
MARZENIE, KTÓREMU NA IMIĘ SIENKIEWICZ (RYSZARD KOZIOŁEK: 'CIAŁA SIENKIEWICZA')
A
A
A
Po dziewięciu latach, które minęły od pierwszego wydania „Ciał Sienkiewicza. Studiów o płci i przemocy”, widać bardzo wyraźnie, że to prawdziwa „książka-marzenie”, że zatem Ryszardowi Koziołkowi dane zostało doświadczenie tego, co dla każdego literaturoznawcy stanowi przedmiot największego pragnienia. Proszę wybaczyć emfatyczność tego wstępu, ale – całe szczęście – minął już czas, kiedy nie wypadało się w świecie humanistyki przyznawać do pasji, pragnień, obsesji i zawodów, maskowanych gramatycznymi formami liczby mnogiej i kurtuazyjnymi frazami o „konieczności dalszych badań”. „Ciała Sienkiewicza” są przecież spełnieniem, o jakim większość z nas, literaturoznawców etatowych i dorywczych, marzy przez całe życie – i jakiego, z bólem trzeba przyznać, większość z nas nigdy nie doświadczy. Znamy z autopsji, będące integralnie splecione z naszą pracą, to męczące odroczenie – efekt naszych dociekań widoczny bywa najczęściej dopiero po wielu latach, po napisaniu wielu drobnych tekstów (które – zakładamy – złożą się kiedyś w sensowną i nadal aktualną metodologicznie całość), po godzinach spędzonych na nudnych konferencjach czy podczas zajęć dydaktycznych. A przede wszystkim po godzinach prywatnych lektur, noszenia w sobie jeszcze nienapisanego dzieła o bardzo mglistych zarysach. Co gorsza, fizyczne pojawienie się tego dzieła w konkretnym, z góry określonym momencie wymuszają stypendium, grant czy umowa wydawnicza oraz – z innej strony – nacisk środowiska. A co, jeśli po tych kilku (doktorat) czy kilkunastu latach (habilitacja) pracy naukowej okaże się, że już właściwie minął czas na podobne naszym rozpoznania, że problem już nikogo nie interesuje, a francuski teoretyk literatury, którym chcieliśmy przeczytać – jak w teologii dogmatycznej – wszystko na wszystkie sposoby, okazał się mniemaniu środowiska sezonową modą?
W kontekście tych najpowszechniejszych lęków literaturoznawczych „Ciała Sienkiewicza” jawią się jako książka, która musi budzić zazdrość („zazdrość” – kolejna siła, której roli w badaniach nad literaturą chyba jeszcze nie opisano dostatecznie). Koziołek, może warto to sobie uzmysłowić, podjął wielkie ryzyko, biorąc na warsztat pisarstwo, które przez swoją kanoniczność wydawało się nie tyle może uświęcone, co po prostu nieciekawe. Było to jednak ryzyko warte podjęcia: wcześniejsze, znakomite publikacje Koziołka, doktorat poświęcony „Twarzy księżyca” Teodora Parnickiego czy „Wstęp” do wydania powieści „Tylko Beatrycze” tegoż autora w serii Biblioteki Narodowej, na pewno były z tego punktu widzenia mniej „odważne”. Ostatnia dekada ubiegłego wieku i pierwsza kolejnego to, jak wiemy, czas rozwoju parnickologii, której głównym ośrodkiem stały się Katowice i skupiająca się przy Uniwersytecie Śląskim grupa wielkich-szalonych miłośników „Słowa i ciała” czy „Nowej baśni”. Koziołek, obok Stefana Szymutki i Krzysztofa Uniłowskiego, był jednym z najważniejszych badaczy z tego kręgu, cóż jednak, skoro przedmiot i efekt ich dociekań mógł wzbudzić zachwyt co najwyżej w bardzo wąskim gronie dziwaków z kolejnych pokoleń (w tym – piszącego te słowa, nie ma więc w powyższych uwagach żadnego sarkazmu!). Tymczasem w 2009 roku Koziołek, badacz wówczas czterdziestotrzyletni, wydaje „Ciała Sienkiewicza” – rozprawę, choć ściślej należałoby powiedzieć „obszerny zbiór esejów”, o pisarzu powszechnie znanym, rytualnie uwielbianym, kanonicznym, wpisanym w polskie imaginarium narodowe tak głęboko, że aż przestaliśmy zauważać jego wpływ, a jednak – tak naprawdę – o pisarzu właściwie nieczytanym, paradoksalnie słabo obecnym w polskiej literaturze. Nie chodzi przy tym o rzeczywisty stan czytelnictwa Sienkiewicza, jakieś statystyczne potwierdzenie tego, czy „Potop” lub „Quo vadis” nadal znajdują w Polsce miłośników. Rzecz raczej w zastygnięciu prozy Sienkiewicza w utartych formułach interpretacyjnych, banalnych podsumowaniach, oczywistościach i sporach ideologicznych. Tymczasem „Ciała Sienkiewicza” przyniosły odczytanie, które okazało się odkrywcze, które przywróciło Sienkiewicza współczesności, rozbiło proste, polityczne odczytania jego prozy i – mocno zwróciło uwagę na wiek XIX jako epokę źródłową dla naszych czasów. Marzenie, spełnieniem którego jest omawiana książka badacza, to także efekt gestu, przed którym większość z nas się wzdryga – podjęcia refleksji nad dziełami kanonicznymi. Łatwiej oczywiście napisać publikację o marginaliach, zwłaszcza o marginaliach w dziełach mało znanych autorów, albo zająć się literaturą najnowszą, albo nawet już nie beletrystyką, ale teorią literatury, niż podjąć szalone ryzyko przeformułowania odbioru pisarstwa silnego autora/autorki, wyrwania przedmiotu badań z twardych kontekstów. Ostatecznie jednak okazuje się, że prawdziwymi wydarzeniami literaturoznawczymi zostają właśnie takie książki! Wcześniej udało się owo uwspółcześnianie lektury z Bolesławem Prusem (w czym zresztą Koziołek także miał swój udział) czy pozytywistkami, dlaczego nie miałoby się udać w przypadku Sienkiewicza? A skoro tak, to dlaczego nikt się nie podjął z sukcesem tego zadania? Nie pisano o Sienkiewiczu? Pisano. Ale nie z takim – znów wracamy do zazdrości – rozmachem, nie tak pomysłowo, nie z taką pasją.
„Ciała Sienkiewicza” przyniosły Ryszardowi Koziołkowi prawdziwy sukces nie tylko w dziedzinie interpretacji. Wydane przez naukową oficynę macierzystej uczelni badacza – Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, zostały uhonorowane Nagrodą Literacką Gdynia w dziedzinie eseju w roku 2010, co umożliwiło Koziołkowi wyjście poza ramy środowiska naukowego. Wymieńmy tylko te najbardziej oczywiste skutki publikacji książki o „nikogo już nieinteresującym” Sienkiewiczu: Koziołek został włączony do grona jurorów, a w końcu stał się przewodniczącym jury Nagrody Literackiej Nike; dołączył do felietonistów „Tygodnika Powszechnego” i regularnie publikuje w nim znakomite eseje z pogranicza literatury i teologii; użyjmy wreszcie formuły, przed którą się wzdrygam, ale wydaje się mi ona najwłaściwsza – stał się autorytetem w dziedzinie literatury, kultury i życia społecznego (ledwie kilka dni temu chociażby tygodnik „Polityka” opublikował komentarz do tzw. prezydenckiego kanonu lektur Antologia Niepodległej, w którym uwzględniono głosy czterech badaczek i badaczy – Koziołek znalazł się wśród nich obok Ingi Iwasiów, Iwony Kurz i Tadeusza Sławka). Interesująca w kontekście sukcesu jest także droga wydawnicza samych „Ciał Sienkiewicza” – po dwóch edycjach uniwersyteckich ukazują się one, jak poprzednia, szeroko komentowana książka Koziołka „Dobrze się myśli literaturą” (2016), w 2018 roku w Wydawnictwie Czarne, co najpewniej zagwarantuje im zasłużony, szerszy obieg czytelniczy. Mamy zatem do czynienia z sytuacją wyjątkową – literaturoznawca, którego pierwsze publikacje predestynowały do funkcjonowania w wąskim kręgu specjalistów, zyskuje głos rozpoznawalny społecznie. Czyż to nie kolejne wielkie marzenie literaturoznawców? W końcu zapisano – nie tyle „zapisano”, co „zapisaliśmy” – już tysiące stron o społecznej odpowiedzialności badaczy literatury pięknej, o szansach, jakie dla życia społecznego przynosi pogłębiona lektura, o tym, jak niezbędni są społeczeństwu ci, którzy dzięki sztuce słowa zyskali wyostrzone spojrzenie na świat, więc niech wreszcie ktoś zapyta o głos w ważnej sprawie specjalistkę czy specjalistę od Brzozowskiego, Orzeszkowej lub Andrzejewskiego. Ironizuję, ale nie jesteśmy daleko od głównej myśli, jaka przyświeca, mam wrażenie, wszystkim publikacjom Ryszarda Koziołka, także tej omawianej – literatura dawna, zwłaszcza ta z drugiej połowy XIX wieku, naprawdę może nam pomóc zrozumieć współczesność, choć niekoniecznie, jak za chwilę zobaczymy, w taki sposób, jak chciałaby sformatowana przez frazesy interpretacyjne opinia publiczna.
Nie bez powodu poświęciłem tak wiele miejsca społecznej sytuacji literaturoznawcy i funkcjonowaniu „Ciał Sienkiewicza” w kręgu odbiorczym. Po pierwsze, przypomnijmy, mamy do czynienia z trzecim wydaniem rozprawy (w stopce znajdziemy informację o drugim, wydaje mi się jednak, że Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego przedstawiło już dwie edycje), więc siłą rzeczy musimy sprawdzić, jakie były losy książki i jej autora w minionej dekadzie. Po drugie, ważniejsze, pretekst do takiej refleksji daje sam autor, który rozpoczyna „Ciała Sienkiewicza” rozdziałem poświęconym samoświadomości pisarskiej, ideowej i politycznej autora „Krzyżaków”, rzuconej na tło II połowy XIX wieku i ówczesnych dyskusji dotykających styku biografii i literatury. Rozdział „Jasienkiewicz” tworzy bardzo logiczny wstęp do refleksji nad prozą Sienkiewicza – lektura Koziołka nie rozpoczyna się ani od utartych odczytań dotyczących omawianej prozy (czyli tego, co zwykło się określać jako „stan badań”), ani od wyłożenia podstawowych tez interpretacyjnych, ale od rekonstrukcji pola literackiego, które zrodziło pisarza i przeciw któremu Sienkiewicz finalnie się zwrócił. Wstępne rozpoznanie poczynione w „Ciałach Sienkiewicza” jest dzięki temu fenomenalnie odkrywcze: wbrew temu, że bohater książki postrzegany bywa przede wszystkim jako autor służby narodowej, badacz odkrywa w nim pisarza, który „odciął swoje pisarstwo od służebnej funkcji wobec programu pozytywistycznego czy jakiegokolwiek innego (…) – on po prostu zerwał związki prozy artystycznej z publicystyką i nauką i stworzył literaturę autonomiczną” (s. 14). Koziołek w rozdziale wstępnym łączy lekturę listów i zapisków autora „Quo vadis”, komentarzy z epoki i inspirujących go rozpoznań współczesnych badaczy, by odkryć, jak bardzo nieoczywistym prozaikiem na tle epoki był Sienkiewicz. Podstawowe pole odniesienia dla tych refleksji tworzy oczywiście nowe w czasie rozkwitającego kapitalizmu wyobrażenie roli twórcy, pojawienie się koncepcji artysty-wytwórcy (s. 10) czy artysty-dziennikarza (s. 11), skąd już prosta droga wiedzie do triumfu realizmu jako konwencji artystycznej. To pozornie oczywista wiedza, ale jednak rzadko bywa odnoszona do autora „Trylogii”! Tymczasem Sienkiewicz właśnie, jak wskazuje Koziołek, najskuteczniej potrafił wykorzystać pozycję prozaika celebryty, człowieka idealnie dopasowanego do epoki, w której ekonomia (jak pisał autor w „Dobrze się myśli literaturą”) wypiera wszystkie inne dyskursy. Rozczulające są wyciągnięte przez Koziołka uwagi z listów autora o tym, że „Latarnik” to podła nowela pisana tylko dla pieniędzy (któż z nas nie pamiętam patriotycznych uniesień przy tym tekście omawianym niegdyś w szkole podstawowej!), ale ważniejsze są głosy z epoki – Asnyka chociażby – które określały Sienkiewicza jako… artystę bezideowego! Bardzo to interesujące w kontekście współczesnego postrzegania prozaika jako wzorca „prawdziwych wartości” (w przeciwieństwie do – przykładowo – Prusa, którego jakiś czas temu Jan Polkowski obwieścił „pisarzem antypolskim”).
Jak zatem „stwarzał” sam siebie Sienkiewicz, którego znamy i nie znamy jednocześnie? Zaskakujące może być ideowe niezdecydowanie autora, który płynnie balansował pomiędzy pozytywistycznym liberalizmem, czy wręcz – sądząc po uwagach rozsianych w listach – libertynizmem, a konserwatyzmem, a zarazem autora nieustannie uciekającego od deklaracji politycznych. Paradoks zauważony w „Ciałach…”: „spory o Sienkiewicza niemal zawsze zawierały wyraźny wątek polityczny” (s. 39). Do tej panoramy niejasności dodajmy jeszcze jedną sprzeczność: przywiązanie do archaicznej symboliki religijnej łączące się z antyklerykalizmem i sceptycyzmem religijnym. Koziołek zastanawia się, dlaczego Sienkiewicz dokonał estetycznej wolty i porzucił realizm na rzecz powieści historycznej, a nawet obecnego w listach purenonsensu. Odpowiedzią jest przywołana powyżej idea autonomii literatury i twórcy, bliska – jak pisze Koziołek – raczej świadomości modernistycznej! Zatem kierunek zmian w prozie Sienkiewicza, odczytywany także na tle decyzji pisarza, by objąć redakcję konserwatywnego „Słowa” w 1882 roku, nie przebiega wcale w prostej linii od liberalnego pozytywizmu ku tradycjonalizmowi (czego literackim ekwiwalentem byłyby „Trylogia” czy „Quo vadis”), lecz jest konsekwentnym, niezależnym od deklaracji ideowych podążaniem za celami ważniejszymi, artystycznymi. Koziołek sugeruje, że przywiązywanie dużej wagi do „proteuszowej” zmienności ideowej Sienkiewicza to o tyle błędne założenie, że „generalna koncepcja jego literatury nie ulega zmianie” (s. 59) – oparta jest bowiem na podążaniu za niebywałą energią artystyczną, która każe przymierzać pisarzowi i różne garnitury ideowe, i odmienne konwencje artystyczne. Przy okazji Koziołek zarzuca sienkiewiczologii metodologiczny błąd – branie pozoru (zmian ideowych i genologicznych) za istotę pisarstwa autora „Bez dogmatu”: „Proponowana tu [w »Ciałach…« – przyp. W.R.] praktyka lektury Sienkiewicza wywodzi się z rozpoznania stałej cechy jego dyskursu, w którym stabilność i spójność stylu maskują rozchwianie znaczeń. Właśnie ta zdolność pochłaniania problematyczności historii i życia wydaje się idiomem literackości Sienkiewicza, czemu odpowiada silny nurt krytyki, która akcentowała powierzchowność tej twórczości, zdolność rozpraszania istotnych problemów na powierzchni banalnej opowieści miłosnej czy przygodowej” (s. 61). Kiedy podsumujemy te arcyciekawe uwagi Koziołka, ujrzymy Sienkiewicza jako pisarza na wskroś nowoczesnego – rozumiejącego reguły świata, którym zawładnęła ekonomia płynnych wartości (czego wzorem, widzimy dziś, było uwolnienie walut z ram twardej, kruszcowej podstawy), poddającego się energii kapitalizmu (w tym: kolonializmu), świadomie korzystającego z reguł ówczesnego celebrytyzmu, próbującego obronić swoją prozę, nawet tę bardzo anachroniczną, przed stabilizującym odczytaniom. Tak, to ten sam Sienkiewicz, o którym powiedziano nam, lub co gorsza – o którym przez lata myśleliśmy, że po prostu gloryfikował bohaterstwo polskiej szlachty sarmackiej i był apologetą katolicyzmu maryjnego.
No dobrze, co miałoby jednak być treścią tak rozumianego dążenia do artystycznej autonomii? Odpowiedź na to pytanie zamyka rozdział wstępny i jednocześnie zakreśla gamę problemów przywołanych przez badacza na kolejnych pięciuset stronach książki. Koziołek, przybliżając skomplikowaną i zmienną osobowość Sienkiewicza, podejmuje próbę odszukania tych miejsc w tekstach, „w których ograniczenia gatunkowe lub arbitralne gesty autora blokują energię znaczenia” (s. 61). Tymczasem „dojrzały i późny Sienkiewicz więcej wie, niż mówi” (s. 66), dlatego badacz wskazywać będzie w jego dziełach te momenty, w których „niebywała energia (…) narracji, swoisty popęd języka, narusza ład wielkich figur tekstu, odsłania heteronomię pozornej jednolitości stylu, doprowadzając do pęknięć, spod których prześwitują starcia różnych dyskursów (stylów, gatunków, tonów), trących o siebie, ale nie tworzących nowe jakości” (s. 67). Miejsca te są świadectwem mocnego przesilenia między tym, co Sienkiewicz pragnie napisać, a tym, co ostatecznie może pojawić się w narracji – te momenty napęczniałe jakąś szczególną energią mają być w „Ciałach Sienkiewicza” „miejscem narodzin lektury jako dopowiedzenia”' (s. 68), to znaczy lektury przekraczającej eliptyczność, milknięcie, lękliwe zawieszenia dyskursu. Te właśnie miejsca – „dopowiedziane” przez wnikliwego interpretatora-antropologa (czyli Ryszarda Koziołka) – pokazują wreszcie Sienkiewicza prawdziwego: popędowego, pesymistycznego, balansującego na granicy seksualnego tabu, frenetycznie rozmiłowanego w przemocy, witalistycznego, który dla właściwych egzemplifikacji tych mrocznych stron osobowości twórczej ubiera się w kostiumy historyczne, patriotyczne, humoreskowe, antyczne. Od razu dopowiedzmy: celem „Ciał Sienkiewicza” nie jest jednak prosta demaskacja wskazująca, że konserwatywne gloryfikacje i liberalne potępienia prozy autora „Krzyżaków” są oparte na całkowicie błędnych odczytaniach. W rozprawie Koziołka Sienkiewicz pozostaje nadal tym, kim był dotąd: pokrzepiaczem serc, konserwatystą przykrawającym historię do społecznych celów II połowy XIX wieku, apologetą męskiej przygody. Ale dyskursy te stają się jednocześnie w przedstawionej tu lekturze tylko strojem, w który ubrały się sprawy ciekawsze, mroczniejsze, bardziej skomplikowane. Koziołek nie podejmuje w „Ciałach…” otwartej polemiki, a tym bardziej nie znajdziemy tu dumnego stwierdzenia „myliliście się wszyscy!”. Metoda lektury, jaką przyjął badacz, prowadzi raczej do wzbogacenia obrazu dzieła Sienkiewicza i do uwolnienia go z prostych, opartych na kryteriach politycznych, odczytań. Po „Ciałach Sienkiewicza” nie powinno się już udać ani chłopięce bicie Sienkiewiczem w Gombrowicza (jakie urządził w roku 2005 czy 2006 ówczesny minister edukacji Roman Giertych), ani też prężenie wojennych muskułów przez zaczytanych w Sienkiewiczu chłopców z dobrych domów, nie powinny już także działać proste zaklęcia liberalnych krytyków i krytyczek, wypominanie nietolerancji religijnej czy fallocentryczności w „Trylogii”. Oczywiście zapędziłem się – żeby tak się stało, trzeba by najpierw podrzucić „Ciała…” ciału (nomen omen!) pedagogicznemu oraz publicystom i czekać na wpływ interpretacji Koziołka na świadomość kolejnych pokoleń czytelników…
Nie sposób przybliżyć w recenzji książki Koziołka wszystkich interesujących rozpoznań, wszystkich reinterpretacji prozy Sienkiewicza. Raz, że to zbyt obszerna rozprawa, dwa – nie chciałbym psuć nikomu przyjemności odkrywania wraz z badaczem owych „miejsc dopowiedzenia”. Lektura „Ciał…” ma przy tym tę właściwość, że nie tworzy jakichś bardzo skomplikowanych konstrukcji logicznych, które trzeba prześledzić, by dojść wraz z autorem do finalnych konstatacji. To chyba kolejny dowód na to, z jak dobrym literaturoznawstwem mamy do czynienia w „Ciałach Sienkiewicza” – wiele szczegółowych uwag przechodzi „test oczywistości”, który jest dla mnie wyznacznikiem wartości pracy interpretacyjnej. Test ów polega tylko na jednym: zachwycie pozornie oczywistym wnioskiem z lektury, na który nikt jednak wcześniej nie wpadł.
Wraz z Koziołkiem podążamy zatem przez kolejne tematy Sienkiewiczowskie, okrywając, jak dziwna, zagadkowa jest to proza. W części „Miejsca po ojcach” bardzo sugestywne są fragmenty wymierzone w męskocentryczne (zarówno aprobatywne, jak i polemiczne) odczytania „Trylogii”; badacz podkreśla, że w epopeicznej opowieści o Rzeczpospolitej połowy XVII wieku równolegle do refleksji o realnej władzy politycznej rozwija się „mitologia władzy macierzyńskiej” (s. 80), czy wręcz, że „Trylogia” jest cyklem wymierzonym w kult ojca-króla-żołnierza jako głównego gracza procesu historycznego. Rozważania te bardzo płynnie przechodzą w odkrycie skrajnie pesymistycznej, a nawet ateistycznej wizji historii w cyklu sarmackim, niewidocznej na pierwszy rzut oka z powodu częstych odwołań do katolicyzmu i licznych scen heroicznej walki. Podsumowaniem rozdziału jest – oczywiście powiązany z wcześniejszymi konstatacjami – fragment o starczym pożądaniu: Koziołek wraca tu na moment do biografii autor, konkretnie do bardzo dwuznacznej relacji listownej sześćdziesięcioletniego pisarza z dziewięcioletnią, a później nastoletnią Wandą Ulanowską. Trudno o mroczniejsze podsumowanie eseju o świecie bez ojców… Uzupełnieniem tych rozważań musi być lustrzany rozdział kolejny – „Płeć idei”, poświęcony postaciom kobiecym u Sienkiewicza, oraz jego kontynuacja – część „Eros w załobie”. Interesujące wydaje mi się powiązanie waloryzowania życia rodzinnego w kolejnych częściach „Trylogii” (są to – dodajmy – obrazy coraz bardziej pesymistyczne) z osobistymi przeżyciami rodzinno-małżeńskimi autora, ale przede wszystkim fascynujące (i przerażające!) powiązanie urody z płodnością. To ostatnie okazuje się w prozie Sienkiewicza dość schematyczne – atrakcyjność fizyczna kobiety jest odwrotnie proporcjonalna do płodności, w oczach bohaterów i narratora matki przegrywać zatem będą z bohaterkami-chłopczycami oraz bohaterkami-dziewczynkami (często sadystycznie uśmiercanymi). Zanim jednak przyjdzie nam do głowy oskarżenie autora o szowinizm, Koziołek podpowiada możliwą interpretację biograficzną: nieszczęśliwe małżeństwa i krótkie związki autora zaowocowały lękiem przed zbyt szybkim upływaniem czasu w miłości, zaś obroną przed tym procesem miał być kult kobiecości niezmieniającej się, zatem – niedojrzałej, przedmacierzyńskiej. Wynotować z przywołanych rozdziałów warto jeszcze jedną obsesję Sienkiewicza: atrakcyjne są w jego prozie nie tylko kobiety niebędące matkami, ale też – o zgrozo – kobiety w żałobie!
Kolejny „cielesny” temat Sienkiewicza, stanowiący niejako przerywnik między większymi partiami książki, dotyczy śmiechu, a dokładniej – jak wskazuje tytuł – „Śmiechu Zagłoby”. Kim jest Zagłoba w ujęciu Koziołka? Na pewno nie tym, za kogo go braliśmy. Koziołek przypomina pomysł Stanisława Brzozowskiego, by traktować bohatera „Trylogii” jako ukłon w stronę przyziemnego, pragmatycznego, cwanego mieszczanina-filistra, sam jednak sugeruje, by uznać sarmackiego kawalarza za postać literacko nowoczesną przez swoją niespójność, wielorakość i intertekstualne źródła tożsamości. Ale to dopiero początek, bo dalsze fragmenty rozdziału przynoszą analizę Zagłoby jako „lubieżnego starca”, a jednocześnie mężczyzny, który naprawdę – inaczej niż legalni adoratorzy, a później mężowie – kocha Helenę i Baśkę. Dalej znajdujemy opis dowcipu bohatera, który wcale nie niesie ze sobą optymistycznej wizji dziejów, lecz przeciwnie – jest reakcją na przejmującą grozę świata. W końcu teza najciekawsza, dotycząca „militaryzmu” „Trylogii”: Zagłoba to główny w cyklu powieści oponent wojny i przejawianej przez pozostałych głównych bohaterów namiętności do walki zbrojnej.
Drugą część „Ciał Sienkiewicza” tworzą obszerne (prawie 200 stron) fragmenty poświęcone przemocy i witalności. Ten pierwszy temat chyba najmocniej przedostał się do powszechnej świadomości i dość często przywoływany jest w negatywnych ocenach dziedzictwa Sienkiewicza. Koziołek nazywa autora wręcz „największym w literaturze polskiej mistrzem przemocy przedstawionej” (s. 323), przy czym tropi w jego obsesyjnym zamiłowaniu do makabry także wątek komercyjny. Sienkiewicz okazuje się autorem, który poprzez „pełne przepychu sceny przemocy (…) projektuje przyjemność lektury” (s. 332). Zarzut, jaki pobrzmiewa w rozważaniach Koziołka, dotyczy nierównomiernego oceniania przemocy, szczególnie usprawiedliwiania tej, którą posługują się osoby pokazywane jako wzory patriotyzmu (s. 349), broni jednak badacz autora „Trylogii” przed posądzeniami o sadyzm. Dalsze partie rozdziału przynoszą dokładną analizę metafor przywoływanych w opisach przemocy, różnych aspektów związanych z cierpieniem ciała (rany, blizny jako „tekst przemocy”), aż po kapitalne uwagi, że właściwie nie wiadomo, czemu miałyby służyć frenetyczne opisy ranienia i zabijania. Tę ostatnią niepewność ujawnia „rozdwojenie recepcji twórczości Sienkiewicza, widoczne w głosach uznających go za pisarza młodzieżowego lub przeciwnie, za okrutnego, tekstualnego sadystę” (s. 377). Problem w tym, że – zdaniem Koziołka – przemoc u autora „Quo vadis” ani nie jest motywowana szlachetną ideą walki o Ojczyznę, ani nie jest prostackim sadyzmem, lecz – wybuchem „wstydliwych rozkoszy”, „groźnymi namiętnościami przyczajonymi w zwykłych ludziach zajmujących miejsca na widowni corridy” (s. 423). Rewersem fascynacji ciałem rozczłonkowanym, poszatkowanym, nabitym na pal, jest w prozie Sienkiewicza – i w rozprawie Koziołka – ciało zdrowe. Powróćmy do „testu oczywistości”. Autor „Ciał Sienkiewicza” wykorzystuje w rozdziale „Krzepa” pewien koncept: powtarzaną do znudzenia frazę o „pokrzepianiu serc” traktuje dosłownie i odczytuje… witalistycznie (wskazując przykładowo, że w „Trylogii” niemal nikt nie choruje, a jedyna śmierć to ta na polu walki), nie zaś ideowe podłoże narracji Sienkiewicza. Refleksja o zdrowiu meandrycznie odchodzi ku innym interesującym kwestiom, Koziołek rozpatruje m.in. stosunek Sienkiewicza od kultury francuskiej, brytyjskiej i amerykańskiej, a nawet do społeczeństw azjatyckich, łączy ideę „krzepy” z kwestiami postępu i pracy, (ponownie) estetyką realizmu i naturalizmu, a nawet patriotyzmem polskich pozytywistów – tak naprawdę nie sposób już w zwięzłym podsumowaniu przybliżyć rozległości dyskursu badacza. Przez pryzmat Sienkiewicza, jego hipochondrycznych kompleksów i jego fascynacji „krzepą” patrzymy już na niemal cały wiek XIX. A także na wiek XX i liczne zastępy uwiedzionych ideą zdrowia i męskiej siły (dlatego na końcu umieścił badacz „Suplement: męskość Stasia”, poświęcony m.in. literackim inicjacjom w męskość w prozie przygodowej XIX wieku, w tym oczywiście w „Pustyni i w puszczy”).
A skoro o chłopcach… Za rok w szkołach ponadpodstawowych pojawi się pierwszy rocznik realizujący nowy, zatwierdzony zaledwie przed dwoma miesiącami program z języka polskiego. Henryk Sienkiewicz z „Potopem” wraca w nim do liceów i techników po pięcioletniej banicji, kiedy czytany był jedynie w gimnazjach (zwykle jako autor „Krzyżaków” lub – rzadziej – „Quo vadis”), degradując z kolei „Pana Tadeusza”, godnego poznania – jak sugerują autorzy tego fatalnego pomysłu – jedynie w szkole podstawowej. Jak podejrzewam, w zamierzeniach programowych wkraczający w dorosłość młodzi ludzie mają dzięki „Potopowi” nauczyć się, co to odpowiedzialność za Ojczyznę, jaka jest prawdziwa rola mężczyzny i prawdziwa rola kobiety, wyjść z lekcji – i tak będą pewnie mówić na podstawie bryków i streszczeń – „z pokrzepionym sercem”. Wielu z tych chłopców i wiele dziewcząt będzie pewnie już ukształtowanych przez zawężone rozumienie etyki patriotycznej i redukcjonistyczne, pełne nowych tabu wzorce patriotyzmu, jakie promowane są obecnie w oficjalnej polityce historycznej. Ryszard Koziołek przekonuje, że uczniowie w „Potopie” spotkać będą mogli złożony świat pełen heroizmu, ale i frenetycznej przemocy, szalonych i agresywnych mężczyzn oraz prawdziwych bohaterów, pobożności i pogardy, rozpadu dotychczasowego świata i mętnych zarysów świata nowego. Świat na miarę naszych, otwartych we wszystkich kierunkach jednocześnie tożsamości. Tak jak autor „Ciał Sienkiewicza” wierzę, że tylko kultura pokazująca złożony obraz świata jest interesująca i otwiera nas na życie. Ale czy da się taką fascynującą złożoność wydobyć z „Pana Tadeusza”, gdy czytać go mają wyłącznie czternastolatkowie? No i czy Sienkiewicz nie trafi znów – w naszych nauczycielskich głowach i w podręcznikach – na wiadomą półkę „lektur patriotycznych”? O znakomitej książce Koziołka myślę w tym kontekście trochę jak o kole ratunkowym rzuconym Sienkiewiczowi. Skutecznym kole, którego – obym się jednak mylił – nikt nie będzie chciał rzucić.
W kontekście tych najpowszechniejszych lęków literaturoznawczych „Ciała Sienkiewicza” jawią się jako książka, która musi budzić zazdrość („zazdrość” – kolejna siła, której roli w badaniach nad literaturą chyba jeszcze nie opisano dostatecznie). Koziołek, może warto to sobie uzmysłowić, podjął wielkie ryzyko, biorąc na warsztat pisarstwo, które przez swoją kanoniczność wydawało się nie tyle może uświęcone, co po prostu nieciekawe. Było to jednak ryzyko warte podjęcia: wcześniejsze, znakomite publikacje Koziołka, doktorat poświęcony „Twarzy księżyca” Teodora Parnickiego czy „Wstęp” do wydania powieści „Tylko Beatrycze” tegoż autora w serii Biblioteki Narodowej, na pewno były z tego punktu widzenia mniej „odważne”. Ostatnia dekada ubiegłego wieku i pierwsza kolejnego to, jak wiemy, czas rozwoju parnickologii, której głównym ośrodkiem stały się Katowice i skupiająca się przy Uniwersytecie Śląskim grupa wielkich-szalonych miłośników „Słowa i ciała” czy „Nowej baśni”. Koziołek, obok Stefana Szymutki i Krzysztofa Uniłowskiego, był jednym z najważniejszych badaczy z tego kręgu, cóż jednak, skoro przedmiot i efekt ich dociekań mógł wzbudzić zachwyt co najwyżej w bardzo wąskim gronie dziwaków z kolejnych pokoleń (w tym – piszącego te słowa, nie ma więc w powyższych uwagach żadnego sarkazmu!). Tymczasem w 2009 roku Koziołek, badacz wówczas czterdziestotrzyletni, wydaje „Ciała Sienkiewicza” – rozprawę, choć ściślej należałoby powiedzieć „obszerny zbiór esejów”, o pisarzu powszechnie znanym, rytualnie uwielbianym, kanonicznym, wpisanym w polskie imaginarium narodowe tak głęboko, że aż przestaliśmy zauważać jego wpływ, a jednak – tak naprawdę – o pisarzu właściwie nieczytanym, paradoksalnie słabo obecnym w polskiej literaturze. Nie chodzi przy tym o rzeczywisty stan czytelnictwa Sienkiewicza, jakieś statystyczne potwierdzenie tego, czy „Potop” lub „Quo vadis” nadal znajdują w Polsce miłośników. Rzecz raczej w zastygnięciu prozy Sienkiewicza w utartych formułach interpretacyjnych, banalnych podsumowaniach, oczywistościach i sporach ideologicznych. Tymczasem „Ciała Sienkiewicza” przyniosły odczytanie, które okazało się odkrywcze, które przywróciło Sienkiewicza współczesności, rozbiło proste, polityczne odczytania jego prozy i – mocno zwróciło uwagę na wiek XIX jako epokę źródłową dla naszych czasów. Marzenie, spełnieniem którego jest omawiana książka badacza, to także efekt gestu, przed którym większość z nas się wzdryga – podjęcia refleksji nad dziełami kanonicznymi. Łatwiej oczywiście napisać publikację o marginaliach, zwłaszcza o marginaliach w dziełach mało znanych autorów, albo zająć się literaturą najnowszą, albo nawet już nie beletrystyką, ale teorią literatury, niż podjąć szalone ryzyko przeformułowania odbioru pisarstwa silnego autora/autorki, wyrwania przedmiotu badań z twardych kontekstów. Ostatecznie jednak okazuje się, że prawdziwymi wydarzeniami literaturoznawczymi zostają właśnie takie książki! Wcześniej udało się owo uwspółcześnianie lektury z Bolesławem Prusem (w czym zresztą Koziołek także miał swój udział) czy pozytywistkami, dlaczego nie miałoby się udać w przypadku Sienkiewicza? A skoro tak, to dlaczego nikt się nie podjął z sukcesem tego zadania? Nie pisano o Sienkiewiczu? Pisano. Ale nie z takim – znów wracamy do zazdrości – rozmachem, nie tak pomysłowo, nie z taką pasją.
„Ciała Sienkiewicza” przyniosły Ryszardowi Koziołkowi prawdziwy sukces nie tylko w dziedzinie interpretacji. Wydane przez naukową oficynę macierzystej uczelni badacza – Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, zostały uhonorowane Nagrodą Literacką Gdynia w dziedzinie eseju w roku 2010, co umożliwiło Koziołkowi wyjście poza ramy środowiska naukowego. Wymieńmy tylko te najbardziej oczywiste skutki publikacji książki o „nikogo już nieinteresującym” Sienkiewiczu: Koziołek został włączony do grona jurorów, a w końcu stał się przewodniczącym jury Nagrody Literackiej Nike; dołączył do felietonistów „Tygodnika Powszechnego” i regularnie publikuje w nim znakomite eseje z pogranicza literatury i teologii; użyjmy wreszcie formuły, przed którą się wzdrygam, ale wydaje się mi ona najwłaściwsza – stał się autorytetem w dziedzinie literatury, kultury i życia społecznego (ledwie kilka dni temu chociażby tygodnik „Polityka” opublikował komentarz do tzw. prezydenckiego kanonu lektur Antologia Niepodległej, w którym uwzględniono głosy czterech badaczek i badaczy – Koziołek znalazł się wśród nich obok Ingi Iwasiów, Iwony Kurz i Tadeusza Sławka). Interesująca w kontekście sukcesu jest także droga wydawnicza samych „Ciał Sienkiewicza” – po dwóch edycjach uniwersyteckich ukazują się one, jak poprzednia, szeroko komentowana książka Koziołka „Dobrze się myśli literaturą” (2016), w 2018 roku w Wydawnictwie Czarne, co najpewniej zagwarantuje im zasłużony, szerszy obieg czytelniczy. Mamy zatem do czynienia z sytuacją wyjątkową – literaturoznawca, którego pierwsze publikacje predestynowały do funkcjonowania w wąskim kręgu specjalistów, zyskuje głos rozpoznawalny społecznie. Czyż to nie kolejne wielkie marzenie literaturoznawców? W końcu zapisano – nie tyle „zapisano”, co „zapisaliśmy” – już tysiące stron o społecznej odpowiedzialności badaczy literatury pięknej, o szansach, jakie dla życia społecznego przynosi pogłębiona lektura, o tym, jak niezbędni są społeczeństwu ci, którzy dzięki sztuce słowa zyskali wyostrzone spojrzenie na świat, więc niech wreszcie ktoś zapyta o głos w ważnej sprawie specjalistkę czy specjalistę od Brzozowskiego, Orzeszkowej lub Andrzejewskiego. Ironizuję, ale nie jesteśmy daleko od głównej myśli, jaka przyświeca, mam wrażenie, wszystkim publikacjom Ryszarda Koziołka, także tej omawianej – literatura dawna, zwłaszcza ta z drugiej połowy XIX wieku, naprawdę może nam pomóc zrozumieć współczesność, choć niekoniecznie, jak za chwilę zobaczymy, w taki sposób, jak chciałaby sformatowana przez frazesy interpretacyjne opinia publiczna.
Nie bez powodu poświęciłem tak wiele miejsca społecznej sytuacji literaturoznawcy i funkcjonowaniu „Ciał Sienkiewicza” w kręgu odbiorczym. Po pierwsze, przypomnijmy, mamy do czynienia z trzecim wydaniem rozprawy (w stopce znajdziemy informację o drugim, wydaje mi się jednak, że Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego przedstawiło już dwie edycje), więc siłą rzeczy musimy sprawdzić, jakie były losy książki i jej autora w minionej dekadzie. Po drugie, ważniejsze, pretekst do takiej refleksji daje sam autor, który rozpoczyna „Ciała Sienkiewicza” rozdziałem poświęconym samoświadomości pisarskiej, ideowej i politycznej autora „Krzyżaków”, rzuconej na tło II połowy XIX wieku i ówczesnych dyskusji dotykających styku biografii i literatury. Rozdział „Jasienkiewicz” tworzy bardzo logiczny wstęp do refleksji nad prozą Sienkiewicza – lektura Koziołka nie rozpoczyna się ani od utartych odczytań dotyczących omawianej prozy (czyli tego, co zwykło się określać jako „stan badań”), ani od wyłożenia podstawowych tez interpretacyjnych, ale od rekonstrukcji pola literackiego, które zrodziło pisarza i przeciw któremu Sienkiewicz finalnie się zwrócił. Wstępne rozpoznanie poczynione w „Ciałach Sienkiewicza” jest dzięki temu fenomenalnie odkrywcze: wbrew temu, że bohater książki postrzegany bywa przede wszystkim jako autor służby narodowej, badacz odkrywa w nim pisarza, który „odciął swoje pisarstwo od służebnej funkcji wobec programu pozytywistycznego czy jakiegokolwiek innego (…) – on po prostu zerwał związki prozy artystycznej z publicystyką i nauką i stworzył literaturę autonomiczną” (s. 14). Koziołek w rozdziale wstępnym łączy lekturę listów i zapisków autora „Quo vadis”, komentarzy z epoki i inspirujących go rozpoznań współczesnych badaczy, by odkryć, jak bardzo nieoczywistym prozaikiem na tle epoki był Sienkiewicz. Podstawowe pole odniesienia dla tych refleksji tworzy oczywiście nowe w czasie rozkwitającego kapitalizmu wyobrażenie roli twórcy, pojawienie się koncepcji artysty-wytwórcy (s. 10) czy artysty-dziennikarza (s. 11), skąd już prosta droga wiedzie do triumfu realizmu jako konwencji artystycznej. To pozornie oczywista wiedza, ale jednak rzadko bywa odnoszona do autora „Trylogii”! Tymczasem Sienkiewicz właśnie, jak wskazuje Koziołek, najskuteczniej potrafił wykorzystać pozycję prozaika celebryty, człowieka idealnie dopasowanego do epoki, w której ekonomia (jak pisał autor w „Dobrze się myśli literaturą”) wypiera wszystkie inne dyskursy. Rozczulające są wyciągnięte przez Koziołka uwagi z listów autora o tym, że „Latarnik” to podła nowela pisana tylko dla pieniędzy (któż z nas nie pamiętam patriotycznych uniesień przy tym tekście omawianym niegdyś w szkole podstawowej!), ale ważniejsze są głosy z epoki – Asnyka chociażby – które określały Sienkiewicza jako… artystę bezideowego! Bardzo to interesujące w kontekście współczesnego postrzegania prozaika jako wzorca „prawdziwych wartości” (w przeciwieństwie do – przykładowo – Prusa, którego jakiś czas temu Jan Polkowski obwieścił „pisarzem antypolskim”).
Jak zatem „stwarzał” sam siebie Sienkiewicz, którego znamy i nie znamy jednocześnie? Zaskakujące może być ideowe niezdecydowanie autora, który płynnie balansował pomiędzy pozytywistycznym liberalizmem, czy wręcz – sądząc po uwagach rozsianych w listach – libertynizmem, a konserwatyzmem, a zarazem autora nieustannie uciekającego od deklaracji politycznych. Paradoks zauważony w „Ciałach…”: „spory o Sienkiewicza niemal zawsze zawierały wyraźny wątek polityczny” (s. 39). Do tej panoramy niejasności dodajmy jeszcze jedną sprzeczność: przywiązanie do archaicznej symboliki religijnej łączące się z antyklerykalizmem i sceptycyzmem religijnym. Koziołek zastanawia się, dlaczego Sienkiewicz dokonał estetycznej wolty i porzucił realizm na rzecz powieści historycznej, a nawet obecnego w listach purenonsensu. Odpowiedzią jest przywołana powyżej idea autonomii literatury i twórcy, bliska – jak pisze Koziołek – raczej świadomości modernistycznej! Zatem kierunek zmian w prozie Sienkiewicza, odczytywany także na tle decyzji pisarza, by objąć redakcję konserwatywnego „Słowa” w 1882 roku, nie przebiega wcale w prostej linii od liberalnego pozytywizmu ku tradycjonalizmowi (czego literackim ekwiwalentem byłyby „Trylogia” czy „Quo vadis”), lecz jest konsekwentnym, niezależnym od deklaracji ideowych podążaniem za celami ważniejszymi, artystycznymi. Koziołek sugeruje, że przywiązywanie dużej wagi do „proteuszowej” zmienności ideowej Sienkiewicza to o tyle błędne założenie, że „generalna koncepcja jego literatury nie ulega zmianie” (s. 59) – oparta jest bowiem na podążaniu za niebywałą energią artystyczną, która każe przymierzać pisarzowi i różne garnitury ideowe, i odmienne konwencje artystyczne. Przy okazji Koziołek zarzuca sienkiewiczologii metodologiczny błąd – branie pozoru (zmian ideowych i genologicznych) za istotę pisarstwa autora „Bez dogmatu”: „Proponowana tu [w »Ciałach…« – przyp. W.R.] praktyka lektury Sienkiewicza wywodzi się z rozpoznania stałej cechy jego dyskursu, w którym stabilność i spójność stylu maskują rozchwianie znaczeń. Właśnie ta zdolność pochłaniania problematyczności historii i życia wydaje się idiomem literackości Sienkiewicza, czemu odpowiada silny nurt krytyki, która akcentowała powierzchowność tej twórczości, zdolność rozpraszania istotnych problemów na powierzchni banalnej opowieści miłosnej czy przygodowej” (s. 61). Kiedy podsumujemy te arcyciekawe uwagi Koziołka, ujrzymy Sienkiewicza jako pisarza na wskroś nowoczesnego – rozumiejącego reguły świata, którym zawładnęła ekonomia płynnych wartości (czego wzorem, widzimy dziś, było uwolnienie walut z ram twardej, kruszcowej podstawy), poddającego się energii kapitalizmu (w tym: kolonializmu), świadomie korzystającego z reguł ówczesnego celebrytyzmu, próbującego obronić swoją prozę, nawet tę bardzo anachroniczną, przed stabilizującym odczytaniom. Tak, to ten sam Sienkiewicz, o którym powiedziano nam, lub co gorsza – o którym przez lata myśleliśmy, że po prostu gloryfikował bohaterstwo polskiej szlachty sarmackiej i był apologetą katolicyzmu maryjnego.
No dobrze, co miałoby jednak być treścią tak rozumianego dążenia do artystycznej autonomii? Odpowiedź na to pytanie zamyka rozdział wstępny i jednocześnie zakreśla gamę problemów przywołanych przez badacza na kolejnych pięciuset stronach książki. Koziołek, przybliżając skomplikowaną i zmienną osobowość Sienkiewicza, podejmuje próbę odszukania tych miejsc w tekstach, „w których ograniczenia gatunkowe lub arbitralne gesty autora blokują energię znaczenia” (s. 61). Tymczasem „dojrzały i późny Sienkiewicz więcej wie, niż mówi” (s. 66), dlatego badacz wskazywać będzie w jego dziełach te momenty, w których „niebywała energia (…) narracji, swoisty popęd języka, narusza ład wielkich figur tekstu, odsłania heteronomię pozornej jednolitości stylu, doprowadzając do pęknięć, spod których prześwitują starcia różnych dyskursów (stylów, gatunków, tonów), trących o siebie, ale nie tworzących nowe jakości” (s. 67). Miejsca te są świadectwem mocnego przesilenia między tym, co Sienkiewicz pragnie napisać, a tym, co ostatecznie może pojawić się w narracji – te momenty napęczniałe jakąś szczególną energią mają być w „Ciałach Sienkiewicza” „miejscem narodzin lektury jako dopowiedzenia”' (s. 68), to znaczy lektury przekraczającej eliptyczność, milknięcie, lękliwe zawieszenia dyskursu. Te właśnie miejsca – „dopowiedziane” przez wnikliwego interpretatora-antropologa (czyli Ryszarda Koziołka) – pokazują wreszcie Sienkiewicza prawdziwego: popędowego, pesymistycznego, balansującego na granicy seksualnego tabu, frenetycznie rozmiłowanego w przemocy, witalistycznego, który dla właściwych egzemplifikacji tych mrocznych stron osobowości twórczej ubiera się w kostiumy historyczne, patriotyczne, humoreskowe, antyczne. Od razu dopowiedzmy: celem „Ciał Sienkiewicza” nie jest jednak prosta demaskacja wskazująca, że konserwatywne gloryfikacje i liberalne potępienia prozy autora „Krzyżaków” są oparte na całkowicie błędnych odczytaniach. W rozprawie Koziołka Sienkiewicz pozostaje nadal tym, kim był dotąd: pokrzepiaczem serc, konserwatystą przykrawającym historię do społecznych celów II połowy XIX wieku, apologetą męskiej przygody. Ale dyskursy te stają się jednocześnie w przedstawionej tu lekturze tylko strojem, w który ubrały się sprawy ciekawsze, mroczniejsze, bardziej skomplikowane. Koziołek nie podejmuje w „Ciałach…” otwartej polemiki, a tym bardziej nie znajdziemy tu dumnego stwierdzenia „myliliście się wszyscy!”. Metoda lektury, jaką przyjął badacz, prowadzi raczej do wzbogacenia obrazu dzieła Sienkiewicza i do uwolnienia go z prostych, opartych na kryteriach politycznych, odczytań. Po „Ciałach Sienkiewicza” nie powinno się już udać ani chłopięce bicie Sienkiewiczem w Gombrowicza (jakie urządził w roku 2005 czy 2006 ówczesny minister edukacji Roman Giertych), ani też prężenie wojennych muskułów przez zaczytanych w Sienkiewiczu chłopców z dobrych domów, nie powinny już także działać proste zaklęcia liberalnych krytyków i krytyczek, wypominanie nietolerancji religijnej czy fallocentryczności w „Trylogii”. Oczywiście zapędziłem się – żeby tak się stało, trzeba by najpierw podrzucić „Ciała…” ciału (nomen omen!) pedagogicznemu oraz publicystom i czekać na wpływ interpretacji Koziołka na świadomość kolejnych pokoleń czytelników…
Nie sposób przybliżyć w recenzji książki Koziołka wszystkich interesujących rozpoznań, wszystkich reinterpretacji prozy Sienkiewicza. Raz, że to zbyt obszerna rozprawa, dwa – nie chciałbym psuć nikomu przyjemności odkrywania wraz z badaczem owych „miejsc dopowiedzenia”. Lektura „Ciał…” ma przy tym tę właściwość, że nie tworzy jakichś bardzo skomplikowanych konstrukcji logicznych, które trzeba prześledzić, by dojść wraz z autorem do finalnych konstatacji. To chyba kolejny dowód na to, z jak dobrym literaturoznawstwem mamy do czynienia w „Ciałach Sienkiewicza” – wiele szczegółowych uwag przechodzi „test oczywistości”, który jest dla mnie wyznacznikiem wartości pracy interpretacyjnej. Test ów polega tylko na jednym: zachwycie pozornie oczywistym wnioskiem z lektury, na który nikt jednak wcześniej nie wpadł.
Wraz z Koziołkiem podążamy zatem przez kolejne tematy Sienkiewiczowskie, okrywając, jak dziwna, zagadkowa jest to proza. W części „Miejsca po ojcach” bardzo sugestywne są fragmenty wymierzone w męskocentryczne (zarówno aprobatywne, jak i polemiczne) odczytania „Trylogii”; badacz podkreśla, że w epopeicznej opowieści o Rzeczpospolitej połowy XVII wieku równolegle do refleksji o realnej władzy politycznej rozwija się „mitologia władzy macierzyńskiej” (s. 80), czy wręcz, że „Trylogia” jest cyklem wymierzonym w kult ojca-króla-żołnierza jako głównego gracza procesu historycznego. Rozważania te bardzo płynnie przechodzą w odkrycie skrajnie pesymistycznej, a nawet ateistycznej wizji historii w cyklu sarmackim, niewidocznej na pierwszy rzut oka z powodu częstych odwołań do katolicyzmu i licznych scen heroicznej walki. Podsumowaniem rozdziału jest – oczywiście powiązany z wcześniejszymi konstatacjami – fragment o starczym pożądaniu: Koziołek wraca tu na moment do biografii autor, konkretnie do bardzo dwuznacznej relacji listownej sześćdziesięcioletniego pisarza z dziewięcioletnią, a później nastoletnią Wandą Ulanowską. Trudno o mroczniejsze podsumowanie eseju o świecie bez ojców… Uzupełnieniem tych rozważań musi być lustrzany rozdział kolejny – „Płeć idei”, poświęcony postaciom kobiecym u Sienkiewicza, oraz jego kontynuacja – część „Eros w załobie”. Interesujące wydaje mi się powiązanie waloryzowania życia rodzinnego w kolejnych częściach „Trylogii” (są to – dodajmy – obrazy coraz bardziej pesymistyczne) z osobistymi przeżyciami rodzinno-małżeńskimi autora, ale przede wszystkim fascynujące (i przerażające!) powiązanie urody z płodnością. To ostatnie okazuje się w prozie Sienkiewicza dość schematyczne – atrakcyjność fizyczna kobiety jest odwrotnie proporcjonalna do płodności, w oczach bohaterów i narratora matki przegrywać zatem będą z bohaterkami-chłopczycami oraz bohaterkami-dziewczynkami (często sadystycznie uśmiercanymi). Zanim jednak przyjdzie nam do głowy oskarżenie autora o szowinizm, Koziołek podpowiada możliwą interpretację biograficzną: nieszczęśliwe małżeństwa i krótkie związki autora zaowocowały lękiem przed zbyt szybkim upływaniem czasu w miłości, zaś obroną przed tym procesem miał być kult kobiecości niezmieniającej się, zatem – niedojrzałej, przedmacierzyńskiej. Wynotować z przywołanych rozdziałów warto jeszcze jedną obsesję Sienkiewicza: atrakcyjne są w jego prozie nie tylko kobiety niebędące matkami, ale też – o zgrozo – kobiety w żałobie!
Kolejny „cielesny” temat Sienkiewicza, stanowiący niejako przerywnik między większymi partiami książki, dotyczy śmiechu, a dokładniej – jak wskazuje tytuł – „Śmiechu Zagłoby”. Kim jest Zagłoba w ujęciu Koziołka? Na pewno nie tym, za kogo go braliśmy. Koziołek przypomina pomysł Stanisława Brzozowskiego, by traktować bohatera „Trylogii” jako ukłon w stronę przyziemnego, pragmatycznego, cwanego mieszczanina-filistra, sam jednak sugeruje, by uznać sarmackiego kawalarza za postać literacko nowoczesną przez swoją niespójność, wielorakość i intertekstualne źródła tożsamości. Ale to dopiero początek, bo dalsze fragmenty rozdziału przynoszą analizę Zagłoby jako „lubieżnego starca”, a jednocześnie mężczyzny, który naprawdę – inaczej niż legalni adoratorzy, a później mężowie – kocha Helenę i Baśkę. Dalej znajdujemy opis dowcipu bohatera, który wcale nie niesie ze sobą optymistycznej wizji dziejów, lecz przeciwnie – jest reakcją na przejmującą grozę świata. W końcu teza najciekawsza, dotycząca „militaryzmu” „Trylogii”: Zagłoba to główny w cyklu powieści oponent wojny i przejawianej przez pozostałych głównych bohaterów namiętności do walki zbrojnej.
Drugą część „Ciał Sienkiewicza” tworzą obszerne (prawie 200 stron) fragmenty poświęcone przemocy i witalności. Ten pierwszy temat chyba najmocniej przedostał się do powszechnej świadomości i dość często przywoływany jest w negatywnych ocenach dziedzictwa Sienkiewicza. Koziołek nazywa autora wręcz „największym w literaturze polskiej mistrzem przemocy przedstawionej” (s. 323), przy czym tropi w jego obsesyjnym zamiłowaniu do makabry także wątek komercyjny. Sienkiewicz okazuje się autorem, który poprzez „pełne przepychu sceny przemocy (…) projektuje przyjemność lektury” (s. 332). Zarzut, jaki pobrzmiewa w rozważaniach Koziołka, dotyczy nierównomiernego oceniania przemocy, szczególnie usprawiedliwiania tej, którą posługują się osoby pokazywane jako wzory patriotyzmu (s. 349), broni jednak badacz autora „Trylogii” przed posądzeniami o sadyzm. Dalsze partie rozdziału przynoszą dokładną analizę metafor przywoływanych w opisach przemocy, różnych aspektów związanych z cierpieniem ciała (rany, blizny jako „tekst przemocy”), aż po kapitalne uwagi, że właściwie nie wiadomo, czemu miałyby służyć frenetyczne opisy ranienia i zabijania. Tę ostatnią niepewność ujawnia „rozdwojenie recepcji twórczości Sienkiewicza, widoczne w głosach uznających go za pisarza młodzieżowego lub przeciwnie, za okrutnego, tekstualnego sadystę” (s. 377). Problem w tym, że – zdaniem Koziołka – przemoc u autora „Quo vadis” ani nie jest motywowana szlachetną ideą walki o Ojczyznę, ani nie jest prostackim sadyzmem, lecz – wybuchem „wstydliwych rozkoszy”, „groźnymi namiętnościami przyczajonymi w zwykłych ludziach zajmujących miejsca na widowni corridy” (s. 423). Rewersem fascynacji ciałem rozczłonkowanym, poszatkowanym, nabitym na pal, jest w prozie Sienkiewicza – i w rozprawie Koziołka – ciało zdrowe. Powróćmy do „testu oczywistości”. Autor „Ciał Sienkiewicza” wykorzystuje w rozdziale „Krzepa” pewien koncept: powtarzaną do znudzenia frazę o „pokrzepianiu serc” traktuje dosłownie i odczytuje… witalistycznie (wskazując przykładowo, że w „Trylogii” niemal nikt nie choruje, a jedyna śmierć to ta na polu walki), nie zaś ideowe podłoże narracji Sienkiewicza. Refleksja o zdrowiu meandrycznie odchodzi ku innym interesującym kwestiom, Koziołek rozpatruje m.in. stosunek Sienkiewicza od kultury francuskiej, brytyjskiej i amerykańskiej, a nawet do społeczeństw azjatyckich, łączy ideę „krzepy” z kwestiami postępu i pracy, (ponownie) estetyką realizmu i naturalizmu, a nawet patriotyzmem polskich pozytywistów – tak naprawdę nie sposób już w zwięzłym podsumowaniu przybliżyć rozległości dyskursu badacza. Przez pryzmat Sienkiewicza, jego hipochondrycznych kompleksów i jego fascynacji „krzepą” patrzymy już na niemal cały wiek XIX. A także na wiek XX i liczne zastępy uwiedzionych ideą zdrowia i męskiej siły (dlatego na końcu umieścił badacz „Suplement: męskość Stasia”, poświęcony m.in. literackim inicjacjom w męskość w prozie przygodowej XIX wieku, w tym oczywiście w „Pustyni i w puszczy”).
A skoro o chłopcach… Za rok w szkołach ponadpodstawowych pojawi się pierwszy rocznik realizujący nowy, zatwierdzony zaledwie przed dwoma miesiącami program z języka polskiego. Henryk Sienkiewicz z „Potopem” wraca w nim do liceów i techników po pięcioletniej banicji, kiedy czytany był jedynie w gimnazjach (zwykle jako autor „Krzyżaków” lub – rzadziej – „Quo vadis”), degradując z kolei „Pana Tadeusza”, godnego poznania – jak sugerują autorzy tego fatalnego pomysłu – jedynie w szkole podstawowej. Jak podejrzewam, w zamierzeniach programowych wkraczający w dorosłość młodzi ludzie mają dzięki „Potopowi” nauczyć się, co to odpowiedzialność za Ojczyznę, jaka jest prawdziwa rola mężczyzny i prawdziwa rola kobiety, wyjść z lekcji – i tak będą pewnie mówić na podstawie bryków i streszczeń – „z pokrzepionym sercem”. Wielu z tych chłopców i wiele dziewcząt będzie pewnie już ukształtowanych przez zawężone rozumienie etyki patriotycznej i redukcjonistyczne, pełne nowych tabu wzorce patriotyzmu, jakie promowane są obecnie w oficjalnej polityce historycznej. Ryszard Koziołek przekonuje, że uczniowie w „Potopie” spotkać będą mogli złożony świat pełen heroizmu, ale i frenetycznej przemocy, szalonych i agresywnych mężczyzn oraz prawdziwych bohaterów, pobożności i pogardy, rozpadu dotychczasowego świata i mętnych zarysów świata nowego. Świat na miarę naszych, otwartych we wszystkich kierunkach jednocześnie tożsamości. Tak jak autor „Ciał Sienkiewicza” wierzę, że tylko kultura pokazująca złożony obraz świata jest interesująca i otwiera nas na życie. Ale czy da się taką fascynującą złożoność wydobyć z „Pana Tadeusza”, gdy czytać go mają wyłącznie czternastolatkowie? No i czy Sienkiewicz nie trafi znów – w naszych nauczycielskich głowach i w podręcznikach – na wiadomą półkę „lektur patriotycznych”? O znakomitej książce Koziołka myślę w tym kontekście trochę jak o kole ratunkowym rzuconym Sienkiewiczowi. Skutecznym kole, którego – obym się jednak mylił – nikt nie będzie chciał rzucić.
Ryszard Koziołek: „Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |