ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (357) / 2018

Andrzej Juchniewicz,

OPŁAKAĆ NIEOPŁAKANE (ARKADIUSZ MORAWIEC: 'LITERATURA POLSKA WOBEC LUDOBÓJSTWA')

A A A
Najnowszą rozprawę Arkadiusza Morawca cechuje szczególnie ważna w czasach zdominowanych przez „pamięć wędrującą” (termin Astrid Erll) i „pamięć wielokierunkową” (termin Michaela Rothberga) niedoktrynalność w stosunku do kwestii wyjątkowości Zagłady. Dzięki temu projekt łódzkiego literaturoznawcy unieważnia dotychczas obowiązującą hierarchię ludobójstw, których zasięg czasowy i terytorialny oraz liczba zabitych i rannych pozostawały niewspółmierne, nieporównywalne i nieprzystające ze względu na proweniencję poszczególnych mobilizacji ludobójczych, strategie morderstw i status ofiar (często, jak w przypadku osób chorych psychicznie, ubezwłasnowolnionych i wydanych na pastwę administratorów programu T4), a jednak porównywane i hierarchizowane. Oczywiście należy założyć, że każde wydarzenie, o którym pisze Morawiec, ma świadków/ocalałych mogących uznać „wielokierunkowość pamięci” za przejaw zamachu na dotychczasowy ład (casus Michała Głowińskiego, który pisze: „Nie można tego zjawiska [Holokaustu – dop. A.J.] banalizować, oswajać przez odnoszenie do czegoś innego” [s. 15]), jednak stan dzisiejszej wiedzy oraz zasoby empatii pozwalają poszerzyć obszar „opłakiwalności” także na terytoria dotąd pomijane lub marginalizowane.

„Pamięć wielokierunkowa” (termin ten nie pojawia się jednak w poszczególnych partiach wywodu Morawca) pozwala na uznanie każdego cierpienia i ofiar konkretnych totalitaryzmów za „dobro wspólne”, które mobilizuje do procesów mających na celu przekształcenie wspólnoty i osadzenie jej w nowym porządku, mogącym zapobiegać katastrofom i czynić świat odczuwalnie lepszym. Koncepcja „pamięci wielokierunkowej”, która stanowi centralną ideę książki Morawca, uwrażliwia postronnych i świadków na procesy ludobójcze, które mogą rozpoczynać się, przebiegać lub wygasać w podobny sposób. Jedną z najważniejszych korzyści aplikacji (w sposób nieuświadomiony lub po prostu nieodnotowanej) koncepcji Rothberga jest rezygnacja z narracji o przeszłości akcentującej konkurencyjne kataklizmy i wojenne doświadczenia, stanowiące do tej pory fundament konsolidacyjny wspólnot narodowych. Dzięki zdaniu sobie sprawy z tego, że w XX wieku niemal każdy naród został doświadczony przez pierwszą i drugą wojnę światową oraz dwa totalitaryzmy, możliwe jest porzucenie pytania o to, która nacja została najbardziej doświadczona w trakcie działań wojennych. Odrzucenie idei współzawodnictwa i nieustannego bilansowania zysków i strat pozwala na wychylenie się w stronę tych, którzy nie mają swoich przedstawicieli w przestrzeni memorialnej lub zostali, na skutek różnych działań politycznych czy ekonomicznych, uciszeni.

Jedną z głównych form charakteryzujących się zagarnianiem świadków, mogących legitymizować określone postawy, jest konserwowanie „narodowego panteonu”, o czym pisze w świetnym studium Katarzyna Chmielewska: „Marek Edelman, człowiek-pomnik, zostaje uznany jednak tylko częściowo: nie w pełni, nie do końca i nie powszechnie. Jako Żyd wciąż jest narażony na gest odrzucenia, akceptuje się go tylko pod pewnymi warunkami. Tym warunkiem jest spełnienie wymogów narodowego imaginarium (antykomunizm i powstanie narodowe). Jego postać oznacza zatem negację »żydokomuny« [podkr. – K.Ch.], stanowiącej przeciwobraz polskiej tożsamości. Pomnik-Edelman (przeciwieństwo »żydokomuny«) mówi wiele o polskim pragnieniu, polskim wyobrażeniu wspólnoty, jej samoświadomości, jej spoiwie i zasadniczej więzi, ale też przemocowych warunkach akcesu do polskości” (Chmielewska 2017: 21). Polacy uznają Edelmana tylko pod pewnymi ścisłymi warunkami i tylko w pewnych sytuacjach, które wydają się im zbieżne z własnymi postawami heroicznymi (casus bojownika w getcie). Kwestia współzawodnictwa ma kluczowe znaczenie, ponieważ dzięki hierarchiom i przemocy symbolicznej dochodzi do wyniesienia „zwycięskiej” tożsamości, podkreślenia narodowej godności. Na gruncie polskich badań pamięciologicznych najważniejszą publikacją zdającą raport z działań mających na celu utrwalenie odpowiedniego porządku jest „Festung Warschau” Elżbiety Janickiej. Elżbieta Rybicka, zestawiając dwie formy deskrypcji memorialnej aktywności w obszarze miasta, pisze: „Co dla mnie najistotniejsze, »krajobraz pamięci« nie jest w tym ujęciu tylko terytorium wytwarzania tożsamości, ale w równym stopniu polem walki o władzę symboliczną, krajobrazy mogą bowiem zawierać wiele spornych pamięci. Można zatem potraktować miejski memoryscape jako pole ścierania się rozmaitych sił – władzy lokalnej, jej polityki pamięci i strategii zarządzania przeszłością, a jednocześnie inicjatyw oddolnych, podejmowanych przez mieszkańców, obok tego praktyk artystycznych i literackich, komercjalizacji pamięci i jej implantowania, a wreszcie pamięci ludzkiej i nie-ludzkiej, rzeczy i drzew, czy w końcu teorii i doxy” (Rybicka 2011: 203).

Miasto (o którym pisze również Rothberg), jako przestrzeń ścierania się różnych pamięci, może przyswoić ograniczoną liczbę postumentów, obelisków i architektonicznych detali, które pieczętują ustalony porządek symboliczny; podobne ograniczenia w kwestii pamięci o słabszych, podporządkowanych i pokonanych charakteryzują wspólnoty i narody. Szczególnym pojęciem mającym wpływ na kwestionowanie lub przyswajanie pamięci o konkretnych wydarzeniach jest kanon, o którym pisze Marta Tomczok (w kontekście literatury Zagłady): „Wiemy już, że kanon jako strukturę otwartą i ruchomą definiuje pięć czynników: polityczność, estetyczność, etyczność, władza i pragmatyczność. Do opisu kanonu Zagłady, co także już powiedzieliśmy, szczególnie przydatny okazuje się ostatni z nich. To właśnie pragmatyczność skłania tych, którzy w ogóle zastanawiają się nad konstelacją utworów zakładowych, do wyłonienia tylko tych narracji, które bezpośrednio dotyczą Holokaustu” (Tomczok 2017: 82). Pewne utwory okazują się po prostu wygodne i „odpowiednio” naświetlają doświadczenie Zagłady (lub są odczytywane według w sposób zawężający perspektywę), które nie może wymknąć się z projektowanych ram. Kanon wydarzeń kluczowych dla każdego narodu (a sytuacja z kanonem literatury Zagłady okazuje się szczególnie trudna, bo jej przedstawiciele zostali w większości uśmierceni i nie mogą wpłynąć na jego kształt) akcentuje przede wszystkim wydarzenia o mocy konsolidującej wspólnotę i gloryfikujące bohaterstwo narodu (nawet jeśli jest ono okupione wielotysięcznymi ofiarami).

Autor „Literatury polskiej wobec ludobójstwa” postuluje zwrot w stronę pamięci otwartej, inkluzyjnej, mogącej wchłaniać fakty z różnych porządków i uznającej ofiary o różnej orientacji i narodowości. Szczególnie ważnym kontekstem rozważań Morawca (a także Rothberga) jest uświadomienie sobie, że terytorium Europy, ale i innych państw oraz kontynentów, nie zostało doświadczone w tej samej mierze; można zatem wskazać szczególnie konfliktogenne terytoria. Jednym z czynników wzmagających potencjał ludobójczy są akty zemsty (zob. na ten temat „Rozkosz zemsty” Lecha M. Nijakowskiego), które aktywizują poszczególne państwa do radykalnych działań. Publikacja Morawca zawiera rejestr wydarzeń z różnych porządków czasowych, które tylko pozornie mogą zagrażać dominującej pamięci o Zagładzie. Sam autor pisze: „Proponuję zatem spojrzeć na Holokaust (a także, niejako równolegle, na potworny eksperyment, jakim był komunizm) z dystansu, bez często uzasadnianych, a czasem niezdrowych emocji oraz w kontekście (podkr. – A.M.] – jako na zjawiska nie w pełni wyjątkowe w dziejach” (s. 19). Unieważnienie dominacji Zagłady w polskiej przestrzeni pamięci wymaga wyeksponowania ofiar innych ludobójstw (np. ofiar wojny w Wietnamie) oraz eksterminowanych podczas Holokaustu, którzy nie mieli obciążającego statusu Żyda/Żydówki. Rozpoznania Morawca dotyczące słabej znajomości historii Ormian, Tutsi lub losu Romów w czasie Zagłady stanowią preludium do pogłębionych badań porównawczych, mających za zadanie zgromadzenie jak największej liczby świadectw, ale również zbadanie literackich reprezentacji poszczególnych ludobójstw. Morawiec wspomina o jednym epizodzie, który stawia w złym świetle instytucję zajmującą się gromadzeniem świadectw Zagłady (co warte podkreślenia, nakazy gromadzenia i rozpowszechniania świadectw ludobójstw wpisane są w obszar działań Holocaust studies, który, jak dowodzi książka Doroty Głowackiej „Po tamtej stronie. Świadectwo – afekt – wyobraźni”, anektuje także świadectwa innych ludobójstw): „Polska miała tuż po wojnie wszelkie dane po temu, by odegrać kluczową rolę w badaniach nad zagładą Cyganów. Po pierwsze bowiem, zbrodnię tę zrealizowano w dużej mierze na ziemiach polskich, po drugie zaś prekursorem tych badań – i to w skali światowej – był Jerzy Ficowski, gromadzący już w latach czterdziestych relacje ocalonych (będzie jeszcze o nich mowa), dążący do wyjaśnienia i upamiętnienia tej zbrodni. Niestety, po trzecie nie zainteresowali się nią w stopniu właściwym ci, którzy powinni byli to uczynić »z urzędu«. W 2000 roku Ficowski wspominał, że tuż po wojnie przekazał Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, pożyczone od Jerzego Kornackiego, bezcenne materiały. Komisja je jednak »zaprzepaściła«”, w związku z czym zerwał z nią współpracę. Działał odtąd samodzielnie” (s. 268-269).

Przywołany fragment okazuje się istotny również ze względu na wspomnienie zaniedbań komisji; otóż ślady martyrologii Romów nie zostały instytucjonalnie zabezpieczone. Ważnym kontekstem rozważań Morawca (i poniekąd Rothberga) jest kwestia dobrze działających ośrodków badawczo-muzealnych, które mogą pełnić rolę depozytariuszy pamięci (casus Yad Vashem, którego kompleks architektoniczny i poszczególne sale wystawowe wywołują u zwiedzających poczucie wzniosłości). Sytuacja żydowskich ocalonych okazuje się więc w konfrontacji ze spuścizną ocalałych Romów zupełnie wyjątkowa. Warto wspomnieć o tym, co twierdził Saul Friedländer, jeden z ocalałych, czeski Żyd, mieszkający czasowo we Francji, związany z Izraelem i wykładający na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (współpracujący także z Uniwersytetem Hebrajskim, Uniwersytetem Telawiwskim i Graduate Institute of International Studies w Genewie) oraz piastujący od końca lat 80. XX wieku stanowisko kierownika Katedry Holokaustu na tamtejszym uniwersytecie, na temat wykorzystywania Zagłady do umacniania polityki nacjonalistycznej, opartej na fundamencie martyrologii z lat 40., która zapewniłaby proklamowanemu w 1948 roku Państwu Izrael szczególne miejsce. Otóż historyk zdaje sobie sprawę z doniosłości Zagłady dla faktu konsolidacji wspólnoty obywateli, która bodaj najmocniej odczuła rolę, jaką przyszło jej odegrać w powojennym ładzie politycznym podczas procesu Adolfa Eichmanna, jednak uważa, że pamięć o Szoa nie upoważnia Izraelczyków do działań o charakterze izolacyjnym wymierzonych w Palestyńczyków, oraz opowiada się za pokojowym rozwiązaniem konfliktu izraelsko-palestyńskiego (poglądy te przysporzyły mu wielu wrogów i oponentów).

Friedländer uważa także, że pamięć o Zagładzie jako fakcie społeczno-historycznym powinna konsolidować narody i umacniać więzi, które pozwoliłyby, w razie powtórnej katastrofy, na efektywne reagowanie i przeciwdziałanie, stąd deklaracja badacza: „By uniknąć wszelkich nieporozumień, przy każdej możliwej okazji przekonywałem, że jedyną lekcją, jaką można wyciągnąć z Szoa, jest ten oto imperatyw: sprzeciwiać się niesprawiedliwości, niczym nieuzasadnionemu prześladowaniu, odmowie uznania człowieczeństwa i praw »innych«” (Friedländer 2017: 290). Według Friedländera Zagłada to problem, który nie powinien rzutować na współczesne problemy i ich unieważniać, co przejawia się w krytyce żydowskich formacji terrorystycznych i dostrzeżeniu promieniowania przemocy z kraju, którego obywatele doświadczyli jej zbyt wiele, by mogła legitymizować nowy porządek polityczny. Morawiec silnie akcentuje konieczność powołania odpowiednich instytucji, które stałyby na straży pamięci o Zagładzie Romów, jednak władza symboliczna i instytucjonalna, które emanują z Yad Vashem jako ośrodka badań i muzeum, zapewniają Żydom niekwestionowane pierwszeństwo w procesie przyswajania pamięci i wiedzy o Holokauście.

Książka Morawca jest wyjątkowa ze względu na hołdowanie zasadzie eksponowania drobiazgu i klarowności wywodu, który cechuje uporządkowana argumentacja, rozbudowana egzemplifikacja oraz bezpretensjonalny styl i poddawanie analizie książek do tej pory pomijanych (ze względu na ukonstytuowanie w Europie kanonu, który ich nie obejmował) lub tylko zapoznanych. Najważniejszym postulatem publikacji jest zniesienie podziałów między poszczególnymi ludobójstwami oraz uspójnienie pamięci o eksterminacji Ormian, Żydów, Romów, Polaków, chorych psychicznie, masakrze w Srebrenicy. Morawiec postuluje także zniesienie podziału na centrum (w którym sytuowałaby się Europa) i obrzeża, stanowiące tylko suplement do historii obszaru hegemonicznego. Wraz z niwelacją podziałów terytorialnych o określonym zasięgu pamięci konieczne staje się budowanie wspólnoty memorialnej, której podstawą byłaby wiedza o ludobójstwach z innych kontynentów lub części Europy. Zadania, które podejmuje w swojej książce łódzki literaturoznawca, zbieżne są z postulatami Rothberga. Pokrzepiające wydaje się to, że we współczesnej Europie nękanej problemami z niegościnnością względem uchodźców zmienia się nastawienie do historii i ustanawia się nowe standardy procesu absorpcji pamięci o traumatycznych doświadczeniach różnych społeczeństw za sprawą rozpraw Rothberga i Erll.

