ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (362) / 2019

Jacek Bielawa,

NA SCENIE MIASTA (GRABOWSKI: 'TU. SZTUKA I PRZESTRZEŃ GÓRNEGO ŚLĄSKA')

A A A
„Tu. Sztuka i przestrzeń Górnego Śląska” Wojciecha Grabowskiego to bardzo osobiste spojrzenie na górnośląską (przede wszystkim katowicką) przestrzeń miejską, a także na dzieła sztuki powstające w tej przestrzeni i pod jej wpływem. „Tu” nie jest kolejnym, jednym z wielu przewodników po górnośląskiej architekturze i sztuce, w których opisuje się historię i styl poszczególnych, wartych uwagi, obiektów z pozycji eksperta-encyklopedysty. Wojciech Grabowski nie ogranicza się do wskazania i opisania obiektywnie istniejących miejsc na architektonicznej mapie śląskiej aglomeracji, ale relacjonuje swoje bycie „tu i teraz”, w określonych, jedynych swoim rodzaju sytuacjach, które wydarzyły się w przestrzeni miejskiej. Miasto jest tu rodzajem sceny, na której odbywa się performance. Performerem jest narrator, literackie porte-parole autora. Czas opowiadania w „Tu” jest przeważnie dość odległy od czasu opowiadanej sytuacji. Narrator najchętniej sięga do przeżyć z lat szkolnych, tak jakby bardziej ufał własnym doznaniom z tamtego okresu, co zapewne wiąże się z poszukiwaniem świeżości spojrzenia, nieskażonego jeszcze zanadto wiedzą akademicką. Tak więc Wojciech Grabowski podróżuje w tych szkicach nie tylko po miejskiej przestrzeni, nie tylko eksploruje dzieła sztuki, ale odbywa również wędrówkę w czasie do epoki późnego PRL-u lub wczesnych lat 90. ubiegłego wieku. Chłopiec śpieszący do szkoły po krzywych, skutych tłustym, zamarzniętym błotem chodnikach ulicy Gliwickiej w Katowicach jest performerem doskonałym, bo jeszcze nie wie, że dojrzały narrator użyje materii jego życia do własnej sztuki, każąc sobie młodemu stać się częścią opowiadania. Tym samym wprowadzone zostają dwie, nakładające się na siebie perspektywy widzenia: „tu i teraz” dzieciństwa i dorosłości.

Wojciech Grabowski prowadzi rodzaj dialogu z miastem. To trochę tak, jakby aktor dialogował ze sceną, na której występuje. Bohater i jego przestrzeń życia wzajemnie się dopełniają i na nowo definiują. A jednocześnie Grabowski – dojrzały intelektualista, prowadzi dialog z sobą samym – spontanicznym, miejskim sytuacjonistą, przy czym głos wiodący w tej rozmowie zostaje oddany młodości, jakby zetknięcie własnej skóry z tkanką miasta miało większą atrakcję niż konfrontacja wiedzy z obiektywizującym spojrzeniem. Tamten młody jest eksperymentatorem, miejskim kaskaderem, przyzywanym ciągle zza kurtyny czasu, by dać odpowiedź na kluczowe pytanie tych szkiców: w jaki sposób sztuka wiąże się z życiem? Młody bohater to „errant – błądzący psychogeograf – który jest częścią miejskiej zbiorowości, nie obserwatorem-intelektualistą i estetą, lecz reżyserem, performerem, podmiotem cielesnym, uczestniczącym. Odrzuca podwójność, chcąc być jak najbliżej tkanki miejskiej, w sposób jak najmniej zapośredniczony. Jest więc dzieckiem futurystycznego marzenia o »stenografii tysiąca wypadków«, surrealistycznej wizji miasta jako projekcji psyche i – szerzej – awangardowego zwrotu ku działaniu, zdarzeniu, skandalowi, eksperymentowi” (Szalewska 2017). Tyle tylko, że młody „performer” pewnie wówczas jeszcze nawet nie przypuszcza, że zostanie kiedyś obsadzony w roli „psychogeografa”.

Jeśli zatem Wojciech Grabowski opowiada o architekturze ulicy Gliwickiej w Katowicach, kluczem do zrozumienia jego powieści jest zdarzenie sprzed lat, gdy chłopiec przewrócił się na oblodzonej jezdni, śpiesząc się na tramwaj. Ulica staje się sceną, pasażerowie tramwaju są widownią i zarazem zbiorowym bohaterem etiudy o stłuczonych pośladkach i policzkach czerwonych od wstydu („ale się wydupił synek”). Fachowym rozważaniom na temat stylu architektury budynku rektoratu Akademii Ekonomicznej w Katowicach towarzyszy pełna napięcia opowieść o egzaminie maturalnym z matematyki, zdawanym przed laty w budynku liceum plastycznego po przeciwnej stronie ulicy 1 Maja. I także tym razem opisywany obiekt staje się sceną akcji, bo to właśnie z gmachu rektoratu ma zostać nadany tajny sygnał informujący, że rozwiązania zadań maturalnych czekają za umówioną rurą w szkolnej toalecie. W scenie „cudu” rolę sadzawki Siloe pełni jedna z kamienic przy ulicy Dworcowej w Katowicach, siedziba znanej przychodni okulistycznej. Aktorem miejskiego monodramu jest tym razem człowiek, który właśnie odzyskał zdolność widzenia, przyłapany przez młodego widza w momencie ponownego przejrzenia na oczy. Ta scena metaforycznie oddaje zasadniczy temat książki, jakim jest fenomen widzenia. Nie patrzenia, ale właśnie widzenia, doznawania epifanii, odnajdywania rzeczy niezwykłych w codziennym, zwyczajnym krajobrazie.

Zgodnie z tytułem jednego ze szkiców „miasto zawsze zaskakuje”. Trzeba tylko umieć złapać jego rytm, dać mu się ponieść, bo warunkiem widzenia jest ruch, nie powtarzalne, nudne mijanie tych samych punktów w przestrzeni, jak w „Truman Show”, ale ruch improwizowany, taki jak na przywołanym przez Grabowskiego rysunku Willego Heiera „Jazz – taniec murzyński”. Miejski performer, urzeczony ekstatycznymi ruchami bioder czarnoskórej tancerki może trafić w nieoczekiwane rejony sztuki i życia. Choćby na błotniste podwórko katowickiego pigalaka, ulicy Mariackiej, by doświadczyć pierwszego w życiu prawdziwego pocałunku. Gdy patrzy się właśnie w taki zaangażowany, żeby nie powiedzieć miłosny, sposób, świat ulega cudownej przemianie, tworząc jakąś przedziwną jedność. W takim odnowionym na mgnienie oka krajobrazie grzebień na neorenesansowej fasadzie sądu łączy się z grzebieniem przypadkowo napotkanego faceta o cwaniaczkowatym wyrazie twarzy. Tuż za ulicą Gliwicką szumi najprawdziwsze morze, w którym pluskają się śledzie z hurtowni rybnej w towarzystwie ryb zdjętych wprost z martwych natur Louisa Marcoussisa i Fransa Snydersa. Migająca, neonowa piłka do koszykówki na murze hali sportowej huty Baildon dla jadącego tramwajem chłopca staje się wschodzącym słońcem. Podobna poetyka odnajdywania analogii w miejskim krajobrazie jest doskonale znana czytelnikom zbioru „Człowiek-motocykl i inne opowiadania” Wojciecha Grabowskiego.

Niemal połowa tekstów zamieszczonych w „Tu” poświęcona jest dziełom plastycznym śląskich twórców. Podobnie jak w „urbanistycznej” części książki, w szkicach o twórczości Mariana Jędrzejewskiego, Teofila Ociepki, Franza Sikory, Pawła Wróbla czy Felicjana Szczęsnego Kowarskiego panuje klimat osobistego spotkania. Aby zrozumieć twórców i ich dzieł,a trzeba wyjść do nich w sensie dosłownym, zobaczyć, gdzie mieszkali, jak wyglądała ich droga do pracy, a nade wszystko spojrzeć na nich przez pryzmat własnych życiowych doświadczeń. Wówczas widzi się więcej, jaśniej i jakby „w zachwyceniu”. Dzięki zamieszczonym w książce fotografiom i reprodukcjom prac plastycznych czytelnik zyskuje kolejne szanse widzenia.

Najważniejsze jednak, by dać się ponieść nogom i wyobraźni, wyjść z rutyny na scenę miasta, by wziąć udział jednorazowej, niezapomnianej sytuacji, takiej która już na długo pozostanie gdzieś pod powiekami w postaci powidoku – śladu prawdziwego widzenia. Do takiego patrzenia na sztukę i przestrzeń Górnego Śląska zdaje się nas zapraszać Wojciech Grabowski.

Literatura:

K. Szalewska: „Urbanalia – miasto i jego teksty. Humanistyczne studia miejskie”. Słowo/obraz terytoria. Gdańsk 2017.
Wojciech Grabowski: „Tu. Sztuka i przestrzeń Górnego Śląska”. DodoEditor. Kraków 2018.