ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (81) / 2007

Agnieszka Nęcka,

ŻYCIE W ZASTĘPSTWIE

A A A
„Być może to jedna z najsmutniejszych książek, jaką napisano w ostatnich latach” – brzmi inicjalne zdanie informacji zamieszczonej w pressbooku, dołączonym do wydanego kilka tygodni temu „Nagrobka z lastryko” Krzysztofa Vargi. Rzadko kiedy blurby tak adekwatnie oddają treść tego, co między okładkami. Jednakże w przypadku „Nagrobka...” trudno byłoby się spierać z tą tezą. Nie ma też powodu, by polemizować. Przyznam również już na wstępie, że omawiana tu proza jest – w moim odczuciu – najlepszą książką Vargi, mimo iż autor nadal pozostaje zakładnikiem tematyki związanej z przemijaniem i śmiertelnością, znanej z poprzednich jego powieści. Można się było często spotkać z poglądem, zgodnie z którym twórczość Vargi postrzegano jako przykład pisania od lat jednej i tej samej książki. Z jednej strony, casus najnowszej produkcji mógłby być argumentem potwierdzającym powyższą konstatację. Z drugiej zaś – sprawa nie jest tak prosta, jak można by powierzchownie wnioskować. A bo i mimo owego melancholijno-depresyjnego klimatu, w jakim utrzymany został „Nagrobek z lastryko”, to w gruncie rzeczy proza skrojona w duchu anegdociarskim, iskrząca się błyskotliwym (choć bezlitosnym) dowcipem. Po kolei jednak!

„Nagrobek z lastryko” pomyślany został jako wielowątkowy monolog wypowiedziany, który – pod wpływem oglądania starego wakacyjnego zdjęcia dziadków (Anny i Piotra Pawła) – wyzwala się w narratorze-bohaterze, obfitując falą wspomnień. Przenosi się on przeto z lat siedemdziesiątych XXI stulecia w czasy nam współczesne po to, by opowiadając losy rodzinnej sagi, skroić obraz naszego zdegenerowanego „tu i teraz”. Ów swoisty powrót w przeszłość ma wymiar rozrachunkowy, albowiem snujący pesymistyczną narrację bohater w finale popełnia samobójstwo. Wbrew pozorom nie jest to proza science fiction. Varga nie bawi się w stawianie hipotez co do kształtu społeczno-gospodarczego polskiego krajobrazu, nie rysuje rozmaitych wariantów przyszłościowych. Właściwie umieszczenie narratora w połowie XXI wieku dość prosto się tłumaczy: pisarzowi – najkrócej rzecz ujmując – chodziło o stworzenie dystansu. Innymi słowy, szło o symulowanie obiektywizmu w diagnozowaniu czasów współczesnych prozaikowi. Dość wspomnieć, że dziadek – będący właściwym bohaterem „Nagrobka z lastryko” – urodził się w tym samym (czyli 1968) roku, co Varga. Stąd, jak się zdaje, oczywisty wniosek, że celem nadrzędnym (znanym nam aż za dobrze z poprzednich tekstów autora „Tequili”) było sportretowanie pokolenia ówczesnych czterdziestolatków. Z tego też powodu (jak i z powodu ambicji uniwersalistycznych) Varga nie zatroszczył się o doprecyzowanie szczegółów owej futurystycznej wizji. Pobrzmiewający w tle kontekst historyczny sprowadzony został do kilku, zarysowanych ogólnie, punktów: szczytowa faza kapitalizmu, wojna (której cel i walczące ze sobą strony nie są dookreślone), komunizm i demokracja. Słowem, pisarzowi nie tyle chodziło o pokazanie tego, co nas czeka w przyszłości, ile o zaakcentowanie stanu Historii zataczającej nieustannie kręgi i powtarzania przez ludzkość tych samych błędów. Varga podkreśla absurdalność (rozbrajającą grozę opisywanych zdarzeń) takiego postępowania. Czym innym bowiem tłumaczyć choćby scenę z agentami ubezpieczeniowymi, którzy podczas bombardowania Warszawy spisują umowy na życie, jeśli nie właśnie mocnym uwypukleniem otaczającej nas ze wszystkich stron grotechy? Albo dywagowanie nad najmodniejszym programem typu reality show zatytułowanym „Zostań trupem!” lub opisywanie wyczerpującej pracy w firmie „Rozwody i Pogrzeby”, która nie mogła narzekać na zastój w interesie, bowiem niezliczone rzesze „zmarłych, opuszczonych i rozstanych tam dostarczano”. Śmierć jest – podobnie jak w poprzednich prozach Vargi – motywem przewodnim. Już chociażby w „Śmiertelności” warszawski pisarz dowodził, że życie polega na czekaniu na śmierć. Tym też – umieraniem – zajmuje się nie tylko Paweł Piotr, ale i narrator „Nagrobka...”.

Po części z tego przeto powodu przyszłość nie rysuje się w optymistyczniejszych barwach. Swoisty determinizm, zgodnie z którym potomek Piotra Pawła, ponosząc klęskę w całej rozciągłości, musi ulec pełnej dezintegracji, konsekwencją której jest samobójstwo. Ale snucie opowieści o losach dziadka odczytywać by można jako rekompensatę własnego nudnego życiorysu i braku „przeżycia pokoleniowego”, a co za tym idzie – niemożności znalezienia celu swej egzystencji. „Mimo że wiem, gdzie jestem, bo umiem nazwać dzielnicę i ulicę – stwierdzi narrator – to jednocześnie jestem nigdzie, bo nie potrafię nazwać czasu, w którym żyję, ani przewidzieć niedalekiej nawet przyszłości”. Nade wszystko bowiem „Nagrobek z lastryko” jest opowieścią o spełniającej się małej, bo prywatnej apokalipsie. Piotr Paweł jest jednak sobą i każdym zarazem. Jest reprezentantem swego pokolenia, którego los zdaje się być przesądzony. Nie mogło być wszakże inaczej – zdaje się sugerować Varga – skoro na biografię pokolenia Piotra Pawła składa się głównie pogoń za sukcesem, odwieczny dylemat „być czy mieć”, diety cud oraz iluzoryczne, acz permanentne rzucanie nałogu alkoholowo-tytoniowego. Rozchwianie emocjonalne połączone z panującym naokoło szumem komunikacyjnym sprawia, że żyje się i umiera „po nic”.

W konsekwencji tego równie rozstrzygalny okazać się może się los dziedziców toksycznych relacji, serwowanych w nadmiarze przez dzisiejszy świat. Przypomnijmy, że dziadkowie narratora żyją ze sobą – jak określił małżeńską zależność Anny i Piotra Pawła Dariusz Nowacki – jak pies z kotem. Ale mimo iż nie potrafią nawiązać ze sobą porozumienia, nie umieją zdecydować się na rozstanie. Ich córka – Zuzanna – jest dzieckiem dziwnym, z „na stałe zamontowanym systemem antyemocjonalnym”. Z kolei jej syn – powieściowy narrator – przychodzi na świat dzięki sztucznemu zapłodnieniu. Wychowywany bez udziału ojca, za to przez „radykalny” wariant wcielenia Matki-Polki, z czasem staje się coraz większym outsiderem, który żyje w zastępstwie za swoich znajomych z dawnych lat. Jest „człowiekiem przejściowym”, który „sprząta po dawnych czasach i przygotowuje się na nowe, wyprowadza starych lokatorów i wprowadza następnych – wypełnia sobą ten czas, który jest pomiędzy, aby nie był to czas pusty. Przez chwilę może odżywiać się za darmo życiem ludzi, którzy wyjechali na zawsze”. Chwilowe egzystowanie w cudzym mieszkaniu przypomina życie na niby, wyczerpujące „jak marsz przez pustynię”. W związku z tym pojawia się coraz większe zmęczenie sobą i otaczającą rzeczywistością, które w rezultacie prowadzi do samobójstwa.

Słowem, „Nagrobek z lastryko” przynosi kolejny bezlitosny rozrachunek ze zdegenerowaną współczesnością i zdeprawowanym, chylącym się ku totalnemu upadkowi społeczeństwem. Żadnym novum nie jest przełamywanie realizmu groteską czy uciekanie się do stylizacji biblijnej. A jednak najnowsza proza autora „Karoliny” uwiodła mnie. Varga zadbał o to, by „Nagrobek...” lokować między opozycjami: pesymistyczne – zabawne, filozoficzne – groteskowe, oczywiste – skomplikowane, jednostkowe – zbiorowe. Ale taka jest właśnie rzeczywistość – paradoksalnie dotkliwa. Nie tu więc szukać należy owej siły przyciągania. Tkwi ona – w moim odczuciu – w ogrywaniu wszystkiego śmiechem. Tym cenniejsza to umiejętność, gdy przychodzi nam się śmiać z samych siebie, nawet jeśli jest to śmiech przez łzy, choć – bynajmniej – nie w zastępstwie życia...

„Być może to jedna z najsmutniejszych książek, jaką napisano w ostatnich latach”, ale za to jak i z jakim ładunkiem humoru napisana!
Krzysztof Varga: „Nagrobek z lastryko”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2007.