie mówią, ponieważ nie mają nic do powiedzenia albo nie wolno im się odezwać. To oczywiście nie w porządku, ale niestety takie są realia (Schiefer 2016).
Wybór cytatów z wywiadu z reżyserem ujmuje „poboczny” problem filmu. „Safari” rozgrywa się przecież w określonej przestrzeni, a jest nią postkolonialna Afryka. Ruchy antykolonialne z lat 60. niewiele chyba jednak zdziałały tam, gdzie Seidl wyruszył ze swoją kamerą, bo biali – potomkowie niegdysiejszych kolonistów – wciąż dzierżą władzę, posiadają majątki i nadzorują „tubylców”. To do białego człowieka (tu: Niemca, Austriaka) należy wypowiadanie Słowa, działanie i instruowanie czarnoskórych podwładnych. Czarny człowiek niemo słucha, a potem wykonuje zadane mu prace – a Seidl nie zakłamuje tej sytuacji.
Do „Safari” trafiła też scena, gdy czarnoskóry mężczyzna je mięso. To długa i dziwna scena, która sygnalizuje być może to, że czarni podczas polowań po prostu wykonują swoją pracę, a dzięki niej mogą egzystować. Wyłącznie ich udział w polowaniach i oprawianie zwierząt są w filmie naturalne, bo pozbawione osobliwych (zdegenerowanych?) uniesień białego człowieka. Być może ten film nie szokowałby wcale, gdyby to czarnoskórzy polowali na zwierzęta (a ich działania byłyby podyktowane pragmatyzmem, a nie chęcią przeżycia „przygody”). „Safari” to zarazem doskonałe dopełnienie filmu „Raj: miłość”, w którym bohaterka Seidla wyjechała do Afryki, aby odnaleźć tam fizyczne spełnienie u boku pięknych, silnych czarnoskórych. Obydwa filmy zbierają refleksje autora, które można by określić mianem postkolonialnych.
LITERATURA:
Macnab G.: „Venice buzz title: Ulrich Seidl on Controversial hunting doc 'Safari'”. 1 września 2016. http://www.screendaily.com/news/venice-buzz-title-ulrich-seidl-on-controversial-hunting-doc-safari/5108866.article.
Schiefer K.: „Why does someone kill when there’s no need?”. Austrian Film. Sierpień 2016. http://www.austrianfilms.com/news/en/bodystrongspan_classavtextspan_classavtextspanwhy_does
_someone_kill_when_theres_no_needspan_classavtextspanspanstrongbody.
„Safari”. Reżyseria: Ulrich Seidl. Scenariusz: Ulrich Seidl, Veronika Franz. Zdjęcia: Wolfgang Thaler, Jerzy Palacz. Austria 2016, 91 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |