
ZAKOTWICZENIE (W) PRZESZŁOŚCI (ZYTA RUDZKA: 'KRÓTKA WYMIANA OGNIA')
A
A
A
Zyta Rudzka dała się poznać jako pisarka, która w swoich (o)powieściach nie boi się podejmować trudnych, społecznie kłopotliwych tematów. Nierzadko eksperymentuje z językiem oraz samą formą dzieła, przez co jej utwory są zaskakujące oraz nieszablonowe. Nie inaczej dzieje się z „Krótką wymianą ognia” – najnowszą książką Rudzkiej – w której pisarka stara się (i)grać z „klasyczną” strukturą powieści oraz ze społecznymi konwenansami, w jakie niejako jesteśmy „wdrukowani”. Chciałoby się stwierdzić, że autorka „Dziewczyny Bonda” w swojej nowej książce jest daleka od archetypów starych kobiet, których porterów w polskiej literaturze jest całkiem sporo. Pisarka zaproponowała dość niestandardową figurę starzejącej się osoby, która od pierwszych stron nie wzbudza ani szacunku, ani litości, ani współczucia.
(Nie)skandaliczna starość?
Główną bohaterką niezbyt obszernej powieści jest prawie siedemdziesięcioletnia poetka. Roma Dąbrowska to dojrzała kobieta o kontrowersyjnym sposobie bycia, przenikliwie obserwująca otaczający ją świat, wyrażająca pozornie niepasujące do siebie śmiałe sądy barwnym, niecenzuralnym językiem. Światopogląd i bagaż własnych doświadczeń przekłada na twórczość, ponieważ pisze o „ruchaniu, chlaniu, moralności luzowaniu, po mieście hasaniu”. Na co dzień mierzy się zaś z będącym w stanie rozpadu ciałem. Mimo to kobieta chciałaby jeszcze raz „sztachnąć się życiem”. Poczuć ciepło drugiego człowieka i… seksualną rozkosz. Wszak dalej odczuwa pożądanie względem napotkanych mężczyzn. Zwłaszcza tych młodych. Również często wspomina byłych partnerów, z którymi relacje były szarpaniną, tytułową wymianą ognia, pozostawiającą trwałe rany zarówno na ciele, jak i duszy bohaterki. Niemniej dawały jej fizyczne spełnienie. Obrazy przeszłości wzmacniają jednak niezaspokojony głód miłości, przez co Dąbrowska jest (nie)zdrowo zafascynowana sferą cielesną i młodością, nawet jeśli ta do końca nie jest taka, jaką być powinna. „Nijaka nastała nam młodzież, szkoda, że nią nie jestem”. Kobieta chce poczuć się tak, jak kilkanaście lat wcześniej, dostając dowód na istnienie oraz ciesząc się dniem dzisiejszym, mimo że spała „już w trumnie, żeby się przyzwyczaić”. Wydaje się jednak, iż i Zyta Rudzka wpadła w dobrze znane literackie klisze, ponieważ bohaterkę ograniczają fizyczna niedyspozycyjność, społeczne uprzedzenia i dyskryminacja. Uniemożliwiają jej owo przebudzenie także bolesne wspomnienia niepozwalające żyć „tu i teraz”. Zdaje się bowiem, iż nadrzędnym tematem powieści jest kwestia pamięci oraz (dziedziczność) traumy.
Trauma nasza powszednia
Warto jednak zauważyć, że równoległą narratorką powieści jest stara, doświadczona przez życie matka Romy, której losy poznajemy dzięki jej melodyjnym monologom, dziecięcym wierszykom: „Mam sto latek, sto i pół, sięgam główką ponad stół”. Jej „córuchna berbeluchna” wyjechała do Warszawy, jedynie na krótko ją odwiedzając. W konsekwencji nękana samotnością oraz uporczywie powracającymi duchami przeszłości pochyla się nad studnią, by opowiedzieć własną historię.
„Kiedyś był tu Czarnolas, potem Schwarzwald, a teraz czarna dziura. W tym miejscu się urodziłam. W tym drewniaku. W tej kuchni przy kątowym piecu. Tu mnie umyli z krwistego szlamu, tu mnie zanieśli do dziobatej miednicy i zanurzyli aż do płaczu w przeczekanym wrzątku. Mokrej już nie ma, ale wciąż się ją czuje”. To właśnie tam dorastała, kochała, utraciła ukochanego Waltera, siostry Ingeborgę, Renatę, Ninę, które najprawdopodobniej w obawie przed nadciągającą Armią Czerwoną popełniły zbiorowe samobójstwo. Straciła młodość i zdrowie, ale przeżyła wojnę. Z Niemki stała się bezimienną kobietą, której odebrano tożsamość. Pochowała także pierworodną córeczkę, która „mi umarła, ale sobie też umarła. Ale mi bardziej umarła, bo ja z jej śmiercią łażę i łażę”. Mimo upływu lat wciąż pielęgnuje w sobie pamięć o traumatycznych doświadczeniach, od których i tak nie ma ucieczki. O dniu wczorajszym dotkliwie przypomina bowiem powstała we wsi izba pamięci, gromadząca pamiątki po ludziach, którzy zginęli w nie zawsze jasnych okolicznościach. Chciałoby się powiedzieć, że takich historii jest wiele, a trauma staje się powszechna, dobrze nam znana, przechodząca na kolejne pokolenia.
Żyjąc przeszłością, matka nie potrafiła dać Romie tego, czego ta najprawdopodobniej najbardziej potrzebowała: miłości, opieki, troski oraz poczucia bezpieczeństwa. Przekazała jej natomiast traumatyczne wspomnienia, które nadal są żywe. „Wciąż widzę bucior, rączki lalek, kondom, osmalone deski, lód, omszałą cembrowinę, przerębel; to jest wszędzie”. Zdaje się jednak, że kobieta próbowała wychowywać Romę tak, jak potrafiła, przekazując to, co sama miała najlepsze, czyli język. Dość przywołać jeden z fragmentów „Krótkiej wymiany ognia”: „Aleś ty szpuntka jesteś!, śmieje się. / Ty też nie za wielka. / Ja szpuntka, bo stara. / Stara. Zawsze byłaś mała. Nawet jak byłaś mała. / Ty wiesz, ty to wiesz, złości się. Wszystko wie, a chopa nie ma. / Po co chop. Flagołby mnie po pysku. / Flagoł, zgadza się. Flagoł. Do tego to chopy pirsze”.
Zacytowany dialog zaświadcza o tym, iż podczas spotkań kobiety łączy przynależność do języka pierwotnego, z którego obie wyrosły. Natomiast w chwilach rozłąki każda z nich posługuje się indywidualnym sposobem komunikacji. Rudzka bowiem przeciwstawia sobie dwa sposoby mówienia: krótkie, celne, pojedyncze wyrazy, które Roma-poetka wyrzuca z siebie niczym karabin maszynowy, i zanurzone w dialekcie śląskim bajkowo-gawędowe opowieści matki. W konsekwencji powieść zmierza w kierunku polifoniczności, jednakże wykorzystane przez Zytę Rudzką w „Krótkiej wymianie ognia” stylizacje językowe można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony owa wielogłosowość ukazuje ciągłą potrzebę posiadania własnego, outsiderskiego, nikomu/niczemu niepodporządkowanego (kobiecego) głosu. Z drugiej zaś strony Rudzka ukazuje rezultaty płynące z nabytych doświadczeń: trudności w porozumieniu się najbliższych osób, gdyż trauma determinuje wszelkie aspekty życia. Autorka „Mykwy” idzie o krok dalej, przywołując także tzw. drugie pokolenie, które niejako „z góry” uwikłane jest w trudną historię rodziny.
W sidłach (nie)jasności
Nie mniej ważną postacią książki jest Zuzanna – córka Romy, dla której jest swoistym zakotwiczeniem w przeszłości, niepozwalającym żyć „normalnie”. Niewątpliwie dziewczyna jest najbardziej tajemniczą postacią „Krótkiej wymiany ognia”, ponieważ zarysowana jest jedynie kilkoma kreskami. To z fragmentarycznych wspomnień Dąbrowskiej wyłania się dość mglisty obraz Zuzy. Jest to opowieść zrozpaczonej matki, która macierzyństwo uważa za największe życiowe niepowodzenie. A tym samym nie można do końca wierzyć we wszystko, co mówi. Z fantasmagorycznej relacji Romy wynika, iż dziewczyna od najmłodszych lat koncertowała po całym świecie, gromadząc tłumy fanów jako gwiazda popkultury. „Po ośmiu tygodniach wróciła z trasy po Japonii. Seria koncertów. Miasto za miastem. Owacje. Do ukłonów. Kurtyna. Kulisy. Garderoba. Wywiady. Zimny bufet. Hotel po hotelu. […] W Japonii była czczona. Nie ma w tym przesady – przez trzy lata była ikoną. Sprzedawano podkolanówki à la Zuza. Plisowane spódniczki. Bawełniane chusteczki z jej monogramem”. Z chwilą uzyskania pełnoletności Zuza zostawiła matce kartkę: „Wyjeżdżam. Nie szukajcie mnie, bo to się dla was wszystkich źle skończy”. Rodzice z pokorą przyjęli zniknięcie córki, obarczając się jednak wzajemnie winą, co w konsekwencji doprowadziło do rozpadu ich małżeństwa, co – trzeba dodać – wydaje się szczególnie schematycznym, naiwnym oraz pretensjonalnym wątkiem fabularnym. Niemniej poetka, prawdopodobnie nękana wyrzutami sumienia, miewa „ataki córki”. Przywoływała bowiem sprawiające psychiczny ból wspomnienia z okresu dzieciństwa ukochanej Zaginionej, które doprowadziły do usilnych prób odszukania córki i finalnego upadku głównej bohaterki. Skądinąd nie do końca jasne jest, dlaczego dopiero po kilkunastu latach od zaginięcia zdecydowała się odnaleźć Zuzę, oraz z jakich powodów nie zareagowała na drastyczny krok młodej wirtuozki zaraz po przeczytaniu jej listu. Nie wiemy, co się właściwie wydarzyło. Można przypuszczać, że albo dziewczyna zbuntowała się przeciw wybranej przez rodziców karierze artystycznej, albo matka nie potrafiła jej dać tego, czego ta najbardziej potrzebowała, albo była świadoma przeszłości swojej rodziny. Nie godząc się na los bycia następną „ofiarą przeszłości” i dziedziczności zachowań matki oraz babki, podjęła próbę życia na własny rachunek. Pisarka nie daje jednak ostatecznej odpowiedzi.
„Krótka wymiana ognia” jest książką pełną niejasności, niedomówień oraz białych plam. Przede wszystkim jest to trudna (o)powieść o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, miłości, macierzyństwie, skandalu starości czy rezultatach codziennych wyborów. O (nie)radzeniu sobie ze stratą i traumą, która determinuje wszystkie płaszczyzny życia. Wciąga mieszaniem się przeszłości i teraźniejszości, rzeczywistości oraz fantazmatów. Zachwyca soczystością, melodyjnością języka oraz niekonwencjonalnością formy. Zdecydowanie warto przeczytać najnowszą powieść Zyty Rudzkiej.
(Nie)skandaliczna starość?
Główną bohaterką niezbyt obszernej powieści jest prawie siedemdziesięcioletnia poetka. Roma Dąbrowska to dojrzała kobieta o kontrowersyjnym sposobie bycia, przenikliwie obserwująca otaczający ją świat, wyrażająca pozornie niepasujące do siebie śmiałe sądy barwnym, niecenzuralnym językiem. Światopogląd i bagaż własnych doświadczeń przekłada na twórczość, ponieważ pisze o „ruchaniu, chlaniu, moralności luzowaniu, po mieście hasaniu”. Na co dzień mierzy się zaś z będącym w stanie rozpadu ciałem. Mimo to kobieta chciałaby jeszcze raz „sztachnąć się życiem”. Poczuć ciepło drugiego człowieka i… seksualną rozkosz. Wszak dalej odczuwa pożądanie względem napotkanych mężczyzn. Zwłaszcza tych młodych. Również często wspomina byłych partnerów, z którymi relacje były szarpaniną, tytułową wymianą ognia, pozostawiającą trwałe rany zarówno na ciele, jak i duszy bohaterki. Niemniej dawały jej fizyczne spełnienie. Obrazy przeszłości wzmacniają jednak niezaspokojony głód miłości, przez co Dąbrowska jest (nie)zdrowo zafascynowana sferą cielesną i młodością, nawet jeśli ta do końca nie jest taka, jaką być powinna. „Nijaka nastała nam młodzież, szkoda, że nią nie jestem”. Kobieta chce poczuć się tak, jak kilkanaście lat wcześniej, dostając dowód na istnienie oraz ciesząc się dniem dzisiejszym, mimo że spała „już w trumnie, żeby się przyzwyczaić”. Wydaje się jednak, iż i Zyta Rudzka wpadła w dobrze znane literackie klisze, ponieważ bohaterkę ograniczają fizyczna niedyspozycyjność, społeczne uprzedzenia i dyskryminacja. Uniemożliwiają jej owo przebudzenie także bolesne wspomnienia niepozwalające żyć „tu i teraz”. Zdaje się bowiem, iż nadrzędnym tematem powieści jest kwestia pamięci oraz (dziedziczność) traumy.
Trauma nasza powszednia
Warto jednak zauważyć, że równoległą narratorką powieści jest stara, doświadczona przez życie matka Romy, której losy poznajemy dzięki jej melodyjnym monologom, dziecięcym wierszykom: „Mam sto latek, sto i pół, sięgam główką ponad stół”. Jej „córuchna berbeluchna” wyjechała do Warszawy, jedynie na krótko ją odwiedzając. W konsekwencji nękana samotnością oraz uporczywie powracającymi duchami przeszłości pochyla się nad studnią, by opowiedzieć własną historię.
„Kiedyś był tu Czarnolas, potem Schwarzwald, a teraz czarna dziura. W tym miejscu się urodziłam. W tym drewniaku. W tej kuchni przy kątowym piecu. Tu mnie umyli z krwistego szlamu, tu mnie zanieśli do dziobatej miednicy i zanurzyli aż do płaczu w przeczekanym wrzątku. Mokrej już nie ma, ale wciąż się ją czuje”. To właśnie tam dorastała, kochała, utraciła ukochanego Waltera, siostry Ingeborgę, Renatę, Ninę, które najprawdopodobniej w obawie przed nadciągającą Armią Czerwoną popełniły zbiorowe samobójstwo. Straciła młodość i zdrowie, ale przeżyła wojnę. Z Niemki stała się bezimienną kobietą, której odebrano tożsamość. Pochowała także pierworodną córeczkę, która „mi umarła, ale sobie też umarła. Ale mi bardziej umarła, bo ja z jej śmiercią łażę i łażę”. Mimo upływu lat wciąż pielęgnuje w sobie pamięć o traumatycznych doświadczeniach, od których i tak nie ma ucieczki. O dniu wczorajszym dotkliwie przypomina bowiem powstała we wsi izba pamięci, gromadząca pamiątki po ludziach, którzy zginęli w nie zawsze jasnych okolicznościach. Chciałoby się powiedzieć, że takich historii jest wiele, a trauma staje się powszechna, dobrze nam znana, przechodząca na kolejne pokolenia.
Żyjąc przeszłością, matka nie potrafiła dać Romie tego, czego ta najprawdopodobniej najbardziej potrzebowała: miłości, opieki, troski oraz poczucia bezpieczeństwa. Przekazała jej natomiast traumatyczne wspomnienia, które nadal są żywe. „Wciąż widzę bucior, rączki lalek, kondom, osmalone deski, lód, omszałą cembrowinę, przerębel; to jest wszędzie”. Zdaje się jednak, że kobieta próbowała wychowywać Romę tak, jak potrafiła, przekazując to, co sama miała najlepsze, czyli język. Dość przywołać jeden z fragmentów „Krótkiej wymiany ognia”: „Aleś ty szpuntka jesteś!, śmieje się. / Ty też nie za wielka. / Ja szpuntka, bo stara. / Stara. Zawsze byłaś mała. Nawet jak byłaś mała. / Ty wiesz, ty to wiesz, złości się. Wszystko wie, a chopa nie ma. / Po co chop. Flagołby mnie po pysku. / Flagoł, zgadza się. Flagoł. Do tego to chopy pirsze”.
Zacytowany dialog zaświadcza o tym, iż podczas spotkań kobiety łączy przynależność do języka pierwotnego, z którego obie wyrosły. Natomiast w chwilach rozłąki każda z nich posługuje się indywidualnym sposobem komunikacji. Rudzka bowiem przeciwstawia sobie dwa sposoby mówienia: krótkie, celne, pojedyncze wyrazy, które Roma-poetka wyrzuca z siebie niczym karabin maszynowy, i zanurzone w dialekcie śląskim bajkowo-gawędowe opowieści matki. W konsekwencji powieść zmierza w kierunku polifoniczności, jednakże wykorzystane przez Zytę Rudzką w „Krótkiej wymianie ognia” stylizacje językowe można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony owa wielogłosowość ukazuje ciągłą potrzebę posiadania własnego, outsiderskiego, nikomu/niczemu niepodporządkowanego (kobiecego) głosu. Z drugiej zaś strony Rudzka ukazuje rezultaty płynące z nabytych doświadczeń: trudności w porozumieniu się najbliższych osób, gdyż trauma determinuje wszelkie aspekty życia. Autorka „Mykwy” idzie o krok dalej, przywołując także tzw. drugie pokolenie, które niejako „z góry” uwikłane jest w trudną historię rodziny.
W sidłach (nie)jasności
Nie mniej ważną postacią książki jest Zuzanna – córka Romy, dla której jest swoistym zakotwiczeniem w przeszłości, niepozwalającym żyć „normalnie”. Niewątpliwie dziewczyna jest najbardziej tajemniczą postacią „Krótkiej wymiany ognia”, ponieważ zarysowana jest jedynie kilkoma kreskami. To z fragmentarycznych wspomnień Dąbrowskiej wyłania się dość mglisty obraz Zuzy. Jest to opowieść zrozpaczonej matki, która macierzyństwo uważa za największe życiowe niepowodzenie. A tym samym nie można do końca wierzyć we wszystko, co mówi. Z fantasmagorycznej relacji Romy wynika, iż dziewczyna od najmłodszych lat koncertowała po całym świecie, gromadząc tłumy fanów jako gwiazda popkultury. „Po ośmiu tygodniach wróciła z trasy po Japonii. Seria koncertów. Miasto za miastem. Owacje. Do ukłonów. Kurtyna. Kulisy. Garderoba. Wywiady. Zimny bufet. Hotel po hotelu. […] W Japonii była czczona. Nie ma w tym przesady – przez trzy lata była ikoną. Sprzedawano podkolanówki à la Zuza. Plisowane spódniczki. Bawełniane chusteczki z jej monogramem”. Z chwilą uzyskania pełnoletności Zuza zostawiła matce kartkę: „Wyjeżdżam. Nie szukajcie mnie, bo to się dla was wszystkich źle skończy”. Rodzice z pokorą przyjęli zniknięcie córki, obarczając się jednak wzajemnie winą, co w konsekwencji doprowadziło do rozpadu ich małżeństwa, co – trzeba dodać – wydaje się szczególnie schematycznym, naiwnym oraz pretensjonalnym wątkiem fabularnym. Niemniej poetka, prawdopodobnie nękana wyrzutami sumienia, miewa „ataki córki”. Przywoływała bowiem sprawiające psychiczny ból wspomnienia z okresu dzieciństwa ukochanej Zaginionej, które doprowadziły do usilnych prób odszukania córki i finalnego upadku głównej bohaterki. Skądinąd nie do końca jasne jest, dlaczego dopiero po kilkunastu latach od zaginięcia zdecydowała się odnaleźć Zuzę, oraz z jakich powodów nie zareagowała na drastyczny krok młodej wirtuozki zaraz po przeczytaniu jej listu. Nie wiemy, co się właściwie wydarzyło. Można przypuszczać, że albo dziewczyna zbuntowała się przeciw wybranej przez rodziców karierze artystycznej, albo matka nie potrafiła jej dać tego, czego ta najbardziej potrzebowała, albo była świadoma przeszłości swojej rodziny. Nie godząc się na los bycia następną „ofiarą przeszłości” i dziedziczności zachowań matki oraz babki, podjęła próbę życia na własny rachunek. Pisarka nie daje jednak ostatecznej odpowiedzi.
„Krótka wymiana ognia” jest książką pełną niejasności, niedomówień oraz białych plam. Przede wszystkim jest to trudna (o)powieść o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, miłości, macierzyństwie, skandalu starości czy rezultatach codziennych wyborów. O (nie)radzeniu sobie ze stratą i traumą, która determinuje wszystkie płaszczyzny życia. Wciąga mieszaniem się przeszłości i teraźniejszości, rzeczywistości oraz fantazmatów. Zachwyca soczystością, melodyjnością języka oraz niekonwencjonalnością formy. Zdecydowanie warto przeczytać najnowszą powieść Zyty Rudzkiej.
Zyta Rudzka: „Krótka wymiana ognia”. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2018 [seria: Archipelagi].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |