ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (82) / 2007

Ryszard Chłopek,

WIECZNE OKAMGNIENIA

A A A
Pierwsza strona okładki – ktoś przeskakuje nad przepaścią i jest niewyraźny, rozmazany, odległy. Ostatnia strona – ta sama przepaść, ale nie ma nikogo. Okamgnienie. Podnosisz powiekę: pusto. Przerażająca przestrzeń. Bardzo smutna. Jedynie w pamięci pozostaje obraz, jak na fotografii. Teraz możesz go przywoływać, lecz wiesz, że z czasem będzie coraz bardziej blady, wyblakły, nijaki. Aż w końcu zniknie.

„Spójrz, właśnie tędy przeszła brzytwa okamgnienia – / plamki zakrzepłej sepii świadczą o jej przejściu (...)”. Pamięć coś zachowuje, ale w tym samym akcie „zabiera” całą resztę. Ta ostatnia zostaje obcięta niczym przez brzytwę Ockhama. Tylko nic nie daje pewności, że wyrzucone zostały rzeczywiście „byty ponad miarę”. Być może były ważne. Stąd smutek, stąd przerażenie. Stąd wysiłek, by czas jakoś zatrzymać. „(...) I jeszcze ta świadomość, że coś się utlenia, / bezpowrotnie rozpada, nieustannie studzi. / Te codzienne, conocne, te żmudne ćwiczenia / by wszystko, odmienione, mogło się nie zmieniać”.

Jednym ze sposobów na lęk związany z przemijaniem jest osadzenie w kulturze. Bo jeżeli coś trwa (w pamięci, w książkach, na płótnach, na płytach, na kliszach, w nutach, w stiukach czy gzymsach), to jednak unikamy zupełnego rozpadu. Dlatego Jacek Dehnel jest tak klasycyzujący. Stąd rymy, Justynian II, Karl Czerny, Chopin, Mozart, Larkin, Auden, Krall, Il Sogno, Sewastopol, Erytreja, Merowingowie, Orland, Tristian, Medea, Łucja z Lamermoor, krynoliny, Friedrich, Warhol, Mapplethorpe, Gertruda Stein, Tkanina z Bayeux, „Big Splash” i tak dalej.

Stąd taki oto przypis: „Neel (Nigellus, Nigel, Niels, Njall) imię kilku kolejnych baronów i wicehrabiów St.Sauveur, Cotein i Nehou. Wywodzili się ze Skandynawii (od królów Upplandu i Romerich) i dali początek m.in. rodzinom FitzNeel, Neale i de Neel, z których wywodzą się Dehnelowie” [podkreślenie – R. Ch.]. W dalszej części dowiadujemy się, iż szlachetni przodkowie poety dowodzili armiami i flotami, prowadzili zwycięskie kampanie, a jeden z nich (jako „towarzysz” Wilhelma Zdobywcy) brał nawet udział w bitwie pod Hastings. Pominę autentyczność tych informacji, bo nie potrafię jej sprawdzić i chyba nawet nie chcę. Okryję też milczeniem koturnowe aż do granic śmieszności nadęcie tego przypisu. Zajmuje mnie bardziej determinacja, z jaką poeta usiłuje się wpisać w jakąś wielką tradycję – uciec przed brzytwą czasu. Wryć się w wieczność.

Chyba dlatego Jacek Dehnel (w sumie młody facet) na zdjęciach pozuje się na dżentelmena z XIX wieku. Manfred? Konrad? Kordian? Rimbaud? Przybyszewski? Wysocki? Raskolnikow? Kurtz? Wokulski? A może Ferdynand Dulski? Wskazanie protoplasty nie ma tak naprawdę większego znaczenia. Ważne jest wpisanie się w coś, by nie być teraźniejszym, a więc „tymczasowym”.

Dehnel zawieszony między „okamgnieniem” a wiecznością jest dla mnie nużący. Choć – muszę to przyznać – jego warsztat oraz kunszt poetycki budzą we mnie i podziw, i zazdrość. Inny Dehnel mnie interesuje, inny mnie zniewala – ten pochylony nad ludzkim losem, jakże nieraz trudnym: „Przepisy mówią jasno: trzeba pójść gdzie indziej. / Nigdzie nie jest u siebie, kto jest nieszczęśliwy. / Opuszcza dom wysoki, przez oko zamieci / przechodzi z odprutymi dystynkcjami, z szyją / odsłoniętą przez kołnierz odcięty niechlujnie. / W ciszy. Nawet w kieszeniach nic mu nie podzwania: / żadnych ostrych przedmiotów, dziesięciogroszówek, / buty bez sznurowadeł i szlufki bez paska”.

Pierwsza strona okładki i ostatnia: ktoś (niewyraźny, rozmazany, odległy) przeskakuje nad przepaścią, ale za chwilę nie ma nikogo. Okamgnienie. Podnosisz powiekę: pusto. Przerażająca przestrzeń. Bardzo smutna. Jedynie w pamięci pozostaje obraz, jak na fotografii. Teraz możesz go przywoływać lecz wiesz, że z czasem będzie coraz bardziej blady, wyblakły, nijaki. Aż w końcu zniknie. Jak wiele tych wierszy. Ale będą i takie, które pozostaną – wyraźne, poruszające, rezonujące z czasem coraz bardziej.
Jacek Dehnel: „Brzytwa okamgnienia i inne wiersze”. Biuro Literackie. Wrocław 2007.