
ATRAKCYJNE MUTACJE (MAGDALENA PIORUŃSKA: 'TWIERDZA TYTONU')
A
A
A
Kontynuacja „Twierdzy Kimerydu” Magdaleny Pioruńskiej aż prosi się o krzykliwe plakaty w stylu filmów z lat 50.: „Jeszcze więcej krwi! Jeszcze większe zbrodnie! Jeszcze większe dinozaury!” albo o mushupowy opis na okładce: „Unikatowe połączenie »Jurassic Worldu«, cyklu »Igrzyska śmierci«, »Czarnej Pantery« oraz »Tajemnicy Brokeback Mountain«”. Zastrzegam od razu: przywołanych tu określeń nie uważam za deprecjonujące, Pioruńska bowiem zdecydowanie należy do wąskiego grona autorów, którzy w efektywny i zarazem efektowny sposób potrafią integrować w obrębie swojego stylu elementy najróżniejszych konwencji gatunkowych.
„Twierdza Tytonu” – tak jak i „Twierdza Kimerydu” – jest trochę dramatem politycznym, trochę powieścią fantasy z wątkami science fiction i trochę powieścią gejowską. Opowiadając o dalszych losach półczłowieka-półraporta Tyrsa Molliny i jego rodzeństwa, autorka w dalszym ciągu stawia akcent na konwencję coming of age. Bohaterowie jej powieści żyją gwałtownie i (często) umierają młodo, a łączące ich związki są burzliwe i bardzo zmysłowe. Nic dziwnego, w końcu przyszło im wzrastać w bardzo trudnych czasach. Afrykański Kimeryd, który po brutalnej interwencji cesarza Brytanika i jego okrutnego dziedzica Sina legł w gruzach, odradza się niczym feniks z popiołów i – wchodząc w na pierwszy rzut oka korzystny układ z imperium Azteków – przygotowuje się do rozprawy z Europą. Tymczasem w stolicy cesarstwa, Vintage, narastają wewnętrzne konflikty. Już wkrótce splot politycznych okoliczności i nie zawsze dobrych decyzji na zawsze odmieni losy Tyrsa, jego młodszych braci Taniela i Terry oraz głównej bohaterki tomu, dziewczyny o imieniu Livia, która właśnie rozpoczyna studia i doświadcza pierwszych miłosnych zawirowań, w czym niemały udział ma charyzmatyczny rudzielec Patrick Horn.
W „Twierdzy Tytonu” potęgę militarną manifestuje się nie poprzez wystrzeliwanie rakiet, lecz poprzez ujeżdżanie allozaura, działaczy ruchu oporu rekrutuje się wśród modowych fotografów i celebrytów mediów społecznościowych, a status najlepszego studenta przysługuje nie tym, którzy – dajmy na to – zdobędą stypendium rektora, lecz tym, którzy przetrwają quasi-gladiatorskie pojedynki urządzane ku uciesze arystokracji. W związku z tym bohaterom trochę brakuje czasu na zdawanie kolokwiów i chodzenie na wykłady – w zasadzie cudem jest to, że chodzić na nie mogą, skoro jeszcze niedawno część z nich była więźniami ośrodka przypominającego obóz koncentracyjny.
Pioruńska tka swoje kimerydzkie uniwersum z popkulturowo nośnych i atrakcyjnych elementów, w czym niemałą rolę pełnią sceny wystylizowanej przemocy i erotyki oraz malownicze, urzekające żywymi barwami pejzaże. „Tka” to zresztą nie najtrafniejsze określenie; fabularną strategię autorki wypadałoby raczej porównać do budowania wieży z klocków różnych kształtów i rozmiarów. Jak wiadomo, producenci zabawek pilnie dbają o to, by konsumenci dochowali im wierności, w związku z czym kolejne oferowane przez nich zestawy zwykle nie są kompatybilne z wyrobami konkurentów. Tam, gdzie Pioruńska natyka się na trudności typu „jak połączyć Lego z Waderem”, w ruch idą ostre raptorze pazury. Autorka bez skrupułów przykrawa gatunkowe konwencje do swoich celów, żadnej wiernie się nie trzyma, ale też żadnej nie uwłacza. Tym zaś, co trzyma w ryzach oferowany przez nią patchwork, są emocje. Chociaż bowiem fabularne elementy, z jakich skonstruowana jest „Twierdza Tytonu” – skumulowane w jednej powieści – mogą przyprawiać o zawrót głowy, to uczucia, o których pisze Pioruńska, sprawiają wrażenie stuprocentowo autentycznych.
Przez pełną niezwykłości fabułę co rusz przebijają zatem uniwersalne tematy poszukiwania własnej tożsamości i potrzeby określenia się wobec innych (zwłaszcza wobec rodziny) oraz pytania o to, w jakim stopniu nasze charaktery determinują geny, a w jakim środowisko, w którym wzrastaliśmy. Notabene: pomysł łączenia w jedno obcych sobie elementów, konstytutywny dla konstrukcji książki Pioruńskiej, stanowi centrum świata w niej przedstawionego. Podstawową ideą jest w nim wszak genetyczna mutacja, stosowana w celu zarówno integrowania DNA ludzi i dinozaurów, jak i przedłużenia młodości członków moralnie zdegenerowanej arystokracji. Nie dajmy się zatem zwieść: „Twierdza Tytonu” to zdecydowanie więcej niż powieść pełna atrakcyjnych wątków, wartkiej akcji, erotyzmu, dosadnego języka oraz bohaterów piękniejszych, zdolniejszych i seksualnie sprawniejszych od przeciętnego człowieka. W gruncie rzeczy jest obfitującym w subtelności i niuanse studium gwałtownych emocji i pragnień towarzyszących dorastaniu, w którym bardzo często – tak jak w książce Pioruńskiej – po tętniących sensualnością letnich popołudniach nad brzegiem rzeki następują dni ścinającego krew w żyłach chłodu.
„Twierdza Tytonu” – tak jak i „Twierdza Kimerydu” – jest trochę dramatem politycznym, trochę powieścią fantasy z wątkami science fiction i trochę powieścią gejowską. Opowiadając o dalszych losach półczłowieka-półraporta Tyrsa Molliny i jego rodzeństwa, autorka w dalszym ciągu stawia akcent na konwencję coming of age. Bohaterowie jej powieści żyją gwałtownie i (często) umierają młodo, a łączące ich związki są burzliwe i bardzo zmysłowe. Nic dziwnego, w końcu przyszło im wzrastać w bardzo trudnych czasach. Afrykański Kimeryd, który po brutalnej interwencji cesarza Brytanika i jego okrutnego dziedzica Sina legł w gruzach, odradza się niczym feniks z popiołów i – wchodząc w na pierwszy rzut oka korzystny układ z imperium Azteków – przygotowuje się do rozprawy z Europą. Tymczasem w stolicy cesarstwa, Vintage, narastają wewnętrzne konflikty. Już wkrótce splot politycznych okoliczności i nie zawsze dobrych decyzji na zawsze odmieni losy Tyrsa, jego młodszych braci Taniela i Terry oraz głównej bohaterki tomu, dziewczyny o imieniu Livia, która właśnie rozpoczyna studia i doświadcza pierwszych miłosnych zawirowań, w czym niemały udział ma charyzmatyczny rudzielec Patrick Horn.
W „Twierdzy Tytonu” potęgę militarną manifestuje się nie poprzez wystrzeliwanie rakiet, lecz poprzez ujeżdżanie allozaura, działaczy ruchu oporu rekrutuje się wśród modowych fotografów i celebrytów mediów społecznościowych, a status najlepszego studenta przysługuje nie tym, którzy – dajmy na to – zdobędą stypendium rektora, lecz tym, którzy przetrwają quasi-gladiatorskie pojedynki urządzane ku uciesze arystokracji. W związku z tym bohaterom trochę brakuje czasu na zdawanie kolokwiów i chodzenie na wykłady – w zasadzie cudem jest to, że chodzić na nie mogą, skoro jeszcze niedawno część z nich była więźniami ośrodka przypominającego obóz koncentracyjny.
Pioruńska tka swoje kimerydzkie uniwersum z popkulturowo nośnych i atrakcyjnych elementów, w czym niemałą rolę pełnią sceny wystylizowanej przemocy i erotyki oraz malownicze, urzekające żywymi barwami pejzaże. „Tka” to zresztą nie najtrafniejsze określenie; fabularną strategię autorki wypadałoby raczej porównać do budowania wieży z klocków różnych kształtów i rozmiarów. Jak wiadomo, producenci zabawek pilnie dbają o to, by konsumenci dochowali im wierności, w związku z czym kolejne oferowane przez nich zestawy zwykle nie są kompatybilne z wyrobami konkurentów. Tam, gdzie Pioruńska natyka się na trudności typu „jak połączyć Lego z Waderem”, w ruch idą ostre raptorze pazury. Autorka bez skrupułów przykrawa gatunkowe konwencje do swoich celów, żadnej wiernie się nie trzyma, ale też żadnej nie uwłacza. Tym zaś, co trzyma w ryzach oferowany przez nią patchwork, są emocje. Chociaż bowiem fabularne elementy, z jakich skonstruowana jest „Twierdza Tytonu” – skumulowane w jednej powieści – mogą przyprawiać o zawrót głowy, to uczucia, o których pisze Pioruńska, sprawiają wrażenie stuprocentowo autentycznych.
Przez pełną niezwykłości fabułę co rusz przebijają zatem uniwersalne tematy poszukiwania własnej tożsamości i potrzeby określenia się wobec innych (zwłaszcza wobec rodziny) oraz pytania o to, w jakim stopniu nasze charaktery determinują geny, a w jakim środowisko, w którym wzrastaliśmy. Notabene: pomysł łączenia w jedno obcych sobie elementów, konstytutywny dla konstrukcji książki Pioruńskiej, stanowi centrum świata w niej przedstawionego. Podstawową ideą jest w nim wszak genetyczna mutacja, stosowana w celu zarówno integrowania DNA ludzi i dinozaurów, jak i przedłużenia młodości członków moralnie zdegenerowanej arystokracji. Nie dajmy się zatem zwieść: „Twierdza Tytonu” to zdecydowanie więcej niż powieść pełna atrakcyjnych wątków, wartkiej akcji, erotyzmu, dosadnego języka oraz bohaterów piękniejszych, zdolniejszych i seksualnie sprawniejszych od przeciętnego człowieka. W gruncie rzeczy jest obfitującym w subtelności i niuanse studium gwałtownych emocji i pragnień towarzyszących dorastaniu, w którym bardzo często – tak jak w książce Pioruńskiej – po tętniących sensualnością letnich popołudniach nad brzegiem rzeki następują dni ścinającego krew w żyłach chłodu.
Magdalena Piotuńska: „Twierdza Tytonu”. Wydawnictwo Novae Res. Gdynia 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |