STRACONE ZŁUDZENIA NIEZŁOMNOŚCI (MAŁGORZATA I MICHAŁ KUŹMIŃSCY: 'MARA')
A
A
A
Omawiając „Pomiędzy zbrodniami” Adama Regiewicza, narzekałam na dobór materiału źródłowego. Niektóre fragmenty brzmiały tak, że po cytowane kryminały, nawet doceniając ich znaczenie dla prowadzonych przez komparatystę analiz, raczej bym nie sięgnęła. Równocześnie jednak zawdzięczam książce Regiewicza świadomość istnienia cyklu, który wciągnął mnie całkowicie. Małgorzata i Michał Kuźmińscy serią powieści o Annie Serafin i Sebastianie Strzygoniu błyskawicznie trafili do mojej czołówki rodzimych autorów gatunku (obok, przede wszystkim, Anny Kańtoch, Zygmunta Miłoszewskiego i Wojciecha Chmielarza). „Etnokryminały”, w których antropolożka kultury wykorzystuje wiedzę akademicką w śledztwach prowadzonych z ambitnym dziennikarzem, dotyczą spraw trudnych: wojennej przeszłości górali („Śleboda”), śląskich patologii („Pionek”), mniejszości romskiej („Kamień”). Teraz przyszedł czas na „Marę” – część chyba najbardziej ryzykowną, poświęconą wątkom żydowskim.
Bohaterowie dynamiczni
Fabularnie najbliżej „Marze” pewnie do „Ślebody” – wojenna historia przeplata się tu ze zbrodniami współczesnymi. Warto jednak podkreślić, że ze względu na inną kulturową specyfikę i poparty lekturami oraz archiwalnymi kwerendami kontekst Zagłady nie można uznać nowej książki za powtarzającą pomysły z pierwszego tomu. Inni, chociaż niby ci sami, są też bohaterowie. Anka i Bastian się zmienili, dojrzeli, weszli w nowe relacje. Ich trudna przyjaźń i współpraca wciąż jednak trwa, podobnie jak romans Anki z Gerardem. I chociaż początkowo mogło się wydawać, że młody architekt to chwilowa przeszkoda na drodze do połączenia Anki z Bastianem, dość schematycznego w tego typu powieściach (często celowo „obrzydzających” czytelnikowi inne niż „jedyny słuszny” wątki romansowe), to coraz wyraźniej widać, że Kuźmińskim udało się stworzyć dla głównej bohaterki partnera z krwi i kości. Wcale nie jest takie oczywiste, że Anka powinna być ze Strzygoniem.
Wątki prywatne pełnią ważną rolę wyraźne, ale nie przytłaczają śledztw. A te są w „Marze” dwa, przy czym wszystkim zaangażowanym w te sprawy wciąż towarzyszy pytanie, na ile są one powiązane. Znalezienie zwłok Władysława Wężyka, nieudolnego lokalnego biznesmena, i odkopanie starych kości na podwórku remontowanego przez siostrę Bastiana domu po dziadkach to wydarzenia, które wyciągają na światło dzienne niewygodne historie, te współczesne i te z przeszłości.
Wygodna niewiedza
Kuźmińscy zręcznie przeskakują między planami czasowymi, pokazując współczesne próby rozwikłania tajemnic związanych z losem Żydów w Dąbrowie Tarnowskiej, w tym z Judenjagd – polowaniami na tych, którym udało się uciec z gett i transportów. Fakt, że kości, które mogą wiązać się z wojennymi sekretami, znaleziono na rodzinnej posesji Bastiana, sprawia, że dziennikarz staje przed dylematem: drążyć temat czy zapewnić bliskim pozostawanie w wygodnej niewiedzy. Ten problem wpływa na zachowanie bohatera. Jak stwierdza Anka: „Jest nieznośny, bo ta sprzeczność musi być nieznośna” (s. 59). To zresztą duży plus „Mary” i całego cyklu – Serafin i Strzygoń są nieidealni, często wręcz irytujący, ale ich wady i lęki zostają dobrze uzasadnione ich osobowością i kolejnymi doświadczeniami.
Los jednej rodziny to dla Kuźmińskich doskonały pretekst do pokazania, że takich historii i rodzin, które nie mogą mieć pewności, po której stronie moralnie stali ich przodkowie, jest wiele, a przypadków wydawania lub „likwidowania” Żydów przez Polaków – znacznie więcej, niż chcieliby wierzyć ci, którzy mówią o „marginesie”, „mętach”, „bandytach”, niezaburzających idealnego obrazu narodu. Śledztwo prowadzone w „Marze” pokazuje, że wiedzę o prawdziwych wydarzeniach mają najstarsi świadkowie, ale się nią nie dzielą, bo nikt tak naprawdę nie chce znać prawdy: „Bo mnie nikt nie pytał” (s. 176) – tłumaczy staruszka, dopiero po dekadach wspominając haniebne zachowanie swoich sąsiadów.
Poruszając tematy podobne do tych, po jakie sięga Jan Tomasz Gross, Kuźmińscy stawiają dużo pytań, na które nie chcą dawać odpowiedzi w formie wyższościowego morału. Pokazują w „Marze”, że skala prześladowania Żydów przez Polaków była duża, ale też zmuszają (bohaterów, czytelników) do namysłu, co z tą wiedzą zrobić. Dramatycznie brzmi pytanie miejscowego księdza, który stara się uświadomić Ance, że mieszkańcy Dąbrowy Tarnowskiej robią wiele, by pamiętać o żydowskiej przeszłości: „Za mało robimy, źle pamiętamy?” (s. 203). Czy można budować dobre rzeczy na wypartych, zatajonych złych? Czy dopiero odzyskanie dla zabitych ich imion daje kolejnym generacjom Polaków jakiekolwiek prawo, by iść dalej?
Kryminał „wielojęzyczny”
Nie jest jednak „Mara” wykładem z historii udającym powieść gatunkową. Siła „etnokryminałów” Kuźmińskich i na tym polega, że pozornie dość może kaskaderskie wplatanie w zbrodniczą fabułę elementów antropologii, historii, etnografii wypada spójnie z tradycyjnymi cechami gatunku. Zabójstwa, realia dziennikarstwa śledczego, ale też – w „Marze” nawet wyraźniej – środowiska policyjne i prokuratorskie (ciekawa postać Judyty Franz), dramaty rodzin ofiar i sprawców. Na dodatek nierozczarowujące rozwiązanie fabularnych intryg. Wszystko tu jest, na dodatek dobrze napisane.
W niewielu innych kryminałach spodziewać się można zdania typu: „Anka rzuciła mu spojrzenie biologa, któremu asystent zachlapał drugim śniadaniem szalkę Petriego” (s. 208). Kuźmińscy radzą sobie świetnie z narracją i dialogami czasem odpowiednio do tematu poważnymi, a czasem, adekwatnie do absurdów świata przedstawionego, ironicznymi. Różnicują sposoby mówienia postaci, podkreślając elementy gwarowe, wplatając słowa charakterystyczne dla regionu, każąc bohaterom zastanawiać się nad tym, jak i co mówią w zależności od pochodzenia, profesji, sytuacji. Gdybym miała na coś „warsztatowego” ponarzekać, to wciąż nie do końca udają się w tych powieściach sceny erotyczne; na tle precyzyjnej, czasem bezlitosnej, czasem humorystycznej narracji „Mary” wypadają literacko gorzej, nie zawsze też wydają się w danym (nomen omen) momencie książki niezbędne.
***
„Mara” to wciągający kryminał na temat równie niewygodny, co niezbędny. Ze względu na nawiązania do poprzednich tomów i ewolucję głównych bohaterów lepiej czytać tę powieść zgodnie z kolejnością w cyklu. Jednak ze względu na wagę podjętego zagadnienia doradzam sięgniecie przynajmniej po tę książkę, jeśli nie planuje się innych spotkań z twórczością Kuźmińskich. Chociaż naprawdę warto je zaplanować. To równy poziomem cykl, w oryginalny sposób wykorzystujący zasady gatunku, a czasem kształtujący je na własną, uniwersytecko-dziennikarską modłę. Oczywiście istnieje obawa, że „Mara”, jako publikacja naruszająca narrację o bohaterskich Polakach ratujących Żydów, nie spodoba się tym, którym najbardziej by się przydała, ale może, choć to pewnie wariant bardzo optymistyczny, wiedza podana w ramach trzymającej w napięciu kryminalnej opowieści trafi do kogoś, do kogo w inny sposób by nie trafiła. A przekonanych – do takiej narracji historycznej i do twórczości Kuźmińskich – przekonywać nie trzeba: powinni być lekturą w pełni usatysfakcjonowali.
Bohaterowie dynamiczni
Fabularnie najbliżej „Marze” pewnie do „Ślebody” – wojenna historia przeplata się tu ze zbrodniami współczesnymi. Warto jednak podkreślić, że ze względu na inną kulturową specyfikę i poparty lekturami oraz archiwalnymi kwerendami kontekst Zagłady nie można uznać nowej książki za powtarzającą pomysły z pierwszego tomu. Inni, chociaż niby ci sami, są też bohaterowie. Anka i Bastian się zmienili, dojrzeli, weszli w nowe relacje. Ich trudna przyjaźń i współpraca wciąż jednak trwa, podobnie jak romans Anki z Gerardem. I chociaż początkowo mogło się wydawać, że młody architekt to chwilowa przeszkoda na drodze do połączenia Anki z Bastianem, dość schematycznego w tego typu powieściach (często celowo „obrzydzających” czytelnikowi inne niż „jedyny słuszny” wątki romansowe), to coraz wyraźniej widać, że Kuźmińskim udało się stworzyć dla głównej bohaterki partnera z krwi i kości. Wcale nie jest takie oczywiste, że Anka powinna być ze Strzygoniem.
Wątki prywatne pełnią ważną rolę wyraźne, ale nie przytłaczają śledztw. A te są w „Marze” dwa, przy czym wszystkim zaangażowanym w te sprawy wciąż towarzyszy pytanie, na ile są one powiązane. Znalezienie zwłok Władysława Wężyka, nieudolnego lokalnego biznesmena, i odkopanie starych kości na podwórku remontowanego przez siostrę Bastiana domu po dziadkach to wydarzenia, które wyciągają na światło dzienne niewygodne historie, te współczesne i te z przeszłości.
Wygodna niewiedza
Kuźmińscy zręcznie przeskakują między planami czasowymi, pokazując współczesne próby rozwikłania tajemnic związanych z losem Żydów w Dąbrowie Tarnowskiej, w tym z Judenjagd – polowaniami na tych, którym udało się uciec z gett i transportów. Fakt, że kości, które mogą wiązać się z wojennymi sekretami, znaleziono na rodzinnej posesji Bastiana, sprawia, że dziennikarz staje przed dylematem: drążyć temat czy zapewnić bliskim pozostawanie w wygodnej niewiedzy. Ten problem wpływa na zachowanie bohatera. Jak stwierdza Anka: „Jest nieznośny, bo ta sprzeczność musi być nieznośna” (s. 59). To zresztą duży plus „Mary” i całego cyklu – Serafin i Strzygoń są nieidealni, często wręcz irytujący, ale ich wady i lęki zostają dobrze uzasadnione ich osobowością i kolejnymi doświadczeniami.
Los jednej rodziny to dla Kuźmińskich doskonały pretekst do pokazania, że takich historii i rodzin, które nie mogą mieć pewności, po której stronie moralnie stali ich przodkowie, jest wiele, a przypadków wydawania lub „likwidowania” Żydów przez Polaków – znacznie więcej, niż chcieliby wierzyć ci, którzy mówią o „marginesie”, „mętach”, „bandytach”, niezaburzających idealnego obrazu narodu. Śledztwo prowadzone w „Marze” pokazuje, że wiedzę o prawdziwych wydarzeniach mają najstarsi świadkowie, ale się nią nie dzielą, bo nikt tak naprawdę nie chce znać prawdy: „Bo mnie nikt nie pytał” (s. 176) – tłumaczy staruszka, dopiero po dekadach wspominając haniebne zachowanie swoich sąsiadów.
Poruszając tematy podobne do tych, po jakie sięga Jan Tomasz Gross, Kuźmińscy stawiają dużo pytań, na które nie chcą dawać odpowiedzi w formie wyższościowego morału. Pokazują w „Marze”, że skala prześladowania Żydów przez Polaków była duża, ale też zmuszają (bohaterów, czytelników) do namysłu, co z tą wiedzą zrobić. Dramatycznie brzmi pytanie miejscowego księdza, który stara się uświadomić Ance, że mieszkańcy Dąbrowy Tarnowskiej robią wiele, by pamiętać o żydowskiej przeszłości: „Za mało robimy, źle pamiętamy?” (s. 203). Czy można budować dobre rzeczy na wypartych, zatajonych złych? Czy dopiero odzyskanie dla zabitych ich imion daje kolejnym generacjom Polaków jakiekolwiek prawo, by iść dalej?
Kryminał „wielojęzyczny”
Nie jest jednak „Mara” wykładem z historii udającym powieść gatunkową. Siła „etnokryminałów” Kuźmińskich i na tym polega, że pozornie dość może kaskaderskie wplatanie w zbrodniczą fabułę elementów antropologii, historii, etnografii wypada spójnie z tradycyjnymi cechami gatunku. Zabójstwa, realia dziennikarstwa śledczego, ale też – w „Marze” nawet wyraźniej – środowiska policyjne i prokuratorskie (ciekawa postać Judyty Franz), dramaty rodzin ofiar i sprawców. Na dodatek nierozczarowujące rozwiązanie fabularnych intryg. Wszystko tu jest, na dodatek dobrze napisane.
W niewielu innych kryminałach spodziewać się można zdania typu: „Anka rzuciła mu spojrzenie biologa, któremu asystent zachlapał drugim śniadaniem szalkę Petriego” (s. 208). Kuźmińscy radzą sobie świetnie z narracją i dialogami czasem odpowiednio do tematu poważnymi, a czasem, adekwatnie do absurdów świata przedstawionego, ironicznymi. Różnicują sposoby mówienia postaci, podkreślając elementy gwarowe, wplatając słowa charakterystyczne dla regionu, każąc bohaterom zastanawiać się nad tym, jak i co mówią w zależności od pochodzenia, profesji, sytuacji. Gdybym miała na coś „warsztatowego” ponarzekać, to wciąż nie do końca udają się w tych powieściach sceny erotyczne; na tle precyzyjnej, czasem bezlitosnej, czasem humorystycznej narracji „Mary” wypadają literacko gorzej, nie zawsze też wydają się w danym (nomen omen) momencie książki niezbędne.
***
„Mara” to wciągający kryminał na temat równie niewygodny, co niezbędny. Ze względu na nawiązania do poprzednich tomów i ewolucję głównych bohaterów lepiej czytać tę powieść zgodnie z kolejnością w cyklu. Jednak ze względu na wagę podjętego zagadnienia doradzam sięgniecie przynajmniej po tę książkę, jeśli nie planuje się innych spotkań z twórczością Kuźmińskich. Chociaż naprawdę warto je zaplanować. To równy poziomem cykl, w oryginalny sposób wykorzystujący zasady gatunku, a czasem kształtujący je na własną, uniwersytecko-dziennikarską modłę. Oczywiście istnieje obawa, że „Mara”, jako publikacja naruszająca narrację o bohaterskich Polakach ratujących Żydów, nie spodoba się tym, którym najbardziej by się przydała, ale może, choć to pewnie wariant bardzo optymistyczny, wiedza podana w ramach trzymającej w napięciu kryminalnej opowieści trafi do kogoś, do kogo w inny sposób by nie trafiła. A przekonanych – do takiej narracji historycznej i do twórczości Kuźmińskich – przekonywać nie trzeba: powinni być lekturą w pełni usatysfakcjonowali.
Małgorzata i Michał Kuźmińscy: „Mara”. Wydawnictwo Dolnośląskie. Wrocław 2019 [seria: Ślady zbrodni].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |