ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (345) / 2018

Robert Rybicki, Agata Jabłońska,

PRZEMOC PRZESTAWIA MNIE W STAN CZUJNOŚCI

A A A
Robert Rybicki: Jak myślisz, czy strefa wolności w wierszu (albo do wiersza) ulega obecnie zagrożeniu, czy, na przekór, właśnie ma swój właściwy czas? No bo w sumie samo powiedzenie nie lub NIE jest już ustanowieniem własnych, jednostkowych granic. Przemoc powoduje, że ludzie „biernieją” i tracą poczucie własnej wartości.

Agata Jabłońska: Czy ja wiem? Może mi się wydaje, ale zakazy i ograniczenia są na tej szerokości geograficznej najlepszym bodźcem do rozwinięcia skrzydeł. Naruszanie granic wywołuje bunt, przyspiesza metabolizm i napędza. Nie wiem, czy wszyscy tak mają, ale u siebie czasem obserwuję to uzależnienie od adrenaliny. Przemoc przestawia mnie w stan czujności, ustawia mnie na jednej z pozycji konfliktu i pobudza do działania. To niedobrze, dużo lepiej, gdyby jej nie było, i bardzo cenne są dla mnie chwile, kiedy jej nie ma (ani nie ma strachu). Tylko nie pamiętam, żebym wtedy coś dobrego napisała.

R.R.: Tak, opór, ścieranie się, dynamika, trochę to tak jak w myśleniu o przestrzeni Kantora: kulisz się, zajmujesz mniej przestrzeni na scenie, rozwierasz ramiona, zajmujesz więcej. Plastyczność jaźni? Tej energii, którą ciągnie za sobą ten ludzki byt, to przesuwające się jednostkowe coś, ta nieznośna, odśrodkowa, odjaźniowa świadomość istnienia?

A.J.: Ale zaraz jest: „Stój, wróć, Jabłońska, ty hieno cmentarna! Podoba ci się to? Zadowolona jesteś?”. Rozmawialiśmy ostatnio w większej grupie o „Instruktażu”, wzięliśmy na warsztat tę scenę z chłopczykiem i pojawił się zgryz. Bo wiesz, to znaczy ja wiem, że kiedy to pisałam, nie mogłam inaczej. Ale sam efekt – bo to jest efekciarskie – długo nie uważałam tego tekstu za wiersz; dalej mam z tym trudności.

R.R.: W sumie i tak żyjemy w czasach, gdy to wiersz zmienia formułę, takie wierszowisko, jak na przykład Internetlandia rozrasta się i porywa jaźnie w głąb świata informacji, a jednostkowe postrzeganie świata jest coraz dalej od przaśnej reality.

A.J.: Jest tak blisko, jak my jesteśmy. U mnie w wierszach (wczoraj zrobiłam sobie przegląd tego, czego w „Raporcie” nie ma) jest sporo takiego siermiężnego zmęczenia – to są teksty pisane między zmienianiem pieluszek a usypianiem dziecka, coś, co być może jest mniej interesujące dla uniwersalnego odbiorcy, ale siedzi w rzeczywistości co najmniej po łokcie. To „dalej” bywa bliżej niż się wydaje, bo wszystko jest pisane gdzieś na granicy naszej fizycznej obecności i tego, co jej grozi, pytanie tylko jak bardzo lubimy tę rzeczywistość sobie uświadamiać. (W ogóle dość trudno mi uogólniać i mówić o szerszych kategoriach niż własne pisanie, bo mam wrażenie, że mój warsztat krytyka jest biedny aż piszczy).

R.R.: No to niech piszczy. Nie zawsze warsztat krytyka warunkuje namysł.

A.J.: To może chodzi o to, że intuicja podpowiada mi, żeby nie generalizować. Wiesz, od generalizowania są silni, biali, heteroseksualni mężczyźni.

R.R.: Od ustawiania norm, które służą wykluczeniu wszystkich tych, którzy nie są białymi, heteroseksualnymi mężczyznami (co do siły, mógłbym polemizować, bardziej wrzuciłbym tu kategorię podstępu, chwytu – siła i podstęp?). W sumie można powiedzieć, że cała cywilizacja północnoatlantycka, od USA po Rosję, ulega jakiemuś wpływowi maczyzmu, właściwie ci maczyści z kolei są kukiełkami zawodowych spryciarzy, jak nazwałbym tych, którzy ostatecznie wyciągają z tego zysk. Przykładem są szwajcarskie banki, amerykańskie korporacje, brytyjska elita, które wspierały hitleryzm u początku, czy obecnie np. rosyjskie służby i banki, które udzielają wsparcia radykalnym, szowinistycznym ugrupowaniom. Na tym cierpią kobiety, artyści, dzieci, wszelki lud marzący o spokojnym życiu, z dala od zniewolenia, zarówno ideologicznego, jak i fizykalnego. I to zawsze jest jakaś grupka facetów, z reguły białych, którym po prostu najzwyczajniej w świecie odpierdala. Bo to z mojego punktu widzenia nie jest normalne. Normalne? Moralne? O czym my tu gadamy? Dotknęłaś kwestii tak naprawdę pochodzenia obecnie dziejącego się zła.

A.J.: O sprawczości. O tym, co możemy, a co nam się wydaje. I co wiemy; albo wydaje nam się że wiemy. I że to wszystko nie są przyjemne rzeczy. U Ciebie drogą wyjścia jest jakiegoś rodzaju surrealizm, u mnie surowy realizm, ale żadna z tych rzeczy nie ma siły sprawczej (bo ona jest w rękach wyżej wymienionych).

R.R.: Którzy stawiają się wyżej od innych ludzi. Dla nich Ty i ja jesteśmy zwykłymi śmieciami. No, acz te nasze drogi wyjścia mogą poruszyć procesy myślowe u innych. Osobiście mogę powiedzieć, że najwięcej wolności doświadczyłem we własnej głowie, ha ha! Ale sterowanie wyobrażeniami przez edukację, dozór nad informacją może pokręcić w świecie wyobrażonym. Na przykład wizje wojny inkrustowane efektownymi, fajerwerkowatymi wybuchami, które, o dziwo, przypominają skrzące się świecidełka, którymi zabawiano Indian. Coś błyska, przykuwa uwagę, jak błyskawica albo płomień, potem cos odbija światło, jak złoto i diament, potem pojawia się elektryczność, światło sztuczne i ekrany dotykowe. A potem mamy pełno samobójstw, potrącenia pieszych, szaleństwo i nienawiść, które przybierają takie rozmiary jak liczna jest populacja ludzka. Najszczęśliwsi są ci, którzy nie widzieli cywilizacji, o których nawet nie wiemy, że istnieją.

(Wiesz co, odpocznę sobie od tej rozmowy, bo czuję, że gadam jak najęty, a to ma być rozmowa z Tobą, jutro albo za kilka godzin zetnę część swoich kwestii, po prostu wpierdoliłem się we własne rozmyślania i nie umiałem się powstrzymać przed pisaniem.)

A.J.: (Mnie się to podoba, nie ścinaj przesadnie. Bol wrócił ze szkoły, więc siłą rzeczy musimy zarządzić przerwę, bo obiad i inne takie.)

R.R.: Dobra. Ciekawe, jak mu pójdzie z odrzucaniem wiedzy po latach.

AJ: Oby sprawnie.

R.R.: Z przedzieraniem się przez marcowe zaspy. Marzec się zrobił. Jak on to robi? I czemu?

A.J.: Nawet nie pytaj, bo zaczyna mi się przypominać, jak wielu rzeczy znowu nie zrobiłam. Tak jak z tym pisaniem z Tobą, gdzieś pod koniec tamtej rozmowy miałam jakieś mądre rzeczy do powiedzenia, próbuję się właśnie do nich dokopać. Chyba chodziło mi o to, że Twoje gadanie jest tu tak samo na miejscu, jak moje milczenie – w milczeniu (o literaturze) jestem naprawdę dobrze wyspecjalizowana, a w mówieniu mniej.

R.R.: Tak, a tu już kwiecień się robi i ogródki wzywają! Jutro z kolei KONTENTowcy będą działać. Zawsze coś się dzieje!

A.J.: Wiesz, odbyłam w ostatnim czasie sporo niezapisanych rozmów z Tobą, każda o czym innym, ale w końcu zostało mi z tego poczucie, że jednak nie sprawdzam się w mowie. To odważne, myślę, biorąc pod uwagę, że identyfikujemy się tutaj właśnie jako osoby piszące. Myślałam ostatnio o tym, co by było, gdyby kiedyś wypróbować metody odosobnienia jako warsztatu twórczego, znaleźć się gdzieś daleko od wszystkiego i przez dłuższy czas zabronić sobie mówić, a potem zobaczyć, co w nas to nagromadziło. Wszedłbyś w taki temat?

R.R.: Zamilkł żech.