W książce Morawca jeszcze jedno zjawisko zasługuje na osobny komentarz, a dotyczy dobrych intencji świadków lub osób chcących uchodzić za depozytariuszy pamięci w procesie świadczenia o Zagładzie lub innych ludobójstwach, których moc sprawia, że fakty zostają zniekształcone ze szkodą dla wiedzy o danym zjawisku (casus Zofii Nałkowskiej, która twierdziła, że z ludzkiego ciała można produkować mydło, lub Tadeusza Różewicza, którego awangardowy idiom uległ zmianie na skutek zapoznania się autora „Warkoczyka” ze świadectwem Rudolfa Redera, co wpłynęło na wykształcenie znanego do dziś sposobu artykulacji uczuć, niestety bez podania źródła inspiracji). Morawiec, podobnie jak Głowacka, tropi etycznie dwuznaczne strategie, które w obszarze Holocaust studies nie powinny mieć miejsca (casus wycinków filmu Lanzmanna „Shoah”, które okazują się bardziej wartościowe niż sam film i poświadczają inny stosunek Polaków do ocalałych, niż projektował go sam reżyser), ponieważ ocalali domagają się uczciwości.

Dwoma najważniejszymi atutami publikacji są świetna opieka korektorska i redakcja książki (a także oprawa i projekt okładki autorstwa Katarzyny Turkowskiej) oraz dobór argumentów przemawiających za tezą o potrzebie badania aktów ludobójczych w perspektywie komparatystycznej, która pozwala uchwycić zbieżności, różnice lub inność poszczególnych masakr zasługujących na pamięć, lecz ze względu na jej erozję na skutek polityki historycznej rzadko omawianych, dyskutowanych lub po prostu ignorowanych. Książka Morawca przywraca wiarę w możliwość spotkania historii kilku ludobójstw i obdarzenia współczuciem kilku narodów. Jedną z najważniejszych konstatacji tej pracy jest twierdzenie, że wciąż w niektórych zakątkach świata trwa wojna, której ofiary (uchodźcy) muszą ułożyć sobie życie w innej części świata (lub) Europy. Trwające dziś migracje ludności zmuszają postronnych obserwatorów do zajęcia wobec tej kwestii jasnego stanowiska. Jedną z możliwości (ulokowanie ich na przestrzeni otoczonej drutem kolczastym) komentuje Magdalena Tulli: „Przychodzą nam do głowy pomysły, żeby trzymać uchodźców za zasiekami z drutu. Inaczej zaleją nas, myślimy sobie. Nie znam nikogo, kto wiedziałby na sto procent, że tego nie trzeba się bać. Ale jeśli zechcemy uniknąć niebezpieczeństwa za wszelką cenę możemy obudzić się w świecie bardzo odległym od wartości, w które wierzymy, a które wymagają poświęceń. Dla jednych te wartości to na przykład miłosierdzie, dla innych równość i braterstwo. Przecież wierzyliśmy w nie, sądziliśmy, że to na nich zbudowana jest nasza kultura. Zamiast tego drut kolczasty? I on ma nam zapewnić bezpieczeństwo? Pomijając nawet kwestię wartości, do których byliśmy przywiązani – nie wierzę, że można zapewnić sobie bezpieczeństwo w taki sposób. Potężna fala przerwie każdą tamę. Świat przestał być bezpieczny i zasieki na dłuższą metę nie pomogą” (Tulli 2017: 226-227). Autorka „Skazy” również za sprawą konotacji, jakie uruchamia „drut kolczasty”, włącza się w proces „pamięci wielokierunkowej”, ale przede wszystkim, wątpiąc w pomysł grodzenia obcych i niebezpiecznych, podkreśla, że dla uzyskania korzyści i spokoju każdy z nas zdolny jest do posunięć, które w sposób niewątpliwy zagrażają poczuciu wolności drugiego człowieka. Stany nadzwyczajne okazują się więc największym sprawdzianem ludzkiej solidarności i to podczas sytuacji granicznych można przekonać się, do czego zdolny jest człowiek (taką puentą, umieszczoną w jednym z ostatnich przypisów, kończy swą książkę Morawiec: „Ani mordy, ani obojętność to nie niezrozumiałe okrucieństwo czy znieczulica. To jesteśmy my – tylko trochę dalej” [s. 350]).

Książka Morawca stanowi cenny wkład w subdyscyplinę Holocaust and genocide studies, która w Polsce nie ma jeszcze ugruntowanej pozycji, lecz trzon jej zespołu tworzą Lech M. Nijakowski, Jacek Leociak i Manus I. Midlarsky, badający zależności pomiędzy ludobójstwami i masakrami. Istotnymi punktami węzłowymi publikacji są zjawiska z pogranicza poetyki, socjologii, historii społecznej oraz historii. Morawiec skupia się nie tylko na problemach niesłowności świadków (która skutkuje rozprzestrzenieniem błędnej informacji o produkcji mydła z ludzi), lecz także recepcji poszczególnych utworów (casus „Lokomotywy” Juliana Tuwima), które stanowią najważniejszy intertekst dziecięcych świadectw Zagłady (m.in. Jerzego Ogórka, Jerzego Orłowskiego i Janki Hescheles). Morawiec dostrzega fundamentalne zjawiska, które towarzyszą aktom ludobójczym, m.in. konstytuowanie się legendy literackiej oraz przechwytywanie języka świadectw do przekształcania własnego idiomu poetyckiego. Wiedza o mechanizmach ludobójczych splata się z finezyjnymi analizami wierszy i prozy, tworząc niespotykaną dotąd jakość w polskim literaturoznawstwie.

Ludobójstwa, o których pisze Morawiec, dobitnie uświadamiają, że w XX wieku nie ma niewinnych świadków oraz że piętno minionych katastrof odbija się na świadomości memorialnej mieszkańców Europy w postaci roszczeń do uwzględnienia Zagłady/Gułagu jako kluczowego doświadczenia. Najnowsze opracowania ujawniają mechanizm pomijania grup o nasilonej opresji ze względu nie tylko na narodowość, lecz również płeć (gwałty i molestowanie seksualne kobiet), co badacz odnotowuje – i poza wyszczególnieniem tortur i rodzajów przemocy względem kobiet staje po stronie tych, którzy, diagnozując etiologię zła, odrzucają uzasadnienia metafizyczne i demoniczną motywację sprawców (zob. s. 346). Książka Morawca poza walorami, o których była już mowa (dzięki dokładnemu wyszczególnieniu ofiar w kolejnych rozdziałach możliwe jest wszczęcie procesu przywracania pamięci niemym ofiarom, których los nie zainteresował opinii publicznej, m.in. casus ofiar z placówki Am Spiegelgrund czy Lublińca, ponieważ w wyniku działań wojennych uzyskały Agambenowski status homo sacer), ujawnia także zakres koniecznych eksploracji i udowadnia, że postulowana w dzisiejszych czasach interdyscyplinarność naprawdę jest możliwa. Publikację Morawca czyta się (pomimo tematu, który podejmuje) z przyjemnością i podziwem dla autora, który wykonał po prostu kawał dobrej roboty (także archiwalnej i filologicznej)!

LITERATURA:

Chmielewska K.: „Człowiek-pomnik. Instytucjonalizacja i przejęcie bohaterów na przykładzie Marka Edelmana”. W: „Pomniki pamięci/ Miejsca niepamięci”. Red. K. Chmielewska i A. Molisak. Warszawa 2017.

Erll A.: „Kultura pamięci. Wprowadzenie”. Przekł. A. Teperek. Posłowie i redakcja naukowa M. Saryusz-Wolska. Warszawa 2018.

Friedländer S.: „Dokąd prowadzi pamięć. Moje życie”. Przeł. Michał Romanek. Kraków 2017.

„Jaka piękna iluzja. Magdalena Tulli w rozmowie z Justyną Dąbrowską”. Fotografie M. Grynberg. Kraków 2017.

Nijakowski L.M.: „Rozkosz zemsty. Socjologia historyczna mobilizacji ludobójczej”. Warszawa 2013.

Rothberg M.: „Pamięć wielokierunkowa. Pamiętanie Zagłady w epoce dekolonizacji”. Przeł. K. Bojarska. Warszawa 2015.

Rybicka E.: „Pamięć i miasto. Palimpsest vs. pole walki”. „Teksty Drugie” 2011, nr 5.

Tomczok M.: „Czyja dzisiaj jest Zagłada? Retoryka – ideologia – popkultura”. Warszawa 2017.
Arkadiusz Morawiec: „Literatura polska wobec ludobójstwa. Rekonesans”. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Łódź 2018.