
MIĘDZY MUSICALEM A TEATREM LALKOWYM ('BLASZANY BĘBENEK', REŻ. WOJCIECH KOŚCIELNIAK)
A
A
A
Ogromne szczęście ma ten, kto będzie miał okazję zobaczyć Agatę Kucińską w roli Oskara w „Blaszanym bębenku” Wojciecha Kościelniaka. Aktorka Wrocławskiego Teatru Lalek w spektaklu Teatru Capitol staje się animatorką, aktorką dramatyczną, śpiewaczką i tancerką – choć to właściwie jej musicalowy debiut. Kucińska tworzy postać wielopłaszczyznową, nieco groteskową, ale też dotkliwie przejmującą, momentami rozczulającą. To przepiękna kreacja, która zmienia się i rozwija z każdą kolejną sekundą ponadtrzygodzinnego przedstawienia. Oskar w ujęciu Kucińskiej to właściwie kilkanaście różnych postaci – od zbuntowanego, wciąż nieco uroczego kilkulatka (fantastycznie animowana tintamareska), przez pogrążonego w żałobie po stracie matki odrzutka, aż po szefa gangu Wyciskaczy, którego Kucińska przenosi już w żywy plan, pokazując swój talent taneczny. Sukces „Blaszanego Bębenka” to w dużej mierze praca Agaty Kucińskiej – jej dramaturgia, dynamika, technika i kreacja.
Oskar to wieczne dziecko – marzyciel, który nie chce dorosnąć, naznaczony piętnem odrzucającego karła. To także pełen energii i ciekawości świata czarodziej, który w osobliwy sposób przeżywa rzeczywistość wojenną. Tę osobliwość jeszcze mocniej wydobywa na wierzch forma, bo tintamareska (niewielka lalka, która dostaje od animatora głowę i ręce) jest uosobieniem wszystkich kontrastów, które tkwią w Oskarze.
Pełna kontrastów, ale także umiejętnie między nimi balansująca jest cała realizacja Kościelniaka – w „Blaszanym Bębenku” dostajemy wodewil, tragifarsę, operetkę i dramat. Trudny temat podany zostaje w lekkiej formie, choć gdzieniegdzie towarzyszy jej przeszywający smutek. Kościelniak z jednej strony wyśmiewa nieco gatunek, jednocześnie na gatunkowości buduje swój spektakl, stanowiący kompromis między musicalem a teatrem lalkowym.
Oskar, chłopczyk o sile głosu rozbijającej szkła, przenosi opowieść o swoim rodzinnym Gdańsku, uginającym się pod naporem II wojny światowej do… sklepu z zabawkami. To tam, w najbliższym mu otoczeniu, udaje mu się przywołać dramatyczne wspomnienia. Sklepowe zabawki ożywają przy nim, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, budząc w sobie coś nieodgadnionego i dziwnego. Historia wciąga i zachwyca na każdej płaszczyźnie, bo też na każdej z nich jest opowiadana z inną energią. Pierwsza to opowieść pisana wspomnieniami Oskara, drugą tworzy fantastyczna scenografia, wyciągnięta z salonów i bawialni bogatych międzywojennych domów, trzecią – poruszające piosenki. I w końcu czwarta – którą można opisać jako zupełnie odrębne tworzywo – ruch sceniczny. W „Blaszanym bębenku” choreografia to osobna kategoria sceniczna. Jej autorka, Ewelina Adamska-Porczyk, tknęła w nią życie i własną energię sceniczną – w każdym ruchu zespołu widoczny jest jej indywidualny styl tańca. Choreografia jest pełnoprawną częścią opowieści, w której swoją szczególną rolę ma Barbara Olech – Czarna Kucharka. Jest to mroczna, frapująca postać, z doskonałą techniką i osobowością sceniczną.
Na scenie Capitolu tym razem ma okazję w pełni wybrzmieć talent tych, którzy dotąd raczej nie grali pierwszych skrzypiec. Mamy więc Macieja Maciejewskiego, który w pierwszym akcie znakomicie wydobywa komizm swej postaci, w drugim zaś ukazuje jej dramatyzm. Jest też matka Oskara, którą gra Alicja Kalinowska – pozornie beztrosko roześmiana, ale w środku przygnębiająco rozdarta. W inscenizacji biorą udział również aktorzy gościnni – wodząca na pokuszenie Katarzyna Janiszewska czy intrygujące Paulina Jeżewska i Karolina Szeptycka, które w muzycznym duecie zachwycają wokalem i rozbawiają do łez. Pojawia się tutaj także gwiazda desek Capitolu – Justyna Szafran w roli Anny. Jest to postać, która jest reliktem przeszłości w nowych, mrocznych czasach. I jest – jak zwykle – doskonała.
Liczę na to – i chyba się nie pomylę – że popularność „Blaszanego Bębenka” dogoni niezwykle obleganego w Capitolu „Mistrza i Małgorzatę”. Nowa realizacja Kościelniaka ma wszystko, co potrzebne, by stać się hitem: doskonałe piosenki, piękną choreografię, grozę i dowcip, zniewalające aktorstwo oraz niepokojącą myśl, o której trudno zapomnieć – tę odnoszącą się do skutków rządów zamordystów w Polsce.
Oskar to wieczne dziecko – marzyciel, który nie chce dorosnąć, naznaczony piętnem odrzucającego karła. To także pełen energii i ciekawości świata czarodziej, który w osobliwy sposób przeżywa rzeczywistość wojenną. Tę osobliwość jeszcze mocniej wydobywa na wierzch forma, bo tintamareska (niewielka lalka, która dostaje od animatora głowę i ręce) jest uosobieniem wszystkich kontrastów, które tkwią w Oskarze.
Pełna kontrastów, ale także umiejętnie między nimi balansująca jest cała realizacja Kościelniaka – w „Blaszanym Bębenku” dostajemy wodewil, tragifarsę, operetkę i dramat. Trudny temat podany zostaje w lekkiej formie, choć gdzieniegdzie towarzyszy jej przeszywający smutek. Kościelniak z jednej strony wyśmiewa nieco gatunek, jednocześnie na gatunkowości buduje swój spektakl, stanowiący kompromis między musicalem a teatrem lalkowym.
Oskar, chłopczyk o sile głosu rozbijającej szkła, przenosi opowieść o swoim rodzinnym Gdańsku, uginającym się pod naporem II wojny światowej do… sklepu z zabawkami. To tam, w najbliższym mu otoczeniu, udaje mu się przywołać dramatyczne wspomnienia. Sklepowe zabawki ożywają przy nim, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, budząc w sobie coś nieodgadnionego i dziwnego. Historia wciąga i zachwyca na każdej płaszczyźnie, bo też na każdej z nich jest opowiadana z inną energią. Pierwsza to opowieść pisana wspomnieniami Oskara, drugą tworzy fantastyczna scenografia, wyciągnięta z salonów i bawialni bogatych międzywojennych domów, trzecią – poruszające piosenki. I w końcu czwarta – którą można opisać jako zupełnie odrębne tworzywo – ruch sceniczny. W „Blaszanym bębenku” choreografia to osobna kategoria sceniczna. Jej autorka, Ewelina Adamska-Porczyk, tknęła w nią życie i własną energię sceniczną – w każdym ruchu zespołu widoczny jest jej indywidualny styl tańca. Choreografia jest pełnoprawną częścią opowieści, w której swoją szczególną rolę ma Barbara Olech – Czarna Kucharka. Jest to mroczna, frapująca postać, z doskonałą techniką i osobowością sceniczną.
Na scenie Capitolu tym razem ma okazję w pełni wybrzmieć talent tych, którzy dotąd raczej nie grali pierwszych skrzypiec. Mamy więc Macieja Maciejewskiego, który w pierwszym akcie znakomicie wydobywa komizm swej postaci, w drugim zaś ukazuje jej dramatyzm. Jest też matka Oskara, którą gra Alicja Kalinowska – pozornie beztrosko roześmiana, ale w środku przygnębiająco rozdarta. W inscenizacji biorą udział również aktorzy gościnni – wodząca na pokuszenie Katarzyna Janiszewska czy intrygujące Paulina Jeżewska i Karolina Szeptycka, które w muzycznym duecie zachwycają wokalem i rozbawiają do łez. Pojawia się tutaj także gwiazda desek Capitolu – Justyna Szafran w roli Anny. Jest to postać, która jest reliktem przeszłości w nowych, mrocznych czasach. I jest – jak zwykle – doskonała.
Liczę na to – i chyba się nie pomylę – że popularność „Blaszanego Bębenka” dogoni niezwykle obleganego w Capitolu „Mistrza i Małgorzatę”. Nowa realizacja Kościelniaka ma wszystko, co potrzebne, by stać się hitem: doskonałe piosenki, piękną choreografię, grozę i dowcip, zniewalające aktorstwo oraz niepokojącą myśl, o której trudno zapomnieć – tę odnoszącą się do skutków rządów zamordystów w Polsce.
Günter Grass „Blaszany Bębenek”. Scenariusz, teksty piosenek, reżyseria: Wojciech Kościelniak. Muzyka: Mariusz Obijalski. Scenografia: Anna Chadaj. Choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk. Premiera: 6.10.2018, Teatr Muzyczny Capitol.
Fot. Łukasz Giza.
Fot. Łukasz Giza.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |