I NIE BYŁO JUŻ NIKOGO (THE WICKED + THE DIVINE. TOM 2: FANDEMONIUM)
A
A
A
Przy okazji recenzowania pierwszego tomu „The Wicked + The Divine” trochę narzekałem, że momentami akcja jest w tej serii aż nazbyt wolna. Drugi tom pokazuje jednak idealnie, iż to pieczołowite ustawianie pionków na planszy, wprowadzanie postaci i nakreślanie zasad działających tym światem było potrzebne, gdyż kolejny rozdział boskiej sagi na poziomie dostarczania nowych rozwiązań – tak fabularnych, jak i rysunkowych – jest znakomity.
Poprzednia odsłona zakończyła się mocnym uderzeniem – Lucyfer, najciekawsza postać z panteonu celebrytów, została zamordowana w brutalny sposób, chociaż to ona była główną podejrzaną w sprawie bogobójstwa. Podejrzenia rozlewają się teraz po innych bóstwach, ponieważ każdy wydaje się mieć jakiś powód, żeby zdecydować się na tak radykalne działania.
Gillen nadal sprawnie rozwija swój świat przebojowych nadludzi, skupiając się teraz głównie na tym, jak wielkim brzemieniem jest posiadanie mocy, sławy oraz boskiego statusu. Każdy ma tutaj swoje za uszami, a za wieczną zabawą kryją się skomplikowane problemy – wypadkowe posiadania cudownych umiejętności, kumulowanej frustracji czy nieubłaganie uciekającego czasu – duszone hedonistycznymi uciechami. Prosty schemat zestawienia ze sobą celebrytów i bogów pokazujący wydatnie, że niewiele się od siebie różnią, Gillen rozpisuje naturalnie i szczegółowo.
Bohaterowie są ciekawą wypadkową prostoty tabloidowych przerysowań (można ich opisać za pomocą kilku słów), ale w czasie śledztwa powracają ich ludzkie złożone uwarunkowania – poprzez podejmowanie emocjonalnych decyzji na nowo zbliżają się do swoich śmiertelnych „ja”, przez co zyskują jako postacie. A każda z nich została znakomicie wkomponowana w kryminalną historię, gdzie dosyć szybko dostajemy odpowiedzi na nurtujące pytania, które rodzą jednak cały worek kolejnych. Scenarzysta umiejętnie utrzymuje uwagę czytelnika na każdej stronie, a całość zbioru znowu kończy się arcyciekawym cliffhangerem, który zmusza do czekania na kontynuację z wypiekami na twarzy.
Całe śledztwo i dążenie do odkrycia prawdy przez nastoletnią śmiertelniczkę znakomicie ilustruje Jamie McKelvie, który lubi eksperymenty, co widać w sposobie kadrowania, zabawie szczegółami czy w całym numerze poświęconym przedstawieniu imprezy, będącej odpowiednikiem boskiego „zjazdu” po LSD, który przeżywamy wraz z bohaterką. Znakomite wykorzystanie jaskrawych kolorów, przejrzystość designu postaci współgrająca z ich niezwykłością, znakomite wyczucie przestrzeni – już dla samych rysunków warto zainteresować się tym tytułem.
„The Wicked + The Divine” to niezwykle oryginalny i przesiąknięty miłością do muzyki felieton na temat stanu świata współczesnych celebrytów, połączony ze zgrabnym kryminałem i kapitalną narracją wizualną. To ten typ komiksu, który można pokazać znajomym stroniącym zazwyczaj od tego medium, ponieważ w znakomity sposób wychodzi poza jego granice. Jest historią, którą spokojnie mógłby napisać Neil Gaiman w swoich najpłodniejszych czasach. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
Poprzednia odsłona zakończyła się mocnym uderzeniem – Lucyfer, najciekawsza postać z panteonu celebrytów, została zamordowana w brutalny sposób, chociaż to ona była główną podejrzaną w sprawie bogobójstwa. Podejrzenia rozlewają się teraz po innych bóstwach, ponieważ każdy wydaje się mieć jakiś powód, żeby zdecydować się na tak radykalne działania.
Gillen nadal sprawnie rozwija swój świat przebojowych nadludzi, skupiając się teraz głównie na tym, jak wielkim brzemieniem jest posiadanie mocy, sławy oraz boskiego statusu. Każdy ma tutaj swoje za uszami, a za wieczną zabawą kryją się skomplikowane problemy – wypadkowe posiadania cudownych umiejętności, kumulowanej frustracji czy nieubłaganie uciekającego czasu – duszone hedonistycznymi uciechami. Prosty schemat zestawienia ze sobą celebrytów i bogów pokazujący wydatnie, że niewiele się od siebie różnią, Gillen rozpisuje naturalnie i szczegółowo.
Bohaterowie są ciekawą wypadkową prostoty tabloidowych przerysowań (można ich opisać za pomocą kilku słów), ale w czasie śledztwa powracają ich ludzkie złożone uwarunkowania – poprzez podejmowanie emocjonalnych decyzji na nowo zbliżają się do swoich śmiertelnych „ja”, przez co zyskują jako postacie. A każda z nich została znakomicie wkomponowana w kryminalną historię, gdzie dosyć szybko dostajemy odpowiedzi na nurtujące pytania, które rodzą jednak cały worek kolejnych. Scenarzysta umiejętnie utrzymuje uwagę czytelnika na każdej stronie, a całość zbioru znowu kończy się arcyciekawym cliffhangerem, który zmusza do czekania na kontynuację z wypiekami na twarzy.
Całe śledztwo i dążenie do odkrycia prawdy przez nastoletnią śmiertelniczkę znakomicie ilustruje Jamie McKelvie, który lubi eksperymenty, co widać w sposobie kadrowania, zabawie szczegółami czy w całym numerze poświęconym przedstawieniu imprezy, będącej odpowiednikiem boskiego „zjazdu” po LSD, który przeżywamy wraz z bohaterką. Znakomite wykorzystanie jaskrawych kolorów, przejrzystość designu postaci współgrająca z ich niezwykłością, znakomite wyczucie przestrzeni – już dla samych rysunków warto zainteresować się tym tytułem.
„The Wicked + The Divine” to niezwykle oryginalny i przesiąknięty miłością do muzyki felieton na temat stanu świata współczesnych celebrytów, połączony ze zgrabnym kryminałem i kapitalną narracją wizualną. To ten typ komiksu, który można pokazać znajomym stroniącym zazwyczaj od tego medium, ponieważ w znakomity sposób wychodzi poza jego granice. Jest historią, którą spokojnie mógłby napisać Neil Gaiman w swoich najpłodniejszych czasach. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
Kieron Gillen, Jamie McKelvie: „The Wicked + The Divine. Tom 2: Fandemonium” („The Wicked + The Divine, Vol. 2: Fandemonium”). Tłumaczenie: Piotr Czarnota. Wydawnictwo Mucha Comics. Warszawa 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |