ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (366) / 2019

Rasha Habbal, Filip Kaźmierczak,

WIERSZE

A A A
Część I: List od wyrwanego drzewa



zgroza

wiem że się mnie boicie

jak albinosa

jak trędowatej

jak wszy prześlizgującej się między poduszkami

tulącymi się przez sen

trzęsiecie się ze zgrozy przed zarażeniem?

z moich ran sączy się wasz śmiech

wiem że was przez to swędzi

uciekajcie

to pierwsze oznaki zadawania się ze mną



na drzwiach izolatki

zasadzam słońce i księżyc

w jednej doniczce

zaciągam zasłony

i wyciągam obsceniczne fantazje i książki

czuję zapach benzyny

polanej na zasuwę drzwi

krzyk zapałki

który tym razem wydaje się głośny

jakby ktoś z nich ugryzł jabłko nad moim uchem

piszę ostatni wers

chodźcie do mnie...

płonę a moje diabły pozostaną z wami

tak oto

odchodzę do boga z uniewinnieniem w ręku



Część II: Listy od wychodzących ze mnie kobiet

metr nocy

(1)

otwarte okno wciąga

metr nocy

i twoją twarz

(2)

otwarte

okno

obnaża cię

obnaża mnie

przed powietrzem

(3)

to powietrze

to samo

ukradło ci dzieci

które wyliczałeś mi powoli

ukradło mi dzieci

które wyliczałam ci powoli

w tym wyglądającym przez okno metrze nocy

całe plemię dzieci maluje smutek wieczoru na biało

(4)

chodzimy drogami które nie przecinają się za dnia

a nocą kiedy zmęczą się nieznajomi

kieruję się w stronę twojej drogi ku mnie

nie mając na sobie nic co przykryje nasze pożądanie



Mokra kreda

Moje palce były rankiem bardzo krótkie

niczym kreda

która całą noc wypisywała na ścianach twojego domu

długie wiersze miłosne

i wiele milczenia

i ogromne przekleństwo

które przypadkiem brzmiało

kocham cię

...

Tam

w podwórzu za domem

jest mała kałuża



Tam

gdzie nikt nas nie widzi

uprawiamy

miłość

na stojąco

i

na boso

...

Martwy kwiat

wypadł z dziobu ptaka

i zaplątał mi się we włosy

kiedy zaplątałam się w twoje usta

...

Mała ryba

wyskoczyła z twoich ust

wiele ryb

popłynęło za nią

i tylko ja jedna

utonęłam

...

Tam

w małej kałuży

stałam mokra

moja pierś drżała

w twojej dłoni

a deszcz

uderzał o blachę

bezdźwięcznie

Niemcy

2016



powiedziałam mu chciałabym

(1)

powiedziałam mu chciałabym...

i nie zamknęłam drzwi zdania



nocą

wyrzuciłam przez okno

wielki palec zawodu

i jak moja babcia wcisnęłam świt

w stanik

żeby się nie zgubił



prześlizgnął się między moimi piersiami

domknął zdanie

i odszedł

(2)

nocą

strzepnęłam palce żalu z mojego ciała



nocą

spytałam cię gdzie ukrywasz

wielki palec zawodu?



nocą

szukałam noża który przetnie dystans

i nie zatrzyma się na węzełku



nocą

nocą

jak każdej nocy

zaczynasz zbierać węzełki

jeden po drugim



nocą

stawiam na to że ciemność

zdolna jest wzruszyć kłódkę mojego naszyjnika

i twojego języka



deszcz

pada deszcz

powoli siąpi deszcz

jak kobieta która po opłaconej godzinie miłości

wyszła nie odwracając się do miłości

wyszła powoli



pada deszcz

powoli siąpi deszcz

niczym kobieta czekająca na mężczyznę który się zgubił

zastawiła na niego pułapki o smaku miłości

czekała cierpliwie



pada deszcz

pospiesznie leje deszcz

niczym kobieta którą miłość wzięła z zaskoczenia

i uciekła zanim ta zdążyła się obudzić

uciekła pospiesznie



kapelusz na pogrzeb

(1)

wyglądasz tak podle

kiedy myślisz że tylko ty

wiesz co jest słuszne



podniesionym głosem

zapraszasz mnie do środka

na słodycze

które upiekła jakaś kobieta

myślała o miłości piekąc je

i płakała z powodu jej bezduszności



wsadzę palec

w lukier

a kiedy go zliżę

będzie bardzo słony

niczym jej łzy

którymi nikt nie zaprząta sobie głowy



(2)

nikt nie wie

o czym myśli zazdrosna kobieta



kobiety myślą o rzeczach delikatnych

jak

trucizna dodana ukradkiem

do kompotu

końcówka zerwanego kabla

w wannie



wąż w łóżku



gaz rozweselający

i kula w potylicę



kobiety myślą w milczeniu

kiedy malują paznokcie

planują twoją śmierć

z pełną elegancją

a kapelusz z czarną koronką

wybrany na pogrzeb

już czeka na półce



dwie kobiety

jak jakiekolwiek dwie kobiety rozsiewamy

skórę na soli myśli

nasze drzewa wyrosły nagie

a nasze koty bez marca

przeganiamy ptaki głupoty

miotłą opętaną pewnością

chodź...

kupimy kredki

dorysujemy brakujące elementy tej sceny

wyciągniętą w naszą stronę dłoń

pocałunki na szyjach

za nimi zamknięte drzwi

i kółko wokół głupoty myśli

chodź...

narysujemy łóżko bez rogów

bez poduszek

z jabłkiem u dołu

zapomniałyśmy o nim kiedy zasnął nasz spryt

chodź...

pobrudźmy myśli pomarańczem

a z pewnością spłyną sokami lubieżności



Przełożył Filip Kaźmierczak