ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (335) / 2017

Katarzyna Szkaradnik,

PILCHA SŁUSZNE POGLĄDY NA WSZYSTKO ('INNE OCHOTY. JERZY PILCH W ROZMOWACH Z EWELINĄ PIETROWIAK')

A A A
„Druga część rozmów Jerzego Pilcha i Eweliny Pietrowiak” – tak na ogół bywa reklamowany tom „Inne ochoty”. Nieco mylnie, albo wręcz zniechęcająco, sformułowanie to bowiem sugeruje, że w wydanym na początku 2016 r. „Zawsze nie ma nigdy” zawarto crème de la crème, a teraz dostajemy odrzuty z tamtego materiału, w zgodzie z marketingową regułą „może uda się jeszcze na tym zarobić”. Tymczasem nie mamy do czynienia z odcinaniem kuponów od wcześniejszego wywiadu, lecz z jego kontynuacją półtora roku po rozpoczęciu. Za sprawą owej przerwy napotykamy bohatera w trochę odmiennej sytuacji biograficznej (więc i duchowej), co rzutuje na atmosferę towarzyszącą wymianie myśli. Pilch – by użyć bliskiej mu metaforyki sportowej – zdaje się wracać do gry, aczkolwiek nie oznacza to oczywiście powrotu do młodzieńczej beztroskiej dezynwoltury; widmo przemijania czai się w tle niemal każdego wątku. Jest raczej tak, jak w jego ulubionym wierszu (którego tytuł przywołuje w tej i dawniejszej odsłonie rozmów), czyli w „Uczciwym opisaniu samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku…” Miłosza: „moje oczy słabną, ale dalej są nienasycone”.

Potencjalnemu odbiorcy nasuwa się jednak pytanie, czy dla niego następny ok. 250-stronicowy tom nie będzie skutkował przesytem. Obrazowo mówiąc: czy udało się wycisnąć z pisarza treści, które nie zostały już przemielone w jego utworach i wywiadach prasowych. Można wszak Gustawa ze „Spisu cudzołożnic” uznać za porte-parole autora, kiedy stwierdza: „[U]pewniłem się (…), iż życie składać się też może z kilku zdań. (…) Reszta zaś – wszystko, co powiesz i usłyszysz – będą to wariacje na ich temat” (Pilch 1996: 24–25). Naturalnie, chwilami pojawia się wrażenie déjà lu, wierni czytelnicy Pilcha skojarzą pewne motywy z innych książek, także z jego biografii autorstwa Katarzyny Kubisiowskiej, niemniej czuć w rozmowie powiew świeżości. Warto przypomnieć, że zagadnienia poruszane w „Zawsze nie ma nigdy” ogniskowały się na życiorysie prozaika oraz na jego krewnych i znajomych, szczególnie wiślańskich, ale też tych z grona krakowskiej bohemy literackiej. Tym razem owa czeredka indywiduów przemyka w tle wraz z innymi elementami autobiograficznymi poddanymi dotąd wielokrotnej wiwisekcji, akcent natomiast położony został na poglądy pisarza dotyczące, po pierwsze, świata i życia, po drugie, literatury, wobec czego książkę podzielono na dwie odpowiadające im partie. Wiadomo jednak, że sfery te nie stanowią zbiorów rozłącznych – zwłaszcza w przypadku autora „Innych rozkoszy” – stąd chociażby w pierwszej części uwagi o powinowactwach pisarstwa z medycyną (jak by powiedział Pilch: w sensie ścisłym).

Ale zmianę dominanty widać już przed lekturą, wystarczy zauważyć, że poprzedni zbiór rozmów tej pary był gęsto przetykany prywatnymi zdjęciami bohatera, podczas gdy teraz w tekst wpleciono zaledwie jedno, i to nie osobiste, lecz interpretowane przez pisarza. Podobnego typu komentarzy jest w książce istne zatrzęsienie w związku z eksplorowaniem obszarów zainteresowań Pilcha, o których przedtem rzadko nadmieniał, w rodzaju fotografii artystycznej, malarstwa czy muzyki klasycznej. W „Innych ochotach” jawi się on więc m.in. jako kolekcjoner albumów z reprodukcjami i płyt, o których potrafiłby z koneserskim znawstwem rozprawiać przez godziny. Tłumacząc swoje predylekcje do określonych twórców, wymienia litanie nazwisk i przywołuje z detalami przeszłe wydarzenia, co nawet Pietrowiak każe zdumiewać się nad jego fenomenalną pamięcią.

Obrazy, zdjęcia czy dźwięki nie mogą jednak konkurować z największą pasją Pilcha, który ponownie oprowadza towarzyszkę – a zarazem czytelników – po swoim księgozbiorze (co, zważywszy na jego pokaźność, można by pewnie ciągnąć w trzecim tomie). Rozmówczyni nie pozwala mu ograniczyć się do funkcji, by tak rzec, cicerone bibliotecznego, lecz stara się uczynić go z jednej strony przewodnikiem po jego własnej twórczości, z drugiej przewodnikiem dla adeptów sztuki słowa. We wspomnianej części „literackiej” prosi zatem o autokomentarze do kolejnych książek, ale też wypytuje o źródła słynnej Pilchowej frazy, o spotkania autorskie, o prowadzenie dziennika intymnego, o proces twórczy, o krytyków literackich, o wartość studiów filologicznych dla osób z aspiracjami pisarskimi („Polonistyka nie daje literalnie nic, te studia są kompletną stratą czasu” [s. 161]), o układanie dialogów, o wirtuozów opowiadania. Autor „Miasta utrapienia” zyskuje dzięki temu sposobność do kontynuowania panoramicznego przeglądu bieżących lektur i czytelniczych evergreenów.

Można by mniemać, że w swoim eremie na Hożej starzejący się i trapiony przez parkinsona pisarz obcowaniem ze sztuką rekompensuje sobie coraz słabszy kontakt z pędzącym naprzód światem. Sam zresztą podkreśla wycofywanie się z bieżącej rzeczywistości – trudność w wynajdywaniu tworzywa ewentualnej felietonistyki czy bycie zbyt starym na irytację wyczynami polityków – lecz przeczą temu wyznaniu odpowiedzi na pytania Pietrowiak. Pilch bowiem pozostaje au courant zarówno z polityką, jak i wydarzeniami kulturalnymi czy, naturalnie, sportowymi. Kiedy jednak za namową interlokutorki wygłasza opinie na najróżniejsze tematy z pierwszych stron gazet, to – inaczej niż w trakcie wędrówek wzdłuż regałów bibliotecznych – nie odkrywamy z bohaterem Ameryki; ani gdy chodzi o sprawy doniosłe społecznie (aborcja, patriotyzm, zaangażowanie polityczne artysty), ani o kulturę popularną (rola portali społecznościowych itp.). Poszczególne fragmenty książki prezentują więc nierównomierny poziom, lecz nawet te bardziej trywialne szybko przesłania Pilchowy esprit. Dlatego też wywiad rzeka bynajmniej nie oznacza wodolejstwa – wypowiedzi pisarza są skondensowane i naszpikowane konkretami, odzwierciedlają erudycję i smykałkę do puent, których trudno mu odmówić.

Odnośnie aktualiów można albo podzielać jego poglądy (i mieć satysfakcję z tego powinowactwa), albo przeciwnie – czuć się wezwanym do polemiki, zwłaszcza że tezy autora „Marszu Polonia” bywają dość arbitralne i zaczepne (raz Pietrowiak wręcz upewnia się, czy może pozostawić w druku sąd, iż „szkoła jest grobem literatury” [s. 106]). W dodatku wymykają się jasnym klasyfikacjom, skoro z jednej strony np.: „Poglądy prawicowe szkodzą literaturze” (s. 13), z drugiej: „Czasy dyktatu feministek są w pewnym sensie zaprzeczeniem wielowiekowych zdobyczy kultury” (s. 111). Niemniej tytuł niniejszego omówienia proponuję uznać za żartobliwą aluzję, nie zaś twierdzenie serio, gdyż Pilch równocześnie przejawia dystans wobec siebie, nie forsuje własnych opinii jako wyłącznie słusznych, nie przemawia z kazalnicy. Chociaż owszem, wpada w mentorski ton znamienny m.in. dla pastora Potraffke z „Tysiąca spokojnych miast”, kiedy prostuje stereotypy dotyczące luteranów bądź wyłuszcza różnice doktrynalne między Kościołami katolickim a ewangelickim. Ale także w tej dziedzinie nie stroni od żartów: „Ja raz napisałem w »Leworęczności«, że brat mojej matki, ksiądz, łaknie uciech celibatu; jego żona do dziś nie może mi tej fikcji wybaczyć” (s. 56). W ogóle – o czym nie trzeba chyba nikogo przekonywać – obyczaje cieszyńskich „lutrów” stanowią dla niego kopalnię humorystycznych konstatacji, np.: „Nie umieć śpiewać – u ewangelików nie jest dobrze widziane, trochę jakby Pan Bóg ich mniej kochał” (s. 69).

Wprawdzie anegdot bodaj mniej w tym tomie niż w poprzednim (wyjąwszy wątki pracy w galerii Andrzeja Mleczki oraz stypendium twórczego w USA), mniej brawurowych bon motów, lecz – co istotne – odnosi się wrażenie, że słabsze są tu również tony minorowe, szczególnie w porównaniu z niedawnym „Portretem młodej wenecjanki”: rzeczywistość jawi się jako mniej ponura, przyszłość – mniej złowieszcza. Nawet do pustelni-mieszkania pisarza dociera promyk nadziei: „Nie wydaje mi się też, żebym był w stanie konsekwentnie się trzymać samotności (…)” (s. 172). Nie eliminuje to ducha vanitas ani melancholii przefiltrowującej odbiór świata przez Pilcha („Ta bezinteresowna radość ludzi, którzy cieszą się, bo coś nagle nabrało sensu – bardzo to na mnie działa” [s. 22]), a dewiza „memento mori” przytoczona zostaje wprost, kiedy Pietrowiak prosi o radę, jaką postawę przyjąć wobec świadomości nieubłaganej śmierci. Pojawiają się wzmianki o przypadłościach związanych z chorobą, o kontaktach z lekarzami i ze szpitalami, o bolesnym odchodzeniu krewnych i przyjaciół, o niegdysiejszych domowych rytuałach wokół nieboszczyków. Jednak nad żalem i rozpaczą nieśmiało przeważa stoickie godzenie się z kolejnym etapem życia: „Ze wspomnień wynika, że owszem, byłem w miarę przystojny. Teraz urok seniora w kapeluszu? Oby” (s. 118), cynizm zgorzkniałości tonuje autoironia: „– Dlaczego reagujesz z takim obrzydzeniem? – Bucowaty wyraz twarzy mam od dziecka. A teraz dodatkowo wyobraziłem sobie, że ktoś obcuje z moimi książkami” (s. 136).

Ponownie zatem w rozmowach przeplatają się tonacja buffo i serio, tematy kontrastują ze sobą, lecz nie powodują doznania dysonansu, po prostu: jest Pilch do tańca i – wybacz, bracie ewangeliku – do różańca. Ten dualizm trafnie oddaje tytuł pierwszej części książki: „W jednym oku plus, w drugim minus”. Wątki meandrują od fundamentaliów (kwestii metafizyczno-eschatologicznych) po harmonogram dnia niemłodego już pisarza i konsternujące oznajmienia typu: „Ostatnio kupiłem wybitną patelnię za tysiąc złotych – okazja, bo była przeceniona – i często robię jajecznicę” (s. 60). W tym teatrze variétés sąsiadują ze sobą wiślańskie kulinaria, mit idealnej miłości, nieukończony doktorat oraz alternatywna profesja Pilcha, jego nowe fascynacje lub nawet manie (laminowanie pocztówek i oprawianie książek), osobliwe lęki („Kot łazi w środku nocy, atakuje stopy, szczerze mówiąc, w nocy kota się boję” [s. 24]), różnice w wymowie gwarowej pomiędzy miejscowościami na Śląsku Cieszyńskim czy wreszcie wywoływanie duchów (w sensie ścisłym). Nie znajdziemy tu jednak wizerunku skandalisty; podobnie jak za pierwszym razem oboje z Pietrowiak przemilczają rzeczy drażliwe (wyeksponowane natomiast w biografii Kubisiowskiej), tylko mimochodem i z perskim okiem napomyka się o alkoholu, jeśli zaś chodzi o relacje z kobietami, to dowiadujemy się o słabości bohatera do… batonika „Danusia”.

Autor „Spisu cudzołożnic” przypieczętowuje swoją renomę interesującego, wymagającego rozmówcy i o większości spraw opowiada z właściwą sobie gawędziarską swadą. W podtytule recenzji „Zawsze nie ma nigdy” w „FA-arcie” (2016, nr 1/2) umieściłam hasło: „Pilch odzyskuje głos”, a omawiana książka potwierdza, że przynajmniej obecnie bierze górę nad chorobą. O ile „Zuza albo Czas oddalenia” wydawała się prozą momentami trochę wymuszoną, noszącą ślady zmagań z pooperacyjną afazją, z kolei w „Portrecie…” rozstawanie się z kobietami można było odbierać jako figurę rozstawania się z życiem, o tyle tutaj pisarz przemaga entropię, a zarazem nie sposób mu zarzucić, że zamiast konkretnej treści preferuje efektowną frazę lub jałowe prowokacje. Czy jednak pozorne kładzenie wszystkiego kawa na ławę oznacza, że oto przed nami Pilch „w sensie ścisłym”, że do wywiadu nie odnosi się dylemat „prawda versus zmyślenie”, nieodłączny od jego autofikcyjnej prozy? Nie bez kozery użyłam wcześniej słowa „teatr” i warto, jak sądzę, pamiętać o oświadczeniu narratora „Pod Mocnym Aniołem”: „[J]estem w swym mówieniu nawet dla samego siebie nieuchwytny” (Pilch 2000: 66). A że nie popełniam tu błędu utożsamienia narratora z autorem, niech świadczy wątpliwość Pietrowiak: „Nie mówisz serio” i przewrotna riposta: „Może nie mówię. Może jestem w stanie poważnie traktować tylko słowo pisane” (s. 48).

Nie szacując stopnia przekorności tego wyznania w ustach literata, który słynie igraniem z oczekiwaniami co do autobiografizmu, można przyjąć, że bez wątpienia jeszcze poważniej bierze on słowo… śpiewane. W trakcie rozmów z Pietrowiak wykonuje rosyjski utwór Niemena, piosenkę z repertuaru zespołu „Śląsk”, balladę Grzesiuka, a nawet archaiczne przyśpiewki kolędników chodzących po chałupach w Wiśle (pamiętane z dzieciństwa?!). Szkoda, że jego propozycja, by dołączyć do książki płytę, nie została potraktowana przez Wydawnictwo Literackie serio – genialnym w swej prostocie pomysłem byłby audiobook pozwalający naprawdę przysłuchiwać się temu dialogowi czy też wywodom Pilcha. Wiadomo – rzecz niewykonalna, gdyż nagrane rozmowy podlegały cięciu, skracaniu, sklejaniu i stylistycznemu szlifowaniu. Mimo owych operacji zdają się toczyć swobodnie, łatwo zauważyć, że 65-letni pisarz i młodsza o ćwierćwiecze reżyserka teatralna – obecnie jego przyjaciółka, dawniej partnerka – świetnie się znają i świetnie razem czują, a poufałość służy tak im, jak i wywiadowi. Zresztą Pietrowiak w ciągu kilkunastu miesięcy dzielących obie tury spotkań (od połowy 2015 r. do listopada 2016 r.) jakby dojrzała – jej pytania są bardziej wyważone, nie ciągnie rozmówcy za język na siłę, w mniejszym stopniu drąży tematy sensacyjno-tabloidowe (choć zadaje publicystyczne pytania typu: „Jak oceniasz Polskę za rządów Prawa i Sprawiedliwości?”).

Oboje lepiej współgrają, gdyż poprzednio ona niekiedy jakby posługiwała się gotową listą i zbyt nachalnie go indagowała, a on się jej wyślizgiwał, uciekając w dygresje. Teraz – aczkolwiek Pilch jest bezapelacyjnym panem tego wywiadu – Pietrowiak zgrabnie steruje łódką po owej rzece; aż chciałoby się, żeby dobicie do brzegu oznaczało jedynie przesiadkę. Wracając do użytej na wstępie metafory: o ile Pilch niejednokrotnie komentuje jakieś zdarzenia hasłami „mecz się skończył” albo „i po meczu”, o tyle wolno rzec, iż sam znowu jest przy piłce, a wiadomo: póki sędzia nie odgwiżdże końca, wszystko się może zdarzyć. Bo przecież „zawsze ma się przed sobą wszystko” (s. 238). Pozostaje wierzyć, że i przed nami ze strony Pilcha – poza frapującymi „Innymi ochotami” – jeszcze wiele. Może oprócz pozycji anonsowanych na okładce, czyli ciekawie się zapowiadającej nowej prozy (zarys nietypowej dla siebie fabuły autor zdradza w środku) oraz Trzeciego dziennika, również w przypadku rozmów z Pietrowiak „do trzech razy sztuka”? Miałoby się na to ochotę.

LITERATURA:

Pilch J.: „Spis cudzołożnic. Proza podróżna”. Wydawnictwo Marabut. Gdańsk 1996.

Pilch J.: „Pod Mocnym Aniołem”. Wydawnictwo Literackie. Kraków 2000.
Inne ochoty. Jerzy Pilch w rozmowach z Eweliną Pietrowiak”. Wydawnictwo Literackie. Kraków 2017.