ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (348) / 2018

Zuzanna Sokołowska,

MĘSKIE HISTORIE

A A A
Michel Foucault w swojej książce „Szaleństwo i literatura” pisał o hypomneumatach: „Hypomneumata, w sensie technicznym, to księgi rachunkowe, rejestry publiczne, zapiski prywatne służące do utrwalania rzeczy ulotnych… Zapisywano w nich cytaty, fragmenty dzieł, przykłady i opisy zdarzeń, których było się świadkiem lub o których czytano, refleksje i przemyślenia, jakie usłyszano lub właśnie przyszły komuś do głowy. Tworzyły one materialną pamięć rzeczy przeczytanych, usłyszanych lub przemyślanych” (Foucault 2009: 38). Takie luźne zapiski, odpryski pamięci, na które składały się miejsca i emocje, zapełniły niemal całą wystawę „Mascullinea”, którą można było oglądać w Biurze Wystaw Artystycznych w Kielcach. Tytuł tej ekspozycji był nieprzypadkowy. Miscellanea oznacza zebrany w jedną całość zbiór tekstów, notatek. Bartek Jarmoliński, kurator wystawy, postanowił słowo to przekonwertować na potrzeby ekspozycji, której autorami byli sami mężczyźni. Na pewno nie była to wystawa o męskości, nie była to też wizualna opowieść stojąca w opozycji do feminizmu. Zaproszeni artyści postanowili pokazać bardziej miękką stronę tego, co kultura stara się upchnąć pod pojęciem, bardzo dziś zresztą stereotypowym, maskulinizmu.

Robert Kuśmirowski, Paweł Łyjak, Piotr Kotlicki, Paweł Hajncel, Piotr Gajda, Bogusław Bachorczyk, a także sam kurator ekspozycji pokazali prace, stanowiące dla nich pewien rodzaj katharsis, rozliczenia się z przeszłością, jak i ponownym zmierzeniem się z własnymi emocjami, na które mogą dziś już spojrzeć z koniecznym, właściwym dystansem.

Piotr Gajda zaprezentował na wystawie film „Płynę” (2017), który odnosi się bezpośrednio do naturalnego biegu życia, nieuchronnego upływu czasu, który zmienia nieodwracalnie ciało i ludzką świadomość. Gajda płynie łódką po rzece na tle sielskiego pejzażu. Nie jest sam. Towarzyszy mu piękna, młoda dziewczyna, która ciągnie na linie łódkę z płynącym w niej artystą. Obraz Gajdy jest silnie kontrastowy – z jednej strony widz ma do czynienia z młodością, energią, którą generuje kobieta, z drugiej, z bezsilnością bohatera i słabnącym ciałem. Obraz „Płynę” staje się tym samym opowieścią o fizyczności, o nieustannym ścieraniu się pierwiastków młodości i starości, życia i śmierci, a także symboliczną narracją o ciałach niepotrzebnych, niezauważalnych i przezroczystych, w których nie ma już śladu piękna młodości.

Paweł Łyjak tymczasem pokazuje na wystawie prace, które stanowią swoisty gabinet rzeczy niepotrzebnych. W swojej twórczości artysta wykorzystuje zabawki, gabloty, zużyte przedmioty, stare apteczki, innymi słowy wszystko to, co zawiera w sobie DNA przeszłości. Łyjak mierzy się w swoich działaniach z traumami z dzieciństwa, z bagażem trudnych emocji, które ciągle są gdzieś obecne z tyłu głowy. Wystarczy jeden impuls – znajomy zapach z dzieciństwa, obraz, uczucie, aby ukryte za ciemną kurtyną wrażenia wróciły niemalże natychmiast, przytłaczając swoją intensywnością. Jedną z najbardziej symptomatycznych prac pokazywanych na wystawie jest „Medalion II” (2016). Łyjak umieszcza swoje zdjęcia z okresu dzieciństwa w formie przypominającej porcelanowe zdjęcia nagrobne. W ten sposób artysta chowa głęboko, w symbolicznym grobie, swoją dziecięcą tożsamość, od której pragnie się zdecydowanie odciąć. W tej realizacji nie ma miejsca na sentymenty czy niewinność. Łyjak mierzy się z przeszłością jako dorosły, dojrzały człowiek, który pewien etap życia chce mieć zdecydowanie za sobą.

Robert Kuśmirowski pokazał na wystawie między innymi cykl „Rysumenty” – serię rysunków, na których znajdują się spreparowane przez niego dokumenty, kwity, strony nieistniejących zeszytów czy znaczków pocztowych. Artysta znosi cienką granicę pomiędzy prawdą a iluzją. Jednak każdy wykreowany przez niego obiekt odnosi się do pamięci, żmudnego i mozolnego odkrywania ulotnych śladów obecności. Doskonale ten proces pokazał obecny na wystawie film „Kanał” (2006), który stanowi zapis jego dwumiesięcznej wędrówki przez łódzkie kanały, opustoszałe i od dawna nieużywane, w poszukiwaniu przeszłości. Kuśmirowski znajduje tam porzucone, zniszczone od wilgoci i czasu przedmioty czy napisy na ścianach, których kontekst może znać tylko autor tych prowizorycznych malowideł. Podziemna podróż artysty przypomina symbolicznie wędrówkę po krętych zakamarkach umysłu, do odmętów niepamięci, w których znajdują się chaotyczne skrawki wspomnień, trudno łączących się w kompatybilną całość.

Malarstwo Piotra Kotlickiego stanowi jego prywatny zapis otaczającej rzeczywistości. Intensywnie obserwuje i definiuje to, co widzi. Szuka w swojej twórczości zarówno adekwatnych słów, jak i obrazów. Artysta pokazuje ludzką mentalność, absurdy rządzące społeczeństwem, przemoc i zdziczenie. Prace artysty są nerwowe, niespokojne i niestabilne, starające się jak najbardziej oddać trudną do okiełznania emocjonalność. Postaci na jego obrazach nie są zbyt jednoznaczne, trudno jest do nich przypisać jednoznaczną płeć. Jednym z najbardziej zapadających w pamięć widza obrazów jest bez wątpienia „Stracił rozum dla jakiejś najpodlejszej” (2014), będący zapisem szaleńczego spektaklu, który nie wiadomo czy odbywa się tylko w ludzkiej głowie, czy miał miejsce w prawdziwej rzeczywistości.

Paweł Hajncel tymczasem pokazał na wystawie między innymi swój gigantyczny cykl „Galeria Malarstwa Tekturkowo”, który stanowi krytyczny, nawarstwiony jednak z dużą dawką humoru komentarz artysty do zjawisk politycznych i społecznych. Hajncel powraca do historii, jak i swobodnie pływa po teraźniejszości. Maluje Trynkiewicza, by za chwilę, w kolejnej pracy wspomnieć tragiczny pożar w 1908 roku w Nowym Jorku, podczas którego spłonęło 15 tysięcy kobiet. Potem widz dostrzega obraz o Katarzynie Grocholi, która wykorzystując swój „chwilowy talent” sprzedała ponad 4 miliony książek. Zaimprowizowana przez artystę „Galeria Malarstwa Tekturkowo” to wizualna jazda bez trzymanki, zmuszająca widza do pogłębionej refleksji nad prywatnym, samodzielnym odbiorem rzeczywistości – na ile jest on obiektywny, a na ile ukształtowany przez ideologie.

Bogusław Bachoryczyk to artysta, którego interesuje historia męskich wizerunków. Artysta igra z utartymi kulturowo wizerunkami męskości, starając się dotykać newralgicznych problemów „samców” i „twardzieli”, pokazując bardziej subtelną odsłonę tego, kim jest mężczyzna, który nie wstydzi się własnych emocji oraz potrzeb. Na kolażach artysty nie ma podziałów na to, co męskie i nie-męskie. Spogląda na mężczyznę jako twór oderwany od wszelkich wyobrażeń na temat męskości. Realizacje Bachorczyka pokazują siłę, ale i słabość, okrucieństwo czy delikatność. Kolaże składające się na cykl „Męska biżuteria. Odznaczeni” (2011/2012), demonstrują zarówno tych mężczyzn, którzy przeżyli wojnę i zostali uhonorowani, jak i tych trwale okaleczonych, obandażowanych. Sam tytuł tego cyklu staje się w tym momencie bardzo przewrotny.

Bartek Jarmoliński bada w swoich realizacjach pojęcie tożsamości i identyfikacji. Na ekspozycji zostały zaprezentowane między innymi prace, które stanowią dopełnienie cyklu „Uwarunkowania genetyczne”, który niemalże w całości poświęcony był Jackowi Malczewskiemu. Jarmoliński oszukiwał fizycznych podobieństw pomiędzy nim a artystą, których okazało się być bardzo wiele, w tym i nawet dzień urodzin. Realizacje, które można oglądać na kieleckiej wystawie tymczasem nie oscylują już tylko i wyłącznie wokół postaci Malczewskiego. Tym razem Jarmoliński bierze na warsztat Stanisława Wyspiańskiego, pracoholika i niestrudzonego w swojej pasji twórcy, którego biografia stała się dla artysty inspiracją. Kolaże pokazywane na ekspozycji odnoszą się przede wszystkim do osłabionej kondycji zdrowotnej Wyspiańskiego, który zmarł w wieku zaledwie 38 lat. Jarmoliński tym razem nie szuka podobieństw – poszukuje przede wszystkim różnic i sprzeczności, które stają się dla niego znacznie ciekawsze od cech wspólnych.

„Mascullinea” to interesująca i przemyślana wystawa, w której strategicznym elementem stają się fragmenty, wycinki, notatki na marginesie, pospiesznie i nerwowo zapisywane pod wpływem irracjonalnego impulsu. Owe fragmenty, pozornie bezużyteczne i chaotyczne, na ekspozycji nabierają aktualności, ważności, szalenie interesującej indywidualności. Walter Hilsberg zwykł mawiać, że „fragment uczy nas zrozumienia, płynnej struktury świata, przejmuje nas czarem tymczasowości”. Artyści biorący udział w tej wystawie zbierają to, co chwilowe, nietrwałe, kolekcjonują rzeczy i wspomnienia, analizują i obserwują, układając w całość porozrzucane fragmenty w ciekawą historię o mężczyznach, ale też i o kobietach, stawiając znak równości pomiędzy emocjami i odczuwaniem, które bez względu na płeć są dozwolone i nie należy się ich wstydzić. A co najważniejsze, rezygnują oni z doraźności, teraźniejszości czy pospiesznych komentarzy, które zdecydowanie stoją w kontrze wobec obowiązującej kultury natychmiastowości. Stąpają ostrożnie po grząskim gruncie przeszłości, która stała się wyznacznikiem ich aktualnej tożsamości, dalekiej od wizerunku uciśnionego przez własną męskość Supermana. I bardzo dobrze.

LITERATURA:

M. Foucault: „Szaleństwo i literatura. Powiedziane, napisane”. Warszawa 2009.
„Mascullinea – zbiór męskich historii”. Kurator: Bartek Jarmoliński. Biuro Wystaw Artystycznych w Kielcach, 1.06-15.06.2018.