POZA ZASADĄ PRZYJEMNOŚCI (FILIP ZAWADA: 'ROZDEPTAŁEM CZARNEGO KOTA PRZEZ PRZYPADEK')
A
A
A
Do lektury ostatniej książki Filipa Zawady zatytułowanej „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek” podchodziłam z dużą dozą nieufności. Ujęta w krótkie, często wręcz aforystyczne fragmenty opowieść o świecie postrzeganym z perspektywy dziecka przywodzi na myśl inne historie o małym Księciu bądź małym Oskarze , dzięki którym uwiedziony czarem dziecięcego świata czytelnik (niedzielny) przypomina sobie, że istnieje coś takiego jak wyobraźnia, że jest ona właściwa dzieciom i że przy odrobinie fantazji może on, dorosły człowiek, na ciut wyobraźni sobie pozwolić. Zadać na przykład to fenomenologiczne pytanie, dominujące podczas szkoleń pracowniczych z humanistycznym sznytem, a mianowicie: cóż ja widzę, gdy na krzesło spoglądam (czy to kapelusz, czy jednak słoń w brzuchu węża)?. Obydwie z przywołanych pozycji – Saint-Exupéry’ego czy Schmitta – włączają w obręb opowieści o dziecięcym świecie wątki samotności, śmierci i miłości; o tematach tych, pozornie zarezerwowanych dla świata dorosłych, mówią w sposób aspirujący do bycia błyskotliwym i zaskakującym. Podobna idea przyświeca książce Filipa Zawady „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek” – oto młody chłopiec, Franciszek, bękart (jak sam się określa) wychowywany przez siostry zakonne, pozbawiony rodziców mających ponazywać jego świat, staje przed wyzwaniem opisania tego ostatniego swoim własnym językiem. Zawada nie infantylizuje jednak swojego bohatera – Franciszek ze swoimi bystrymi pointami, ciętym językiem i krytycznym spojrzeniem na świat i innych ludzi bardziej przypomina 30-letniego outsidera niż marzycielskie dziecko. Jest kolejnym wcieleniem mężczyzny, którego poznać można było w poprzedniej powieści Zawady. W „Pod słońce było” główny bohater – Filip – boryka się z problemami, które Marcin Pawlik opisał w swojej recenzji następująco: „Rozrastająca się potrzeba uwolnienia z okowów norm i schematów, (...) nie jest już młodzieńczym buntem, a sposobem na szukanie własnej tożsamości. Bohater »Pod słońce było« buduje dom, sadzi drzewo, płodzi syna, ale skrupulatne wypełnianie planu, zaliczenie kolejnych etapów, prowadzi go wprost na oddział leczenia nerwic. Dlatego też postanawia wybrać ciszę” (Pawlik 2015). Tak jak Filip, tak też Franciszek z „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek” szuka swojej drogi do bycia mężczyzną – opowieść zaczyna od stwierdzenia: „każdy facet ma swój korzeń”, a jego męskość zakorzeniać się będzie poprzez ironiczny dystans chłopca-narratora, tak do samego siebie, jak i opisywanego świata. W „Pod słońce było” walka ze społecznymi normami, a jednocześnie próba sprostania męskim wzorcom doprowadziła bohatera do nerwicy. Franciszka, nieprzerwanie walczącego z powtórzeniem i nudą egzystencji (bo „chłopaki rodzą się po to, żeby ciągle coś zmieniać”), stopniowo pożerać będą pustka i melancholia – beznadziejna wakacyjna miłość sprawi, że ostatecznie, podobnie jak Filip, zamilknie.
Siedmio-, ośmioletniego Franciszka poznajemy jako autora dziennika bądź notatnika. Nie odnotowuje on dat, nietrudno jednak spostrzec, że w ramach kolejnych rozdziałów czas szybko upływa – gdy rozstajemy się z narratorem, ma najprawdopodobniej jedenaście lat. U początku opowieści nie przedstawia się z imienia. Przynajmniej przez pewien czas. Jego imię poznamy z notatki szkolnej, która w nieznośny sposób stara się porządkować jego świat: „Franciszek jest dzieckiem nadpobudliwym, ale bardzo pojętnym. Zasób słów duży. Nie rozumie, że wyrazy wulgarne są nieprzyzwoite i nie przystoi ich mówić. (…) Wie, jak wygląda godło i flaga Polski. Potrafi podać tytuł hymnu, jednak nie chce go śpiewać. (…) Potrafi dopasować ilustrację gniazda do odpowiedniego ptaka”. Franciszek, w przeciwieństwie do otaczających go dorosłych, wie, że świata nie da się opisywać przy pomocy znanych uprzednio słów i gotowych konstrukcji. Przyzwyczajenie i powtórzenie to najwięksi wrogowie jego wyobraźni, bowiem powodują „obojętność wobec rzeczy, które są naprawdę fascynujące”. Z tego powodu Franciszek nieustannie przepracowuje świat na nowo, jego domeną stanje się przestrzeń myśli, które będą dla chłopca „najbardziej zastanawiającym stanem, jaki towarzyszy człowiekowi”, choć i do nich, zdaniem bohatera, nie należy się przywiązywać. Przywiązanie do myśli oznacza złudną wiarę w komunikację, dzięki której „ludzie dzielą się między sobą myślami”, przy czym „część z nich traktują jako własne, a drugiej części nie rozumieją, dlatego też komunikacja dla nas jest rzeczą konieczną, ale niemożliwą”. To, co Franciszek opowiada nie tylko o myślach, ale też prawdzie i kłamstwie, dopełnia jego dziecięco-nietzscheańską wizję świata, wedle której powtórzenie dyktuje porządek języka, a przez towarzyszące powtórzeniu zapominanie, pisze Nietzsche: „człowiek może dojść do mniemania, że jest posiadaczem prawdy” (Nietzsche 2009). Franciszek, mimo swojej mądrości, nie czuje się posiadaczem prawdy – jest ona dla bohatera niepojęta, bo wytwarza się w nieustającym przyglądaniu się: sobie w zapiskach z przeszłości, innym w teraźniejszości. Dzięki tej zdolności główny bohater do perfekcji opanuje umiejętność opowiadania.
Wątkiem tematyzowanym przez powieść w sposób szczególny jest obszar doświadczenia, o którym wśród ogromu mądrych spostrzeżeń i sentencji Franciszek nie potrafi wiele powiedzieć – jego myśli zazwyczaj nie dotyczą emocji, w szczególności smutku. Smutek jest niezrozumiałym afektem ze świata dorosłych, który sprawia, że – z nieopisanych przez Franciszka powodów – zakonnice płaczą, gdy słuchają jego opowieści. Bywa wstrząśnięty i zły, nie wiemy jednak wiele o jego melancholii. O tej czytelnik dowiaduje się post factum z jego wspomnień o psychoterapii (której oczywiście tak nie nazywa), czy też składając w całość układankę przelotnych relacji z otaczającymi chłopca ludźmi. Franciszek poszukuje matki wśród otaczających go kobiet, Pani Stefy ze sklepu i kalekiej zakonnicy Jollanty, autorytet ojca dostrzeże u bezdomnego Franka. Popędy Franciszka wyrażać będzie nieustanne pragnienie przekroczenia kondycji, w której się znalazł – kondycji bękarta, który porzuciwszy nadzieje o adopcji jest przekonany, że sam musi dorosnąć do bycia mężczyzną, by ponadawać sensy rzeczywistości. Swoich pragnień nie artykułuje jednak wprost – namiętnie opisuje te cudze, o księdzu proboszczu kochającym luksus, o bogatych z „uczuleniem na biedę” przekonanych o swoim altruizmie, o pragnących miłości zakonnicach; własne pragnienie zapełnia drobnymi przyjemnościami (kradzież lizaków) i złośliwościami (utarczki z innymi dziećmi). Związaną z utajonym pragnieniem miłości pustkę (nudę), która wypełnia życie dziecka z szuflady (okna życia), Franciszek zapełnia myślami i sentencjami. Klęską jego świata paradoksalnie są namiastki miłości – kociej, macierzyńskiej, romantycznej – które, łatwo utracone, przypominają o luce niemożliwej do wypełnienia. Pozornie oswojony ze śmiercią chłopiec przekonuje się, że jej zasadą nie jest koniec czasu, ale koniec przyjemności. „Przyjemność jest jak chodzenie tyłem, ale w dobrym kierunku. Ciągle patrzysz na ten sam piękny widok i nie musisz się martwić, że coś się zmienia. Przyjemność to bardzo ryzykowna sprawa”.
„Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek” przedstawia się jako sprawnie napisana, słodko-gorzka opowieść o sprawach fundamentalnych opowiedzianych z perspektywy dziecka. Choć formułę aforystyczno-moralizującą eksploatuje do granic możliwości, to jej poetycki sznyt sprawia, że unika ona kaznodziejskiej maniery. To taka „książka-lep” – zadaje egzystencjalne pytania w sposób, który sprawia, że czytelnik przegląda się w niej jak w lustrze (przekonany, że jest to książka właśnie o nim). Zawada tę literacką szarlatanerię uprawnia z taką swobodą, że pomimo mojej niechęci do prozy tego typu, pozostaje mi przyznać się do lekturowej przyjemności i wzruszenia.
Literatura:
1. Nietzsche F.: „O prawdzie i kłamstwie w pozamoralnym sensie”. W: tegoż: „Pisma pozostałe”. Przeł. B. Baran. Wydawnictwo Aletheia. Warszawa 2009.
2. Pawlik M.: „Opowieść o niezwyczajnym szaleństwie (F. Zawada »Pod słońce było«)”: http://popmoderna.pl/opowiesc-o-niezwyczajnym-szalenstwie-f-zawada-pod-slonce-bylo/
Siedmio-, ośmioletniego Franciszka poznajemy jako autora dziennika bądź notatnika. Nie odnotowuje on dat, nietrudno jednak spostrzec, że w ramach kolejnych rozdziałów czas szybko upływa – gdy rozstajemy się z narratorem, ma najprawdopodobniej jedenaście lat. U początku opowieści nie przedstawia się z imienia. Przynajmniej przez pewien czas. Jego imię poznamy z notatki szkolnej, która w nieznośny sposób stara się porządkować jego świat: „Franciszek jest dzieckiem nadpobudliwym, ale bardzo pojętnym. Zasób słów duży. Nie rozumie, że wyrazy wulgarne są nieprzyzwoite i nie przystoi ich mówić. (…) Wie, jak wygląda godło i flaga Polski. Potrafi podać tytuł hymnu, jednak nie chce go śpiewać. (…) Potrafi dopasować ilustrację gniazda do odpowiedniego ptaka”. Franciszek, w przeciwieństwie do otaczających go dorosłych, wie, że świata nie da się opisywać przy pomocy znanych uprzednio słów i gotowych konstrukcji. Przyzwyczajenie i powtórzenie to najwięksi wrogowie jego wyobraźni, bowiem powodują „obojętność wobec rzeczy, które są naprawdę fascynujące”. Z tego powodu Franciszek nieustannie przepracowuje świat na nowo, jego domeną stanje się przestrzeń myśli, które będą dla chłopca „najbardziej zastanawiającym stanem, jaki towarzyszy człowiekowi”, choć i do nich, zdaniem bohatera, nie należy się przywiązywać. Przywiązanie do myśli oznacza złudną wiarę w komunikację, dzięki której „ludzie dzielą się między sobą myślami”, przy czym „część z nich traktują jako własne, a drugiej części nie rozumieją, dlatego też komunikacja dla nas jest rzeczą konieczną, ale niemożliwą”. To, co Franciszek opowiada nie tylko o myślach, ale też prawdzie i kłamstwie, dopełnia jego dziecięco-nietzscheańską wizję świata, wedle której powtórzenie dyktuje porządek języka, a przez towarzyszące powtórzeniu zapominanie, pisze Nietzsche: „człowiek może dojść do mniemania, że jest posiadaczem prawdy” (Nietzsche 2009). Franciszek, mimo swojej mądrości, nie czuje się posiadaczem prawdy – jest ona dla bohatera niepojęta, bo wytwarza się w nieustającym przyglądaniu się: sobie w zapiskach z przeszłości, innym w teraźniejszości. Dzięki tej zdolności główny bohater do perfekcji opanuje umiejętność opowiadania.
Wątkiem tematyzowanym przez powieść w sposób szczególny jest obszar doświadczenia, o którym wśród ogromu mądrych spostrzeżeń i sentencji Franciszek nie potrafi wiele powiedzieć – jego myśli zazwyczaj nie dotyczą emocji, w szczególności smutku. Smutek jest niezrozumiałym afektem ze świata dorosłych, który sprawia, że – z nieopisanych przez Franciszka powodów – zakonnice płaczą, gdy słuchają jego opowieści. Bywa wstrząśnięty i zły, nie wiemy jednak wiele o jego melancholii. O tej czytelnik dowiaduje się post factum z jego wspomnień o psychoterapii (której oczywiście tak nie nazywa), czy też składając w całość układankę przelotnych relacji z otaczającymi chłopca ludźmi. Franciszek poszukuje matki wśród otaczających go kobiet, Pani Stefy ze sklepu i kalekiej zakonnicy Jollanty, autorytet ojca dostrzeże u bezdomnego Franka. Popędy Franciszka wyrażać będzie nieustanne pragnienie przekroczenia kondycji, w której się znalazł – kondycji bękarta, który porzuciwszy nadzieje o adopcji jest przekonany, że sam musi dorosnąć do bycia mężczyzną, by ponadawać sensy rzeczywistości. Swoich pragnień nie artykułuje jednak wprost – namiętnie opisuje te cudze, o księdzu proboszczu kochającym luksus, o bogatych z „uczuleniem na biedę” przekonanych o swoim altruizmie, o pragnących miłości zakonnicach; własne pragnienie zapełnia drobnymi przyjemnościami (kradzież lizaków) i złośliwościami (utarczki z innymi dziećmi). Związaną z utajonym pragnieniem miłości pustkę (nudę), która wypełnia życie dziecka z szuflady (okna życia), Franciszek zapełnia myślami i sentencjami. Klęską jego świata paradoksalnie są namiastki miłości – kociej, macierzyńskiej, romantycznej – które, łatwo utracone, przypominają o luce niemożliwej do wypełnienia. Pozornie oswojony ze śmiercią chłopiec przekonuje się, że jej zasadą nie jest koniec czasu, ale koniec przyjemności. „Przyjemność jest jak chodzenie tyłem, ale w dobrym kierunku. Ciągle patrzysz na ten sam piękny widok i nie musisz się martwić, że coś się zmienia. Przyjemność to bardzo ryzykowna sprawa”.
„Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek” przedstawia się jako sprawnie napisana, słodko-gorzka opowieść o sprawach fundamentalnych opowiedzianych z perspektywy dziecka. Choć formułę aforystyczno-moralizującą eksploatuje do granic możliwości, to jej poetycki sznyt sprawia, że unika ona kaznodziejskiej maniery. To taka „książka-lep” – zadaje egzystencjalne pytania w sposób, który sprawia, że czytelnik przegląda się w niej jak w lustrze (przekonany, że jest to książka właśnie o nim). Zawada tę literacką szarlatanerię uprawnia z taką swobodą, że pomimo mojej niechęci do prozy tego typu, pozostaje mi przyznać się do lekturowej przyjemności i wzruszenia.
Literatura:
1. Nietzsche F.: „O prawdzie i kłamstwie w pozamoralnym sensie”. W: tegoż: „Pisma pozostałe”. Przeł. B. Baran. Wydawnictwo Aletheia. Warszawa 2009.
2. Pawlik M.: „Opowieść o niezwyczajnym szaleństwie (F. Zawada »Pod słońce było«)”: http://popmoderna.pl/opowiesc-o-niezwyczajnym-szalenstwie-f-zawada-pod-slonce-bylo/
Filip Zawada: „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek”. Wydawnictwo Znak. Kraków 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |